Pod gwiazdami i kotwicami. Część 1 Najstarszą aptekę Stanisławowa zniszczono w 2001 roku (fot. Ihor Ropianyk)

Pod gwiazdami i kotwicami. Część 1

W artykule tym nie będzie mowy o radzieckiej Flocie Czarnomorskiej, jak można by mniemać z nazwy. Opowiem o aptekach starego Stanisławowa.

Dawniej nazwy zakładów farmaceutycznych w Galicji zaczynały się od „Pod…”. Dziewięć z dziesięciu aptek stanisławowskich było pod czymś – pod gwiazdami, aniołami, orłami… A ta dziesiąta nie posiadała w ogóle żadnej nazwy. Ale jak powstały najstarsze apteki w mieście, gdzie się znajdowały i jakie miały szyldy?

Pod kotwicą
W czasach Rzeczypospolitej mieszkańcy Stanisławowa kupowali leki po domach prywatnych farmaceutów. Była też apteka, prowadzona przez jezuitów. Nie wiadomo jednak, czy była ona dostępna dla wszystkich, czy była jedynie apteką zakonną.

Pierwsza klasyczna apteka została otwarta w mieście już w okresie austriackim w roku 1777 i nosiła nazwę „Pod kotwicą”. Tę właśnie datę w swoich reklamach na łamach Kuriera Stanisławowskiego podaje jej właściciel Alfred Bail. Wprawdzie w XVIII w. nie należała do niego i mieściła się już w zupełnie innym miejscu.

Najstarszą aptekę Stanisławowa zniszczono w 2001 roku (fot. Ihor Ropianyk)

W 1987 roku uczniowie szkoły nr 10 przechodzili obok starej kamienicy przy ul. Szeremety 2, którą wówczas rozbierano. W wykopie od tyłu budynku zobaczyli kości i czaszki. Zawiadomili o tym odkryciu muzeum krajoznawcze. Na miejsce przybyli natychmiast archeolodzy i wyjaśnili, że są to pozostałości po starej aptece. Z ułamków ceramiki ustalono nawet okres jej funkcjonowania – II połowa XVIII wieku. Współcześni farmaceuci wyjaśnili, skąd wzięło się tyle kości zwierząt – w tamtych czasach produkowano z nich węgiel aktywowany.

Od 1875 roku apteka była w rękach niemieckiego lekarza Alfreda Baila. Jej adres – pl. Rynek 4. Jak wspominają dawni mieszkańcy, była najczęściej odwiedzana przez ludzi ze wsi i biedniejszych mieszczan. Właściciel aktywnie promował własne specyfiki, w tym: Saletryn dr. Baila – środek przeciwko poceniu się nóg; Trikogenowa maść dr. Baila – środek przeciwłupieżowy. Aby zapobiec podróbkom, doktor podpisywał osobiście każdą flaszeczkę.

Nazwisko Baila stało się na tyle popularne, że następni właściciele zakładu nadal nazywali go „Apteka i perfumeria dr. Baila”. W różnym okresie właścicielami apteki byli M. Fischer (1908 r.), Józef Schiller (1912 r.), A. Hanel (1929 r.) i J. Czenstuch (1942 r.). W okresie sowieckim była to zwykła apteka nr 3. W 2001 roku budynek został rozebrany, a na jego miejscu powstała Galeria H.

Pod srebrnym orłem
Pierwszy miejski historyk Hrybowicz pisał, że w 1847 roku w Stanisławowie były dwie apteki. Rok wcześniej pośród młodych oficerów gwardii narodowej wspomniani są aptekarze Sachanek i Tomanek. Z pewnością jeden z nich trzymał aptekę „Pod kotwicą”. Ale gdzie pracował ten drugi?

Wiadomo, że w mieście w tym okresie istniał drugi zakład farmaceutyczny pod nazwą „Pod srebrnym orłem”. Mieścił się przy nieistniejącej już dziś ul. Karpińskiego, mniej więcej na początku dzisiejszej ul. Halickiej – od skrzyżowania z ul. Belwederską do pl. Rynek. Pod koniec XIX wieku właścicielem tej apteki znaczy się Polak niejaki Jan Macura. Przewodnik z 1929 roku wspomina innego Macurę – Karola. Może to jego syn?

Apteka „Pod srebrnym orłem” przechodziła z ojca na syna (pocztówka z kolekcji Olega Hreczanyka)

Pocztówka z okresu austriackiego zachowała wygląd tej apteki. Wówczas ul. Karpińskiego maszerował pochód członków Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Na dalszym planie widzimy piętrową kamienicę. Nad narożnym wejściem widoczny jest szyld po polsku „Apteka” i postać orła. Budynek został zniszczony podczas bombardowania miasta w 1944 roku. Później powstał tam blok z restauracją „Karpaty”. A dziś działa tu „Idea Bank”.

Pod Opatrznością Bożą
W 1875 roku w Stanisławowie otwarto trzecią aptekę. Na rogu dzisiejszych ul. Belwederskiej i Halickiej stał skromny hotel „Pod czarnym orłem”. Pokoje mieściły się wówczas na piętrze, a apteka „Pod Opatrznością Bożą” zajmowała cały parter. Jej właścicielem był Ormianin Albin Amirowicz.

Ówczesne apteki różniły się swoimi specyfikami. Tam na przykład sprzedawano… benzynę, którą wywabiano plamy. A jeszcze, jak twierdzi krajoznawca Mychajło Hołowatyj – pan Amirowicz sprzedawał też bilety na przedstawienia teatralne i wieczorki taneczne. Ale leki też miał. Dobrze sprzedawały się „Alpejskie cukierki sosnowe”. Jak głosiła reklama – najlepszy i najtańszy środek na kaszel. Pudełeczko kosztowało jedynie 20 halerzy, to dzisiejsze 10 hrywien.

Ormianin Amirowicz oprócz leków sprzedawał też cukierki (pocztówka z kolekcji Wołodymyra Szulepina)

W czasie I wojny światowej kamienica została zrujnowana, ale apteka nie znikła. Przeniosła się do kamienicy naprzeciwko, do budynku przy ul. Kazimierzowskiej 4 (ob. ul. Mazepy), który szczęśliwie przetrwał zawieruchę wojenną. W latach 20. nowym właścicielem apteki był Herman Rejtman. Przed wojną przeniósł się do nowo zbudowanej kamienicy przy dzisiejszej ul. Mazepy 2. Rejtman był Żydem i gdy „przeniósł” się do getta, aptekę przejął magister I. Szmorgun.

Po wojnie w tej kamienicy działał sklep „Reagenty laboratoryjne”, który później zamieniono na „Buciczki”.

Pod gwiazdą
Jeżeli od początku wszystkie apteki tuliły się w centrum miasta, to na początku XX wieku geografia farmaceutyczna sięgnęła peryferii. W maju 1903 roku Gustaw Adam otworzył aptekę przy ul. Zabłotowskiej 1. Nie naruszył wiekowej tradycji i nazwał swój zakład „Pod gwiazdą”.

Po kilku latach aptekę wykupił magister farmacji Beniamin Gunderman. Wkrótce ulica zmieniła nazwę i zakład otrzymał nowy adres – Skargi 3, chociaż apteka pozostawała w tym samym lokalu. Książka adresowa z roku 1930 podaje, że właścicielem apteki był ciągle Gunderman, ale już z inicjałem F. Farmaceutyczną dynastię przerwała sowiecka nacjonalizacja, lecz działalność apteki nie ustała.

Najbardziej „gwieździsta” apteka należała do Beniamina Gundermana (pocztówka z kolekcji Wołodymyra Szulepina)

Dziś apteka nr 9 przy ul. Bazylianek 3 jest najstarszą w mieście. Czy nie warto byłoby przywrócić jej historyczną nazwę?

Pod aniołem
Gdy w latach 60. XX wieku przeprowadzano remont w aptece nr 142 przy ul Czapajewa 26 (dziś Strzelców Siczowych) wydarzył się interesujący wypadek. Robotnicy zrywając stary szyld, odnaleźli pod nim stare brudne szkło. Gdy je odmyli, pojawiła się na nim postać anioła. Po mieście rozeszły się pogłoski o cudzie. Starsze kobiety klękały przed apteką, a nawet były pielgrzymki z okolicznych miejscowości.

Ale cudem tu nawet nie pachniało. Po prostu robotnicy odnaleźli stary szyld z apteki „Pod aniołem”, który przez dłuższy czas był ukryty przed ludzkim okiem. Apteka została otwarta w 1910 roku. Jej właścicielem był wykształcony magister farmacji Kazimierz Armatis.

Historyk Natalia Hrabatyn przytacza miesięczne pensje pracowników apteki stanem na rok 1936. Magister zarabiał 215 złotych, a jego asystenci – od 90 do 115 złotych. natomiast pracownik fizyczny musiał zadowolić się 50 złotymi. Średnia pensja w Stanisławowie wynosiła około 100–120 złotych.

W 1960 roku w tej aptece ujrzano… anioła

Z czasem aptekę przejął farmaceuta Hamerski. Wspólnie z bratem, lekarzem Stanisławem, mieszkał w pięknej willi przy dzisiejszej ul. Szewczenki 15. W 1945 roku rodzina została aresztowana, a willę przejął dowódca 38 armii gen. Moskalenko.

Apteka ta jest czynna do dziś pod nazwą „Iwa-Farm”.

Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 10 (302) 30 maja – 14 czerwca 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X