O lwowskich zabawach karnawałowych Bal karnawałowy w styczniu 1930 r. Pośrodku (ósma z prawej strony) siedzi Krystyna Höflingerówna, finalistka Miss Polonia 1930; w pierwszym stojącym rzędzie ósmy z lewej strony stoi Tadeusz Höflinger, wiceprezes Izby Przemysłowo-Handlowej, właściciel fabryki cukrów i czekolady, zbiory prywatne A. Tołłoczko-Musiał

O lwowskich zabawach karnawałowych

Rozmowa dziewiąta Anny Gordijewskiej z Anną Kozłowską-Ryś, historykiem sztuki, filologiem, tłumaczem, autorką książek „Lwów na słodko i… półwytrawnie” i „Sekrety kresowych kuferków” oraz mającej się ukazać niebawem nowej, zatytułowanej „Słodko-gorzka czekolada – Höflingerowie”.

Pani Anno, wszyscy przeżywamy trudne czasy pandemii i o zabawach nawet nie ma mowy. Dlatego proponuję powędrować w wyobraźni do dawnego Lwowa i wspomnieć, jak to kiedyś w naszym mieście bywało. Porozmawiamy dzisiaj o balach we Lwowie?
Chętnie.

Zaproszenie na Wielką Redutę Artystyczną – występ artystów lwowskich teatrów miejskich w Przemyślu w lutym 1922 r., polona.pl

Jest to temat tak ciekawy, że pasuje na dłuższą rozmowę i zawsze będą pojawiać się nowe wątki. Tyle się działo!
A więc o balach… O tej sposobności, którą ludzie dobroduszni dają za własne pieniądze drugim do naśmiewania się z nich, a dla zaproszonych – sposobność jedzenia i picia za darmo? ”Szczutek” dworował sobie z lubością z gości zabaw karnawałowych, ułożywszy nawet specjalny „słowniczek karnawałowy”. Jakże był celny w swoich spostrzeżeniach! Ot, o balach dobroczynnych pisał z sarkazmem: „12.000 złotych reńskich na toalety, lokal i muzykę, 7 złotych reńskich 53 centy dla ubogich”. Zdaniem dwutygodnika „Coś” – „ilustrowanego bez ilustracji” – wydawanego w Krakowie, lecz sprzedawanego i we Lwowie – bal to „biuro kojarzące małżeństwa i jak wszystkie biura zleceń bierze grube wpisowe, w formie wydatków na stroje, a komisu żądanego nie spełnia”. „Wpisowe” na bale bywało często dość wysokie, bowiem wynajęcie sali balowej było we Lwowie bardzo drogie, nie obniżano stawek nawet na bale dobroczynne. Przykładowo w 1914 r. w Kasynie Miejskim, czy też Mieszczańskim, przy dawnej ul. Akademickiej wynajęcie kosztowało 1.200 koron i to bez względu na cel dobroczynny, a do tego trzeba było opłacić i orkiestrę, i restauratora, kelnerów itd. Bal więc musiał przynosić dochód.

Bal karnawałowy „zoologiczny” w lutym 1930 r. Pośrodku (trzecia z lewej strony) siedzi Krystyna Höflingerówna, finalistka Miss Polonia 1930 (zbiory prywatne A. Tołłoczko-Musiał)

Bale karnawałowe w dawnym Lwowie były znane podobno z wystawności.
Tak, przede wszystkim te organizowane przez arystokrację i publiczne. Aż dziw, ale huczne zabawy karnawałowe odbywały się u schyłku XVIII wieku. Sławę zdobył karnawał zimą 1795/6 roku – a więc w okresie ostatniego rozbioru Polski. Do Lwowa zjechała wtedy niemal cała elita warszawska, wygnana wypadkami politycznymi ze stolicy! Przez cały okres zapustów nie było dnia bez zabawy. Wiek XVIII to czas tzw. redut, bali maskowych, podczas których jedynie osoby szlachetnie urodzone miały prawo zdjąć maskę, jednak wówczas trzymać ją należało w ręce albo przypiąć do rękawa albo kapelusza. Pierwsze tego rodzaju zabawy karnawałowe pojawiły się ponoć na dworze saskim króla Augusta III. W Warszawie wprowadził je Włoch nazwiskiem Salwador. Początkowo odbywały się we wtorki i czwartki, jednak szybko zyskały tak na popularności, iż reduty zaczęto organizować i w pozostałe dni tygodnia. Niebawem zaczęto bawić się w maskach i w innych miastach. We Lwowie „maseczki” bawiły się w salach zbudowanych sumptem własnym przez ówczesnego dyrektora teatru niemieckiego we Lwowie, „rządcy komedyalnego” Franciszka Henryka Bullę, który otrzymał przywilej organizowania redut w 1795 r. W karnawale roku 1806 p. Bulla urządził ogółem trzynaście redut. Szczególnie liczną była piąta z rzędu w dniu 26 stycznia, gdy na sale redutowe wtłoczyło się około dziewięćset osób.

Na balu „Pod Sroką”, il. ze „Śmigusa” z 1892 r., fot. prasowa

Czy to prawda, że przywilej urządzania redut otrzymał także hr. Skarbek?
Tak, zgadza się. Spieszono wówczas do Teatru Skarbkowskiego, do sal redutowych. Co ciekawe, wszelkie zabawy normowane były ścisłymi przepisami wydawanymi przez władze austriackie. Oczekiwano, „iż każdy na balowych publicznych miejscach przyzwoicie i spokojnie zachowywać się będzie”, w przeciwnym razie zostanie „bez różnicy stanu od warty wyprowadzony”. Co więcej, rozporządzenie uściślało nawet porządek tańców na balu. Zgodnie ze specjalnym „Ballordnung”, do północy tańczyć miano na przemian tańce polskie i niemieckie, po północy – po półgodzinnym odpoczynku – obowiązywał angielski kadryl; od pół do drugiej do trzeciej nad ranem znów tańce polskie i niemieckie, następnie ponownie kadryl i półgodzinny odpoczynek i do końca zabawy tańce polskie i niemieckie. Podczas przerw pod groźbą grzywny nie wolno było ani grać muzyki ani tańczyć. Nad wykonywaniem zarządzeń władz czuwał w sali komisarz policyjny, mający do dyspozycji straż do ewentualnej interwencji. Nie wolno też było wchodzić na salę z jakąkolwiek bronią ani tańczyć w butach z… ostrogami. Porządek tańców zapisany był na malutkich karnecikach balowych, jakie otrzymywała każda z pań wkraczających na salę balową. A te karneciki to były wielokroć istne cacuszka, ręcznie malowane przez uznanych artystów! Kto dzisiaj wie, że na przykład na słynny Bal Prasy w 1931 r. – kostiumowy, w strojach z epoki powstania listopadowego, zdobił karneciki między innymi Józef Pieniążek i Erno Erb?

Zawiadomienie o balach maskowych w Sali Redutowej hr. Skarbka, luty 1860 r., domena publiczna jbc

Reduty chyba nigdy nie wyszły z mody.
Reduty były bardzo popularne, można było się przecież wykazać nie lada inwencją przy wymyślaniu maski. Bywały więc reduty i w okresie międzywojennym, do najczęściej wspominanych należały Reduty Prasy, zresztą informacji o nich było co niemiara w ówczesnych gazetach. Ze wspomnień i opisów balów utkwiła mi w pamięci urządzona w salach Hotelu Krakowskiego Reduta Prasy z 1932 r. pod hasłem „Co, kto lubi, w czem kto chce”. Jak zwykle na tego typu zabawach, ogłoszono konkurs na Najsympatyczniejszą Maseczkę. Oczywiście przewidziano nagrody dla zwyciężczyń. Tak, zwyciężczyń, bowiem w szranki stanęły jedynie panie. Wśród nagród była piękna figurka „Tancerka”, według projektu wiedeńskiego rzeźbiarza Wilhelma Tomascha, ufundowana przez Aleksandra Lewickiego, właściciela Fabryki Fajansów w Pacykowie. Były też i bombonierki, m.in. od Tadeusza Höflingera, puderniczka i garnitur złożony z korali i kolczyków od firmy Henryka Guttermanna z ul. Sykstuskiej i wiele innych. Wszystkie nagrody przed balem wystawiono na pokaz w witrynie sklepu cukierniczego Ludwika Zalewskiego przy ul. Akademickiej 10. Przy zakupie biletów na bal każdy obdarowywany był małą buteleczką perfum lub wody kolońskiej. Wśród zaproszonych specjalnych gości Reduty znalazły się ówczesne gwiazdy filmowe: Zofia Batycka, Adam Brodzisz i Marta Bogda. A jeśli chodzi o najpiękniejszą maskę, to w plebiscycie brano pod uwagę nie tylko maski kostiumowe, ale również… „naturalne maski twarzy”! Jednym słowem, zorganizowano dodatkowy mały konkurs kobiecej piękności. Konkurs był ponoć filmowany, a rysownik Fryderyk Kleinman sporządził karykatury najpiękniejszych „maseczek”.

Sylwestrowa Reduta Prasy w Teatrze „Nowości” we Lwowie, fot. prasowa

Czy jakiś bal zapisał się szczególnie w pamięci lwowian?
Za jeden z najświetniejszych z czasem uznano bal wydany przez Stany Galicyjskie w lipcu 1817 r. na cześć przebywającego we Lwowie cesarza Franciszka I i jego małżonki. Jednak olśniewających balów było sporo i opisy hucznych zabaw karnawałowych znajdujemy w niejednym pamiętniku. Znany plotkarz i gawędziarz Marian Rosco-Bogdanowicz wspominał na przykład karnawał we Lwowie 1888–1889 i bal kostiumowy w pałacu hr. Włodzimierzów Dzieduszyckich, uważając go za clou sezonu. Na balu tym gości podzielono na dwie grupy, tworzące „wesele krakowskie” i „wesele huculskie”. Oczywiście, do tych „występów” wcześniej długo się przygotowywano. Trzeba było ćwiczyć się w tańcach ludowych: krakowiaku i kołomyjce, a podczas balu zaśpiewać parę ad hoc skomponowanych przyśpiewek. „Wesele krakowskie” bywało już wcześniej urządzane podczas zabaw kostiumowych we Lwowie, jednak „huculskie” było nowością. Według Rosco-Bogdanowicza wypadło ono niezwykle efektownie dzięki barwnym, malowniczym strojom – w wielu przypadkach autentycznych. Był i korowaj w koszyku i kogut, niesione przez parę „starostów”, którymi byli hr. Leopold Starzeński i hr. Anna Wolańska, była niezwykle urodziwa para młodych – panna Jaga i Witold Czartoryski, para drużbów, i około trzydziestu par „Hucułów i Hucułek”. Obydwa orszaki wchodziły na salę przy dźwiękach ludowej muzyki: „Krakowiacy” z impetem, skocznie, do taktów krakowiaka; „Huculi” cicho, przy dźwiękach skrzypek, kłaniając się według zwyczaju do kolan gospodarzy, a potem odśpiewując okolicznościową przyśpiewkę ułożoną przez hr. Leopolda do jednej z huculskich melodii:

„My prychodym z Czarnohory
wyhnała nas zyma,
Biłe teper połonyny
chliba doma ny ma…”

Obraz Kazimierza Sichulskiego „Wesele huculskie”, il. prasowa

We Lwowie wiele było balów organizowanych „ku czci” jakiejś osoby, zabaw prywatnych w domach arystokracji, „zakładowych”, tj. urządzanych przez różne instytucje i towarzystwa, a także balów „zarobkowych”, „szynkarskich” – jak wówczas mawiano. Na balach urządzanych przez traktierników bywało drobne mieszczaństwo, rzemieślnicy, służba, wojskowi niższym stopniem. Na balach tych nie tylko tańczono, ale i bawiono się w fanty. W 1852 r. jednym z traktierników, który przyćmił wszystkich swoimi balami, był niejaki… Höflinger. Tak, Höflinger, ojciec założyciela znanej później fabryki cukrów i czekolad Jana Höflingera. Wydał on w karnawale aż 11 balów, i to hucznych, gdzie bywało i po 400 osób. Bale odbywały się w dzierżawionych przez Höflingera salach w budynku w Ogrodzie Jezuickim.

Gmach Kasyna Narodowego

Ale może przekornie wspomnijmy inne bale, nie te często opisywane, odbywające się w Kasynie Szlacheckim czy Miejskim? Proponuję zaglądnąć na bal kostiumowy… szoferów, zorganizowany przez Związek Zawodowy Transportowców.

Czy gdzieś się wali? – Czy się pali?
Że taka fala ludzi wali.
Nie. Tylko dzisiaj Bal szoferów!
Choć bez tytułów, bez orderów,
Lecz ludzi bon-vivant wesołych
Mimo że dzisiaj bardzo gołych.
Lecz niech do djabła idą troski,
Niech żyje słynny humor lwowski,
Niechaj zaczeka Izba Skarbowa

Dziś Noc jest – „Automobilowa”.
Dziś wszystko stop! Ja dziś nie płacę.
Ja dziś nie jadę – ja nie tracę.
Ja wszystkie troski zrzucam z głowy,
Idę na Wieczór Kostjumowy!

Kasyno Mieszczańskie, polona.pl

Członkowie Związku to było towarzystwo z fantazją i humorem. Zaproszenia na bal były więc nader żartobliwe a nawet dość frywolne, i niejednokrotnie wierszowane, jak choćby to z 1932 r.:

Śmiech, krzyk, pisk, wrzask,
Wrzawa, zabawa klawa, blask.
Skrzypce, basy, klarnety, flety,
Istne kino, wino, kobiety –
Lutka, milutka, suknia krótka,
Pieniądze, żądze, białe udka,
Całusy, pokusy, sceny zazdrości –
Miłości. Uważaj na kości z radości.
Furda, burda, Janka, Franka
Podszycie, nakrycie wyżej kolanka,
Kokietki, torebki, lustra, pilniki,
Pudry, farby, waty za staniki.
Łazarze, auciarze, elita, kobita,
Smokingi, szelągi, monokle, orbita,
Seteczka, laseczka, baniak na bakier.
Na bał nasz zawiezie prosto fijakier.
Tam tańce, skakańce, szturkańce, zawroty,
Rumby, mazury, walce, foxtroty.
Tam żarty, karty, piwo i wódka,
Tam panna, mężatka, wdowa, rozwódka,
Więc panie, panowie, wszyscy pamiętajcie,
Wszyscy pierwszego na bal przybywajcie.

Bawiono się w lokalu Związku przy ul. Zielonej 7. Krzywili się nieco na wybór sali „autobusiści” z pl. Strzeleckiego, że niby sala za krótka dla nich, bo oni „przyzwyczajeni do dłuższych tur”. Komitet zabawowy zapewnił jednakże, że „tańcząc tam i z powrotem całą noc, można śmiało 100 km, a nawet więcej zrobić”. Takie sobie żarty strojono w gazetce związkowej zamieszczając zapowiedź balu. I rzeczywiście, doroczny bal „automobilowy” cieszył się dużą frekwencją, mimo iż „kryzys dobrze ściska, – I w domu nieraz próżna miska; –Choć stary stęka już samochód, – Dwa zera utargu, zero dochód”.

Fiakrem na bal, il. prasowa

Na bal przyjeżdżano swoimi samochodami?
Raczej w to wątpię. Po zabawie, na której nie brakowało trunków, trzeba było przecież jakoś wrócić nad ranem do domu. Zanim pojawiły się automobile, towarzystwo z zamożnych sfer dojeżdżało na bal własnym powozem, inni wynajmowali fiakra. Podczas karnawału taka jazda na bal i z balu była znacznie droższa, kosztowała niemal tyle co przejazd z pakunkiem do dworca kolejowego, i była kosztowniejsza od przejażdżki w jedną stronę na przedmieścia czy do rogatek miasta! A jeżeli wezwany fiakier czekać musiał na gościa, płacone mu było dodatkowo za kwadrans postoju ¼ należnej kwoty za przejazd.

Bal karnawałowy „japoński” w styczniu 1930 r. U boku mandaryna, z loczkiem na czole stoi Krystyna Höflingerówna, zbiory prywatne A. Tołłoczko-Musiał

We lwowskich lokalach również bawiono się w karnawale.
Oczywiście, bale, zwłaszcza sylwestrowe, organizowane były w znanych lwowskich lokalach: w kawiarni „Warszawa”, „Cyganeria”, „Szkockiej”… i w salach znanych hoteli. Wszędzie panował tłok i gwar. W przedwojennym Lwowie sfery bankowe i przemysłowe bawiły się zazwyczaj u „George’a”, w „Romie” i „Szkockiej”; pracownicy umysłowi, urzędnicy państwowi, oficerowie – w „Bagateli”, „Palais de Dance Bristol”, „De la Paix”, a najliczniej w „Cyganerii” i kawiarni „Warszawa”. Zabawy trwały do rana. Po skończonych przedstawieniach w teatrach do gości dołączali artyści scen. W noc sylwestrową pojawiały się zaprzęgi z białymi końmi, bowiem białe konie podobno miały przynosić w tę jedyną w roku noc szczęście. Tłumnie chadzano też do kinoteatrów na seanse nocne wyświetlane w noc sylwestrową do białego rana, i do teatrów. W 1936 r. dużym powodzeniem cieszyła się rewia w kinie „Apollo”, gdzie wystąpili członkowie „Wesołej Fali”.

Bawiono się również w salach Strzelnicy przy ul. Kurkowej. To tam np. w 1928 r. odbył się bal właścicieli cukierni. Tańczono od godz. 10 wieczorem do białego rana, a wstęp był jedynie za zaproszeniami. Ciekawe, który to z cukierników przygotował torty i lody na tę zabawę? Może p. Wohnout, w którego cukierni przy ul. 3 Maja, można było odebrać imienne zaproszenia?

Okładka pisma „Świat Kobiecy” styczeń 1930 r., domena publiczna jbc
Okładka pisma „Świat Kobiecy” styczeń 1930 r., domena publiczna jbc

Prasa sporo donosiła o zabawach karnawałowych.
Tak, pełna była nie tylko informacji, kto z kim w parze tańczył poloneza, ale i opisów sukni balowych i precjozów co znamienitszych tancerek. A u wrót karnawału pojawiały się rady odnośnie stosownego w danym sezonie stroju. Niewiele różniły się w tym od siebie gazety XIX-wieczne, jak przykładowo lwowskie „Nowiny”, i z początku wieku XX, a także z okresu międzywojennego. W 1856 r. sugerowano paniom na głowę diadem złoty z szafirami ze spadającymi po bokach piórami bladoniebieskimi, a do ręki wachlarz w sielankowym „stylu Watteau” bądź przybranie do włosów z czerwonych kwiatów kaktusów i złotych kłosów. Obowiązkowe, by podczas wychodzenia z balu się nie przeziębić – mantyle do zarzucenia na ramiona. W połowie lat 20. XX w. najmodniejsze były strojne pióra w najróżniejszych wariantach przyczepianie do sukien, nie mówiąc już o wachlarzach. Potem przyszła moda na proste, lecz świecące sukienki. Długo by o tych modach sezonowych rozprawiać. Lwowianki słynęły z szyku, to wiadomo. W okresie międzywojennym „Świat Kobiecy” celował w radach dla pań, pokazując nie tylko w rysunkach wytworne toalety i kostiumy balowe, ale i drukując nawet niekiedy wykroje. Można by rzec, że była to taka przedwojenna, polska „Burda”.

Pani Anno, aż się prosi zapytać, co tańczono oraz co jadano i pito na tych lwowskich balach. Ale na ten temat może porozmawiamy następnym razem?
Z przyjemnością. Przecież podczas naszych rozmów już dawno stwierdziłyśmy, że dla nas tak bliskie jest jedyne miasto na świecie – Lwów. A zwłaszcza ten, którego już nie ma….

Dziękuje bardzo za rozmowę.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X