Przed moim domem w Gródku spiłowano krzyż, ale postawiłem nowy Rodzina Michała Łobodźca: rodzice Maria (z domu Moroz) i Józef oraz bracia: najmłodszy Franek, najstarszy Jan i środkowy Michał (z archiwum autora)

Przed moim domem w Gródku spiłowano krzyż, ale postawiłem nowy

Wspomnienia Michała Łobodźca

Urodziłem się w Dolinianach [w II RP w województwie lwowskim] w 1930 roku jako drugi z trójki rodzeństwa. Moi rodzice także pochodzili z tej miejscowości. Mama Maria i tata Józef jak prawie wszyscy w tej wsi zajmowali się rolnictwem. Każdy miał po kilkanaście morgów ziemi, którą uprawiał. Tata pracował też przy budowie drogi, a potem na kolei.

W domu mieliśmy dużo polskich książek i modlitewników. Jako pięcioletni chłopiec znałem już wszystkie modlitwy po polsku na pamięć. Przez dwa lata chodziłem do polskiej szkoły. W niej uczyliśmy się po polsku, świętowaliśmy wszystkie święta narodowe. Przyjeżdżał wtedy ksiądz, sadzał nas na wozy i jechaliśmy do Gródka, a tam była parada, maszerowało wojsko, grała orkiestra, dużo flag, a nam rozdawano słodycze i bułeczki. Pamiętam, że było pięciu księży: Mikulski, Bilezewski, Jazło, Demil i Żak. Gdy wybuchła wojna w 1939 roku, szkołę zamknięto.

W Dolinianach mieszkało 370 Polaków, ale potem prawie wszyscy wyjechali. My także chcieliśmy wyjechać. Niestety, ojciec zachorował, przez pół roku leżał w szpitalu i ostatecznie zostaliśmy. Przyjechali Ukraińcy. Polaków zostało kilku. Szanowaliśmy się wzajemnie. W 1947 roku rozpocząłem naukę w gródeckiej szkole, ukończyłem siedem klas, a potem szkołę rolniczą.

Babcia urodziła się na Czerliańskim Przedmieściu w Gródku Jagiellońskim. Tam była tylko kaplica z krzyżem i Matką Boską, w której odmawiano zawsze różaniec i modlitwy. Potem przyszła „ruska dżuma” i wszystkie krzyże powywozili na cmentarz. Przed moim domem w Gródku, gdzie teraz mieszkam, też spiłowano krzyż, ale postawiłem nowy.

Kiedy zamknięto kościół w Gródku, jeździliśmy do katedry do Lwowa. W 1950 roku powstała kaplica „Barbarka”, do której przyjeżdżał ksiądz Rafał Kiernicki i sprawował nabożeństwa. Pamiętam, że miał kalendarz, w którym sprawdzaliśmy, w jakie dni wypada Boże Narodzenie, w jakie Wielkanoc, kiedy będzie Józefa, bo mój tato miał na imię Józef i zawsze świętowaliśmy ten dzień. W 1972 roku zamknęli „Barbarkę” i znów jeździliśmy do Lwowa, aż do 11 marca 1990 roku, kiedy zwrócono nam gródecki kościół.

Świadectwo o odzyskaniu kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Gródku Jagiellońskim
6 lipca 1989 roku rozpocząłem zbieranie podpisów o odzyskanie naszego kościoła, założonego jeszcze przez króla Władysława Jagiełłę. Przyłączyli się do mnie inni gródeccy Polacy. Udało nam się zebrać 197 podpisów, z którymi udaliśmy do Rajwykonkomu. Pan Hudym, przewodniczący Rajwykonkomu, poinformował nas, że podpisy są nieważne. Dodał, że wszyscy widniejący na liście Polacy powinni stawić się osobiście i każdy powinien mieć przy sobie paszport z wpisaną narodowością. W wyznaczonym dniu stawiła się nas duża grupa, jednak tylko 36 z nas miało wpisane w paszporcie: Polak. Ostatecznie pan Hudym przyjął nasz wniosek jako wniosek komitetu składającego się z 20 osób i polecił wydrukować go w 5 egzemplarzach. Powiedział też, że „na Boże Narodzenie oddamy wam kościół”. Zapytałem, dlaczego musimy tak długo czekać, na co usłyszeliśmy, że nasz wniosek musi pójść najpierw do Moskwy. Po dwóch i pół miesiącach bezowocnego oczekiwania pojechaliśmy do pełnomocnika ds. religii we Lwowie pana Ryszytyły, który wysłuchał nas, po czym polecił przynieść nasz wniosek złożony wcześniej w Gródku. Okazało się, że widnieje na nim adnotacja z Gródka Jagiellońskiego, że nie ma potrzeby oddawania kościoła rzymskokatolickim parafianom. Pan Ryszytyła pocieszył nas, że niedługo przyjedzie do Gródka i postara się pomóc. I rzeczywiście, po jakimś czasie zostaliśmy ponownie zaproszeni do gabinetu pana Hudymy. Pan Ryszytyła zwrócił się do przewodniczącego Rajwykonkomu, że to są parafianie rzymskokatoliccy z Gródka i „bardzo proszę oddać im kościół”. Po tych słowach wyszedł. Pan Hudyma po raz kolejny kazał nam przepisywać nasz wniosek. To było w listopadzie. W grudniu znowu dowiadywaliśmy się o decyzję we Lwowie, ale ponownie usłyszeliśmy, że nie ma jeszcze odpowiedzi z Moskwy. Często bywałem we Lwowie i za każdym razem przychodziłem do pana Ryszytyły albo jego zastępcy Sawczuka, ale ciągle czekaliśmy na decyzję z Moskwy. Tak było aż do 11 marca 1990 roku. W ten dzień, a była to niedziela, pojechaliśmy do Lwowa. Pan Sawczuk poprosił, żebyśmy poczekali na korytarzu. Po chwili pani sekretarka poprosiła mnie do gabinetu, prosząc pozostałych parafian o poczekanie na korytarzu. Pan Sawczuk wziął papier firmowy, napisał na nim mój adres, a poniżej takie słowa: „Kościół w Gródku Jagiellońskim przekazujemy na własność rzymskokatolickim parafianom”.

Ania Dutko
Tekst ukazał się w nr 15-16 (331-332), 30 sierpnia – 16 września 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X