Matka, Bóg, Polska – to credo prawdziwego Polaka Władysław Karpiński

Matka, Bóg, Polska – to credo prawdziwego Polaka

Wspomnienia Władysława Karpińskiego

Stanisławów [w II RP stolica województwa stanisławowskiego], moje rodzinne miasto, to wyjątkowe miejsce. Tu przyszedłem na świat, tu urodziły się moje dzieci i wnuki. Stanisławów jest mi bardzo bliski, przeżył wiele rzeczy, a ja przeżywałem je razem z nim. Chodziłem do szkoły nr 7, gdzie wszystkie lekcje były w języku polskim. Uczono nas historii, literatury, gramatyki. W trzeciej klasie nauczyłem się wiersza Jana Kochanowskiego „Na zdrowie” i pamiętam go do dziś. Bardzo lubiłem szkołę, kolegów, nauczycieli. Wesoło było, to był nasz drugi dom.

Zanim poszedłem do szkoły, mówiłem tylko polsku, bo Polacy w Stanisławowie rozmawiali po polsku, Ukraińcy po ukraińsku. Do 1939 roku były w mieście kościoły, polskie ulice, np. Belwederska, 3 Maja, Słowackiego. Potem przyszli Sowieci i wszytko zniszczyli, poprzerabiali kościoły na sklepy, kina.

Święta w naszej rodzinie były bardzo ważne, ja najbardziej lubiłem Boże Narodzenie – dzielenie się opłatkiem, bardzo rodzinny czas. Każdej zimy chodziłem z kolegami kolędować. Był Jurek Kozłowski, Krzysiek Różycki, bliźniaki Wikuś i Pikuś. Śpiewaliśmy cały dzień różne piosenki. W tłusty czwartek dom był pełen pączków z różnymi nadzieniami, a na Zielone Świątki zbieraliśmy szuwary. Msza święta była w każdą niedzielę, bez wyjątku.

Moja mama, Anna Karpińska, urodziła się w Buczaczu [w II RP w województwie tarnopolskim, dziś w obwodzie tarnopolskim] w 1899 roku, zajmowała się domem, a tato urodził się w okolicach Tarnopola w 1900 roku. Był pracownikiem gazowni. Wiele mi opowiadał o Polsce, o swoim dzieciństwie. Miałem też młodszą siostrę (ur. 1938 r.), która zmarła w wieku 26 lat.

Kiedy zaczęła się wojna, zaczęły się wywózki, aresztowania, wojenny terror. Pewnego wieczoru, kiedy wracałem z pracy, zobaczyłem idącą po drugiej stronie ulicy dziewczynę, piękną z czarnym włosami. Żydówka, ale nie miała gwiazdy Dawida na ramieniu. Naprzeciw niej szedł Niemiec. Zatrzymał się tuż przed nią i po niemiecku zapytał: „Jude?”. Przestraszona dziewczyna zaniemówiła. W tym momencie faszysta oddał dwa strzały, celując prosto w twarz dziewczyny. I poszedł dalej, jak gdyby nic się nie stało, jakby to robił codziennie. Nie można tego zapomnieć.

Mojego ojca zabrali Niemcy za to, że był Polakiem. Wysłano go do III Rzeszy i słuch po nim zaginął. Nie wiem, gdzie jest jego mogiła.

Nie dostał żadnego medalu, ale myślę, że na zawsze zostanie bohaterem swojej Ojczyzny – Polski. Bo czasami bohaterami zostają nie ci, którzy maja złoto wpięte w klapę, ale ci, którzy całym sercem kochali swój kraj i oddali za niego życie.

Polskie pochodzenie to najważniejszy element, który determinuje bieg życia człowieka.

Jaryna Wasylyk
Tekst ukazał się w nr 6 (346), 31 marca – 27 kwietnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X