Przed „Rajdem do Tronu Stefana Wielkiego” na Bukowinie

W dniach 1-3 lipca Stowarzyszenie „Obczyny” z Pojany Mikuli zamieszkałej przez Górali Czadeckich (gmina Klasztor Humoru, województwo Suczawa w Rumunii) organizuje w Bukowińskich Karpatach II Międzynarodowy Rajd „Do Tronu Stefana Wielkiego”.

Pod hasłem wypoczynku, wzajemnej przyjaźni, tolerancji wielu narodów, które zamieszkiwali tereny Bukowiny, odbędzie się złaz (zjazd turystyczny) w malowniczej mieścinie koło przełęczy Ciumârna, położonej na grzbiecie Obcina Mare (Obczyna Wielka), gdzie według przekazań najwybitniejszy władca średniowiecznej Mołdawii udzielał sądów sprawiedliwych.

Uroczy kraj Górali Czadeckich
Na tle niepokojących i nie całkiem bezpiecznych dla odpoczynku czy wędrówek regionów na naszym kontynencie przepiękna Bukowina Południowa żyje zgodnie z prawie nie naruszoną naturą, w tym też pomyślnie i rozsądnie korzysta z dóbr cywilizacji.

– To jest kawa przygotowana z wody z naszego źródełka. Proszę spróbować – proponuje zmęczonym po długiej wyprawie turystom z Polski Łukasz Juraszek, prezes Stowarzyszenia Obczyny.

Siedziba Stowarzyszenia mieści się w jednym z pokojów w jego chacie w Pojanie Mikuli, jednej z trzech polskich wsi położonych w paśmie niewysokich zielonych gór. Od 16 lat, czasem kilka razy w roku dojeżdża z Warszawy członek Zarządu Stowarzyszenia Obczyny Wojciech Krysiński, autor dwóch tomów monografii i wspaniałych przewodników o Polakach na Bukowinie, historii tego kraju i jego zabytkach, monastyrach i cerkwiach malowanych.

– To jest cała długa historia, bardzo długa historia powstawania naszego Stowarzyszenia i zamiarów, z którymi ono powstawało – zaczyna opowiadać Wojciech Krysiński. – My przede wszystkim chcieliśmy zaktywizować turystycznie całą tutaj okolicę, dlatego że z turystami przychodzą zawsze określone korzyści. Ale turysta nie przyjedzie do zapadłej dziury, gdzie nic nie ma. Pojana Mikuli jest usytuowana na tyle szczęśliwie, że w odległości nie więcej jednego dnia drogi pieszej znajduje się sześć zabytków klasy zerowej. W związku z czym naturalną rzeczą jest to, że Pojana Mikuli tworzy pewną bazę turystyczną dla tego typu wypadów, warto przejść nie tylko do klasztorów, ale także do założonej przez Polaków kopalni soli w Kaczyce i podziwiać piękne górskie widoki. W związku z tym trzeba było sporządzić taki program turystyczny dla ludzi od lat 2 do 102, czyli dla wszystkich. Piękna okolica, piękne sady, zdrowe jedzenie – każdy ma prawo odpocząć. Osoby starsze przyjadą z wnukami, usiądą, wnuki będą się bawić na podwórkach zamkniętych, w świeżej trawie, czy pójdą na krótki spacer. Młodzi, bardziej aktywni mogą biegać po górach. A żeby tam biegać, trzeba wiedzieć dokąd. W związku z tym trzeba było wyznakować te szlaki turystyczne w górach, by dla tych ludzi było bezpiecznie. Jeżeli ktoś nie zna gór, to często błądzi. Jakość wyznakowania tych szlaków świadczy o bezpieczeństwie, które dla naszych turystów jest rzeczą bardzo ważną. Po to się wychodzi w góry, ażeby z nich zejść, a nie po to, ażeby gdzież pobłądzić.

Następna sprawa – to kwestia zorganizowania wypoczynku dla osób starszych, którzy nie za bardzo są sprawni fizycznie, żeby długie wyprawy odbywać – kontynuuje Wojciech Krysiński. – Ale osoby w kwieciu wieku, które muszą odpocząć po pracy, jakąś tę energię to siedzeniu za biurkiem czy podobne inne wysiłki przełożyć na wysiłek fizyczny, muszą po prostu odpocząć, naładować akumulatory i wrócić wypoczęci. Dla tych ludzi są te elementy okoliczne. To jest dojście do pewnego zabytku, zapoznanie się z tym zabytkiem. A podstawową rzeczą, którą mamy w Pojanie Mikuli jest to, że nie ma bariery językowej. Pojana Mikuli generalnie mówi po polsku. Może nie zawsze jest to czysta polszczyzna, ale przez to bardzo urokliwa i co raz bardziej wciągająca. Bo skąd to słownictwo się wzięło, dlaczego się wzięło? Skąd oni przyszli? Dokąd poszli? Dlaczego zostali? Wiadomo, że część wróciła do Polski, część pojechała na Słowację. Wiadomo, że były migracje do Brazylii, do Bośni. Jest też spora grupa w Stanach Zjednoczonych. Gdzie ci ludzie zniknęli? W jaki sposób się przemieszczali? To jest następna sprawa warta zainteresowania turystycznego i krajoznawczego. Stąd powstał pomysł zorganizowania sieci szlaków turystycznych. Robimy je ciągle.

Według projektów Wojtka Krysińskiego wyznakowano już ponad 300 km szlaków turystycznych.

– Na razie skończyliśmy pierwszy etap tej roboty – powiedział Krysiński. – Co wynika? Było więcej turystów. Zaczęła się wojna na Ukrainie i liczba turystów spadła. Naprawdę, przejazd przez Ukrainę jest jedynym rozsądnym przejazdem, jeśli chodzi o komunikację masową. Natomiast wszystkich innych zapraszamy jechać po dużo lepszej jakości drogach naokoło, przez Słowację, Węgry. Czas przejazdu samochodem, jeżeli liczyć postoje na granicach, jest dokładnie taki sam. Natomiast jeżeli chodzi o przejazd autobusem lub pociągiem przez Ukrainę, pamiętajmy o tym, że front w Donbasie jest prawie tysiąc kilometrów stąd. Tutaj na granicach jest tylko ostrzejsza kontrola z wiadomych powodów bezpieczeństwa Ukraińców, ale nie oznacza to wcale, że przejechać tamtędy nie można, bo – Jezus Maria! – zagrożenie jest jedno za drugim. Oczywiście, podobnie jak w Polsce, tak samo i na Ukrainie zdarzają się różne „rozgrywki” między poszczególnymi grupami przestępczymi. Ale to jest rzecz, do której jesteśmy przyzwyczajeni, która nie powinna nam demonizować przejazdu tą drogą. Natomiast ceny za przejazd na Bukowinę są wybitnie atrakcyjne. Bo jeżeli mamy przejechać 700 km za 100 złotych – to daj Boże, by w Polsce były podobne ceny. Reszta jest wygodna. Jak dojechać z Warszawy, jest opisane na stronie internetowej www.bukowina.ro. Mam nadzieję, że ludzie dojeżdżające z innych miast będą chcieli się również tym doświadczeniem z nami podzielić.

– Jak chcemy aktywizować to, co już myśmy zrobili? Bo zrobiliśmy trochę tych szlaków – mówi Wojciech Krysiński. – Przyzwyczailiśmy już tutaj miejscowych do tego, że turysta przychodzi, i ustaliliśmy pewne wymagania podstawowe: ciepła woda w łazience, miejscowe jedzenie, nie żadne wyszukane, bo ludzie uciekają od hipermarketów na wieś nie po to by jeść nadal produkty z hipermarketów. W związku z czym, jemy to co jest. Żyjemy z tymi ludźmi. Bardzo otwartymi, bardzo takimi ciepłymi. I stwierdziliśmy, że trzeba ich bardziej promować.

Wieczorem na gościnnym podwórku Łukasza Juraszka, prezesa Stowarzyszenia Obczyny, pięcioro zmęczonych turystów z Polski – z Warszawy i Gdańska – smakują mamałygę z bryndzą, którą częstuje gospodyni pani Gienia. I pogadanki do późnej nocy.

– Przyjechaliśmy na Bukowinę, żeby odwiedzić polskie wioski, zobaczyć jak ten duch narodowy tutaj przetrwał, jak pięknie wygląda, a generalnie lubimy jeździć po nowych miejscach, chodzić po górach, po okolicach, zwiedzać piękne miejsca, a jednocześnie spotykać tam miłych ludzi – powiedział Dariusz Obremtalski. – Przyjechaliśmy pochodzić parę dni po górach.

Pojana Mikuli, Nowy Sołoniec, Plesza – w każdej z tych wiosek jest Dom Polski i kościoły, gdzie potomkowie Górali Czadeckich modlą się w języku polskim. Również każda polska mieścina na ziemi bukowińskiej ma swoje ciekawostki dla pątników. Są to też oryginalne dzieła rzeźbiarza Bolka Majerika z Pleszy. Obecnie przed kościołem św. Jana Pawła II w Pojanie Mikuli artysta opracowuje głaz kamienny, wyrzeźbił już w nim obraz Wielkiego Papieża Polaka.

Łukasz Juraszek gromadzi w stodole narzędzia oraz wyroby ludowe Górali Czadeckich. Ma zamiar stworzyć kącik muzealny. Są też pomysły zorganizowania pleneru malarzy.

– Jest to świetny pomysł – uważa Mieczysław Maławski, profesor Lwowskiej Akademii Sztuk Pięknych i prezes Lwowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. – W zeszłym roku byłem w polskich wioskach w Rumunii.

{gallery}gallery/2016/bukowina1{/gallery}

Złaz w górach i spotkanie krajoznawców
– Zajmujemy się propagowaniem turystycznych walorów Bukowiny, a w szczególności okolic polskich wiosek położonych w centralnej części Bukowiny Południowej, na terytorium Rumunii – powiedział dla Kuriera Galicyjskiego prezes Stowarzyszenia Obczyny Łukasz Juraszek. – Również udzielamy szeroko rozumianej pomocy przy organizacji odwiedzin lub wypoczynku na Bukowinie.

Kolejnym przedsięwzięciem Stowarzyszenia Obczyny stał się międzynarodowy rajd turystyczny do symbolicznego Tronu Stefana Wielkiego.

– Został on zrekonstruowany i podarowany nam przez wójta gminy Vama – wyjaśnia Wojciech Krysiński. – Mamy jeszcze stołki doradców dostać. Obiecał nam wójt gminy Solka. Z legend wynika, że hospodar mołdawski Stefan Wielki czynił sądy na terenach, które od wieków były uznawane za święte, bo i za czasów dackich były to tereny, na które nie wolno było wchodzić z bronią. Potem powstał tam klasztor eremiczny prawosławny. W tym czasie w okolicznych lasach polował niejeden wojewoda, a wojewoda Stefan sądził również ludzi. Zachowała się ta historia w nazwach onomatopeicznych na mapie i można sobie wyobrazić nawet, jak wyglądały takie złazy, spędy ludności w celu uzyskania jakiejś sprawiedliwości czy osądu władcy. Postanowiliśmy, że wrócimy do tego, może pod innym hasłem. Przede wszystkim hasłem wypoczynku, wzajemnej przyjaźni, tolerancji wielu narodów, które zamieszkiwały tereny Bukowiny, w związku z czym proponujemy złaz do miejsca, gdzie Stefan Wielki udzielał sądów. Odbędzie się on w dniach 1-3 lipca tego roku i będzie zawsze organizowany na początku lipca z uwagi na to, że 4 lipca przypada rocznica śmierci Stefana Wielkiego. W tym roku odbędzie się już po raz drugi. W roku poprzednim przecieraliśmy sobie różnego rodzaju ścieżki organizacyjne. I muszę powiedzieć, że wbrew naszym oczekiwaniom, mieliśmy większą ilość osób, niż się spodziewaliśmy. Było to dla nas bardzo miłym zaskoczeniem. Mam nadzieję, że w tym roku osób będzie jeszcze więcej.

Na koniec takiego Rajdu chcemy zebrać turystów krajoznawców na „Biesiadę Bukowińską”, żeby oni chcieli się wymienić swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi wszystkich elementów krajoznawstwa. To znaczy, zarówno etnografii, jak i antropologii, socjologii – zwykłego przycierania ścieżek. Niepotrzebne są nam tytuły naukowe. Potrzebne są nam ludzie z dużą wiedzą. Nie koniecznie uporządkowaną, ale własną, płynącą z serca. Tą, którą chcą się podzielić i przedyskutować. Zawsze z takich rozmów wynika tylko dobro, a chyba wszystkim nam zależy, żeby nam się żyło w co raz lepszym świecie.

Serdecznie zapraszamy. Zgłoszenia oczywiście są przyjmowane za pośrednictwem strony internetowej, najwygodniej zrobionej. Na każde zgłoszenie odpowiadamy. Plan jest umieszczony na stronie oraz informacja o tym co organizujemy. Wszelką pomoc, której państwo oczekują, postaramy się państwu zapewnić. Więc czekamy na wszystkich chętnych, którzy by chcieli nam pomóc i uczestniczyć w naszych działaniach, zresztą po prostu skorzystać z tego, do czego zapraszamy. A oprócz najbliższego Rajdu, zapraszamy również do Rajdu indywidualnego „Śladami Górali Czadeckich”. Ciekawsze wrażenia i zdjęcia będą publikowane na stronie internetowej. Może, jak znajdzie się dobrego sponsora, to wydamy też w formie książkowej – zaprasza Wojciech Krysiński.

W ramach przygotowań do II Rajdu do Tronu Stefana Wielkiego jego organizatorzy z Rumunii i z Polski w ostatnich dniach maja przeprowadzili szereg spotkań z primarami (wójtami), działaczami społecznymi, duchowieństwem rzymskokatolickim, greckokatolickim i prawosławnym, przedstawicielami biur turystycznych i mieszkańcami okolicznych miejscowości uprawiających agroturystykę.

Majdan – wioska Ukraińców z Galicji
Przed kościołem w Nowym Sołońcu skręcamy w lewo. Krótko po tym droga betonowa wzdłuż potoku w nowym betonowym korycie doprowadza do zaciśniętej wśród lasów i gór ukraińskiej wioski Majdan. Po raz pierwszy usłyszałem się o niej trzy lata temu podczas zorganizowanej przez Wojciecha Krysińskiego wizyty dziennikarzy z Polski do Bukowiny. Dyrektor polskiej szkoły w Nowym Sołońcu powiedziała, że uczą się tam też dzieci ukraińskie z Majdanu i wyjaśniła, że jest to położona w sąsiedztwie mała wioska ukraińska. Więcej informacji o niej nie znalazłem w dostępnych źródłach polskich lub ukraińskich. Jedynie przez facebook zaprzyjaźniłem się z mieszkańcem tej wsi Michałem Tkaczem i greckokatolickim proboszczem ks. Nikolai Nicolaisenym z Kaczyki, który dojeżdża do Majdanu i poinformował o majówce w tamtejszej cerkwi w jednym z dni mojego pobytu na Bukowinie Południowej.

– Nie wiemy skąd jesteśmy tutaj – powiedziały starsze kobiety, z którymi rozmawiałem przed modlitwą. Zdaniem ks. Nicolaisena, przodkowie jego parafian w Majdanie zostali przesiedleni gdzieś z terenów między Kołomyją a Stanisławowem, o czym świadczy zachowana przez tych ludzi gwara i obyczaje. Czują się Ukraińcami. Władze austriackie sprowadziły ich na ziemię bukowińską prawie w tym samym czasie co Górali Czadeckich, Polaków z Wieliczki i Bochni. Typowe nazwiska w Majdanie to są Tkacz, Wołoszczuk, Humeniuk. Przynieśli ze sobą obraz św. Mikołaja. Cerkiew została czynna za czasów komuny dlatego, że parafia greckokatolicka formalnie przeszła do Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego, a faktycznie kapłan jedynie nie wspominał w czasie liturgii papieża. Wszystko pozostało jak było: obrazy unickie, chorągwie, ławy. Dzięki temu zachował się też język ukraiński – stwierdził ks. Nikolai Nicolaisen. Podobna sytuacja była też ze wspólnotą greckokatolicką w Kaczyce. Natomiast po odejściu polskich misjonarzy ze słynnego sanktuarium Maryjnego przyszli tam duszpasterzy Rumuni, którzy zaprowadzili w kościele język rumuński. Teraz wielu Polaków z Kaczyki używa też język ukraiński, a rodziny mieszane przychodzą do cerkwi. Ukraińcy z Majdanu rozmawiają w trzech językach: po ukraińsku, po rumuńsku i po polsku. Jest jeszcze jedna osada ukraińska Runki, gdzie za czasów komunistycznych potajemnie wzniesiono kapliczkę, do której ostatnio przychodzą się modlić też Rumuni i Cyganie.

– Katolicy rzymscy przychodzą do nas, my do nich – zaznaczył o. Mikołaj. – W tym roku jest wielka różnica między świętami według dwóch kalendarzy, gregoriańskim i juliańskim. A było tak, że razem obchodziliśmy święta. Niedawno podczas obchodów rocznicy konsekracji kościoła św. Jana Pawła II w Pojanie Mikuli głosiłem homilię. Zostałem zaproszony też na uroczystość ku czci Serca Jezusowego do kościoła, który był wybudowany przez Niemców i Polaków.

Proboszcz greckokatolicki prowadzi w Majdanie także chór ukraiński, z którym wyjeżdża na różne imprezy kościelne i świeckie. Oprócz 44 rodzin ukraińskich – 115 osób, są tam też sześć rodzin polskich. Niestety co raz mniej dzieci. Według przypisów państwa rumuńskiego, jeżeli jest 10 uczniów z rodzin ukraińskich, to można prowadzić zajęcia w tej grupie w ich języku. W ciągu ostatnich 50 lat w Majdanie jest stała ilość mieszkańców. Część ludzi wyjechała do pracy do Bukaresztu i innych miast, pozostała tam na stale, ale są tez nowe piękne domy.

Jeden z takich wybudował Michał Tkacz, który wyjeżdżał sadzić las do Austrii. Ostatnio ma pracę w wytwórni soli z kopalni w Kaczyce. Częstuje nas swoją gruszkówką i bryndzą od teścia, który ma kilkaset owiec. Michał jest zamiłowany w rodzinnej Bukowinie, pragnie poznać też, skąd korzenie jego przodków. W ciągu dwusetleniego współżycia Polaków i Ukraińców w tej miejscowości między nimi nigdy nie było konfliktów. Może dlatego, że w ich relacje nie wtrącały się wałczący między sobą politycy. Każdy zachował swoją mowę, obyczaje oraz wiarę katolicką i swój obrządek. Taka sobie wyspa słowiańska.

{gallery}gallery/2016/bukowina2{/gallery}

Constantin Moldowan, nauczyciel, poeta i wójt
– Cała Bukowina jest tak jak Europa w miniaturze – stwierdza Constantin Moldowan, który po wyborach do samorządów rumuńskich w dniu 5 czerwca ponownie został primarem (wójtem) komuny (gminy) Monastyr Humoru (Mănăstirea Humorului). Poparli go też Polacy z dwóch polskich wsi Pojany Mikuli i Pleszy.

– Między wszystkimi narodowościami są dobre stosunki – mówił dalej wójt. – Przykładem jest nasza gmina Monastyr Humoru, gdzie mieszkają Rumuni, Polacy i inni. Wszyscy żyją w jednym kraju. Również każdy zachowuje swoją tożsamość. Są Domy Polskie w Plesze i w Pojanie Mikuli. Bardzo dobrze współpracujemy z Gerwazym Longerem, który reprezentuje Polaków w parlamencie Rumunii.

Jest to absolutnie normalne, że każdy obywatel może pielęgnować kulturę swoich przodków, nauczać dzieci w swoim języku macierzystym w szkole, prowadzić swoje zespoły folklorystyczne – zaznaczył Constantin Moldowan. – Byłem już dwa razy w Polsce. Nasza gmina jest zaprzyjaźniona z gminą Mucharz koło Wadowic, gdzie ludzie są bardzo podobni do naszych okolic. Są bardzo ciepli, bardzo przyjemni. W przyszłości mamy do zrealizowania wspólne projekty. Z każdego spotkania mam możliwość czegoś się nauczyć jako samorządowiec, ponieważ Polska ma doświadczenie w Unii Europejskiej. Osobiście jestem zachwycony tym, że Polacy są nacjonalistami w pozytywnym sensie tego słowa. Polska m.in. promuje swoją produkcję w Rumunii. Rumunia też próbuje, jednak idzie to powoli. Mamy jeszcze dużo do pracy i do nauki.

Rzadko to się zdarza, że wójt jest poetą. Administrator i twórca.

– Jestem nauczycielem, poetą i primarem – trzy P – śmieje się Constantin Moldowan. – Artysta nie chce się wtrącać w robotę wójta, bo administracja wymaga pragmatyzmu. Jednak wójt potrzebuje troszeczkę poezji. Bez poezji byłoby mi trudniej na tym stanowisku. Ludzie na wsi potrzebują przede wszystkim dobrej infrastruktury. Będą dobre drogi, to przyjadą do nas turyści. Realizujemy kilka projektów europejskich oraz chcemy zdobyć pieniądze unijne. W ciągu pierwszej mojej kadencji została wybudowana, zabetonowana droga we wsi Monastyr Humor, która prowadzi do Pojany Mikuli. Popierałem ten projekt. Wzniesiono ponad 10 mostów i mostków, jest zasięg dla połączenia komórkowego. W Pojanie Mikuli, gdzie już wybudowano nową szkołę, na miejscu starego pomieszczenia chciałbym założyć bazę sportową. Jeszcze trzeba zabetonować cześć drogi. W tym roku przypada 180 lat wybudowania kościoła w Plesze. Pomagamy w remontach tego kościoła. Współpracujemy z proboszczem i z Domem Polskim w tej wsi. Relacje i współpraca są bardzo dobre jak z duchownymi prawosławnymi, tak i katolickimi. Popieram też środkami pieniężnymi w remontach kościołów – mówi wójt.

Przez dwa dni w położonej niedaleko wsi Frasin odbywał się barwny festiwal „Hora Bucovinei”: zespoły folklorystyczne, stragany z wyrobami ludowymi, konie, psy połonińskie, smaczna kuchnia i…brak turystów zza granicy.

– My też organizujemy ciekawe imprezy przez cały rok – powiedział obecny na festiwalu Constantin Moldowan. – Dzięki miejscowym Polakom liczymy przede wszystkim na turystów z Polski. Dlatego popieram wszelkie inicjatywy Stowarzyszenia Obczyny, a również Rajd do Tronu Stefana Wielkiego. Zapewnił, że będzie uczestniczyć też w „Biesiadzie Bukowińskiej”.

Konstanty Czawaga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X