Pamiętają polscy panowie…

Pamiętają polscy panowie…

Fraza w tytule pochodzi z piosenki, którą często śpiewano na koncertach ku czci Rewolucji Październikowej. Gloryfikowała ofensywę armii Budionnego znad Donu pod Zamość w 1920 r. przeciwko „polskim panom” i wojskom Ukraińskiej Republiki Ludowej – „psom atamanom”.

Nie każdy z moich rówieśników, miał możliwość bezpośredniego obcowania z uczestnikami wojny 1919-1920, zwanej polsko-bolszewicką lub polsko-sowiecką. Ja miałem, choć w zaskakujących okolicznościach, jako uczeń, na lekcji historii, prawie przed 35 laty.


Szkoła i przyjaciele

Uczyłem się w typowej, rosyjskojęzycznej szkole średniej, jako jedynej na rejon wśród kilku szkół ukraińskojęzycznych, w małym miasteczku na Przykarpaciu, czyli po wschodniej stronie Karpat. W szkole uczyli się uczniowie z rodzin różnych narodowości. Po II wojnie światowej los rzucił tych, jakże różnych ludzi, na teren nowotworzonej przez Związek Sowiecki Zachodniej Ukrainy. Po drugim „wyzwoleniu” (pierwsze – po 17 września 1939 r.), było dużo pracy.

 

Większość uczniów szkoły stanowiły dzieci wojskowych z miejscowej jednostki, inni – to dzieci fachowców z różnych branż. Przysyłano ich nie tylko ze wschodniej części Ukraińskiej SRR, ale również z innych republik ZSRR dla budowy nowej gospodarki (oczywiście socjalistycznej).

Cechą wspólną uczniów była wyniesiona z domu nieznajomość języka ukraińskiego. Za wyjątek można było uważać Iwana i Sławka, których dołączono do klasy w latach 70. Pochodzili z miejscowych ukraińskich rodzin galicyjskich, lecz urodzili się na Syberii. Dopiero po zwolnieniu z miejsc zesłania, pozwolono ich rodzinom na powrót do ojczystej ziemi.

Z podobnych powodów, języka ukraińskiego nie znała też moja matka. Po trzech klasach szkoły polskiej, znalazła się wraz z rodzicami na zesłaniu w północnej części Rosji. Jej rodziców zmuszono do prac niewolniczych, a ją, podobnie jak i dzieci innych zesłańców, wcielono do szkoły rosyjskiej. Z dokumentów porehabilitacyjnych, otrzymanych w latach `90, dowiedzieli się, że zesłano ich jako „element niepewny politycznie według oznaki narodowościowej”. Byli Polakami, skazanymi w pierwszej fali masowych represji w 1935 r. Na terenie ówczesnej Zachodniej Ukrainy, czyli po wschodniej stronie Zbruczu i przedwojennej granicy z Polską.

 

Po pokoju ryskim pozostało tam wielu miejscowych Polaków. Mój dziadek po 11 latach zesłania nie pragnął już wracać do miejscowości, skąd pochodził. Jeszcze przed zesłaniem kategorycznie odmówił pracy w kołchozie. Kierowały nim też motywy emocjonalne. Na zesłaniu zmarły jego dzieci Józef i Anna, czyli mój wujek i ciotka. Zresztą, nie było dokąd wracać; dom spalili „zazdrośnicy”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X