Polacy i Litwini coraz mniej wiedzą o sobie

Polska telewizja była do niedawna oknem na świat.

Mamy intelektualistów litewskich, którzy przyznają, że wiedzę o świecie czerpali z telewizji polskiej. A obecnie tu jest 40-50 kanałów rosyjskich, polskich w ogóle nie ma. Nie ma żadnej obecności polskiej na Litwie, a Polacy na Litwie są przedstawiani jako problem, jako balast.

Z Edytą Maksymowicz, redaktor naczelną portalu Wilnoteka rozmawiał Wojciech Jankowski.

Jak Pani ocenia okrągły stół polsko-litewski?
Dobrze, że takie spotkanie się odbyło. Dobrze, że to strona litewska zainicjowała – to trzeba im oddać. Są na Litwie środowiska zainteresowane w lepszych relacjach: telewizja litewska czy Pan Rimvydas Valatka, redaktor naczelny tygodnika Veidas – on jest znany w środowisku polsko-litewskim, on zawsze optował za ściślejszymi kontaktami między Polską a Litwą. Był obecny jeszcze prezes radia i telewizji i minister Linas Linkevičius. Tylko że mi brakowało przedstawicieli tych najbardziej „mainstreamowych” mediów – tych, które najbardziej zaogniają tę sytuację. Z nimi należało by porozmawiać, dlaczego tak jest, dlaczego oni zachowują się tak, a nie inaczej! Brakowało mi Delfi, Lietuvos Rytas. Może nie chciejmy wszystkiego naraz, może to będzie się odbywało małymi krokami i cos z tego wyniknie.

Druga konkluzja jest taka, że obie strony mówią o zagrożeniu rosyjskim. Ono istnieje. Czy to jest kwestia bezpośredniego ataku, zajęcia terytorium, jak na Ukrainie – tu może nie wszyscy się z tym zgadzają, ale na pewno istnieje niebezpieczeństwo „zajęcia kulturowego”. Ono właściwie już zaistniało. Już ta część Litwy została przejęta, już Polacy na Litwie w jakiejś części zostali przejęci przez mass media rosyjskie. Cały czas ta ekspansja się odbywa. Tego nie da się zanegować. Nareszcie obie strony to przyznają i zaczynają mówić o tym, jak z tego wyjść. Ważne jest to, że Polaków litewskich nie można spychać na margines, bo to jest ogromna część litewskiego społeczeństwa. Polacy na Litwie stanowią 7% społeczeństwa. Jeżeli nie zajmiemy się tym, nie pochylimy – a to powinna Litwa uczynić – jeżeli Litwa nie wyciągnie tej dłoni, to będzie spychać w wiadomym kierunku. Oni nigdy nie będą Litwinami. Oni już nie są do końca Polakami. Już się nie do końca nimi czują, bo tę tożsamość już zatracili. To jest ta część najbardziej podatna na rosyjskie wpływy. Bardzo ważne, że Polacy na Litwie powiedzieli: Litwini, kochani bracia! Pójdźmy wszyscy razem po rozum do głowy i pochylmy się nad tymi problemami. Naprawdę nie stać ani Polski, ani Litwy, by zajmować się trzema literkami. Piszmy z polskimi znakami, zawieśmy tablice i naprawdę wyrwijmy z rąk broń wszystkim nacjonalistom. Zabierzmy im to pole, w którym bardzo dobrze orzą. I zabierzmy też argumenty rosyjskiej propagandzie.

Niektórzy komentują tę kwestię, że jest ona zupełnie nieistotna, że sprawa liter polskich, tabliczek jest wykorzystywana przez polityków…
Totalnie się z tym nie zgadzam! Nie jest ważne? Część społeczeństwa czuje się wykluczona. Ma ogromny żal. Ma pretensje do Litwy. I wtedy mówimy, że Polacy Litwy są podatni na rosyjską propagandę, że są zrusyfikowani. Przepraszam, ale Litwie nic się nie stanie, nie zubożeje, nie będzie wojny na Litwie, Litwa nie zginie, jeżeli moje nazwisko będzie wpisane „Maksymowicz” a nie, jak teraz, „Maksimovič”.

To jest takie ważne, żeby w paszporcie nazwisko było napisane po polsku?
Dla mnie to jest ważne! W tej chwili Litwa rozważa, czy wprowadzić do litewskiego alfabetu trzy litery. Litwa się zastanawia i jest możliwe, że w czasie wiosennej sesji zaakceptuje te trzy litery. Będziemy pisali „w”, „x” i „y”, więc zyskam dwie litery, ale dalej będę miała „č” a nie „cz”. Ja jestem za pełną akceptacją. Mi nie będzie przeszkadzało, jeśli będzie litewska wersja i na drugiej stronie polska. Ja chcę mieć możliwość korzystania z polskiej wersji. Powiedzmy sobie szczerze, nie wszyscy to przyjmą. Ludzie już się pogodzili, minęło 25 lat. Nie wszystkich będzie stać, żeby zmieniać wszystkie dokumenty – własnościowe na mieszkania, domy, samochody, prawo jazdy. To będą duże koszty. Nie wierzę, że Litwa zrobi to nieodpłatnie. Nie wszystkich będzie stać. Nie wszyscy skorzystają z takiej możliwości. Ale ona powinna być! Ludzie będą mogli sobie wybrać: będę chciała – to zmienię, nie będę chciała – nie zmienię. To byłby duży gest, gdyby wszystkie litery można byłoby zapisywać. Ale nie nazwiska są najważniejsze – akceptacja polskiej społeczności jako normalnej części litewskiego społeczeństwa, żeby nie było lituanizacji. Procesy asymilacyjne będą trwały i polska społeczność będzie zawsze się kurczyła, ale zostawmy to naturalnemu biegowi, a nie wprowadzanym na siłę mechanizmom. To tylko powoduje zniechęcenie, żal i frustrację Polaków na Litwie. To nie jest potrzebne ani Litwie, ani Polsce. Dziś bardzo mi się podobała jedna z wypowiedzi, że na tym traci i Polska, i Litwa, a korzysta na tym tylko Rosja.

Dziś redaktor Gójska-Hejke powiedziała, że gdyby nie zmieniła się wewnętrzna polityka Litwy, to w chwili, gdy Litwa potrzebowała by pomocy Polski, w Polsce rozgorzała by się dyskusja, czy w ogóle Litwinom pomagać.
Sporo racji w tym jest. Myślę, że pożądana jest sytuacja, kiedy nie będzie pytania „czy pomagamy Litwie?”, tylko od razu, bez pytania Polska zajmie konkretną pozycję, ale nad tym trzeba dokładnie pracować. To nie są problemy tylko na Litwie. W Polsce wiedzy o Litwie, o Polakach na Litwie jest mało, jest przekłamana, nikt się tym nie interesuje. I to nie jest tak, że jedynym problemem są Polacy na Litwie. Problemów jest bardzo dużo i nad nimi trzeba pracować. Żeby jeśli zaistnieje taka sytuacja, gdzie potrzebna będzie pomoc Polski, Polska nie będzie się zastanawiała. Żeby było tak, że Litwa od razu stanie po stronie Polski, a Polska po stronie Litwy. I to jest dla nas ważne zadanie, żebyśmy to wypracowali.

Czego w Polsce nie wiemy o Litwie, a powinniśmy wiedzieć?
Coraz częściej spotykam się z totalną niewiedzą na temat Litwy i Polaków na Litwie. Jest jeszcze gorzej, niż było, bo w latach 90. było zainteresowanie wszystkim nowym, a rozpad Związku Radzieckiego, powstanie państw bałtyckich był czymś ciekawym, ludzie się tym interesowali. Wówczas jeszcze były silne więzi rodzinne. Pokolenie repatriantów z lat 50. jeszcze żyło. Dziadkowie, babcie, wujkowie, ciocie znowu się spotkali… Teraz to pokolenie wymarło i te więzi osłabły. Już nie ma tych ciągot, że „moja babcia mieszka na Wileńszczyźnie, pojadę do niej, moja w Warszawie, pojadę do niej”. To już się skończyło. Polska nic nie wie ani o teatrze, ani o tym, co się je na Litwie. W Polsce się myśli, że tu chodzą niedźwiedzie. Naprawdę spotkałam się z wypowiedzią, że tu są białe niedźwiedzie, albo że czołgi tu stoją – czasem ktoś pomyli Wilno z Lwowem, Litwę z Ukrainą. Ja nie chcę, żeby to była „wiedza rewizjonistyczna”, to nie byłoby dobre, ale brakuje pozytywnej informacji o Litwie. I odwrotnie – dziś zresztą pan z litewskiej telewizji komercyjnej przyznał, że jego nie interesuje informacja o Polsce. I myślę, że komercyjne media nie interesuje informacja o Polsce.

Zgadza się Pani z taką tezą, która padła dziś, że te dwa narody coraz bardziej się oddalają? Litewski jest trudny, rzadko kiedy Polacy mówią po litewsku i coraz mniej Litwinów zna polski. Tu w Wilnie językiem numer 2 i 3 są rosyjski i angielski. Polszczyzna jest coraz bardziej spychana.
Tak. Doniedawna, ja to pamiętam, 20 lat temu w Wilnie częściej mówiło się po polsku, nie po rosyjsku. Teraz jest sytuacja odwrotna. Poza tym wielu Litwinów znało język polski. Spotykałam takich ludzi. Teraz to pokolenie wymarło. Obecnie nie znają, nie mają ani potrzeby, ani ochoty. Dlaczego Litwini znali? Nie tylko dlatego, że pożenili się z Polkami. Była telewizja polska, która była oknem na świat. Teraz mamy redaktora Valatkę, czy profesora Bumblauskasa, którzy przyznają, że oni wiedzę o świecie, o Zachodzie, czerpali z telewizji polskiej. A obecnie tu jest 40-50 kanałów rosyjskich, polskich w ogóle nie ma. Nie ma żadnej obecności polskiej na Litwie, a Polacy na Litwie są przedstawiani jako problem, jako balast. Polacy są, prawdę mówiąc, najmniej wykształconą społecznością na Litwie, ale takie są zaszłości historyczne. Tylko się mówi „Polacy to są ci od roli”, chłopi, piąta kolumna, która stoi murem za posłem Waldemarem Tomaszewskim. Litwini mają dużo zastrzeżeń do Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, ale jeżeli mamy coś do udowodnienia, to udowodnijmy. Państwo litewskie stać chyba na to, żeby pokazać konkrety, a nie „wydaje nam się”. Jeżeli mówimy, że Akcja Wyborcza Polaków na Litwie dogaduje się z Rosjanami, to jest proste rozwiązanie: obniżmy próg procentowy. Jeżeli będą 2% lub nie będzie w ogóle, a Tomaszewski będzie się nadal bratał z Rosjanami, to faktycznie będzie to znaczyło, że jest piątą kolumną i agentem moskiewskim. Dziś on jest zmuszony do tego. Jego Litwa sama wpycha w taką sytuację, że Tomaszewski musi zabiegać o rosyjską społeczność, bo to są jego wyborcy. Jak każdy polityk, on chce wygrywać wybory…

Z tego wynika, że gdyby na Litwie był inny próg wyborczy, tego polsko-rosyjskiego romansu by nie było?
Mam taką nadzieję, że ta współpraca wynika z dość ograniczonego pola widzenia i z położenia, w jakie został wepchnięty. Ja chcę w to wierzyć, bo to byłoby tragiczne, gdyby jeden z najwyrazistszych polskich polityków na Litwie był pod wpływem Rosji. Zatem zabierzmy mu z rąk broń!

Pozwólmy funkcjonować tym trzem szkołom w Wilnie. Co to za problem? Niech te szkoły będą o 30% mniej wypełnione, niż litewskie. Dajmy funkcjonować polskim szkołom na Litwie i zawieszać polskie tabliczki. Dajmy zapisać polskie nazwisko. Obniżmy próg wyborczy i okaże się, że Tomaszewski nie ma o czym mówić! To Litwini przez zacietrzewienie powodują taką właśnie sytuację. Łatwo jest mówić, że to agent rosyjski, ale niczego mu nie udowodniono ani niczego nie zrobiono, by zmienić sytuację.

Polacy na Litwie żyją nie tylko polityką. Dziś odbył się kabareton!
Kabareton to festiwal humoru studniówkowego. W Wilnie tylko polskie szkoły mają taką tradycję. Od bardzo dawna prowadzą takie rozbudowane studniówki. To są też spotkania absolwentów, a klasy maturalne i przedmaturalne muszą przygotować kabarety, które śmieszą, bawią wszystkich. Przychodzą ludzie, którzy ukończyli szkołę 20, 30 lat temu. Przychodzi 300-400 osób. I myśmy uznali, że nie można tego zamykać w szkołach jedynie, a zrobić na szerszą skalę. W zeszłym roku publiczność dobrze to przyjęła. W tym roku pełny sukces. Było 600 osób na sali. Zaprezentowało się sześć zespołów szkolnych. Wszyscy się świetnie bawili i błagali „róbcie to dalej!”. Trzeba szukać takich fajnych inicjatyw skierowanych do młodzieży. Wtedy nie będą siedzieli przy komputerach i przeglądali rosyjskie strony, a będą promowali polską kulturę. Mam na to dowód. W zeszłym roku portal Wilnoteka zorganizował Kabareton i wtedy zaprezentowano wiele rzeczy z telewizji rosyjskiej. Powiedzieliśmy w tym roku, że nie przyznamy za to punktów, i nie było praktycznie żadnych zapożyczeń z rosyjskiej telewizji. Było bardzo dużo własnej twórczości, nie zawsze doskonałej, ale własnej! I były zapożyczenia z polskich kabaretów. I to jest sukces! Młodzież bawiła się kapitalnie. To była jedna z nielicznych imprez w Domu Polskim w Wilnie, gdzie zabrakło biletów. Ludzie stali i błagali: „wpuście nas na salę, chcemy to obejrzeć!”.

Gratuluję inicjatywy i dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 5 (249) 18-30 marca 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X