Pieszo z Winnicy do Baru Ruina neogotyckiej cukrowni w Hniwaniu, fot. Dmytro Antoniuk

Pieszo z Winnicy do Baru

W połowie lipca miałem interesujące doświadczenie pieszej wędrówki szlakiem św. Jakuba „Camino Podolico”, rozpoczynającym się w Winnicy, a kończącym w Kamieńcu Podolskim.

Trasa ma około 200 km i naiwnością byłoby spodziewać się pokonać ją w pięć dni. Już na samym początku popełniłem kilka błędów: po pierwsze – nie wziąłem odpowiedniego obuwia i pierwsze 17 km przeszedłem w sandałach na bosą nogę. Od razu pojawiły się na stopach pęcherze i otarcia. Po drugie – drugiego dnia przeszedłem 42 km i znów stopy pokryły się pęcherzami. Zignorowałem rady doświadczonych piechurów, radzących przechodzić w dzień nie więcej jak 25 km. Teraz mam nauczkę. W takim stanie do Kamieńca bym nie dotarł, ale prawie doszedłem do Baru. Po drodze spotykałem bardzo przyjemnych i interesujących ludzi i jeszcze więcej zabytków.

Wieża zamku w Siedliszczu, fot. Dmytro Antoniuk

Pierwszego wieczoru już po zachodzie słońca przeszedłem obok wieży zamku w miejscowości Siedliszcze. Forteca powstała nad rzeką w drugiej połowie XVI wieku staraniem rodziny Czerlenkowskich. Jeden z ostatnich jej przedstawicieli, Atanazy, wstąpił do bazylianów i zaprosił do siebie braci zakonnych z Poczajowa. W tym czasie tamtejszy klasztor był unicki. Przez pewien czas mieszkali bracia w czerlenkowskim zamku, dopóki Grocholscy nie wybudowali dla nich nowy ośrodek w Winnicy. Zamek wyremontował konfederat barski Stanisław Szczeniowski, nowy właściciel Siedliszcza. Nawet ulokował na zamku puszkarza z symboliczną armatą, która jednak mogła dawać prawdziwe salwy. Możliwe właśnie przez to zamek częściowo zrujnowały wojska rosyjskie w 1768 roku. Syn Stanisława, Onufry, nie odbudowywał już zamku, a jedną z wież przekształcił na rodową kaplicę. Natomiast po przeciwległej stronie stawu wybudował wielki neogotycki pałac, który spłonął podpalony przez bolszewików. Wówczas też splądrowano i kaplicę Szczeniowskich, których trumny – jak głoszą przekazy – były podwieszone na łańcuchach w starej wieży.

Sanktuarium św. Józefa w Hniwaniu, fot. Dmytro Antoniuk

Pierwszą noc spędziłem u gościnnej gospodyni w Hniwaniu, tu znajduje się wspaniały neogotycki kościół św. Józefa, który w 2019 roku został podniesiony do rangi sanktuarium. Wybudowany został w latach 1903-1906 przy współpracy braci Franciszka Szymkusa i Jana Baranowskiego z fundacji Karoliny Jaroszyńskiej. W 1935 roku świątynia została zamknięta i zamieniona na akademik, a w 1958 roku umieszczono tu fabrykę łożysk, dzieląc kościół na dwa piętra i rozbierając strzelistą wieżę. W okresie niezależności Ukrainy zabudowania zastały przekazane wiernym, a w 1997 roku przywrócono świątyni pierwotny wygląd i konsekrowano na nowo.

Interesujące jest to, że w Hniwaniu są pozostałości olbrzymiej cukrowni – zapewne Jaroszyńskich – i dwóch neogotyckich budowli, które się mija po drodze.

Do Brajłowa, również leżącego na szlaku św. Jakóba, tym razem nie wstąpiłem, a poszedłem na przełaj przez pola do Żmerynki. Tu też mamy neogotycki kościół św. Aleksego, którego los podobny jest do kościoła w Hniwaniu. Miejscowym katolikom władze carskie przez długi czas nie dawały pozwolenia na budowę świątyni. Dopiero zezwolono, gdy wierni zapewnili, że świątynię nazwą na cześć carewicza Aleksego i będą codziennie odprawiać mszę za jego zdrowie. W latach 30. XX w. świątynię zamieniono na elektrownię, niszcząc wieżę. Po wojnie umieszczono tu magazyn. W latach 90. świątynię odbudowali wierni i przywrócili jej pierwotny wygląd.

W Żmerynce na uwagę zasługuje wiele secesyjnych kamieniczek i dworzec kolejowy, który, bez przesady, jest jednym z najładniejszych na Ukrainie.

Trzeba było mi pozostać tu na nocleg, bo wypadało te zalecanych 25 km zakończyć, ale postanowiłem iść dalej – do Sewerynówki, wioski, którą po raz ostatni odwiedziłem w 2009 roku. Tu znalazłem nocleg i smaczną kolację w domu miejscowej nauczycielki geografii pani Niny i jej męża Włodzimierza. Jak okazało się następnego ranka, Sewerynówka i najbliższe okolice są „zagłębiem malinowym”. Jagody te po dobrej cenie 60 hrywni za kilo odstawiane są do punktu skupu i dalej transportowane do Europy. W tym czasie na ulicach Sewerynówki prawie nikogo nie ma, bo wszyscy „siedzą w malinach”. W ubiegłą sobotę w miejscowości odbył się huczny „Malina Fest”, podczas którego ustanowiono kolejny rekord Ukrainy, piekąc największe ciasto – oczywiście z malinami.

Dla mnie osobiście Sewerynówka była interesująca swoim pałacem, który opisałem w przewodniku po Ziemi Winnickiej, a potem w wydaniu „Polskich zamków i rezydencji na Ukrainie”. Obecnie, jak i w 2009 roku, mieści się tu sanatorium o specjalizacji rehabilitacji czynności ruchowych. Przed kilka laty samorząd Sewerynówki wygrał grant UE „Jabłoniowy szlak”, co pozwoliło wyposażyć sanatorium w nowoczesne gabinety hydromasażu i okładów leczniczych z unikalnej błękitnej glinki. Chociaż sam pałac pozbawiony został wszelkich dekoracji, zdobiących go przed przyjściem bolszewików, jest dobrze zachowany i ma wspaniałe perspektywy.

Pałac Orłowskich w Sewerynówce, fot. Dmytro Antoniuk

Oto jak opisywałem go wcześniej:

Klasycystyczną rezydencję wzniesiono w latach 1802-1804 z fundacji kawalera Maltańskiego i przewodniczącego sądu Guberni Podolskiej Seweryna Orłowskiego. Nie zbywało mu na skromności, skoro, ówczesnym zwyczajem, założył tu wioskę o własnym imieniu. W tym celu przesiedlił dwie sąsiednie wioski – Mołochów i Wójtowce. Protestował przeciwko temu pop prawosławny, który pojechał nawet ze skargą do Kamieńca, ale Orłowski nie czekając na jego powrót mimo wszystko przeniósł mieszkańców wiosek, a cerkiew rozebrał, ustawiając na jej miejscu krzyż. Został za ten czyn ukarany niedługim przymusowym pobytem w Petersburgu.

W 1841 roku Orłowski zaprosił ogrodnika Dionizego Mc Claira, by ten rozplanował mu wokół pałacu park. Szczęśliwie uchował się ten do naszych dni jako zabytek przyrody. Ocalała aleja główna, wiodąca do skały, z której rozpościera się malowniczy widok na zakole rzeki Rów.

W pałacu tym Seweryn Orłowski i jego potomkowie zebrali pokaźną kolekcję dzieł sztuki, broni dawnej, empirowych mebli i wielką bibliotekę. Zatrzymajmy się przy tym dłużej. Pałac miał dwie jadalnie: mniejszą – na codzienne obiady i większą – na uczty i bale. W tej ostatniej przechowywano dużą kolekcję europejskiej porcelany i sreber stołowych (kilkaset przedmiotów). Jedna z sal nosi nazwę Błękitna. Tu honorowe miejsce zajmował fortepian ucznia Franciszka Liszta, który kupiła rodzina Sokołowskich – kolejnych po Orłowskich właścicieli Sewerynówki – w Paryżu w 1883 roku. W bibliotece w sześciu empirowych szafach stało 5 tys. tomów, każdy opatrzony exlibrisem „Seweryńska biblioteka A. Sokołowskiego”. W sali bilardowej było 15 rysunków szkoły polskiej, które w pierwszych dniach I wojny światowej oddano na przechowanie do jednego z muzeów w Kijowie. Stamtąd niestety już nie wróciły. Salę myśliwską zdobiło 38 par rogów, a pod każdą była tabliczka z napisem gdzie, kiedy i przez kogo trofeum zostało zdobyte. Oddzielną komnatę zajmowała zbrojownia z olbrzymią kolekcją broni. Były tu kolczugi, szyszaki, inkrustowane srebrem i złotem renesansowe zbroje, tureckie buńczuki, hiszpańskie i francuskie sztylety. Główne miejsce zajmowała buława, którą Jan III Sobieski nagrodził Jana Sokołowskiego po bitwie pod Beresteczkiem. W pałacu był też gabinet chiński, ozdobiony meblami i dziełami sztuki wschodniej, przywiezionej z Dalekiego Wschodu. W sali kossakowskiej było 15 akwareli Juliusza Kossaka z ilustracjami do „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza. January Antoni Sokołowski zebrał w Sewerynówce kolekcję z 2850 złotych monet. Podczas I wojny światowej ukryto ją w jednej ze ścian pałacu, ale została odkryta podczas pogromu pałacu w 1917 roku. Resztę rzeczy wartościowych Sokołowscy przewieźli do Winnicy i Kijowa, skąd po 1920 roku zabrali do Polski. Co nie co osiadło jednak w tamtejszych muzeach.

Po śmierci Seweryna Orłowskiego w pałacu wybuchł pożar, po którym rozebrano piętro, co wzmocniło konstrukcję budowli, ale zmieniło jej architekturę. Najwięcej jednak szkody zadała pałacowi „restauracja” w okresie sowieckim, gdy obiekt adoptowano na potrzeby sanatorium. Cały budynek pokryto wówczas bardzo brzydkimi płytkami, niszcząc przy tym całkowicie zewnętrzne zdobnictwo. Zachował się jedynie oryginalny balkon od strony parku i dwa lwy po obu stronach głównego wejścia. Wewnątrz pokoje również zaznały kardynalnej przebudowy i dziś nie ma tu już śladu po dawnym wystroju. Natomiast po lewej od pałacu ocalały w pierwotnym stanie zabudowania gospodarcze (stajnia i powozownia) z wielką bramą-arką i kolumnadą – rzecz absolutnie unikalna i godna uwagi.

Dmytro Antoniuk

Tekst ukazał się w nr 14 (378), 30 lipca – 30 sierpnia 2021

Dmytro Antoniuk. Autor licznych przewodników po Ukrainie oraz książki w dwóch tomach "Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie". Inicjator dwóch akcji społecznych związanych ze zbiórką środków na remont zamku w Świrzu w latach 2012-2013. Tłumacz z języków polskiego, angielskiego i niemieckiego. Stypendysta Programu "Gaude Polonia" w roku 2016, w ramach którego przetłumaczył księgę Barbary Skargi "Po wyzwoleniu: 1944-1956", która ukazała się po ukraińsku w wydawnictwie "Knyhy XXI". Razem z Pawłem Bobołowiczem był autorem akcji "Rok 1920: Pamięć w czasach pandemii", w wyniku której powstała mapa interaktywna miejsc pamięci na Ukrainie oraz foldery, wydane przez Konsulaty RP we Lwowie i Winnice. Od listopada 2020 roku jest autorem i prowadzącym audycji radiowej na Radio WNET - "Wspólne Skarby". Stały autor Kuriera Galicyjskiego od 2008 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X