Przyczyny polsko-ukraińskich sprzeczek i awantur

Uważam, że początkiem każdego z konfliktów polsko-ukraińskich jesteśmy my sami.

Świadomie bądź nieświadomie, zapominamy o deklarowanych wartościach, wierze i o obowiązkach z nich wynikających. Podczas polsko-ukraińskich sporów traktujemy chrześcijaństwo jak sklepową półkę, z której można wybrać to, co się podoba. Miłość bliźniego, przebaczenie, źdźbło i belka… Z radością i satysfakcją rachujemy grzechy innych, swoich nie wyznając. Zaznaczam, że pisząc „my” mam na myśli zarówno Polaków, jak Ukraińców. Kiedy przeanalizuje się początki kolejnych polsko-ukraińskich „starć”, nie sposób nie zauważyć, że ich początek ma swe źródło w interesach politycznych pojedynczych ludzi i partii (o Moskwie nie wspominam). Od nas jednak, pojedynczych Polaków i Ukraińców zależy, czy chcemy zrozumieć co nas boli i dlaczego, i jeśli nawet nie uznamy wzajemnie swoich racji, to czy wykażemy się życzliwością, wyrozumiałością i szacunkiem.

Pisanie o polsko-ukraińskich stosunkach powoli staje się nudne. I to pomimo znacznej dynamiki ostatnich awantur, zadrażnień, oświadczeń, żądań, apeli, upamiętnień, protestów itd. Atmosfera jest gorąca, awantura niemal w apogeum, a ja uważam, że pisanie o tym jest nudne? Otóż, jeśli do tego, co się dzieje między Polską i Ukrainą podejść poważnie, zająć się rzeczową analizą przyczyn tych konfliktów i kryzysów, a nie rozpalaniem emocji, to niczego nowego się nie odkryje. Te same, wielokrotnie już opisane, wnioski. Dlatego to wszystko staje się nudne – tym bardziej, że, jak mi się wydaje, efekty mojej pisaniny są mizerne, gdyż obserwując to, co się dzieje, mam wrażenie, że nawet jeśli już ktoś te polsko-ukraińskie rozważania przeczytał – to najwyraźniej ma je w nosie.

Nie są to pretensje i urażona duma. Wcale nie roszczę sobie pretensji do pozycji mędrca, eksperta, kogoś nieomylnego, czyje myśli i teorie powinny być dla każdego obowiązujące. Jestem zwyczajnym człowiekiem, Polakiem od wielu lat mieszkającym na Ukrainie, chrześcijaninem i traktuję mą polskość i chrześcijaństwo bardzo poważnie. To właśnie, w połączeniu z ukraińskim doświadczeniem, pozwala mi (mam przynajmniej taką nadzieję) widzieć i oceniać wiele polsko-ukraińskich spraw spokojnie i z życzliwością. I tymi moimi ocenami pozwalam sobie dzielić się z Wami, Drodzy Przyjaciele. Nic więcej.

Kiedy jednak odkrywam, że kolejne wydarzenia, kolejne konflikty, mają ciągle te same korzenie, kiedy widzę, że po raz kolejny „następujemy na te same grabie” – to ogarnia mnie złość i zniechęcenie. Ileż bowiem razy można uprzedzać, pisać, udowadniać i przekonywać, że tak właśnie będzie? Że tak będzie, jeśli nie zrewidujemy podstaw polsko-ukraińskiego postrzegania świata? Celowo tak górnolotnie piszę – świata, bo mam na uwadze wszystko – przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, lęki, marzenia, wiarę. Dlatego – obiecuję – piszę o tym po raz ostatni. Nie, to nie jest groźba ani szantaż. Zwyczajnie – nie chcę zanudzać.

Oświadczam więc, głoszę, przekonuję, że od wielu lat przyczyny polsko-ukraińskich sprzeczek i awantur są te same. Istnieją sobie w najlepsze i tylko niektórzy o nich mówią czy piszą, wielu natomiast używa ich do osiągnięcia przeróżnych korzyści. W momencie wybuchu kolejnej awantury, nawet ci, którzy pożar chcą gasić, koncentrują swą uwagę nie na jego przyczynach, lecz na objawach. To z kolei powoduje, że nawet, gdy jeden konflikt udaje się zlokalizować i uspokoić, za niedługi czas wybucha następny. Do tego w ostatnim czasie doszedł jeszcze wpływ, nacisk, inspiracja „trzeciej strony”, która po mistrzowsku manipuluje, prowokuje i zderza.

Otóż uważam, że początkiem każdego z tych konfliktów jesteśmy my sami. Jakkolwiek brzmi to przykro, świadomie bądź nieświadomie, zapominamy o deklarowanych wartościach, wierze i o obowiązkach z nich wynikających. Przykładowo – podczas polsko-ukraińskich sporów traktujemy chrześcijaństwo jak sklepową półkę, z której można wybrać to, co się podoba, a co nie pasuje – pominąć. Miłość bliźniego, przebaczenie, źdźbło i belka… Z radością i satysfakcją rachujemy grzechy innych, swoich nie wyznając. Chrześcijaństwo to jeszcze, czy już nie?

Zaznaczam, że pisząc „my” mam na myśli zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Nie szukam matematycznej średniej i nie chcę być dobry dla wszystkich. Po prostu widzę od lat, jak zarówno moi rodacy i jak Ukraińcy w polsko-ukraińskich sporach grzeszą tym samym. Nie tylko tym zresztą…

Nie liczymy się z tym, że zarówno polskie, jak i ukraińskie rany bolą tak samo. Bijemy, nie zważając na ból i oburzamy się, gdy z naszym bólem się nie liczą. Iluż sytuacji byłem świadkiem, gdy Ukrainiec znieważał Polskę, a Polak Ukrainę. I co ciekawe, obydwaj czynili to w pełnym przekonaniu, że mają do tego moralne prawo, i obydwaj uważali, że obrażanie ich ojczyzny jest zbrodnią wołającą o pomstę do nieba. Tymczasem wystarczy wykazanie odrobiny empatii i szacunku dla człowieka, by obyło się bez znieważania, poniżania, ranienia. I wcale nie o poprawność polityczną mi tutaj chodzi.

W sporze nie szukamy prawdy – szukamy zwycięstwa. A co najgorsze, zazwyczaj zwycięstwo to nie ma być rycerskie i szlachetne, lecz ma oznaczać (co najmniej) poniżenie zwyciężonego. I jest to warte każdej ceny. Nie ma też znaczenia, ile to zwycięstwo przyniesie szkody. Dla „załatwienia” interesów osobistych, lokalnych, grupowych, lekko poświęcamy coś znacznie ważniejszego. Ważne jest „tu i teraz”, ważne jest „ja” – jutrzejszy dzień jest bez znaczenia. Egoizm, cynizm, głupota i krótkowzroczność święcą triumfy. Wiem, tak jest nie tylko w polsko-ukraińskich sprawach, ale właśnie takie podejście do rzeczywistości na polsko-ukraińskie sprawy ma wpływ niemały. Kiedy przeanalizuje się początki kolejnych polsko-ukraińskich „starć”, nie sposób nie zauważyć, że ich początek ma swe źródła w interesach politycznych pojedynczych ludzi i partii (o Moskwie nie wspominam). I tak jest po obu stronach naszej granicy.

Zupełnie niechrześcijański brak wzajemnej życzliwości i cierpliwości. Uważam, że większość polsko-ukraińskich konfliktów wynika z braku chęci wzajemnego zrozumienia. Nie chodzi mi o wzajemne przyznanie sobie racji (w wielu przypadkach to niemożliwe), ale o zrozumienie tego, dlaczego Polacy i Ukraińcy tak, a nie inaczej widzą świat. Dlaczego dla jednych jest bolesne jedno, a dla drugich drugie. Dlaczego różne sprawy są dla nas ważne. Od lat obserwuję, jak w polsko-ukraińskich kontaktach, nie tych wielkich i oficjalnych, ale tych zwyczajnych, codziennych, wygłaszane są monologi. Monologi wzajemnie się wykluczające. Ale to jeszcze nie najgorsze. Problem polega na tym, że każda ze stron tylko w swoje monologi się wsłuchuje.

Pragnę zwrócić uwagę wszystkich, że wartości deklarowane mają się ostatnio nijak do wartości wyznawanych. To wielki dramat. Miłość, uczciwość, prawda, szlachetność, cierpliwość, delikatność, współczucie, przyjaźń, lojalność – każdy zapytany odpowie: „ależ tak! to cały ja!”. Tyle tylko, że są to jedynie słowa, taka sobie poprawność polityczna na własny użytek. Któż bowiem, patrząc w lustro, nie chce zobaczyć pełnego szlachetności oblicza i oczu napełnionych miłością. Przynajmniej takim każdy chce się sobie wydawać. Ale nie w tym, jakimi siebie widzimy jest problem, tylko na ile nasze myśli i uczynki zgadzają się z wartościami ludzkimi, chrześcijańskimi, europejskimi wreszcie. Ze smutkiem muszę stwierdzić – zgadzają się rzadko.

I to właśnie przekłada się na większość polsko-ukraińskich spraw. Jak bowiem można szukać zrozumienia, jeśli i jedni, i drudzy karmią swe kompleksy, hołubią nienawiść, zatykają uszy, głośno krzyczą, zadają sobie rany, nie zważają na ból i wrażliwość drugiego, zarazem nieustannie nawzajem się obrażają? Jak można, nie rozumiejąc się wzajemnie, uniknąć przypadkowych uraz, nieporozumień konfliktów? Jak można być odpornym na różne prowokacje, gdy każdy, najmniejszy nawet incydent jest interpretowany skrajnie nieprzychylnie dla drugiej strony? Jak można poszukiwać przyjaźni, gdy króluje cynizm? Mógłbym tak długo jeszcze wyliczać.

I znów proszę o zwrócenie uwagi, że wszystko to, o czym piszę, nie jest problemem narodów, tylko poszczególnych ludzi. Naszym problemem! Bo to indywidualnie, od każdego z nas zależy czy w polsko-ukraińskich sprawach wykażemy się przywiązaniem do wartości uniwersalnych, czy raczej poświęcimy je, by osiągnąć bieżące korzyści. Różne – osobiste, polityczne, finansowe. Od nas, pojedynczych Polaków i Ukraińców zależy, czy zechcemy zrozumieć, co nas boli i dlaczego, i nawet jeśli wzajemnie nie uznamy swoich racji, to czy wykażemy się życzliwością, wyrozumiałością i szacunkiem. Od nas zależy, czy pokieruje nami miłość i przebaczenie, czy nienawiść i chęć zemsty. Od nas zależy, czy damy się oszukać i wykorzystać. No i na koniec – od nas zależy, czy pozwolimy ukraść sobie „złoty róg”…

Ot i napisałem kolejny moralitet. Wybaczcie Przyjaciele, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Czas taki, sytuacja taka, potrzeba wielka.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 11 (279) 13-29 czerwca 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X