Prawda „relatywna”

Relatywizm wartości i polsko-ukraińskie sprawy.

Niby to rozważania czysto teoretyczne. Jednak rujnująca siła tego relatywizmu jest dla naszych krajów tak wielkim wyzwaniem, że nie mogłem się powstrzymać od „popełnienia” poniższego tekstu. Prawda – to „temat rzeka” i poniższe kilkadziesiąt wierszy są jedynie pewnym sygnałem, zachętą do przemyślenia jak ważne jest, by dobro i zło zawsze dla nas dobrem i złem pozostały – niezależnie od tego, po której stronie polsko-ukraińskiej granicy żyjemy. Dzielę się po prostu tym, co mnie nurtuje od długiego już czasu. Bowiem niestety, coraz bardziej jestem pewien, że miałem (i nadal mam) rację. Piszę „niestety”, bo widzę jak moja teoria, chociaż okazuje się prawdziwą, to jednocześnie – zgodnie z nią – wszystko to, co cenię, kocham, szanuję i wyznaję tonie, znika, ginie i przepada. Jednym słowem, powoli przegrywam.

Smutne to, bo oprócz odczucia osobistej klęski towarzyszy mi przekonanie, że nie chcemy się uczyć na błędach i w naszej historii to już nie po raz pierwszy „następujemy na te same grabie” relatywizmu. Obawiam się, że nie przyjdzie nam długo czekać na bolesne tego skutki. Może nawet już na nie wcale i czekać nie trzeba.

Nie sposób chyba nie zauważyć, że coraz częściej, coraz nachalniej, wszędzie i we wszystkim ten relatywizm zaczyna niepodzielnie królować. Jest wszechobecny i wszechmocny. Jest wygodny i przyjemny w użyciu. Może uzasadnić wszystko, może ze wszystkiego rozgrzeszyć. Pozwala na zatarcie granic i różnic pomiędzy dobrem i złem, prawdą i kłamstwem. To co przynosi korzyść, to co jest wygodne – jest oceniane jako dobre i słuszne. To co wymaga poświęcenia i wysiłku – już nie. Coraz częściej, wynikająca z takiego postrzegania rzeczywistości „filozofia Kalego” święci triumfy i to, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” staje się dla wielu normą. Miłe to, łatwe i wygodne… i niestety, wyniszczające. Większość z tych, z którymi się spotykam, z którymi rozmawiam czy koresponduję, nie ma wątpliwości – życie stało się bezwzględne, ludzie agresywni, a cel zaczął uświęcać środki.

Tak, to prawda! Jednak mało kto znajduje w sobie siły, by prócz biadania nad przejawami powszechnego zepsucia, postarać się dotrzeć do jego korzeni. Tymczasem rozpaczanie nad zdziczeniem, zakłamaniem i zepsuciem dni naszych i jednoczesne milczenie o tym co jest tego zdziczenia przyczyną – relatywizmie wartości i ułomności wynikających z niego ocen – jest co najwyżej tylko bezproduktywnym biadaniem. Ów relatywizm wartości, co chyba nie jest dziwne, wdarł się także w nasze, polsko-ukraińskie, życie. Dostrzegam to od dawna – właśnie on jest źródłem wielu problemów.

Tak, tak! Jest wszędzie! Przyjemny, wygodny i usłużny. Wykorzystywany przez jednych (w dyskusjach, sporach i awanturach) świadomie i z premedytacją, przez innych przyjmowany jako coś naturalnego, przez jeszcze innych niezauważany, lecz istniejący. Tak czy inaczej, ten relatywizm, coraz powszechniejszy, niszczy i pomaga rujnować to, co budowaliśmy przez całe lata. Przyczyna jego niszczącej siły jest bardzo prosta – świetnie daje się wykorzystywać w obszarze, który w polsko-ukraińskich stosunkach wydaje się być dzisiaj najistotniejszy.

Tak się bowiem jakoś stało, że na pierwszy plan polsko-ukraińskiego życia wysunęły się nie sprawy gospodarcze, nie wspólne projekty, nie współpraca naszych krajów, a kwestie historyczne, oceny moralne, odczucia. Wszystko to właśnie, czego nie sposób ocenić bez korzystania z odniesień do określonych wartości. No właśnie – „określonych wartości”…

Tymczasem te „wartości’ pozbawione przez relatywizm ich uniwersalizmu pozwalają oceniać wszystko z punktu widzenia nie prawdziwości oceny, a z punktu widzenia jej korzyści dla oceniającego. Dlatego z coraz większym przerażeniem obserwuję, dokąd nas, Polaków i Ukraińców, to prowadzi.

Jestem, podobnie jak wielu, użytkownikiem Internetu. Znalazłem w nim ostatnio niezwykle „celny” aforyzm. Brzmiał: „Czemu ludzie, których Ty traktujesz tak jak oni traktują Ciebie, się obrażają?”. Ciekawe pytanie prawda? Można podać jego inną wersję pytającą: dlaczego obrażasz się, gdy inni traktują Ciebie tak jak Ty ich traktujesz? W zasadzie – to będzie nadal to samo pytanie. Jest to pytanie o wysokość poprzeczki, którą w tych samych zawodach stawiamy sobie i innym. Pytanie o to jak łatwo znajdujemy uzasadnienie dla tego, by tym „innym” poprzeczkę podnieść, a sobie opuścić. Jak nie widzimy w tym niczego zdrożnego i jak łatwo potrafimy znaleźć dla siebie usprawiedliwienie.

Te „różne wysokości poprzeczki” są jedną z podstawowych przyczyn polsko-ukraińskich awantur. Są jednym z przykładów działania relatywistycznej zasady „punktu siedzenia i punktu widzenia”. Rodzą urazy, nieporozumienia, kłótnie. Cóż, relatywizm… Prawda. Niby wszystko jasne! Prawda to prawda i tyle! Tymczasem kilka dni temu czytam w polsko-ukraińskiej prasie tekst, który można streścić w słowach „jeśli prawda nam nie służy, to taka prawda nam jest niepotrzebna”. Czyli co? Prawda tylko wtedy jest prawdą, gdy jest nam wygodna i kiedy nam służy, a jak ta prawda jest niewygodna to już nie jest prawdą chociaż tak naprawdę to nadal prawda? (Przepraszam – zagmatwane to, ale to właśnie tak!) Ciekawe, ciekawe…

I chociaż nie napisano tego w odniesieniu konkretnie do polsko-ukraińskich kłótni, to takie podejście jest znamienne i typowe również dla nich. To właśnie treść, zacytowana powyżej, popchnęła mnie do „popełnienia” tego tekstu – prawda w nieco szerszym kontekście. Bowiem przyjęcie podobnej zasady jako obowiązującej (na razie funkcjonuje wprawdzie, ale jeszcze nie obowiązuje) umożliwi konstruowanie alternatywnych historii, pieszczenie mitów i hołubienie kompleksów – jednym słowem wszystko to, co (przynajmniej moim zdaniem) jest łatwe, miłe i przyjemne, ale dla polsko-ukraińskiej przyszłości szkodliwe. Uważam, że jedynie poszukiwanie Prawdy (właśnie dużą literą!), nawet tej nam niewygodnej, nawet tej wymagającej przebudowy mitów i przyznania się do wszelakich kompleksów, stanowi szansę dla osiągnięcia harmonii i spokoju, budowy jutra.

Powie ktoś, że to idealizm? Cóż, prawda – to idealizm! Milszy mi jest jednak niż życie w świecie, gdzie relatywna prawda uważane jest za Prawdę. Polityka historyczna. Otóż to! Pojęcie modne i często ostatnio używane – po obu stronach polsko-ukraińskiej granicy. Niby nic zdrożnego. Teoretycznie jest to polityka prowadzona przez państwo, a polegająca na promowaniu czynów chwalebnych, dziejów ważnych, bohaterów godnych naśladowania. Niby w porządku. Tyle, że tak jest tylko w „idealistycznej” wersji tej historycznej polityki W praktyce bowiem, historyczna polityka oznacza najczęściej podporządkowanie historii polityce, a ta ostatnia… no, powiedzmy, uczciwością nie grzeszy i relatywizm wartości jest jej chlebem powszednim.

Często też, ta historyczna polityka jest dzieckiem wspomnianej już powyżej „prawdy relatywnej” i jej historyczną wartość powinno się oceniać właśnie w odniesieniu do „prawdziwości” tejże ostatniej. Ale cóż, czyż nie jest tak, że „jeśli prawda nam nie służy, to taka prawda nam jest niepotrzebna”? Czyli, wszystko w porządku i możemy gratulować rzetelności politycznym historykom! Tylko ja, człek marny, cichy i pokorny pozwolę sobie zadać nieśmiałe pytanie – czy ten ktoś, kto zajmuje się historyczną polityką to jeszcze historyk, czy już polityk? No i gdy już odpowiemy sobie na podobne pytanie, to warto się spokojnie przyjrzeć temu, jak owa polityka historyczna ma się do historii (w tym Polski i Ukrainy) i czy cokolwiek wyjaśnia, czy też generuje nowe(!) problemy? Cele i środki. W zasadzie nie warto więcej pisać – wszystko jasne! Przynajmniej dla idealistów. Przecież to kwintesencja relatywizmu! Obecnie niestety, stosowanie takich chwytów przestaje być powodem do wstydu. Zwycięstwo (cokolwiek to pojęcie dla kogokolwiek oznacza) jest najważniejsze! Jak, czyim kosztem, jak bardzo paskudnie, na ile kłamliwie – to nieważne! Sensacyjny artykuł, który zwiększy nakład, reportaż przyciągający widzów, skandal budujący popularność, głośne znieważenie i ciche przeprosiny, półprawdy (a to przecież już nieprawdy!), manipulacje, przemilczenia, kłamstwa – wszystko usprawiedliwione!

Także w sporach o Prawdę, o politykę historyczną, o wrażliwość narodową najważniejszy jest sukces! Nawet pozorny, nawet chwilowy, nawet gdy wszyscy wiedzą, że to tylko sukcesu pozory – nic to! Każda cena jest jego warta – podeptana prawda, zdradzona przyjaźń, zapomniana uczciwość. Nie, ja nie biadam! Tylko konstatuję fakt, że w imię spraw miałkich, chwilowych i ulotnych poświęcane są rzeczy naprawdę ważne. Brak realnej oceny celu, kosztów jego osiągnięcia, i jak to wpłynie na inne cele czasem niezwykle ważne – rujnuje.

Czy ktoś zechce utrzymywać, że podobne rzeczy nie mają miejsca w polsko-ukraińskim świecie? Tak, wiem, że relatywizm wartości jest wyniszczający nie tylko dla Polski i Ukrainy. Doskonale to rozumiem. Jednakże piszę o nim właśnie w kontekście polsko-ukraińskim, albowiem widzę jak wyniszczający jest on dla naszych krajów. Używają go wszyscy ci, którzy nie potrafią dyskutować i spierać się o polsko-ukraińskie sprawy w sposób cywilizowany. Jest orężem wszelkiej maści ignorantów i manipulatorów. Służy zdobywaniu małego ceną wielkiego, leczeniu kompleksów, wylewaniu nienawiści, jest zarzewiem konfliktów. I nam, ukraińskim Polakom i polskim Ukraińcom skutki tego dźwigać przychodzi. Może jednak nie warto? Stąd też te nieco zawiłe rozważania przedkładam…

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 4 (272) 28 lutego – 16 marca 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X