O „słodkim Lwowie” w Krakowie Za chwilę będziemy rozmawiać przy kawie w Krakowie. Anna Kozłowska-Ryś i Anna Gordijewska

O „słodkim Lwowie” w Krakowie

Rozmowa jedenasta Anny Gordijewskiej z Anną Kozłowską-Ryś, historykiem sztuki, filologiem, autorką książek o Kresach. Tym razem spotkałyśmy się z moją rozmówczynią  w Krakowie. A dokąd mogłyśmy się udać? Oczywiście na kolejne pogaduszki przy kawie – to tylko do kawiarni . Nam nie tylko towarzyszył, ale uwiecznił na zdjęciach nasze spotkanie przemiły mąż pani Ani – pan Leszek Ryś.

Pani Aniu, czy po tylu wypitych wspólnie kawach i długich rozmowach możemy przejść „na ty”?

Z przyjemnością.

Umówiłyśmy się na spotkanie w tej kawiarni nie przypadkowo – „U Noworola” to kawiarnia nie tylko bardzo krakowska, ale i w jakimś stopniu lwowska.

I wyobraź sobie, że w dodatku siedzimy zapewne w sali, w której dramaturg Karol Hubert Rostworowski umieścił akcję pierwszego aktu swojego dramatu „U mety”. Tak jak bohaterowie utworu, możemy siedząc na kanapce przy marmurowym stoliku spoglądać przez wielkie okno na fasadę kościoła Mariackiego, pomnik Adama Mickiewicza i Szarą Kamienicę, w której mieszkali Noworolscy.

Ale po kolei: Właściciel tej jakże krakowskiej kawiarni, Jan Noworolski – notabene, pochodzący z tzw. Kresów Wschodnich, z Turki koło Kołomyi – swoje szlify cukiernicze zdobywał we Lwowie, w znanej pracowni cukierniczej Ferdynanda Grossa i Władysława Strusia przy ul. Hetmańskiej 6. Po wyzwolinach w kwietniu 1889 roku pracował przez jakiś czas w Tarnopolu w cukierni Dąbrowskiego przy placu Sobieskiego, potem ponownie we Lwowie u Grossa i ponoć w spółce z Karolem Czudżakiem prowadził cukiernię w Hotelu Francuskim. W 1900 r., wraz z młodszym od siebie cukiernikiem Władysławem Krowickim otworzył w Stanisławowie w kamienicy Banku Mieszczańskiego przy ówczesnej ulicy Niezależności cukiernię i fabrykę wyrobów cukierniczych, czekolady i wypieków. Trzy lata później wspólnicy wzięli dodatkowo w dzierżawę kawiarnię „Union” przy ul. Sapieżyńskiej. Ich pracownia cukiernicza szybko zdobyła sobie renomę wśród obywateli miasta. „Kurier Stanisławowski” pisał wielokrotnie o ich wybornych pod względem smaku i doskonałych co do wykończenia wyrobach, podkreślając iż nie potrzeba już sprowadzać takich łakoci ze Lwowa czy Wiednia. Za artyzm na Wystawie Przemysłowo-Rolniczej Wyrobów Krajowych w Buczaczu w 1905 r. zdobyli nawet złoty medal. Jednak Jan Noworolski po śmierci żony, Władysławy Strusiówny – córki dawnego patrona we Lwowie, zdecydował się na opuszczenie Stanisławowa i wyjazd do Krakowa. W 1909 roku stanisławowskie cukiernia i kawiarnia przeszły prawnie w ręce Krowickiego.

Wnętrze kawiarni J. Noworolskiego, 1912 fotografia prasowa

I Noworolski od razu otworzył cukiernię w Sukiennicach, tu gdzie teraz jesteśmy?

Nie, początkowo, wszedłszy w spółkę z Adamem Kondolewiczem, prowadził cukiernię przy ul. Karmelickiej 50. Ojciec Adama, Wincenty Kondolewicz, w tym czasie był właścicielem cukierni w Sukiennicach. Jak wiadomo, była to cukiernia należąca od 1880 roku do Stanisława Rehmana i Romana Hendricha. Mawiano, że była w Krakowie tym, czym w Wenecji cukiernia Florianiego: najmilszym miejscem spotkań dla miejscowych bywalców i najbardziej uczęszczanym „punktem zbornym” przyjezdnych. Świetnie usytuowana z pięknym widokiem za oknami. Cukiernię po śmierci Rehmana i Hendricha sprzedano Lardemerowi, który jednak nie mając doświadczenia w branży zawierzył najętemu zarządcy, co zakończyło się upadkiem lokalu. Wtedy to, w 1907 r. lokal przejął Wincenty Kondolewicz, znany w Krakowie właściciel cukierni. W trzy lata później zmarł, a stery przejął Adam, zaś Jan Noworolski w niedługim czasie wykupił udziały i tym sposobem w połowie 1911 roku odnowiona cukiernia, już pod szyldem „J. Noworolski i S-ka” otworzyła swoje podwoje. Nawiasem mówiąc, w publikacjach podawane są różne daty otwarcia cukierni – raz 1910, raz 1912. Jedynie chyba Stanisław Garlicki wskazał rok 1911.W krakowskich „Nowościach Ilustrowanych” co miesiąc, począwszy od czerwca 1911 r., ukazywała się reklama cukierni. Wnioskując z reklam prasowych spółka przestała istnieć pod koniec 1914 r. i odtąd Jan Noworolski był wyłącznym właścicielem lokalu.

Wnętrza są pokaźne, jest tu przestrzeń. I ten piękny widok na kościół Mariacki, niezmienny od tylu lat!

Lokal został gruntownie przerobiony i powiększony. Wiele serca włożono w odnowienie wnętrz. Do projektu zatrudniono Eugeniusza Dąbrowę-Dąbrowskiego, twórcę dekoracji Teatru Starego, wnętrz sali posiedzeń krakowskiego Towarzystwa Technicznego, polichromii w sali restauracyjnej w krakowskim hotelu Saskim czy kaplicy arcyksięcia Karola Stefana w Żywcu. Chwalono nowe wnętrza za to, że w miejsce „wiedeńskiej monotonii” wprowadzono nowe, świeże, oryginale i powabne tchnienie, choć nie pozbawione powagi. Każde pomieszczenie miało – i ma do dziś – swój własny „ton”, choć współcześnie kolorystyka poszczególnych sal została zmieniona. Pierwsze – licząc od najdalszych, w głębi lokalu – zaprojektowano w typie damskiego… buduaru, z przewagą bieli, zdobiły ją polichromie o zoomorficznych motywach, ze stylizowanymi ptakami rajskimi.

Jaka szkoda, że nie zachowały się! Wyobrażam sobie jak to pięknie musiało wyglądać!

Był to salon dla pań, w którym – co oczywiste – nie wolno było palić. Drugie, zwane salą Lustrzaną, utrzymano poza mahoniowymi meblami w gamie koloru lila, zaś trzecie – tzw. Palarnia – w tonie szaro-zielonym. W pomieszczeniu czwartym a zarazem wejściowym, wprost spod arkad Sukiennic, znajdował się sklep z secesyjnym bufetem z szeroką alabastrową ladą. Z tego pomieszczenia kręte, metalowe schody prowadziły do piwnic, gdzie mieściły się kuchnie i zaplecze gastronomiczne. Jedyne, co brakowało lokalowi, to… toalety, jednak Noworolski podpisał z miastem umowę pozwalającą gościom cukierni korzystać bez przeszkód z szaletu w Sukiennicach.

Jest jeszcze jedna ciekawostka łącząca to miejsce ze Lwowem. Otóż Adam Kondolewicz ożenił się z panną Stanisławą Wajdówną, siostrą słynnego „Szczepcia” – Kazimierza Wajdy.

Rynek Gł. w Krakowie ok. 1856 r. – przy pierzei Rynku, w drugiej kamienicy od prawej mieściła się cukiernia Rudolfa Grossmanna, źródło polona.pl
Kamienica w miejscu, gdzie była cukiernia R. Grossmanna i J. Brzeziny (2022), fot. Anna Gordijewska

Wiadomo, że były i inne lokale w Krakowie prowadzone przez przybyszy ze Lwowa…

W wielu miejscach w Krakowie, a zwłaszcza na Rynku Głównym i w najbliższych jego okolicach możesz się poczuć trochę jak we Lwowie, w „słodkim” Lwowie, o którym już nie raz rozmawiałyśmy. A skoro jesteśmy w Sukiennicach, to przyszła mi na myśl jeszcze jedna osoba związana i z Krakowem i z Lwowem, choć nie lwowianinem z urodzenia, tarnowianin – Ferdynand Turliński. 4 października 1879 r. w salach na piętrze Sukiennicy wydano bankiet zorganizowany z okazji 50-lecia twórczości Ignacego Kraszewskiego. Według wspomnień Ferdynanda Goetla, „oprawę kulinarną” bankietu powierzono jego wujowi, ambitnemu restauratorowi Turlińskiemu. Ile w tym prawdy trudno do końca orzec, inne źródła bowiem podają, że potrawy przygotowano u Wentzla. Gościom podano barszcz z uszkami, paszteciki, sandacze, łososie w majonezie, sarny, kuropatwy, bażanty, kapłony, kompoty mieszane, lody, sery, owoce, czarną kawę. Zakupiono 366 butelek szampana, 244 butelki wina Ofnera i 200 butelek białego wina węgierskiego. Z Wiednia sprowadzono 150 kg ryb i kupiono 900 bułek. Podziw zaś budził przysłany przez warszawskich cukierników olbrzymi, liczący ponad 1,5 m średnicy tort biszkoptowy przełożony konfiturą, ozdobiony wykonanym z cukru naturalnej wielkości popiersiem Kraszewskiego.

Kawiarnia i restauracja Ferdynanda Turlińskiego mieściła się obok Teatru Miejskiego w Krakowie?

Reklama cukierni Rudolfa Grossmanna z 1876 r.

Idąc tutaj przechodziłyśmy obok miejsca, gdzie znajdował się jego sławny „Paon”, niemal na wprost teatru przy ul. Szpitalnej 38 – ulubionego miejsca spotkań krakowskich młodopolskich artystów. Turliński otworzył tu swój lokal w 1896 r. Kawiarnia mieściła się na parterze, a na piętrze restauracja. Codziennym gościem owej restauracji był Adam Asnyk, jadający obiad z ćwiartką wina. Ponoć zwykł był zapraszać młodego Ferdynanda Goetla do stołu i częstować winkiem. A na parterze, w kawiarni królowali malarze, literaci, poeci, aktorzy… „Co wieczora całą bandą – Chodźcie ludy do tej budy, – Z chat-noirem i werandą, – Na tę marną kawę czarną, – Którą daje Don Fernando” – napisał Lucjan Rydel. Jednak budynek, w którym mieścił się lokal „U Turla”, już nie istnieje, w jego miejscu wzniesiono nową kamienicę. Pozostają tylko wspomnienia i stare fotografie. Turliński, jak wiadomo, zbankrutował, kredytując zbyt wielu młodych artystów, i w bodajże 1903 r. wyjechał do Lwowa. Przy ul. Trzeciego Maja wydzierżawił restaurację w hotelu „Imperial”. Goetel wspominał, że w swoim pojęciu wuj czuł się nieco zdetronizowany, bowiem karmił teraz i poił nie Młodą Polskę, a zamożnych mieszczuchów Lwowa i przybyłych do wesołego miasta Podolaków, wynagradzał sobie ten „upadek” stosunkami z wysoko postawionymi osobistościami. No a potem słynna kawiarnia „Sztuka” przy ul. Teatralnej pod numerem 10, gdzie Turliński próbował odtworzyć atmosferę krakowską. Nie była to tylko kawiarnia, serwowano tam bowiem w odpowiednich porach i obiad i kolację – jak zaznaczano, posiłki smaczne, domowe i niezwykle tanie.

Reklama cukierni Roszkowskiego, 1883

A inni?

O, tu przede wszystkim należy wymienić Szwajcarów – Maurizio i Pollo oraz ich krewnych Grossmannów. Dawne ich lokale są kilka kroków od Sukiennic. Być może jesteś zdziwiona, że nie wymieniłam jako pierwszych Jana Michalika i Ludwika Zalewskiego. O tych dwóch pisano sporo, o wiele mniej, poza Parysem Maurizio, o pozostałych.

Parys Maurizio, z Vicosoprano, terminował w Krakowie u Gawła Wielanda. W ramach obowiązkowej wędrówki czeladniczej przyjechał w 1835 r. do Lwowa. Praktykował u swoich krewnych – Giovanniego Maurizio, Lorenzo Pollo i Spargnapaniego, prowadzących kawiarnię „Cafe di Milano” na lwowskim Rynku. Nie trwało to długo, bowiem w dwa lata później wrócił do Krakowa, otrzymał papiery mistrzowskie i został przyjęty do cechu. Pracę rozpoczął u Gaudenza Redolfiego, a niebawem został jego wspólnikiem. To był świetny punkt – kamienica tzw. Kencowska pod numerem 38 na Rynku. Od 1823 r. do 1834 r. prowadził tu z żoną niewielką cukiernię Szwajcar Lorenzo Paganino Cortezy. Właśnie tę cukiernię przejął były subiekt cukierniczy u Jana Wassalego w Krakowie – Gaudenty Redolfi. Cukiernia Redolfiego była chlubą Krakowa. Od roku 1868 jedynym właścicielem kamienicy i cukierni został Maurizio, jednak firma jeszcze długie lata działała pod dawną nazwą „Redolfi”. U Maurizio obowiązkowo ciastka kupował „cały Kraków”. Tutaj schodziła się krakowska śmietanka towarzyska, chwalono nie tylko wyborne ciastka ale i nalewki. Mawiano, że „przed obiadem wypić u Maurizia kieliszek wiśniówki czy dereniówki to tak, jak lekarzowi wyjąć talara z kieszeni”. Słynął Maurizio z wybornych ciastek, pączków nadziewanych różą, kandyzowanych owoców, makaroników i kwadratowych pierników oblewanych czekoladą – na wspomnienie których Magdalena Samozwaniec po latach oblizywała wargi pamiętając ich smak z dzieciństwa.

Na początku lat 60. XIX w. pojawili się w Krakowie kolejni lwowscy cukiernicy – Giacomo Maurizio, Giovanni Pollo i bracia Grossmannowie, Fryderyk i Rudolf.

Czy wiadomo, gdzie były ich lokale w Krakowie?

Tak, przy Rynku Głównym – jeden w kamienicy pod numerem 15, a drugi pod numerem 31. Z Rudolfem Grossmannem wiąże się przede wszystkim pobliska kamienica przy Rynku 31, tzw. kamienica Tenczerowska. Również i ona nie przetrwała w dawnym kształcie. Budynek zburzono w 1912 r., po pierwotnej próbie jego nadbudowy i wzniesiono nowy gmach. W kamienicy tej działała od końca XVIII w. jedna z pierwszych w Krakowie kawiarń Magdaleny Sędrakowskiej. Był to lokal skromnie urządzony, złożony tylko z dwóch pomieszczeń. Ławki pod ścianami, a do stolików przytwierdzone na łańcuszkach blaszane łyżeczki. W 1836 r. dom darowała Sędrakowska w testamencie pannie Sewerynie Nikoledon, potem właścicielami byli Hilary i Feliks Górzyńscy, a następnie właśnie Rudolf Grossmann. A wiele lat później w pomieszczeniach cukierni Grossmannów prowadził własną cukiernię przybyły ze Lwowa Józef Brzezina.

Bracia Grossmannowie przyjechali ok. 1863 r. do Krakowa z żonami, Fryderyk z Anną z Ehrbarów, a Rudolf z Joanną, również z Ehrbarów, siostrą Anny. Fryderyk pobierał nauki we Lwowie w pracowni cukierniczej Ehrbarów przy Rynku 29 – należącej wcześniej do Dominika Andreoli. Ożenił się z córką swego pryncypała Jana Ehrbara, Anną Karoliną. W tym mniej więcej czasie właściciele jednej z pierwszych cukierni we Lwowie – Maurizio i Pollo wpadli na pomysł otworzenia własnego lokalu w Krakowie. Na zarządzającego wybrali młodego Fryderyka Grossmanna. Nie dziwota, bowiem rodziny Grossmannów, Maurizio i Pollo, a także Ehrbarów, Andreola i Schneiderów od lat utrzymywały we Lwowie bliskie kontakty. Wszyscy przybyli do Lwowa ze szwajcarskiej Gryzonii. A o zażyłości tychże z rodziną Andreola niech świadczy choćby fakt, że Andreola zapisał im w testamencie 1⁄4 kamienicy, co pozwoliło im prowadzić dalej „słodki interes”.

Bufet w cukierni Jana Apolinarego Michalika

Z pewnością znasz kamienicę z restauracją „Wierzynek” pod nr 15 na Rynku Głównym. To tzw. kamienica Pinocińska, od nazwiska właściciela w XVII w. Hieronima Pinocci, wydawcy „Merkuriusza Polskiego”. To właśnie tam Giacomo Maurizio i Giovanni Pollo otworzyli w 1862 lub 1863 r. swój lokal. Giovanni (Jan) Pollo figuruje w „Sprawozdaniu Dyrekcyi Zjednoczonego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowe” na rok 1863/64 jako „cukiernik w Krakowie”. Jednak w czasach gdy przyjechali wraz z Grossmannami do Krakowa budynek wyglądał inaczej. Niewykluczone, że Szwajcarzy zaprowadzili swój lokal na I piętrze w dawnych pomieszczeniach traktierni Antoniego Fochta, a potem jego zięcia Antoniego Ziębińskiego. „Rocznik Towarzystwa Dobroczynności miasta Krakowa” odnotowuje wśród ofiarodawców datków do skarbonki w kościele Najświętszej Maryi Panny cukiernię Pollo w roku 1867. Jednak dwa lata później, w 1869 r. w anonsach prasowych jako właściciel cukierni „przy wchodzie w ulicę Grodzką” widnieje Rudolf. Grossmannowie początkowo mieszkali w kamienicy nr 9 przy Rynku Głównym, w tzw. kamienicy Bonerowskiej.

W trzy lata po przybyciu Grossmannów do Krakowa, w 1867 r., doszło do nieszczęścia – Fryderyk spadł z ganku trzeciego piętra kamienicy, w której mieściła się cukiernia, ginąc na miejscu. Notabene, w tym właśnie roku obydwaj bracia zostali przyjęci do gminy miasta Krakowa i stali się jego obywatelami. Wdowa Anna wróciła do Lwowa. Męża przeżyła o lat ledwie pięć. Zmarła w wieku 35 lat w 1872 r. Pochowano ją na Cmentarzu Łyczakowskim, w rodzinnym skromnym grobie. Rudolf zaś kontynuował karierę w „słodkim zawodzie”. I to on poprowadził lokal Maurizio i Pollo, a potem w zakupionej na rogu Rynku i ulicy Szewskiej kamienicy otworzył własną cukiernię, która szybko zyskała stałą klientelę i popularność. W 1875 r. krakowski „Czas” określał cukiernię Rudolfa mianem „najpryncypalniejszej krakowskiej cukierni”. Serwowano tu ciasta, torty, konfitury, soki oraz najprzedniejsze likiery krajowe i zagraniczne, a dla rozrywki gości postawiono stół bilardowy i stoliki do gry w karty. W lutym 1883 r. lokal wydzierżawił od Grossmannów – a w kilka lat później odkupił od nich wraz z kamienicą – przybysz z Warszawy, Adam Roszkowski, nadając mu nazwę „Cukiernia Warszawska”. Rudolf zmarł w 1890 r. w wieku 53 lat. Spoczął obok brata Fryderyka w jednym grobie na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie – zapomniana historia i zapomniany grób. Zachowane jedynie w pamięci rodziny.

Zachowała się z początków wieku XX pocztówka reklamowa Józefa Brzeziny ze Lwowa, który otworzył cukiernię w dawnych pomieszczeniach Rudolfa Grossmanna.

Lwowianin Józef Brzezina (ur. 1858) prowadził cukiernię w Krakowie w latach 1905–1912. Pan Józef przyjechał do Krakowa ze Lwowa, gdzie od 1894 r. prowadził cukiernię przy ulicy Hetmańskiej 12, a potem Wałowej. Zjechał tutaj z rodziną – żoną Julią z Pintelów, również lwowianką; owdowiałym ojcem Antonim – lwowskim piekarzem; i urodzonymi w Stryju, gdzie onegdaj pracował, dziećmi – Romanem i Marią. Wikary kościoła Mariackiego ks. Kazimierz Buzała poświęcił nowo otwartą cukiernię w 1905 roku. Krakowska prasa nie omieszkała przy tej okazji nie tylko podkreślić wieloletnie doświadczenie właściciela i pochwalić gustowne urządzenie lokalu, ale i wspomnieć, że w tym samym miejscu przed laty mieściły się pierwszorzędne cukiernie Grossmanna i Roszkowskiego.

Brzezina szybko zżył się z miastem. Jego cukiernia była chętnie odwiedzana zwłaszcza przez młodzież akademicką. Może jednym z bywalców był student Uniwersytetu Jagiellońskiego, Aleksander Tarnowski, i tam wpadła mu w oku młodziutka córka właściciela? W każdym razie w 1908 roku w kościele Mariackim przy Rynku Głównym odbyła się ceremonia zaślubin – zięć jednakże nie był krakowianinem, pochodził z Trościańca.

Nie możemy zapomnieć o „Cukierni Lwowskiej” Jana Michalika i o Ludwiku Zalewskim.

Obaj panowie znali się z czasów wspólnej pracy w cukierni Aleksandra Bienieckiego i Adama Hausera we Lwowie. Obydwaj byli niemalże rówieśnikami – Michalik urodzony w 1871 r., Zalewski dwa lata starszy, urodzony w 1869 r. Michalik otwierając swoją „Cukiernię Lwowską” przy ul. Floriańskiej 45 powierzył Zalewskiemu stanowisko kierownika. Jak wynika z wystawionego przez Jana Michalika świadectwa pracy, Ludwik zatrudniony został już w sierpniu 1895 r., jeszcze przed oficjalnym otwarciem lokalu. Zalewski nie porzucił jednak marzeń o własnej cukierni. W styczniu 1901 r. w prasie krakowskiej pojawiła się reklama nowej cukierni, którą prowadzić mieli przy ul. Floriańskiej 28 Józef Kiss i Ludwik Zalewski. Jednak w maju tego samego roku Ludwik zawiązał spółkę z Filomeną Solecką z Krakowa i wyjechał z rodziną do Lwowa. Z rodziną, bowiem już od 5 lat ożeniony był z poznaną w Krakowie Ewą Kornecką, panną pochodzącą z Królestwa Polskiego, miał dwójkę dzieci ― pierworodnego syna Władysława i córkę Jadwigę. A z ciekawostek warto dodać, że Zalewscy mieszkali w Krakowie przy ul. Długiej 10, zaś w sąsiedniej kamienicy pod numerem 12, przedsiębiorca krakowski Adam Piasecki miał cukiernię i wytwórnię czekolady. Nie wyobrażam sobie, żeby Zalewski i Piasecki się nie znali. Natomiast cukiernia Józefa Kissa działała przez następnych kilka lat.

Wnętrze sklepu „Jagienka” pp. Kaniów, archiwum prywatne rodziny

Jest więcej lwowskich cukierniczych śladów w Krakowie?

Oczywiście, znajdzie się ich sporo, choć nie zawsze w grę wchodzą tak reprezentacyjne lokale, o jakich dotąd mówiłyśmy. W latach 30. XX w. na parterze kamienicy ul. Szewskiej 2 działała cukiernia o wdzięcznej nazwie „Jagienka” należąca do Anny i Zygmunta Kaniów. Na darmo szukać o niej jakichś informacji. W stworzeniu lokalu pomógł finansowo Tadeusz  Höflinger, właściciel lwowskiej fabryki cukrów i czekolad „Jan Höflinger”. Nie dziwota, bowiem Zygmunt Kania był bratem jego żony, Władysławy Kaniówny. Nic więc też dziwnego, że na półkach sklepu nigdy nie brakowało słodyczy z lwowskiej fabryki. Podczas okupacji niemieckiej sklep został przeniesiony i mieścił się przy ul. Grodzkiej 6, działał jeszcze we wczesnych latach powojennych.

Reklama sklepu cukierniczego pp. Kaniów, 1938

Z falą ekspatriantów ze Lwowa i Kresów w latach 1945–1946 przybyli przecież również mistrzowie w tym zawodzie czy pracownicy fabryk czekolady…

Ot, chociażby były pracownik firmy „L. Zalewski”, a później właściciel własnej wytwórni wyrobów cukierniczych „Sokółka” przy ul. Sokoła 6 i cukierni przy Rynku 24 we Lwowie – Antoni Kuryło, albo Stanisław Krzanowski – we Lwowie prowadził w okresie międzywojennym cukiernię przy ul. Wałowej 29 – który założył wytwórnię herbatników przy ul. Kazimierza Wielkiego w Krakowie; czy Piotr Czop, który otworzył w 1947 r. przy ul. Starowiślnej pracownię cukierniczą. W latach 70. wspólnikiem został krakowski cukiernik Adam Cichowski, a gdy z racji wieku p. Czop wycofał się z zawodu, cukiernia przeszła w ręce p. Adama a następnie jego syna Zdzisława Cichowskiego. W tamtych wczesnych latach 40. specjalnością cukierni była galanteria czekoladowa i karmelowa – wszystko na starych lwowskich recepturach. Cukiernia „Cichowscy” działa do dzisiaj i cieszy się znakomitą renomą. A ja sama wspominam ich wspaniałe nugaty i ciasteczka grylażowe!

Reklama cukierni „Wschodni Targ” Kazimierza Sagana

Tuż przy Rynku Głównym, na ulicy św. Jana, była jeszcze niewielka lwowska cukiernia o nazwie „Wschodni Targ”, należąca do Kazimierza Sagana. Pojawiła się w 1946 r. Na ścianach wisiały fotografie dawnego Lwowa, a gościom podawano takie lwowskie specjały jak raczki, bajaderki, korę czekoladową i… tajojki! Było też i palermo. Cóż to był za smakołyk. Oczywiście, nie znam palermo od pana Sagana, ale wiele lat później można było je kupić w sklepie cukierniczym przy Rynku Podgórskim. To była krucho-miękka żółtawa kulka z jasnego karmelu bodajże, w środku której zatopiony był kruchy orzech włoski.

Czasami sobie myślę, że to nieco zabawne – w dzieciństwie i w młodości bywałam w tych wszystkich miejscach i wówczas zupełnie nie interesowała mnie ich historia. Do „Maurizia” chodziłam razem z mamą – to była wtedy kawiarnia „Antyczna”; do dawnego „Wschodniego Targu” – później słynnego „Rio” – wpadałam na kawę w czasie studiów, do „Noworola” zaglądało się z bardziej nobliwymi gośćmi…

Kuryło (drugi od prawej) w lwowskim sklepie „L. Zalewski”, archiwum prywatne rodziny

To prawda. Też chodziłam na lody w miejscu, gdzie znajdowała się cukiernia chociażby Zalewskiego czy w młodości również bywałam w dawnej kawiarni Szkockiej, nazywanej barem Desertnyj. A teraz tam jest bank i hotel. Wielka szkoda.

A pamiętasz, Haniu, pozwolę sobie zwrócić się do Ciebie tak, jak nazywano nas w domu w dzieciństwie (bo przecież Twoja rodzina pochodzi ze Lwowa!) o naszym marzeniu? Pochodzić ulicami Lwowa, usiąść w zacisznej kawiarence i dalej snuć opowieści o „słodkim” grodzie – jedynym dla nas, jak i wielu innych na świecie. Niestety, teraz trwa wojna. Ale marzyć zawsze warto!

Dziękuje bardzo za to przemiłe spotkanie w Krakowie.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 10 (398), 31 maja – 16 czerwca 2022

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

X