Materiał do przemyśleń

W dalekim już (z dzisiejszej perspektywy) 1965 roku, niemiecko-amerykański filozof (bez wątpienia komunista) Herbert Marcuse, opublikował esej „Tolerancja represywna”.

Najprościej rzecz ujmując – to kilka teorii-twierdzeń bardzo ważnych dla mechanizmu kierowania rozwojem społeczeństwa. Po pierwsze, Marcuse twierdzi, że tolerancja jest dopuszczalna tylko w „dobrych celach” i w odniesieniu do „postępowych” (czytaj w eseju – „lewicowych”) ruchów, myśli, działań i idei. Wtedy jest to „tolerancja wyzwalająca”. Po drugie, wobec wszystkiego innego dopuszczalna jest nietolerancja i – co najciekawsze – ta nietolerancja wcale nie jest zaprzeczeniem istoty tolerancji. Dalej, z eseju wynika, że o tym co jest postępowe, a co nie (do czego „ma zastosowanie” tolerancja, a do czego jest dopuszczalna, a nawet pożądana nietolerancja) ma decydować mała, świadoma swoich celów, dobrze zorganizowana i dominująca nad „starymi” społeczeństwami grupa. Dominująca nad społeczeństwami podzielonymi i nie umiejącymi bronić swoich „przestarzałych” i „zniewalających” je systemów wartości.

Mam nieodparte wrażenie, że jesteśmy świadkami triumfalnego pochodu koncepcji takiego tolerancji rozumienia. Więcej, nie tylko tolerancji! Dzisiaj święci triumfy takie samo pojmowanie prawdy, przyzwoitości, szacunku, dobrego wychowania, uczciwości. Wszystkie one są – niejako „w pakiecie” – wymagane i konieczne wyłącznie w odniesieniu do „akceptowalnych” ludzi, ugrupowań, ideologii, myśli. Oczywiście istnieje i „druga strona medalu”, gdzie kłamstwo, cynizm i obłuda, pogarda, chamstwo i podstęp przestają być postrzegane negatywnie, a wręcz przeciwnie – są pożądane (jeśli ktoś uzna, że „słusznej” służą sprawie).

Niestety, na tym nie koniec! Jest jeszcze gorzej! Tak się bowiem składa, że chociaż reguły „tolerancji represywnej” stworzył lewicowiec (nawet komunista), to ich stosowanie stało się dla wszystkich tak powszechne, skuteczne i wygodne, że dawno już wyszło poza wierne lewicowym ideom i komunistycznemu totalitaryzmowi grupy. Tolerancja represywna, szacunek represywny, uczciwość represywna (i inne) są dzisiaj stosowane przez wielu (UWAGA! Nie przez wszystkich!) przedstawicieli lewicy, centrum, prawicy, opozycji, koalicji, wierzących, ateistów, Afroamerykanów, Euroazjatów, Indian, a zapewne i Buszmenów także. Co niezwykle ciekawe „jedni” (obojętnie którzy) przyzwolenie na „specyficzne” rozumienie i stosowanie przez nich zasad i wartości usprawiedliwiają tym (jeśli w ogóle uważają, że istnieje potrzeba usprawiedliwiania tego co jest przecież oczywiste), iż ci „inni” czynią podobnie lub gorzej i, że to „przecież tamci zaczęli” (w bliższej, bądź w dalszej perspektywie czasowej). Podobnie dziecinny charakter (jak to ostatnie usprawiedliwienie) mają odpowiedzi na apele o zaprzestanie z korzystania z „represywnej rzeczywistości”. Typowa odpowiedź brzmi – „a niech oni przestaną pierwsi”…

Mało już do kogo z uczestników „zabawy” dociera świadomość, że dobro jest dobrem, a zło jest złem – niezależnie od celu dla którego są czynione. Szacunek to szacunek, a tolerancja to tolerancja i kropka! Co gorsza, nawet jeśli znajdują się tacy, którzy te oczywistości rozumieją, to stają się oni (w swoich „wspólnotach”) zakładnikami radykalnych maksymalistów, a nawet nieśmiałą próbą wskazania przez nich na istnienie wartości uniwersalnych czy też odwołania się do zdrowego rozsądku kończy się w opłakany sposób.

Skąd taka kariera „tolerancji represywnej” i całej reszty „represywnego świata”? Otóż jest on wygodny w użyciu i skuteczny w działaniu – samemu pozwolić sobie na wszystko, adwersarza zaś „zamknąć w klatce” wartości, logiki, zasad i dobrego wychowania. To tak, jakby zaaranżować pojedynek, w trakcie którego przeciwnik będzie miał związane ręce i nogi oraz zawiązane oczy, a my będziemy nie tylko swobodni, ale w rękach będziemy trzymali solidny kij. Okładanie bezbronnego? Czemu nie?! Bezpieczne to, skuteczne, nie wymaga szczególnego wysiłku i umiejętności, a i rezultat takiego „starcia” łatwy do przewidzenia. Przyzwoitość? Równe szanse? Zasady? Ależ oczywiście – tyle, że tylko „dla naszych”…

To nic innego jak kolejna „twarz” niszczycielskiego relatywizmu. Górnolotnie uzasadniona, „ubrana” w miłe słowa – ale mimo tego to nic innego jak prostacki relatywizm, który bez powyżej opisanych „upiększeń” i zamaskowania nie wytrzymałby elementarnej krytyki! Przecież – jeśli się nie dać pogrążyć w opary fanatyzmu i nienawiści, a także o zdrowym rozsądku nie zapomnieć – sprawy są oczywiste! Obelga jest obelgą, niezależnie od tego kto, w jakim celu i w stosunku do kogo ją wypowiada! Wolność jednego kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. Wolność słowa to prawo, ale także obowiązek samocenzury – nie oznacza bowiem prawa do korzystania z mowy nienawiści. Tolerancja i szacunek są tolerancją i szacunkiem, a wszelkie „represyjności” najzwyczajniej zaprzeczają ich istocie. Dixi! (Rzekłem, skończyłem – red.).

Tradycyjna uwaga dla „czytających inaczej”. Nie jestem „symetrystą”. Mam swoje przekonania, wierzę w różne idee, wyznaję uniwersalność wartości. Toleruję, szanuję i poważam myślących i wierzących inaczej. Nie szanuję i nie toleruje tych, którzy świadomie, celowo i dla korzyści przeróżnych zło innym czynią. Tylko tyle…

Artur Deska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X