Opowiastka wigilijna

Zmrok rozgościł się w Osadzie i poprawił śniegowe czapy na dachach domów, wytarmosił świerkowe gałęzie i ślizgnął się po grubej tafli lodu, pod którą Karp wraz z rodziną szykował się do biesiady.

Anioł troskliwie domykał drzwi i okna, aby radosne pogwarki, szelest wykrochmalonych obrusów, stukot potraw moszczących się na stołach i pełne tęsknoty westchnienia nie rozpierzchły się w tę cichą, piękną Noc. Uważał, że na Ziemi i tak było zbyt hałaśliwie i padło już za wiele niepotrzebnych słów. Należało raczej zrobić miejsce dla tych właściwych, które w świąteczne dni miały szczególną moc. Nawet, jeśli przeistaczały się w niespełnione życzenia, to niezmiennie pozostawały dowodem miłości, nadziei i wiary w to, że Los może odmienić się na lepsze.

**
W ogrodzie bałwan dzielił się marchewką z reniferami, a ptactwo szukało ciepła we wzajemnej bliskości. Po nieboskłonie przemknął Smok, trzymając mocno w objęciach Jaszczurkę i machając radośnie ogonem. Pieczołowicie zapakowane podarki oboje przekazali bladym świtem Mikołajowi, który teraz pomagał Starej Kobiecie nalewać barszcz.

– Nawet, jeśli poplamisz ubranie, to i tak nie będzie tego widać – śmiała się, a on wtórował jej ochoczo.

Dziecko strąciło z gałązki bombkę i zdumione wpatrywało się w jej okruchy.

– Rozbite szkło ma niezwykłą zdolność pomnażania – powiedziała Dziewczyna, a Młodzieniec uściskał ją mocno. Przeglądali się teraz nie w jednej szklanej kuli, a w wielu jej kawalątkach wspominając to, jak potrzaskali niegdyś swoje serca w drobny mak. W każdym z ziarenek zwielokrotnione zostały uczucia – mieli to szczęście, że były dobre.

Choinka wyprostowała się dumnie, aż pojaśniały na niej świeczki. Może nie była najmodniejsza, nie wystroiła się na ten wieczór w biel i nie skrzyła się księżycową poświatą, ale nie miało to dla niej znaczenia. Cieszyła się, że może spędzać zimowe dni ozdobiona łańcuchami, które uważała za symbol więzi, a nie uwięzienia. Ponadto dziś przypadł jej w udziale zaszczyt bycia strażniczką prezentów, których z każdą chwilą przybywało, choć Mikołaj zajmował się przecież innymi sprawami… „Może to za sprawą czarów Przyjaciół?” rozmyślała, a domowe Skrzaty pieczołowicie poprawiały wstążki i sznureczki, po czym rozsiadały się wśród igliwia. Czasem ktoś brał je za choinkowe ozdoby, a wtedy chichotały głosami do złudzenia przypominającymi dzwoneczki.

– Pora do stołu – oznajmiła Dobra Wróżka, stawiając ostatnie nakrycie, które choć puste, już pełne było tego, co najlepsze.

– To dla spóźnionego Wędrowca? – zapytała Sąsiadka, ale Wiedźma zaprzeczyła.

– On zawsze jest na czas, choć nie zawsze przychodzi wtedy, gdy my na niego czekamy – powiedziała i wyjrzała jeszcze raz na ganek myśląc o tym, że ten dodatkowy talerz jest symbolem naszych lęków przed pragnieniami, które mogłyby się ziścić. Bo przecież niby czekamy na Niespodziewanego Gościa, a tak naprawdę wielu boi się, że stanie on pewnego dnia w drzwiach. Chcemy być dla kogoś ważni, chcemy, by ktoś nas potrzebował, ale o ileż łatwiej jest, gdy ktoś jest ważny dla nas, jak wiele to nam upraszcza…

Kot wpatrywał się w nieboskłon wyglądając Pierwszej Gwiazdy.

– Dziś wszyscy na coś czekają nie zdając sobie często sprawy z tego, że zawsze chodzi o jedno – o Miłość, choć pod różnymi postaciami – mruczał, myśląc coraz cieplej o wieczerzy.

Wiedźma nie zaprzeczyła. Nasłuchiwała skrzypiącego śniegu, dalekiego kwilenia niemowlęcia, które swoimi narodzinami odmieniło czyjś świat i głosów, które wcale nie umilkły na wieki.

– Czas do domu – szepnęła, przepuszczając w progu roześmianą Duszę. Te święta spędzą razem, bo nie zawsze trzeba spieszyć się z odejściem.

**
Gwiazda wtuliła się w Choinkę, Mag zamknął swój kajet postanawiając, że tegoroczne wspomnienia zanotuje w pamięci, a jeśli kiedyś je spisze, to będzie to kolejna z baśni, których przecież nigdy za wiele. Stara Kobieta obdarowała wszystkich uśmiechem, nie bacząc na to, że pogłębi jej zmarszczki, Anioł starannie zwinął skrzydła, a Kot przepędził malutką Złość.

– Czy jeszcze ktoś do nas dołączy? – spytała Przyjaciółka, zerkając w stronę potraw pachnących cynamonem i migdałami, spacerem po jesiennym lesie i morskimi falami, słońcem zaklętym w suszonych jabłkach i ogniem.

– Tego nie wiem, ale zostawię otwarte drzwi – odpowiedziała Wiedźma i poprawiła jeszcze liście ostrokrzewu. – Nawet, jeśli nie wszyscy zasiądą dziś wieczór przy jednym stole, to przecież i tak spędzimy ten czas razem – dodała patrząc na Duszę i myśląc, że najważniejsze, abyśmy potrafili dostrzec wszystkich, którzy w świąteczne dni są z nami.

– Wesołych świąt! – przypomniał Mikołaj, a Skrzaty rozdzwoniły się radosnym śmiechem.

Ponad stołem, Osadą i światem snuły się dobre życzenia, słowa kolęd, marzenia i plany oraz odgłos kroków, które prowadzą ludzi do siebie, choć czasem okrężnymi drogami.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 23 (363), 15–28 grudnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X