Podróż na Krym (cz. III) Kercz. Bazar wygląda jak przed referendum (fot. Wojciech Jankowski)

Podróż na Krym (cz. III)

Przez Kercz do Symferopola

Przysłuchiwałem się ze zdziwieniem, jak spokojna łagodna osoba zmieniła się w krzyczącego potwora. Byłem jeszcze zdumiony jej butą: kazała Tatarowi Krymskiemu być wdzięcznym za okupację! I do tego być patriotą okupacyjnego państwa.

Kercz
Po pięciu dniach podróży stanąłem w końcu na ziemi krymskiej. Byłem w Kerczu późnym wieczorem. Wysiadłem na dworcu autobusowym i od razu zostałem otoczony przez proponujących kurs do hotelu taksówkarzy. Podziękowałem i spytałem ochroniarza, gdzie jest najbliższy hotel. Sto metrów – dobrze zatem zrobiłem że nie skorzystałem z usług. W recepcji poprosiłem o rejestrację, ponieważ bałem się ewentualnych problemów na granicy w czasie powrotu. Pani powiedziała, że teraz wymagają ksero każdej strony paszportu z pieczątką. W ciągu godziny zdołałem już zaobserwować pierwszą różnicę pomiędzy tym moim pobytem a poprzednimi: większa kontrola przyjeżdżających. Cała historia moich podróży z pięciu lat została skopiowana.

Następnego dnia w recepcji była już inna kobieta. W trakcie rozmowy zorientowałem się, że nie jest miejscowa… przyjechała z Doniecka. Miałem niebawem opuścić hotel, więc od razu przeszedłem do pytań o sytuację w Doniecku. Powiedziałem, że media rosyjskie i ukraińskie inaczej relacjonują te wydarzenia. Odpowiedziała z nieukrywanymi emocjami: „wszyscy kłamią!”. Mieszkała w okolicach sławnego lotniska. Naciskam na dalsze opowieści: „Co chcecie wiedzieć? To Ukraińcy zaczęli walkę, zaczęli ostrzał, a deenerowcy mnie stamtąd zabrali, uratowali”. Jeszcze niedawno była psychologiem milicyjnym i mieszkała spokojnie w Doniecku. Nie wiem, czy miała mnie dość czy, jak powiedziała, obowiązki wezwały ją na zaplecze. Zniknęła i już nie dokończyliśmy rozmowy…

Kercz. Bazar wygląda jak przed referendum (fot. Wojciech Jankowski)

Wedle ostatnich relacji z Krymu, obcokrajowcy nie mogli kupić karty telefonicznej. Jednak te zasady zdążyły się zmienić przed moim przybyciem. Na bazarze znalazłem sklep z akcesoriami telefonicznymi i kupiłem kartę. Nie wiem czemu do końca pobytu na półwyspie nie działał mi Internet w telefonie (czyżby w aparacie kupionym we Lwowie była zainstalowana blokada na terytoria okupowane?). Straciłem strasznie dużo czasu, jadąc na Krym, dlatego należało czym prędzej opuścić Kercz i udać się w głąb półwyspu. Na dworcu autobusowym zobaczyłem kolejkę. Nie byłem tu wcześniej w sezonie i nie widziałem czy taka kolejka jest miejscową normą czy anomalią. Odpowiedź przyszła sama, wystarczyło nasłuchiwać: „Jaka kolejka?! Wszystkie bilety w jednej kasie sprzedają. Kiedyś tak nie było” – usłyszałem z ust rozzłoszczonej kobiety. Po drodze do środkowej części Krymu zatrzymałem się w Teodozji. Nie znalazłem tu przechowalni bagażu. Czas mnie gonił, zostawiłem za sobą Teodozję i ruszyłem do Eupatorii…

Symferopol, dworzec (fot. Wojciech Jankowski)

Eupatoria
Do Eupatorii trasa wiodła przez Symferopol. Na dworcu autobusowym czekałem ponad godzinę. Obok mnie jeszcze młody mężczyzna. Kupiliśmy bilet na ten sam autobus i czekaliśmy w tym samym miejscu. Jego ruchy, zachowanie zdradzały pewną niepewność, miałem wrażenie, że nie jest Krymczaninem. W końcu on pierwszy zapytał, skąd jestem. Na nazwę Polska uśmiechnął się i powiedział „Ukraina”. Dima, co mnie zaskoczyło, tu pracuje. Jest ze wschodu Ukrainy. Sprawy wojny go nie specjalnie zajmują, w ogóle o nich nie mówi. Pracuje fizycznie, gdzieś na północy półwyspu. Pytam o to, jak koledzy z pracy oceniają obecną sytuację… Mówią, że przed aneksją było lepiej, teraz panuje biurokracja, weszło mnóstwo głupich przepisów, żyło się kiedyś lżej…

Eupatoria, ul. Karaimska (fot. Wojciech Jankowski)

Tym razem na dworcu nie miałem wyjścia. Było około północy. Skorzystałem z usług taksówkarza. W samochodzie ze mną jechali jeszcze jacyś starsi ludzie. Trochę rozmawialiśmy, w końcu zapytałem:

– Ostatni raz, kiedy tu byłem była jeszcze Ukraina. A jak teraz jest?

– Atliczna! – potem cisza… pauza… milczenie zapadło ciężkie niczym ołów, pasażerowie z tyłu też nic nie mówią…

– Tylko pieniędzy mogłoby być więcej – zakończył śmiesznym akcentem. Temat już nie powrócił…

Eupatoria, meczet Dżuma-Dżami (fot. Wojciech Jankowski)

W Eupatorii byłem umówiony na spotkanie z dwoma Tatarami. Alima poznałem kiedyś na kontynencie, drugiego widzę po raz pierwszy. Spotykamy się w jednej z tatarskich restauracji, tutaj czują się pewnie. Ojciec Alima był przekonany, że będę „ciągnął za sobą ogon” i odradzał mu to spotkanie. Starsi Tatarzy nie chcieli ryzykować rozmowy ze mną. Rozmawiamy po ukraińsku. Kelner, który podchodzi do nas, też jest Tatarem. Alim z kolegą mówią, że wszystko się zmieniło. Przede wszystkim służba zdrowia zdecydowanie obniżyła jakość. Jest coraz mniej lekarzy. Trudno powiedzieć, czy wyjechali na Ukrainę kontynentalną. Pierwszymi ukaranymi poza Tatarami byli… ci, którzy poparli aneksję. Część ludzi pracujących w służbach mundurowych, którzy zdradzili Ukrainę, została na wszelki wypadek wysłana daleko od Krymu do dalszej służby. Mogą przecież to zrobić jeszcze raz… Ruch turystyczny zamarł. Eupatoria była miastem odwiedzanym przez tłumy turystów. Jak mówią moi rozmówcy, nie można było przejść przez miasto, by nie potrącić kogoś ramieniem.

Aszyk Umer. Tatarski poeta z Eupatorii (fot. Wojciech Jankowski)

Słucham kolejnych opowieści. Zwykli Tatarzy nie są represjonowani, o ile nie zabierają głosu w sprawach politycznych, ale pracy już nie znajdą. Rosjanie wolą zatrudniać Rosjan. Niemniej wciąż przesiadują w areszcie oskarżeni o udział w wielkiej demonstracji przeciw referendum z lutego 2014 roku. Prawo nie działa wstecz, dlatego stawia się im inne zarzuty. Swobodna atmosfera zmieniła się, gdy w pomieszczeniu obok siada znajoma Rosjanka z chłopakiem, policjantem z Rosji. Rozmowa cichnie, potem zamienia się w wygłuszoną. Miałem później okazję porozmawiać na osobności z kelnerem. Narzekał, że ruch w restauracji jest o wiele mniejszy, pensja jest mała i gdyby nie napiwki, nie dałby rady dłużej tu mieszkać. Zresztą po sezonie będzie musiał jednak wyjechać z Symferopola. Pracę znajdzie w Moskwie albo w Turcji. Z oczywistych powodów, wolałby w Turcji. Żegnamy się z kelnerem bardzo serdecznie.

Z Alimem i kolegą rozmawiamy na ulicy po ukraińsku. Nie wywołuje to żadnych reakcji przechodniów. Eupatoria leży na zachodnim wybrzeżu, z dala od najbardziej prorosyjskiego wybrzeża południowego. Mieszka tu około 7% Tatarów, – w warunkach Krymu – całkiem sporo. Tylko raz intuicyjnie przyciszamy głos, gdy przechodzi obok nas podejrzanie wyglądająca grupa. Wyjeżdżałbym z Eupatorii z przekonaniem, że emocje już zupełnie przycichły. Można rozmawiać publicznie po ukraińsku i nie ukrywać się z poglądami a poreferendalna euforia rosyjska już opadła. Nawiasem mówiąc, ta euforia zmusiła wielu Ukraińców i niektórych Tatarów do wyjazdu. Niemniej wydawało mi się, że 15 miesięcy po „referendum”, przynajmniej relacje międzyludzkie wracają do normy.

Powinniście być nam wdzięczni!
Opuszczałem cudowne miasto i strasznie żałowałem, że nie mogłem zostać tam dłużej. W czasie ostatniego spaceru po Eupatorii trafiłem na tablicę upamiętniającą pobyt Adama Mickiewicza. Nasz wieszcz gościł u miejscowego Karaima, znaczącej osoby: „Tu, w domu przywódcy krymskich Karaimów Chadży Agi Babowicza, w dniach 27-28 czerwca 1826 zatrzymał się wielki polski poeta Adam Mickiewicz”.

Tablica upamiętniająca Mickiewicza: „Tu, w domu przywódcy krymskich Karaimów, Hadżi Agi Babovicza, 27 – 28 czerwca (9 – 10 lipca wg nowego) 1825 roku zatrzymywał się wybitny polski poeta Adam Mickiewicz (1798-1855)” (fot. Wojciech Jankowski)

W drodze do Symferopola zaczął ze mną rozmawiać współpasażer. Zorientował się, że jestem Polakiem i stał się bardzo otwarty: „Jestem Tatarem Krymskim. Słyszałeś o takim narodzie?”. Nasza rozmowa bardziej przypominała monolog. On nie mówił bezpośrednio o polityce. W pewnym momencie powiedział: „U nas jest coraz gorzej i gorzej”. Być może, nie miał na myśli spraw politycznych a jedynie poziom życia. W tym momencie siedząca obok kobieta ryknęła: „Co coraz gorzej i gorzej? Wy powinniście być nam wdzięczni, gdyby nie my, nie byłoby tu kamienia na kamieniu! Byłoby jak w Doniecku! To myśmy was uratowali!”

– Pani mam być wdzięczny? – spytał Tatar

-Tak, bo na to idą moje podatki – krzyczała nieznajoma Rosjanka. Zakończyła tyradę słowami – Taki z ciebie patriota?

Przysłuchiwałem się zdumiony, jak spokojna łagodna osoba zmieniła się w krzyczącego potwora. Byłem jeszcze zdumiony jej butą: kazała Krymskiemu Tatarowi być wdzięcznym za okupację! I do tego być patriotą okupacyjnego państwa. Do rozmowy włączył się drugi pasażer. Był spokojny ale po stronie kobiety.

Mój sąsiad zapytał: „Przepraszam a skąd jesteście?” Zapadła chwila milczenia.

– Ze Związku Sowieckiego – odpowiedziała kobieta.

– Pytam poważnie, skąd jesteście?

Po dłuższej chwili padła odpowiedź – Z Krasnodaru.

Drugi mężczyzna dłużej stawiał opór – Z kontynentu. Tak chyba mówicie… z kontynentu, prawda?

Gorąca kłótnia zamieniła się w dwie, równoległe rozmowy. Kobieta, jak się okazało, z Kubania rozmawia z sąsiadem, przybyszem najprawdopodobniej z Doniecka, o coraz niższych pensjach i o tym, że te pieniądze pochłania właśnie Krym i wojna. Mój sąsiad mówił mi do ucha: „Jak pojedziesz, wszystko opowiesz. Żyjemy pod okupacją. Dżemilew i Czubarow walczą za nas. Pojedź do domu i opowiedz wszystko, jak tu jest. A jak już – kto wie – będziemy wolni, zawsze będziesz mógł tu przyjechać” – brzmi to prawie jak obietnica honorowego obywatelstwa.

Eupatoria, mało turystów (fot. Wojciech Jankowski)

Kłótnia między Rosjanką a Tatarem pozostaje w poetyce relacji tatarsko-rosyjskich, ale podobny stosunek do rosyjskich Krymczan może w przyszłości być powodem „ukrainonostalgii”, podobnej do tej, którą niektórzy korespondenci odnotowywali w Chorwacji czy Serbii kilka lat po wojnie. Krym po „referendum” nie stał się rajem. Ludzie powoli stają się zmęczeni. W przyszłości Rosjanie z Rosji właściwej będą coraz mniej lubiani na półwyspie, jeżeli będą prezentować taką postawę.

(cd. w następnym numerze)

Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 14-15 (234-235) 14–27 sierpnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X