Pseudomieszkańcy klasztoru w Husiatynie Arcybiskup lwowski Mieczysław Mokrzycki podczas wizytacji parafii w Husiatynie. Obok – o. Michał Bagiński OFM i o. Polikarp Strełkiwski OFM (archiwum franciszkanów)

Pseudomieszkańcy klasztoru w Husiatynie

W położonym nad Zbruczem Husiatynie franciszkanie od ponad czwierć wieku nie mogą przystąpić do remontu XVII-wiecznego klasztoru, który został im przekazany przez władze ukraińskie, ponieważ w ruinach cel zakonnych są zameldowane całe rodziny mieszkańców tego miasteczka.

Gwardian domu Zakonu Braci Mniejszych i proboszcz parafii św. Antoniego o. Michał Bagiński OFM wystosował list otwarty do radnych zjednoczonej społeczności husiatyńskiej, w którym żąda anulowania meldunku tych osób. Złożył również podanie do policji.

Istnienie barokowego zespołu klasztornego sięga czasów opisanych przez Henryka Sienkiewicza w „Ogniem i mieczem”. Nieopodal Husiatyna Zagłoba spotkał wracających z cerkwi młodożeńców i kazał zaprosić się na wesele, na którym tęgo się zabawił, co było początkiem jego kolejnych tarapatów. Według kronik i materiałów archiwalnych fundatorem klasztoru był Walenty Aleksander Kalinowski, starosta bracławski i generalny starosta podolski. Okazały kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny oraz klasztor wzniesiono około 1625 roku. Jeszcze w II połowie XVII wieku podczas najazdów tureckich i tatarskich oraz powstań kozackich zabudowania klasztorne były całkowicie zrujnowane i nie nadawały się do zamieszkania. Z tego powodu w 1660 roku bernardyni wyjechali z Husiatyna. Po powrocie zakonników w 1690 roku hetman wielki koronny Adam Mikołaj Sieniawski sfinansował ponad trzydziestoletnią odbudowę zespołu klasztornego. W wyniku rozbiorów Polski miasteczko znalazło się na terenie zaboru austriackiego. W roku 1786 na mocy dekretu cesarza Józefa II klasztor bernardynów został zlikwidowany. Należący dotąd do nich kościół został przekształcony w świątynię parafialną, zaś klasztor – w plebanię i siedzibę urzędu miejskiego. Po poważnych zniszczeniach wskutek działań wojennych w latach 1914–20, w okresie II Rzeczypospolitej kolejny raz odnowiono husiatyński klasztor. W 1928 roku parafia według „Schematyzmu” liczyła 3145 wiernych, z tego w Husiatynie 1200 wiernych.

Arcybiskup lwowski Mieczysław Mokrzycki podczas wizytacji parafii w Husiatynie. Obok – o. Michał Bagiński OFM i o. Polikarp Strełkiwski OFM (archiwum franciszkanów)

W Husiatynie urodził się polski duchowny ks. biskup Marian Rechowicz (1910–1983), kapłan archidiecezji lwowskiej, który w latach 1956–1965 był rektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a od 1973 roku administratorem apostolskim archidiecezji lwowskiej z siedzibą w Lubaczowie.

W 1938 roku do Husiatyna ponownie wrócili bernardyni, jednak już po sześciu latach, po zakończeniu II wojny światowej musieli opuścić miasto razem ze wszystkimi polskimi mieszkańcami miasteczka. Zabrali cudowny obraz św. Antoniego do klasztoru w Alwerni koło Krakowa, gdzie umieszczono go w klasztornym korytarzu. Z czasem biskup Rechowicz pomógł w przekazaniu go do Obornik Śląskich nieopodal Wrocławia, gdzie znaleźli swój nowy dom Polacy z Husiatyna.

Po zamknięciu kościoła przez władze sowieckie rozebrano dzwonnicę i mur obronny. Ogród przekształcono na boisko sportowe. W świątyni rozlokowano fabrykę, następnie magazyn chemikaliów, zaś pomieszczenia klasztorne przerobiono na mieszkania.

W niepodległej Ukrainie, w lutym 1990 roku katolikom obrządku łacińskiego zwrócono kościół, który był w opłakanym stanie. Franciszkanie ponownie wrócili do Husiatyna i rozpoczęli remont świątyni, który nadal trwa.

– Tarnopolska Administracja Obwodowa swoją uchwałą nr 20 od 5 marca 1992 roku przekazała nam na własność kościół bernardynów w Husiatynie wraz z celami, bez podziału na części – mówi o. Michał Bagiński OFM. – Tam też zaznaczono, że jest to zabytek architektury, jednak znajduje się w stanie awaryjnym, i że jego pomieszczenia nie nadają się do zamieszkania.

W czasach sowieckich, w 1987 roku administracja i związek zawodowy przedsiębiorstwa państwowego do wykonania prac agrochemicznych w rejonie husiatyńskim otrzymały dla swoich pracowników od władz miasteczka zezwolenie na pobyt w dawnych pomieszczeniach klasztoru. Był to swego rodzaju akademik robotniczy, po którym już dawno pozostały ruiny. Tymczasem pod tym adresem nadal są oficjalnie zameldowane osoby, które nie mają nic wspólnego z klasztorem. Dwa lata temu zarejestrowano tam nawet dziecko.

– Prawdą jest, że dziecko musi być zarejestrowane tam, gdzie są rodzice lub jedno z rodziców, ale rodzice muszą być zarejestrowani w miejscu zamieszkania – czytamy w liście otwartym do radnych Husiatyna. – Wystarczy manipulować: „meldunek dziecka tam, gdzie jest matka”. Już od 2003 roku nie ma meldunku, istnieje rejestracja pobytu. Czy mama dziecka mieszka w klasztorze?! Nie. Czy matka ma powód, żeby zarejestrować miejsce zamieszkania w klasztorze? Nie.

Fot. archiwum franciszkanów
{gallery}gallery/2020/Husiatyn_klasztor{/gallery}

Ojciec Michał Bagiński wystosował stertę listów z prośbą o zwolnienie klasztoru od pseudomieszkańców.

W Husiatynie nie jest żadną tajemnicą gdzie naprawdę mieszkają czy mają swoje domy osoby zameldowane w klasztorze franciszkańskim. W urzędzie miasteczka też wiedzą, ale usprawiedliwiają się powołując na nieczynne biuro paszportowe, które zarejestrowało te osoby przed zwrotem klasztoru franciszkanom.

– Przeciągacie tę sprawę, ale dlaczego nie zarejestrujecie te osoby w ich faktycznym miejscu zamieszkania? – wciąż pyta urzędników i radnych w Husiatynie o. Michał Bagiński. Zapewnia również, że kontaktował się ze wszystkimi rodzinami, zostawiał listy z prośbą o zwolnienie z rejestracji w klasztorze. Franciszkanin przypuszcza, że władze oszukały tych ludzi, obiecując zapewnić im mieszkanie, jednak tego nie uczyniły. Według statystyki urzędu miasteczka Husiatyn w klasztorze franciszkańskim pod koniec 2019 roku zarejestrowano dziewięć osób świeckich, cztery zaś osoby wycofano z rejestru w murach zakonnych, w tym rodziców z dwójką dzieci.

– Błędy muszą być uznawane i korygowane jak grzechy na spowiedzi, aby nie zostały uznane za umyślne działania przeciwko Kościołowi i państwu jako przestępstwa – zaznaczył w liście do radnych o. Michał Bagiński. Podkreślił też, że konieczne jest postępowanie zgodnie z prawem i rozwiązywanie problemów zgodnie z prawem.

W tym roku Tarnopolska Państwowa Administracja Obwodowa na jego prośbę potwierdziła pisemnie, że cały zespół klasztorny jest własnością franciszkanów.

Sytuacja jest naprawdę absurdalna i o tym nieraz pisały lokalne media ukraińskie. Zdaniem o. Bagińskiego tego problemu nie chce z jakiegoś powodu rozwiązać osoba pełniąca obowiązki wójta, a radni milczą.

W klasztorze przebywa tylko dwóch franciszkanów – o. Michał Bagiński i o. Polikarp Strełkiwski. Obaj są obywatelami Ukrainy. Sprawują nabożeństwa w dwóch językach: po polsku i po ukraińsku. Katechizują młodzież. Podnoszą z gruzów zabytkowy klasztor z myślą o odnowieniu tej perełki podolskiej nad Zbruczem i przywróceniu jej wielkości, godności i piękna. Czy będą procesować się z urzędniczką o naruszenie administracyjne? Na razie liczą, że po wyborach samorządowych na Ukrainie w tym miesiącu może coś się zmieni.

Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 19 (359), 16–29 października 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X