Nie możemy złem odpowiadać na zło

Nie możemy złem odpowiadać na zło

Szczęśliwy człowiek, który potrafi miłować wszystkich bez różnicy!

św. Maksym Wyznawcza, opat. „O miłości”

Kiedy tych kilka refleksji ukaże się na łamach gazety, zapewne sytuacja we Lwowie i na całej Ukrainie będzie już wyglądała inaczej, niż dziś, ale chcę się podzielić tym, co właśnie dzisiaj w jakiś sposób odkrywam dla siebie.

23 lutego, niedziela. Na pierwszy rzut oka taka jak wszystkie inne, ale w rzeczywistości bardzo inna. To dzień, w którym odpowiadając na kolejny już apel episkopatu, Kościół łaciński na Ukrainie modli się razem o pokój na Ukrainie i tym razem także o wieczny odpoczynek dla zabitych w minionym tygodniu na kijowskim Majdanie. Inna niedziela. To jeden z ogłoszonych przez władze miasta, trzech dni żałoby po zaginionych. Jesteśmy przygnębieni tym, co się wydarzyło. Śmierć niewinnych, którzy walczyli o swoje słuszne prawa. Nawet nie wiadomo, ilu ich zamordowano. Na prośbę mera Lwowa, dziś we wszystkich wspólnotach religijnych w naszym mieście zbierano pieniądze dla rodzin tych lwowian, którzy zginęli w Kijowie. Ludzie są ofiarni. W naszej parafii, bez uprzedniego zapowiedzenia zbiórki, ludzie ofiarowali trzy razy tyle, co zwykle. To wspaniały gest solidarności.

Po Eucharystii szybko pojechałem do chorego, mój współbrat, o. Wojciech Banaszak udał się na pogrzeb, nie zjedliśmy dziś wspólnego, świątecznego obiadu. Byłem w domu sam, więc poszedłem na lwowski Majdan. Dzień był dziś ponury, dlatego wcześniej zaczęło się ściemniać, padał deszcz. Kiedy dotarłem na Majdan widok był wspaniały: cały plac, na którym było dziś wielu mieszkańców miasta był okolony wieńcem ze zniczy. Na placu jest też prowizorycznie postawiony krzyż, tutaj światła było najwięcej, każdy kto przyniósł świecę, modlił się. Zresztą modlitwa na lwowskim Majdanie to nie nowość. W minionym tygodniu uczestniczyłem tu w modlitwie ekumenicznej. A zaczęło się wszystko od połowy lutego, kiedy to z inicjatywy wiernych świeckich Kościoła greckokatolickiego zaczął działać „Majdan Modlitewny”. Ludzie modlą się tu codziennie. To też wielki znak solidarności.

Światło zapalonych zniczy, jak to bywa w Polsce na Wszystkich Świętych, wprawiło mnie w zadumę. Przypominał mi się wtedy Majdan w Kijowie w 2004 r., w którym uczestniczyłem wtedy częściej, niż teraz we Lwowie. Wspominałem, że wtedy ludzie też byli solidarni. To się dziś powtarza. Oprócz wspomnianej modlitwy oraz troski mera o rodziny zabitych, tych gestów jedności jest tu wiele. Ktoś ze sceny podaje telefon i prosi o pomoc dla matki chłopaka ze Lwowa, który ciężko poraniony w starciach z „Berkutem” w Kijowie, dziś walczy o życie w szpitalu we Wrocławiu. Inni mieszkańcy miasta wykazali swą jedność z cierpiącymi, gdy tysiącami brali udział w pogrzebach zaginionych lwowian. Kolejni poświęcili swój czas, by u nas w mieście zbierać ubrania, żywność, leki i wiele innych rzeczy, by je potem z trudem przetransportować do centrum stolicy. Jeszcze inni dobrowolnie pilnują porządku w mieście, by urzeczywistniało się to, co widnieje na plakatach wywieszonych na przystankach tramwajowych, a które wołają: „Rewolucji: tak, pogromom: nie. Nie niszcz swojego miasta”. Można by takich przykładów, „czynów światłości” szukać jeszcze wiele więcej.

Ponieważ chciałem zrobić zdjęcie, a nie miałem ze sobą aparatu, szybko pojechałem do domu i wróciłem na Majdan. Znów modliłem się i obserwowałem ludzi. Jednak dochodzące z trybuny głosy nie dawały się skupić. Poczułem się, jak bym był na zupełnie innym majdanie. Światło zaczęło mieszać się z ciemnością. Uczynki światła jakby usunęły się, a moje uszy zostały zbombardowane ciężką artylerią gorzkich słów nienawiści. Najpierw starsza kobieta częstochowskimi rymami boleśnie błagała ojczyznę, by ta nie przebaczyła tym, którzy uczynili krzywdę. W identycznym stylu swoją, już innych lotów, poezję, czytał młody człowiek. Wszystkiego dopełnił starszy mężczyzna, który wspomniał kilka nazwisk ludzi, którzy jeszcze do niedawna byli w rządzie Ukrainy, potem skierował do nich strumień bardzo wulgarnych słów, a swoje krótkie wystąpienie spuentował kilkakrotnie wypowiedzianym jednym, bardzo dobitnym zdaniem: „Nie zapomnimy! Nie przebaczymy!”.

Dziwiłem się. Bardzo się dziwiłem, gdyż kilka dni temu, podczas modlitwy ekumenicznej na tymże Majdanie bp Benedykt, pomocniczy biskup archieparchii (archidiecezji) lwowskiej Kościoła greckokatolickiego wołał: „Zło zawsze rodzi zło. Nie możemy złem odpowiadać na zło”. I może tego nie trzeba pisać, bo do swojego gniazda się nie robi, ale dziwiłem się, kiedy zadzwoniła do mnie jedna znajoma osoba spoza Lwowa i powiedziała, że dziś u nich w kościele „babuszki” też pomstowały i chciały byłą władzę „rozerwać na kawałki”. Bardzo się dziwiłem, gdyż właśnie dziś podczas Eucharystii czytaliśmy Słowo z Księgi Kapłańskiej i Kazania na Górze: Nie będziesz szukał pomsty… Nie stawiajcie oporu złemu… Bądźcie doskonali… Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują…

We Lwowie w ten wieczór było wiele światła: na Majdanie; przy domach i uniwersytetach, gdzie żyli i studiowali zabici. W domach prywatnych, w świątyniach, w rękach setek mieszkańców miasta, którzy ustawieni wzdłuż drogi przyświecali w ostatnią drogę przywiezionym w trumnach poległym w walkach lwowianom. Jedną świeczkę znalazłem nawet w sklepie alkoholowym, stała na witrynie, na jednej z butelek. Był też ogrom uczynków światłości. Jednak wiele było też ciemności. I tej, która na dobre już tego wieczoru zagościła we Lwowie, ale i tej, która jest w nas.

Szczęśliwy człowiek, który potrafi miłować wszystkich bez różnicy! Te słowa też czytaliśmy dzisiaj w modlitwie brewiarzowej. Dzisiaj, wierzę nie przypadkowo. Wszyscy zamordowani w Kijowie, wszyscy stojący na wielu majdanach różnych miast Ukrainy, miliony modlących się o pokój i rozwiązanie tych trudnych spraw w ojczyźnie, wszyscy oni pragną szczęścia. Szczęśliwy człowiek, który potrafi miłować wszystkich bez różnicy! Czy będą szczęśliwi, kiedy być może po długich latach wysiłków będą mieli pokój i dobrobyt materialny, ale „nie zapomną i nie wybaczą?” Czy ja jestem szczęśliwy, kiedy nie potrafię, albo – nie daj Bóg – nie chcę przebaczyć?

Zbigniew Herbert 17.IX.1939 r. napisał wiersz, którego ostatnia zwrotka brzmi tak:

Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój
by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu
najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win.

Andrzej Madej, oblat Maryi Niepokalanej, długoletni misjonarz w Turkmenistanie, któremu bliski jest Kijów, gdyż przed kilkunastu laty służył tam ludziom, w tych dniach pisze:

NA RUSI KIJOWSKIEJ

Pomnij że twe źródło w Ewangelii bije
od tysiąca lat z górą
nie da się wyczerpać żadnemu z pokoleń

Olga z Włodzimierzem w nim się zanurzyli
Szczęśliwi
w Dnieprzańskiej Krynicy

jedna wiodła cię dotąd bez pomyłki droga
człowieku… żyj z Bogiem

krzyż ci ją wskazywał
słowo Boże niczym rozkaz
pojednaj się z wrogiem

nieprzyjaciół miłuj

natchnienie twoje
w wichrze oraz w ogniu

prosto z niebios

W dzisiejszą niedzielę, podczas Eucharystii, modliłem się drugą modlitwą eucharystyczną o tajemnicy pojednania. Wtedy to, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że bez Bożego Ducha przebaczenie jest niemożliwe. Czytamy w niej: „Ty mocą Ducha działasz w głębiach serca, aby nieprzyjaciele szukali zgody, a przeciwnicy podali sobie rękę”.

…daj nam swego Ducha, aby została usunięta wszelka przeszkoda na drodze do zgody…

Też postawiłem świeczkę przy krzyżu na lwowskim Majdanie, prosząc Pana o wieczny odpoczynek dla zabitych oraz o Bożego Ducha, o prawdziwe szczęście dla Ukrainy i dla siebie.

o. Paweł Tomys OMI
Tekst ukazał się w nr 4 (200) za 28 lutego-17 marca 2014

*autor jest proboszczem parafii pw. św. Marii Magdaleny we Lwowie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X