Polskie ślady Stanisławowa Ul. Grunwaldzka przypomina słynny rok 1410, zdjęcie autora

Polskie ślady Stanisławowa

Stanisławów, będąc wielonarodowym miastem, faktycznie pozostawał polskim. Założony został na terenach Rzeczypospolitej przez magnatów Potockich. Gdy Galicja odeszła do Austrii, Polacy nadal odgrywali pierwsze skrzypce w politycznym i kulturalnym życiu miasta. Potem był okres międzywojenny w odrodzonym państwie polskim. Od 1939 r. Stanisławów stał się miastem sowieckim i przez następne dziesięciolecia z pamięci mieszkańców na wszelki sposób „polskie ślady” usuwano. Obecny Iwano-Frankiwsk jest bezsprzecznie bastionem ukraińskiego patriotyzmu, ale gdzie niegdzie można jeszcze zobaczyć materialne świadectwa minionej epoki.

Pomnik Adama Mickiewicza przetrwał trzy wojny, zdjęcie autora

Pomnik

Tak naprawdę polskich śladów w mieście jest dosyć. Inna rzecz, że aby je zobaczyć, potrzebna jest pomoc przewodnika lub krajoznawcy, którzy opowiedzą, że dawniej była to np. ulica Kazimierza Wielkiego, że w tym domu mieszkał pan Puprunkiewicz, a w gimnazjum studiował jeden z najwybitniejszych przedstawicieli literatury polskiej. Nas bardziej interesują obiekty, które turyści mogą odnaleźć samodzielnie – bez fachowej podpowiedzi.

Najbardziej zauważalnym śladem polskości w mieście jest bez wątpienia pomnik Adama Mickiewicza, stojący w samym centrum miasta. Mickiewicz jest najbardziej czczonym polskim poetą i w panteonie narodowym zajmuje to samo miejsce, co Szewczenko w Ukrainie. Poeta nigdy nie był w Stanisławowie, możliwe, że nawet nie wiedział o jego istnieniu, ale polska społeczność miasta czci go do dziś.

W 1898 r., z okazji jubileuszu 100-lecia urodzin poety, Polacy wystawili mu pomnik z białego karraryjskiego marmuru. W czasie wojny polsko-ukraińskiej pomnik został uszkodzony i w 1930 r. został zastąpiony spiżową kopią.

Do dziś spiżowy Mickiewicz jest najstarszym pomnikiem miasta i stoi na placu swego imienia.

Ulice

Plac Mickiewicza nie jest jedyną polską nazwą w mieście, przypominająca dawne czasy. W okresie austriackim wiele ulic i placów nosiło imiona wybitnych polskich działaczy historycznych. W okresie międzywojennym tych nazw przybyło jeszcze więcej. Z przejęciem miasta przez sowietów zaczęła się kampania zmiany nazw topograficznych. Z mapy miasta zniknęły imiona wszystkich postaci historycznych i działaczy politycznych, pozostała jedynie garstka nazwisk ludzi kultury.

W okolicach dawnych wałów miejskich zachowała się ulica kompozytora Chopina. Na jednym z budynków na tej ulicy widnieje medalion z profilem mężczyzny. Niektórzy identyfikują go z kompozytorem.

Prawie obok znajduje się ulica Kopernika – fizyka, astronoma i matematyka polskiego z XVI w. Ten, urodzony w Toruniu uczony, jest autorem heliocentrycznej teorii budowy świata.

Ulice Konowalca i Czornowoła łączy ulica Matejki – wybitnego polskiego malarza, który wsławił się swymi dziełami o tematyce historycznej. Najbardziej znany jego obraz poświęcony jest bitwie pod Grunwaldem, gdzie w 1410 r. połączone wojska polsko-litewskie zwyciężyły zbrojne oddziały krzyżaków. W 500. rocznicę tej bitwy nowo utworzona ulica została nazwana Grunwaldzką. W czasie okupacji niemieckiej została przemianowana na Gubernatorską, ale sowieci przywrócili jej pierwotną nazwę. Dziś należy do najbardziej urokliwych uliczek miasta.

Świątynia

Polacy nigdy nie byli większością w mieście i zajmowali drugą pozycję – po Żydach. W 1946 r. większość z nich wyjechała do Polski – pozostać w „bolszewickim raju” zdecydowało się niewielu.

Gdy Polaków już nie było, pozamykano ich świątynie. Nie tylko katolickie, ale i wszystkie greckokatolickie. Pozostawiono parę cerkwi, które przekazano moskiewskiemu patriarchatowi.

Kościół przy ul. Wołczynieckiej, zdjęcie autora

W 1989 r. polskiej społeczności miasta zwrócono kościół pw. Chrystusa Króla Wszechświata przy ul Wołczanieckiej, pełniący od wojny funkcję magazynu. Przy aktywnej pomocy z Polski świątynię zrekonstruowano. Dziś jest to jedyna w mieście świątynia katolicka, gromadząca Polaków i… poszukiwaczy Karty Polaka.

Architektura

Starą zabudowę miasta można umownie podzielić na budynki austriackie i polskie. Do tych ostatnich odnosimy gmachy wybudowane w okresie międzywojennym. Większość z nich zaprojektowana została w modnym wówczas stylu funkcjonalizmu, zwanym również konstruktywizmem.

Trudno ich nie rozpoznać – surowe w swej architekturze, pozbawione wszelkiej dekoracyjnej sztukaterii, ale tym nie mniej wspaniałe. Architekci tego okresu doprowadzili proporcje do perfekcji i szary beton przemienili na prawdziwe dzieło sztuki architektonicznej.

W czasie I wojny światowej centrum miasta zrujnowane zostało przez ostrzały artyleryjskie. Miejsce zniszczonych kamienic zajęły te nowe – w stylu konstruktywizmu. Wówczas stanowiły one najbardziej elitarne mieszkania w mieście.

Kamienice w stylu konstruktywizmu w mieście nazywane są „polskimi budynkami”, zdjęcie autora

Nie daremnie symbolem miasta jest ratusz, wzniesiony w 1935 r. Dziś jest to jedyna na Ukrainie budowla administracyjna w stylu funkcjonalizmu. W planie przypomina ona order Virtuti Militari – najwyższe odznaczenie II Rzeczypospolitej. Możliwe, że właśnie z tego powodu hitlerowcy starali się wysadzić ratusz w powietrze.

Cmentarz

Młodsze pokolenie obecnych mieszkańców Iwano-Frankiwska Skwer pamięci za hotelem „Nadija” nazywa „polskim cmentarzem”. Tak naprawdę ta nekropolia nigdy nie była wyłącznie polską. Grzebano tu przedstawicieli wszystkich chrześcijańskich konfesji Stanisławowa – Polaków, Ukraińców, Niemców, Ormian, Włochów, Czechów, Węgrów. Ale ponieważ Polacy stanowili większość chrześcijańskiej społeczności miasta, ich pochówki tam dominowały.

Najstarszy grób najstarszego cmentarza w Stanisławowie, zdjęcie autora

Starsi mieszkańcy wspominają, że ten cmentarz był prawdziwym muzeum pod otwartym niebem i stare zdjęcia to potwierdzają. Niestety, czasy się zmieniły i kamienne madonny i anioły zaczęły kłuć w oczy partyjnych bonzów. Na początku lat 1980. stary cmentarz został bezlitośnie zniszczony.

Pozostało zaledwie kilka polskich nagrobków: uczestnika powstania listopadowego 1830 r. Maurycego Gosławskiego, bohatera Komuny Paryskiej Karola Świdzińskiego, naczelnego lekarza szpitala miejskiego Zygmunta Mroczkowskiego, właściciela łaźni parowej Franciszka Gurawskiego i Józefy Dzwonkowskiej – drugiej miłości Iwana Franki.

Kulinaria

Lata polskiej obecności w mieście i przebywanie w towarzystwie Polaków wpłynęły na codzienna kulturę i byt mieszkańców miasta. Aby przekonać się o tym, wystarczy odwiedzić dowolną knajpę w mieście.

Jako pierwsze dane zaserwują gościom zupę, przy czym może być to smaczny żurek – tradycyjna polska zupa na zakwasie mącznym z białą kiełbasą. Na drugie – można zamówić sobie golonkę (nie rulkę, a właśnie golonkę) – pieczoną przednią nogę wieprzową. Taka potrawa jest wspaniała do piwa w większym towarzystwie. Niech was Bóg broni, by zamówić na deser „najsmaczniejszy plombir” – jedynie lody śmietankowe. Mogą być z polewą truskawkową. A do herbaty idealną będzie marmolada śliwkowa – przez którą kiedyś spłonęło pół Stanisławowa.

W menu frankiwskich lokali można znaleźć „żurek”, zdjęcie ze źródeł internetowych

W niektórych miejscach na ulicach można zobaczyć stare napisy reklamowe po polsku. Na przykład – na budynku przy ul. Szewczenki 74 na parterze jest niewielki zakład szewski. Obok spod tynku widniał napis „Woda Sodowa”. Napis widoczny był długo, aż w 2018 r., aktywiści platformy „Ciepłe miasto” otrzymali grant i z pomocą lwowskich restauratorów oczyścili całą fasadę.

„Polskie ślady” wychodzą czasem spod tynku, zdjęcie autora

Wówczas okazało się, że po obu stronach wejścia przedstawiono po polsku i ukraińsku pełny asortyment produktów sklepu, który działał tu w okresie międzywojennym. Oprócz wspomnianej wody sodowej sprzedawano tu przyprawy korzenne, delikatesy i „wiktuały”, czyli zwykłe artykuły spożywcze: masło, ser, jaja.

Podobnych napisów w mieście zachowało się kilka, a jeszcze więcej kryje się pod warstwami późniejszego tynku, oczekując na wyjście z mroku.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 5 (441), 15 – 25 marca 2024

X