Rafał Kocot – konsul „od gór i cmentarzy” archiwum Kuriera Galicyjskiego

Rafał Kocot – konsul „od gór i cmentarzy”

Z końcem sierpnia swoją misję dyplomatyczną we lwowskiej placówce konsularnej kończy konsul Rafał Kocot, kierownik Wydziału Polonii Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Opowiedział o początkach swojej pracy, działaniach w czasie trwającej wojny oraz życiu prywatnym. Rozmawiał z nim Eugeniusz Sało.

Panie Konsulu, spędził Pan we Lwowie prawie 6 lat w Wydziale Polonii Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Jak Pan wspomina swoje pierwsze dni w konsulacie po przyjeździe do Lwowa?

Przyjeżdżając do Lwowa byłem w dość komfortowej sytuacji. Znałem miasto, język i wielu ludzi, w tym pracowników konsulatu. Bez wątpienia ułatwiło mi to start w nowym otoczeniu. Poprzednio pracując w Urzędzie Marszałkowskim w Krakowie opiekowałem się oraz wspierałem prace komisji ds. współpracy z Polonią i Polakami za granicą sejmiku Województwa Małopolskiego, która powstała, aby komplementarnie wspierać polskie środowiska poza Ojczyzną. Dzięki tej pracy miałem możliwość współpracować z polskimi organizacjami od Łatgalii po Mołdawię. Organizowaliśmy między innymi warsztaty metodyczne dla nauczycieli języka polskiego w podkrakowskich Myślenicach, kolonie dla dzieci, przekazywaliśmy pomoc rzeczową dla polskich szkół oraz ośrodków, a nawet wnieśliśmy skromną cegiełkę w odbudowę obserwatorium astronomicznego na Popie Iwanie. Bywaliśmy regularnie na Festiwalu Partnerstwa z prezentacją dorobku kulturalnego Małopolski. Szereg wcześniej poznanych osób stało się partnerami do wspólnych działań. To wszystko było moim wianem, które wniosłem rozpoczynając służbę we Lwowie.

archiwum Kuriera Galicyjskiego

Pierwsze dni pracy to była końcówka przygotowań do najważniejszego placówkowego wydarzenia w roku – 5. Przeglądu Najnowszych Filmów Polskich „Pod Wysokim Zamkiem”, który jest swoistym freskiem współczesnej polskiej kultury. Wielki rozmach organizacyjny, bogaty program, możliwość spotkania wybitnych postaci polskiego świata filmu czyni ten projekt wyjątkowy w skali całej Ukrainy, a nawet tej części Europy. A przecież Przegląd odbywał się również w Iwano-Frankiwsku, dawnym Stanisławowie, a nawet w Użhorodzie na Zakarpaciu. Bez wątpienia pomysłodawcom należą się ogromne gratulacje i wielki szacunek za ogromny wkład pracy i energii. Moje pierwsze dwa tygodnie pracy odbywały się poniekąd filmowo, co pozwoliło na szybkie poznawanie nowych, a istotnych w codziennej współpracy ludzi. Przegląd był również bardzo dobrym formatem do nawiązywania współpracy z liderami polskich środowisk na Ziemi Lwowskiej i Stanisławowskiej i diagnozowania ich potrzeb. Innym aspektem było poznawanie młodego środowiska wolontariuszy współpracujących przy organizacji Przeglądu. Wówczas intuicyjnie wyczuwałem, że tej grupie powinienem poświęcić szczególną uwagę.

archiwum Kuriera Galicyjskiego

Jak przez te wszystkie lata zmieniała się praca i co Panu udało się w tym czasie zrobić?

Moi poprzednicy wypracowali intensywny i przekrojowy plan działań placówki skierowany do rozmaitych środowisk polskich. Obejmował on wspieranie polskiego szkolnictwa oraz wspieranie polskich organizacji społecznych. Bez wątpienia wyjątkowo ważnym wydarzeniem obok wspomnianego powyżej Przeglądu był konkurs wiedzy o języku i kulturze polskiej „Znasz-li ten kraj?” dla uczniów szkół sobotnio-niedzielnych, nie tylko weryfikujący język i wiedzę, ale formujący polskie środowisko oświatowe. Ma on unikatowy charakter w skali całej Ukrainy, a skierowany jest do bardzo istotnego szkolnictwa pozasystemowego. Warto przypomnieć inne cykliczne wydarzenia, które miały swoją kontynuację: Polska Wiosna Teatralna, Polsko-Ukraińsko-Żydowskie Seminarium Młodzieży Arka, konkurs o „Indeks im. Mariusza Kazany”, Festiwal Partnerstwa, Czarodziejska Noc w Bibliotece czy też Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego. Wszystkie te wydarzenia miały już swoją historię i uznany dorobek oraz porządkowały pracę roczną całego wydziału. Wartym szczególnego podkreślenia są wydarzenia 2018 roku, kiedy to polskie środowiska zmobilizowały się i z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości manifestowały wspólnie swoją obecność. Było to niezwykle budujące i krzepiące, widząc wielki pochód Polaków w Mościskach pod biało-czerwonymi flagami. Warto wspomnieć o projektach związanych z Janem Pawłem II. Razem z Instytutem Dialogu Międzykulturowego im. Jana Pawła II z Krakowa zaprezentowaliśmy w l. 2018 i 2020 we Lwowie wystawy przypominające papieża Polaka oraz jego wizytę apostolską na Ukrainę w 2001 roku. Również w tym roku we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej w Rzeszowie zainicjowaliśmy Przystanek Historia – Lwów, który przybliżał wybrane wydarzenia polskiej historii młodzieży również seniorom. I tu pozwolę sobie zakończyć wyliczankę.

O jednej rzeczy jeszcze wspomnę. Bardzo ważnym wydarzeniem była wizyta Pierwszej Damy Pani Agaty Kornhauser-Dudy, która odbyła się z okazji V Polsko-Ukraińskiego Dnia Dziecka w 2019 roku. W Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Marii Zańkowieckiej wspólnie z ponad 750. dzieci z opiekunami obejrzała spektakl urodzonego w Stryju Kornela Makuszyńskiego „Przygody Koziołka Matołka” w wykonaniu Teatru im. W. Siemaszkowej z Rzeszowa, a także wystawę prac plastycznych „Makuszyński dzieciom”. Wśród widzów były dzieci polskie z okręgu konsularnego, dzieci z ukraińskich domów dziecka i z ukraińskich rodzin wielodzietnych, dzieci weteranów ATO oraz krymsko-tatarskich uchodźców. Było to duże wyzwanie organizacyjne, które zakończyło się sukcesem.

Zresztą wizyt na najwyższym szczeblu odbyło się naprawdę sporo. W ubiegłym roku w ośrodku prezydenckim w Hucie w Gorganach odbył się szczyt Prezydentów Trójkąta Lubelskiego – Litwy, Polski i Białorusi. W kwietniu tego roku z pomocą humanitarną dla walczącej Ukrainy przybył do Lwowa Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki. Wicemarszałek Małgorzata Gosiewska regularnie uczestniczyła w obchodach bitwy pod Dytiatynem, a podczas wojny organizuje pomoc rzeczową dla Ukraińców. Nie można nie wspomnieć regularnych wizyt ministra Adama Kwiatkowskiego z Kancelarii Prezydenta, który nie tylko brał udział w uroczystościach w Hucie Pieniackiej, ale regularnie odwiedzał polskie środowiska w ramach prezydenckiej akcji pomocy Polakom na Wschodzie. Przybywał również do nas wielokrotnie minister Jan Dziedziczak, pełnomocnik Rządu do Spraw Polonii i Polaków za Granicą z Rodakami na Ziemi Lwowskiej i Stanisławowskiej. Faktycznie odwiedziło nas w ostatnich latach sporo ważnych gości z Polski, którym mogliśmy przybliżyć problematykę mniejszości polskiej w naszym okręgu konsularnym.

archiwum Kuriera Galicyjskiego

Chcę jeszcze powrócić do wątku wolontariuszy. To w tych osobach widziałem dorastających przyszłych liderów polskiego środowiska. Z dużą radością przyjęliśmy ponowne uruchomienie programu stypendialnego dla studentów polskiego pochodzenia w kraju zamieszkania. Był to program zachęcający młodych Polaków do studiowania w swoich rodzinnych miastach, a nie przenoszenie się na studia do Polski. Poprzednie edycje wykreowały istotne dzisiaj osoby polskich instytucji, jak choćby Marka Horbania, prezesa LKS Pogoń czy też Marię Osidacz, dyrektora Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Stanisławowie czy redaktora Kuriera Galicyjskiego Eugeniusza Sało. Program stypendialny, teraz prowadzony przez Fundację Pomoc Polakom na Wschodzie, stał się realnym instrumentem budowania młodego polskiego środowiska, która określa się mianem Lwowskiej Strefy Młodzieży. To wydawał się być rezerwuar przyszłych polskich elit. Ponadto w roku 2018 udało się zbudować most pomiędzy stypendystami ze Lwowa i Wilna, którzy mieli możliwość odwiedzenia tych miast. Komplementarnym działaniem było organizowane przez CKPiDE „Forum Młodych Polaków” czyli spotkania młodych liderów z różnych ośrodków na całej Ukrainie. Wtedy wydawało się, że w kilkuletniej perspektywie uda się odmłodzić i nadać nową dynamikę polskim organizacjom.

Oczywiście wszystkie te działania są sukcesem wszystkich moich koleżanek i kolegów z kierowanego przeze mnie wydziału, a i urzędu. Cały zespół pracował niezwykle ofiarnie mając świadomość, że sprawy polskie we Lwowie i na Ziemi Lwowskiej mają szczególny wymiar. Bardzo serdecznie im wszystkim dziękuję.

archiwum Kuriera Galicyjskiego

Nazywano Pana konsulem „od gór i cmentarzy”. Czemu właśnie takie skojarzenia mają miejscowi Polacy?

To określenie poniekąd charakteryzuje profil mojej działalności, choć oczywiście nie oddaje całego spektrum mojej pracy. Jednym z moich pierwszych spostrzeżeń w kontakcie z naszymi Rodakami była ich niezbyt dobra znajomość Ziemi Lwowskiej i Stanisławowskiej. Oczywiście ma to swoje wytłumaczenie. Otóż rozpoczynając naukę w szkole z polskim językiem nauczania we Lwowie czy też w Mościskach w naturalny sposób spędzano wakacje w Polsce organizowane przez choćby Stowarzyszenie Wspólnota Polska, bądź Caritas Spes czy też liczne parafie. W takiej sytuacji niejako umyka możliwość poznawania w zorganizowany sposób swojej rodzinnej ziemi, dawnych wschodnich województw II Rzeczpospolitej. Dlatego jeszcze jesienią 2016 roku wymyśliliśmy razem z Markiem Horbaniem, prezesem Lwowskiego Klubu Sportowego „Pogoń” projekt „Przedwojenne tradycje turystyczne – ścieżkami dawnego Głównego Szlaku Karpackiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego”. 1 czerwca 2017 roku ruszyliśmy jakże inaczej, w 70 osób na Przełęcz Rogodze Wielkie, którą na pamiątkę walk w Karpatach II Brygady Legionów podczas I wojny światowej nazwano Przełęczą Legionów. Podczas 6 sezonów turystycznych udało się zorganizować ponad 20 wypraw, podczas których zdobyto najważniejsze wierzchołki Karpat Wschodnich – Howerlę, Sywulę, Pikuja oraz kilka spływów Dniestrem i jego dopływami. W ubiegłym roku swoistą kulminacją tego projektu było zdobycie Stoha w Górach Czywczyńskich na którym kończył swój bieg przedwojenny czerwony szlak. Na samym wierzchołku do dzisiaj istnieje kamienny triplex – geodezyjny znak trójstyku dawnych granic II Rzeczpospolitej, Rumunii i Czechosłowacji, a później Węgier. Tutaj muszę wyrazić wielką wdzięczność Jerzemu Kapłonowi z centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej z Krakowa oraz Dariuszowi Dylągowi ze stowarzyszenia Res Carpathica, który jako przewodnik towarzyszył nam w wielu wyjazdach. Bez wątpienia projekt ten służył budowaniu i wzmocnieniu młodego polskiego lwowskiego i stanisławowskiego środowiska – przyszłych polskich elit tej części Ukrainy, a turystyczna formuła spotkań sprzyja przekazywaniu informacji o historii i dziedzictwie tych ziem. Istotnym jej elementem jest promocja osiągnięć cywilizacyjnych II RP, w dużej części niestety zaprzepaszczonych po 1939 roku. A podczas samych wypraw nie zabrakło wzruszeń, gdy staliśmy przy dawnych słupkach granicznych czy też ruinach przedwojennych schronisk.

archiwum Kuriera Galicyjskiego

Powyższa formuła turystyki historycznej łączy się w pewien sposób z opieką nad miejscami pamięci narodowej w Lwowskim Okręgu Konsularnym. Nie brakuje na tych ziemiach grobów weteranów od powstania kościuszkowskiego, wojen napoleońskich, powstań listopadowego oraz styczniowego, czy też najbardziej znanych poległych w bratobójczej walce z Ukraińcami. Rok 2020 był dobrą okazją przypomnienia wojny polsko-bolszewickiej na tych ziemiach. Obok najbardziej znanych miejsc Zadwórza i Dytiatyna znajduje się u nas szereg upamiętnień i mogił nie tylko żołnierzy Wojska Polskiego, ale również naszych sojuszników – żołnierzy Ukraińskiej Armii Ludowej. Udało się nam dwa lata temu wydać quasi przewodnik autorstwa goszczących również na łamach Kuriera Dmytro Antoniuka i Pawła Bobołowicza po blisko 40 miejscach związanych z wojną polską bolszewicką. Ale faktycznie mocno się zaangażowałem w instytucjonalne uporządkowanie opieki nad rożnymi miejscami pamięci. Kiedy jest stabilny opiekun, mamy pewność, że miejsce nie zaginie i nie zostanie zniszczone. A dotyczy to szczególnie miejscowości, gdzie nie ma już Polaków albo też Polska społeczność jest bardzo nieliczna. W mojej ocenie zachowanie tych miejsc pamięci jest świadectwem przeszłości tych ziem i winno przetrwać dla następnych pokoleń. To poniekąd żartobliwe pytanie dotyka również bardzo poważnej i smutnej kwestii. Często przypadał mi smutny obowiązek odprowadzenia na ostatnią drogę naszych Rodaków. Wielu z nich było fundamentami polskiej społeczności, ofiarnymi działaczami, kombatantami. Te smutne okoliczności powodowały u mnie refleksję o bezpowrotnym przemijaniu polskiego żywiołu. Wraz z ich śmiercią odchodziły wspomnienia o przedwojennym Lwowie, o Polakach, którzy nie opuścili swojego miasta po 1944 roku, czy też początków samoorganizacji polskiej mniejszości narodowej w czasach niepodległej Ukrainy. Naszą rolą jest, aby pamięć o tych osobach przetrwała, a ich nazwiska nie przepadły.

archiwum Kuriera Galicyjskiego

Jak trwająca wojna na Ukrainie zmieniła działalność konsulatu? Jak dostosowywaliście się do nowych wyzwań?

Wybuch wojny z Rosją był bardzo trudnym doświadczeniem. Pojawiła się niepewność, musieliśmy się oswoić z wyciem syren, a i skutkami ataków rakietowych. Duże wrażenie wywarł na nas ostrzał rakietowy poligonu w Jaworowie niedaleko polskiej granicy, bowiem wybuchy można było usłyszeć nawet we Lwowie.  W pierwszych tygodniach wojny pracowaliśmy niezwykle intensywnie. Było mało czasu na sen, a dodatkowo w tle pojawiała się troska o rodzinę, bliskich i przyjaciół.

Od pierwszych dni ewakuowaliśmy obywateli polskich oraz posiadaczy Karty Polaka do kraju. Dla mnie osobiście były to bardzo trudne momenty, bowiem żegnałem się z osobami, które znałam od wielu lat, współpracowaliśmy, zbudowaliśmy zaufanie i dobre relacje. Miałem takie wrażenie, że cała praca poprzednich lat właśnie kończy wraz z wyjazdem tych osób. Na szczęście cześć wróciła, cześć pomaga z oddali. Jednak należy stwierdzić, że środowisko polskie uległo pewnej dekompozycji i wielkim wyzwaniem i zadaniem będzie jego choć częściowa odbudowa. Ważnym aspektem w początkowym okresie była organizacja, transport i dostarczenie pomocy humanitarnej dla polskich środowisk. Tutaj dziękuję wszystkim partnerom z Polski, którzy włączyli się w tę akcję. Sytuacja po kilku miesiącach w pewnym sensie ustabilizowała się, choć trudno o tym mówić w kontekście stanu wojennego. Staramy się wspierać nasze placówki oświatowe mając nadzieję na terminowe rozpoczęcie roku szkolnego. Trzeba pamiętać, że tzw. „polskie szkoły” zostały zamienione na miejsca noclegowe dla uchodźców wewnętrznych i wymagają prac przed rozpoczęciem roku szkolnego.

W ciągu pobytu we Lwowie dużo się zmieniło również w Pana życiu prywatnym.

Faktycznie moja rodzina powiększyła się podczas pobytu we Lwowie. Przyjechaliśmy z córką i synem, a wyjeżdżamy z kolejnymi dwiema córkami, dla których Lwów to jedyne miasto, które znają. Zresztą ślady lwowskie na zawsze pozostaną w życiu naszych dzieci. Najstarsza córka rozpoczęła swoją edukację w szkole nr 24 im. Marii Konopnickiej. Poza tym wszystkie nasze dzieci są sakramentalnie związane ze Lwowem, a szczególnie z naszą parafią pw. św. Antoniego Padewskiego. Młodsze zostały tam ochrzczone, a starsze przyjęły Pierwszą Komunię świętą. Jesteśmy z żoną bardzo wdzięczni braciom franciszkanom za wszelką pomoc i życzliwość. Dzięki naszym decyzjom dzieci będą musiały przyjeżdżać do Lwowa wydobywać dokumenty i to na zawsze wiąże z tym miastem. (Śmiech).

Ale na poważnie, to dzieci uwrażliwiały mnie w szczególny sposób na sprawy oświaty polskiej, której sytuacja z uwagi na wprowadzane prawo ukraińskie związane z nauczaniem mniejszości w ich ojczystych językach po prostu się pogarsza. Zatem można powiedzieć, że dzięki dzieciom byłem w niezwykle bliskich kontaktach z naszymi szkołami oraz ich bieżącymi potrzebami. To dawało również możliwość szybkiego reagowania na różnego rodzaju incydenty.

A skoro już mowa o parafii św. Antoniego, to rodziny z dziećmi stały się pretekstem do organizacji plenerowego pikniku rodzinnego w dawnych ogrodach klasztornych, który stał się dobrym formatem spotkań polskich i nie tylko mieszkańców Łyczakowa.

Skoro pytanie dotyczy życia prywatnego, to jestem winny głęboką wdzięczność mojej żonie Joannie. Dzięki jej wyrozumiałości i rozumieniu przez nią istoty mojej służby mogłem poświęcić się pracy.

archiwum Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Iwano-FrankiwskuZa czym najbardziej będzie Pan tęsknił?

Bez wątpienia za naszymi Rodakami, z którymi przez te wszystkie lata bardzo się zżyłem. I miejscami, i będą to nie tylko góry i cmentarze (śmiech). No i smaczną kuchnią we Lwowskiej Premierze czy też w Kupole. Na pewno również za dobrym klimatem pracy w konsulacie i kolegami, jak również za dobrymi przełożonymi, od których się wiele mogłem nauczyć.

Jak chciałby Pan, aby Pana zapamiętano tutaj?

Mam nadzieję, że zostanę zapamiętany jako życzliwy i wrażliwy na sprawy polskie nie tylko jako konsul, a po prostu człowiek. I na pewno sporo zdjęć, choćby w Kurierze będzie pretekstem do dobrych wspomnień.

W imieniu całej redakcji Nowego Kuriera Galicyjskiego życzymy Panu pomyślności i realizacji kolejnych celów i planów.

Rozmawiał Eugeniusz Sało

X