Polskie spotkania na Bukowinie Henryk Litwin (Fot. Aleksander Kuśnierz)

Polskie spotkania na Bukowinie

Raz jeszcze wrócimy na Bukowinę, gdzie w maju uroczyście obchodzono Dni Polonii i Polaków za Granicą.

Obchody zorganizował Konsulat Generalny w Winnicy, a swoja obecnością zaszczycił wydarzenie ambasador RP na Ukrainie Henryk Litwin, który przebywał z oficjalną wizytą w obwodzie czerniowieckim. O Polakach na Bukowinie Wojciechowi Jankowskiemu opowiadają ambasador RP Henryk Litwin; wiceprezes Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza i nauczycielka języka polskiego Łucja Uszakowa oraz prezes Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza w Czerniowcach Władysław Strutyński.

Henryk Litwin
ambasador RP na Ukrainie

Po raz który Polacy na Bukowinie mogą obchodzić swoje święto?
Trudno mi powiedzieć dokładnie, bo nie znam tak dobrze historii Polaków bukowińskich po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę. Byłem konsulem we Lwowie w latach 1991-94 i wtedy przyjeżdżałem do Czerniowiec i na Bukowinę kilka razy. Prawdę mówiąc, wtedy nie bylibyśmy w stanie przebić się z tak wielką uroczystością, która mogłaby odbyć się na największej sali miasta w tak licznej obecności Polaków. Wtedy Polacy nie byli jeszcze całkiem pewni czy można przyznawać się do swojej polskości, do swego pochodzenia, czy to już na pewno te czasy, kiedy nie rodzi to żadnych niebezpieczeństw. Dopiero to się zaczynało i polski ruch kiełkował.

Oczywiście w tych polskich wsiach – Starej Hucie czy Piotrowcach Dolnych – wyglądało to inaczej. Tam ludzie żyli cały czas w swoim środowisku i nie było wątpliwości, kim są i jakie mają korzenie. Nie chodzi tu tylko o korzenie, ale z jaką kulturą są związani i z jakim językiem. W Czerniowcach wyglądało to już troszeczkę inaczej. Towarzystwo powstało wcześniej, jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, ale były to takie bardzo trudne początki. Jak mówię, wtedy to nawet nie można było marzyć o takich wspaniałych wielkich uroczystościach i o tym, żeby na nich pojawili się najwyżsi przedstawiciele władz. Nie jest to chyba taka pierwsza uroczystość, ale nie ma wątpliwości, że od pewnego czasu Polacy czują się tu pewnie, są cenioną częścią lokalnej społeczności. Polskie środowisko składa się z ludzi ważnych, wpływowych, którzy mają coś do powiedzenia w lokalnym środowisku. Gdy Czerniowce należały do lwowskiego okręgu konsularnego zdarzały się duże imprezy z różnych okoliczności. Dzisiejsze uroczystości były rzeczywiście bardzo huczne.

Panie ambasadorze, zna pan Bukowinę z okresu pracy w lwowskim konsulacie. Na czym polega specyfika tego regionu?
Ten region jest wyjątkowy. Ta wyjątkowość polega jednak na czymś innym w Starej Hucie czy Piotrowcach, a na czymś innym w Czerniowcach. Ta polska rzeczywistość w górach jest po prostu efektem przesiedlenia ludności polskiej, takiej migracji zarobkowej, stworzenia zwartej osiadłości w górach. Ta ludność zachowała swoją odrębność kulturową, odrębny obyczaj i język, tradycje i wiarę – oczywiście. Trwa to do dzisiaj. Często bywa tak, że osoby, które mówią tym polskim językiem górali bukowińskich, kiedyś czadeckich, nie do końca są zrozumiałe dla osób z Polski i nie całkiem dobrze są rozumiani przez miejscowych. Ale i tak nie ma wątpliwości, że mówią oni po polsku. Ten dialekt, który się zachował, który przetrwał przez wiele dziesięcioleci – rzadko się zdarza taka specyfika. Jest to pewnego rodzaju zjawisko endemiczne.

Czerniowce – to już zupełnie inna historia. Jest tam środowisko polskie, które miało niezwykle bogate życie kulturalne w XIX wieku. Było to zupełnie fantastyczne zjawisko, zachwycające. Kilkanaście tysięcy Polaków – stosunkowo nie duże środowisko – produkowało tyle gazet w języku polskim, tyle inicjatyw kulturalnych, tyle organizacji różnych środowisk, że naprawdę zasługuje to na podziw. Jest to bez wątpienia efekt pewnej lokalnej specyfiki Czerniowiec – wielonarodowego centrum, w którym istniały zasady współżycia bardzo konsekwentnie egzekwowane, a nawet narzucane przez władze austriackie. Co prawda, nie było równego podziału na każdą z grup etnicznych, bo np. dzieci polskie długo były w gorszej sytuacji niż dzieci niemieckie czy rumuńskie i ukraińskie. Nie miały tak oczywistego dostępu do nauki w języku polskim, ale też w końcu to wywalczono. Bez wątpienia, ta czerniowiecka specyfika polskiej działalności była pochodną bukowińskiej specyfiki współżycia różnych narodowości. Trzeba tu oddać władzom austriackim, że rzeczywiście chroniły tę wielonarodowość i przeznaczały na to niemałe fundusze.

Władysław Strutyński
prezes Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza w Czerniowcach

Ilu Polaków zamieszkuje Bukowinę Północną?
Według oficjalnych statystyk – spisu ludności na Ukrainie – na Ukrainie Polaków obecnie jest ponad 300 tys. Według ostatniego spisu z okresu radzieckiego było około 900 tys., ale w tamtych czasach nie było tak masowej emigracji, żeby na tyle spadła liczba ludności polskiej. Rozumiem, że każde państwo stara się przedstawić w danych jak największą jednorodność ludności.

Liczę, że w obwodzie czerniowieckim jest od 3,5 do 5 tys. osób, które przyznają się do polskości. W tym w Czerniowcach jest około 2,5 tys. Wiele osób jest z rodzin mieszanych.

Dużo zależy od atmosfery w rodzinie, w środowisku, w którym człowiek się obraca. Moja córka, na przykład, nawet nie zastanawiała się jaką narodowość wybrać, chociaż czasy były niepewne. Zdecydowanie określiła się jako Polka.

Łucja Uszakowa
wiceprezes Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza, nauczycielka języka polskiego

Ten dzień jest dla nas dniem szczególnym, bo takiego święta nigdy nie mieliśmy w latach naszej młodości. Dla nas sprawy polonijne rozpoczęły się w 1991 roku, gdy zaczęły się zmiany na Ukrainie. Z rodzin naszych wynieśliśmy patriotyzm i wiedzę o Polsce. Ta mała Polska była w naszych rodzinach – tradycje, język uczony na bajkach. Brakowało nam głębszej wiedzy. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej z Lublina pomógł nam wtedy ogromnie donieść tę wiedzę do naszych uczniów. Zaczynaliśmy od zera – brakowało podręczników, programów nauczania. Praktycznie nie było niczego.

Obecnie mamy dobre wyposażenie, mamy salę lekcyjną, programy, opracowane w Centrum Metodycznym w Drohobyczu, którego przez wiele lat i ja byłam członkiem. Teraz kontynuujemy to, przekazujemy młodemu pokoleniu. Niestety młodzież nie za bardzo do tego się garnie. Czasy obecne są trudne, a młodzież przede wszystkim myśli o zarobkach. A nasza praca jest prawie społeczną.

Ilu Polaków mieszkało w Czerniowcach i rozmawiało po polsku?
Byli to przede wszystkim mieszkańcy Czerniowiec, którzy chodzili do kościoła. Kościół był właśnie skupiskiem ludzi, którzy zachowali polskość. Kto nie chodził do kościoła, ten nie zachował języka, tradycji, wiary. Wiec teraz trochę zadziwia mnie ta sytuacja – skąd nagle tylu Polaków z Kartą Polaka bierze się u nas? Ludzie uczą się polskiego, chodzą na kursy jedynie po to, aby otrzymać Kartę Polaka. My żyliśmy przez całe życie bez Karty, ale mieliśmy Polskę w sercu, mieliśmy ja w naszych rodzinach. Była to nasza mała Polska w każdym domu. Ja po raz pierwszy o Katyniu dowiedziałam się od mojej babci. Ale powtarzała: „Nie mów o tym nikomu”. Pokazywała mi zdjęcia z gazet wojennych. Jako dziecko o tym już wiedziałam. Sprzeczałam się z nią. Mówiłam, że jest to niemożliwe, żeby sowieccy żołnierze rozstrzeliwali Polaków. Dla mnie było to nie do pojęcia. Dopiero później zrozumiałam, jaką babcia miała rację, ile ona tej prawdy znała, której byliśmy pozbawieni.

Czy dziadkowie byli z czerniowieckiej rodziny?
Z czerniowieckiej. Mój tata pochodzi z rodziny górali czadeckich z okolic Storożyńca, a mama jest czerniowczanką o polskich korzeniach.

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 10 (230) 29 maja – 15 czerwca 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X