Nowa gra starymi kartami

Wybory samorządowe, zgodnie z przewidywaniami, okazały się być porażką Sługi Narodu. Ukraińcy wyraźnie dostrzegają, że Wołodymyr Zełenski nie ma pomysłu na to, w jaki sposób rządzić i że grając prezydenta nie można nauczyć się tego, jak nim być w prawdziwym świecie.

Choć dzięki sprawnej kampanii wyborczej komik został najważniejszą osobą w państwie, to po półtorarocznych rządach Zełenski wydaje się być na najlepszej drodze do tego, by znów nikt go poważnie nie traktował. Równocześnie jednak wybory pokazały, że na lidera nie wyrosła prokremlowska Platforma Opozycyjna – Za Życie, której wynik (czwarty wśród ugrupowań politycznych) trudno jest nazwać wysokim, choć zapewne może być uważany za niepokojąco dobry.

Ukraińcy nie zaufali gremialnie tym ugrupowaniom, postawili na kandydatów bezpartyjnych. Ale taki rezultat głosowania w niedługiej perspektywie może otworzyć drogę do ukonstytuowania się nowej siły, która, jak można przypuszczać, będzie osadzona w dotychczasowych układach politycznych. Na to przywiązanie do tradycji wskazywać może tradycyjnie już wysoka, trzecia pozycja Batkiwszczyny, ale przede wszystkim uwagę zwraca sukces plasującej się na drugim miejscu partii „Za Przyszłość”, finansowanej przez Ihora Kołomojskiego. Istniejąca oficjalnie od 2008 roku jako „Ukraina Przyszłości”, zmieniła swoją nazwę w maju bieżącego roku i otrzymała zastrzyk finansowy od oligarchy, który jeszcze niedawno stał za kampanią prezydencką Zełenskiego. Jej liderem został Ihor Pałycia.

Skąd pomysł na to, aby zainwestować w nowe ugrupowanie, zamiast konsekwentnie wspierać stary projekt? Na to pytanie trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć. Niewątpliwie Kołomojski, oskarżany m.in. przez USA o defraudację milionów dolarów PrywatBanku, czy pranie brudnych pieniędzy, znajduje się dziś w niewygodnej sytuacji. Jeśli nie ma wystarczających środków nacisku na Zełenskiego, a ten „zapomni”, dzięki komu został prezydentem, może podzielić los Pawła Łazarenki. Stąd może wynikać potrzeba zbudowania nowej politycznej siły, która pozwoli Kołomojskiemu spokojnie spać na ukraińskiej ziemi.

Zarazem jednak może być to próba stworzenia przeciwwagi dla nieudolnej głowy państwa, która zużyła się szybciej, niż się tego spodziewano. Czar świeżości czy wiara w reformatorskie zapędy Zełenskiego słabną z każdym miesiącem i być może Kołomojski nie tyle obawia się swego protegowanego, co jest świadom, że jeden komik to za mało, aby utrzymać wpływy w państwie. Tym bardziej, że prorosyjskie „Za Życie” ma wielu zwolenników i należy też pamiętać, że 47,62% kandydatów, którzy oficjalnie sami wysunęli swoje kandydatury, to tak naprawdę odsetek osób, które także mają swoje sympatie i antypatie polityczne. Fakt, że 93,47% z nich deklaruje bezpartyjność nie musi oznaczać niezależności, a tym samym są to ludzie „do zagospodarowania”, czy, jeśli ktoś wolałby tak to ująć, do przeciągnięcia na określoną stronę, czy wręcz przekupienia.

Na razie Kołomojski wyraźnie wciąga w grę Zełenskiego. W rocznicę jego inauguracji wyreżyserował spektakl poświęcony tworzeniu nowej partii, a o wydarzeniu poinformował kanał 1+1, podkreślając przy tym, że nie będzie to ugrupowanie opozycyjne, ale gotowe wesprzeć prezydenta (tak, jakby ze względu na słabość potrzebował on tego wsparcia). Złożyły się na nie, prócz „Ukrainy Przyszłości”, jeszcze UKROP Tarasa Batenki i „Odrodzenie” Wiktora Bondara. Tym samym oligarcha najwyraźniej postanowił skumulować w jednej politycznej strukturze siły, które i tak pozostawały przez lata w jego rękach, uzupełniając się wzajemnie.

Batenko, „cudowne dziecko polityki”, człowiek, który w wieku zaledwie 24 lat wszedł do Rady Ministrów, a sześć lat później sam został ministrem, od dawna wiązany był z osobą Kołomojskiego, a UKROP, efekt transformacji „Aliansu Patriotycznego”, przez pewien czas był nawet partią, w której oligarcha stał na czele komisji kontroli. Dzięki temu zyskał faktyczną władzę nad ugrupowaniem, gdyż komisja ta miała prawo uchylać decyzje wszelkich organów, w tym przewodniczącego partii. Z kolei „Odrodzenie”, finansowane przez Kołomojskiego, było postrzegane jako stronnictwo dawnych działaczy Partii Regionów, a tym samym sposób na zagospodarowanie tego środowiska i wprowadzenie go ponownie do gry w unowocześnionej postaci. Przede wszystkim jednak oba ugrupowania dawały Kołomojskiemu możliwość wpływania na politykę Petro Poroszenki, gdyż pozyskanie ich głosów było ważne dla przeforsowania istotnych dla rządu ustaw.

Wydaje się, że dziś Kołomojski powtarza ten scenariusz i buduje zaplecze, dzięki któremu zwiększy naciski na Zełenskiego. Wykorzystuje tu zresztą nie tylko dawnych deputowanych Partii Regionów, ale i osoby ze środowiska Poroszenki, co najlepiej dowodzi, że poglądy w jego otoczeniu mają drugorzędne znaczenie wobec pragnienia utrzymania się w politycznej grze. Przede wszystkim jednak oligarcha poszerzył swoje możliwości oddziaływania na społeczeństwo i to wydaje się być kluczowym dla zrozumienia jego posunięcia. Wytrawny polityczny gracz musi być świadomy, że kluczem do kontrolowania nastrojów społecznych nie jest Kijów, ale samorząd – lokalni władycy, burmistrzowie, merowie miast. To, co dzieje się w stolicy, może stać się katalizatorem pewnych wydarzeń, ale to prowincja będzie je kształtować. Dlatego dobry wynik w wyborach samorządowych był tak istotny.

Ponadto październikowe głosowanie to preludium wyborów parlamentarnych. Kołomyjski pokazał, że chce być w nich tym, który będzie rozdawał karty, choć i tu pojawia się pytanie, czy nie zagrał zbyt ryzykownie, za wysoko. Nie dlatego, że ktoś taki jak Kliczko ma szansę utworzyć silną przeciwwagę dla tej ekipy, ale dlatego, że zagrożony Zełenski może pokusić się o nierozważny ruch i postawić na szali wolność swojego mentora.

Jakkolwiek scenariusz ten wydaje się mało prawdopodobnym, to historia uczy nas, że żadnej opcji nie można wykluczać. Zarówno tej, że „Za Przyszłość” okaże się projektem stworzonym na potrzeby jednego głosowania, i takiej, że stanie się narzędziem do szachowania Zełenskiego. Możliwe też, że dla Ihora Pałyci będzie trampoliną do stanowiska premiera, na które był typowany jeszcze przed wygraną Zełenskiego, ale wówczas prognozy te się nie sprawdziły. Dziś, obejmując taką funkcję, Pałycia znalazłby się jednak w o wiele lepszej sytuacji, gdyż nie byłby osobą namaszczoną przez prezydenta, ale silnym politykiem niezależnym od głowy państwa. Już teraz zapowiada, że choć jego partia nie jest opozycją wobec prezydenta, to będzie nią wobec szefa rządu, który ze wszech miar zasłużył na krytykę. Przyjmując na siebie ciężar obowiązków premiera, Pałycia wszedłby w rolę człowieka, który naprawia błędy poprzednika, a tym samym wzmocniłby swoją pozycję na politycznej scenie.

Zarazem pojawiają się głosy, że nowe ugrupowanie będzie miało na celu wypromowanie Batenki na przyszłego prezydenta Ukrainy. Wśród jego atutów wskazuje się wykształcenie, polityczną przeszłość, ale i związki z Zachodnią Ukrainą, której co prawda dotąd nie udało się osadzić z prezydenckim fotelu „swojego” kandydata, ale nie oznacza to, że w przyszłości nie będzie to możliwe. Zwłaszcza, że taki polityk przełamałby stereotyp głowy państwa zależnej od wschodniego biznesu i (mniej lub bardziej bezpośrednio) od Moskwy. Nawet, jeśli byłyby to tylko pozory, nie można wykluczyć, że przy sprawnie poprowadzonej kampanii wyborczej jest to scenariusz możliwy do zrealizowania. A skoro Kołomojskiemu udało się wykreować na prezydenta komika, to dlaczego nie miałby zrobić tego samego z poważnym politykiem?

Powyborcza sytuacja na Ukrainie sprawia wrażenie złożonej. Swego czasu UKROP przejął część głosów elektoratu o nacjonalistycznych zapatrywaniach, blokując wejście do parlamentu kandydatów Svobody. Dziś „Za Przyszłość” jawi się jako ugrupowanie, które może celować w wyborców, którzy z różnych powodów nie kryli sympatii wobec sił prorosyjskich. Do głosu mogą przy tym dojść politycy, którzy nie są nadmiernie obciążeni powiązaniami i błędami przeszłości, choć na poziomie lokalnym cechy te często nie miały znaczenia. Tam Ukraińcy postawili na kandydatów znanych, wybierając osoby, które już sprawdziły się na określonych stanowiskach, nawet, jeśli nie wszystkie ich dotychczasowe decyzje uznawano za dobre.

Dzięki reformie samorządowej i decentralizacji organów władzy wzrośnie znaczenie ośrodków regionalnych. Mogą one teraz posłużyć, za sprawą potencjalnych napięć i konfliktów z centrum, do osłabienia Zełenskiego. Mogą też wypromować nowe twarze w polityce i ugruntować pozycję tych, którzy już od dawna przygotowywali się do odegrania wiodącej roli w państwie. Do nich prawdopodobnie wyciągnie pomocną dłoń Rosja, gdyż grzechem byłoby przeoczyć taką okazję. Bez wątpienia też na tych zmianach najbardziej skorzystają ci, którzy będą nimi sterować z tylnych rzędów.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 21 (361), 16 – 30 listopada 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X