Matematyka i mitologia

Matematyka i mitologia

Przed nami – okres urlopów, będziemy podróżowali. Z pewnością, będzie wiele planów i propozycji. My zaczynamy od Karpat. Karpaty będą zarówno dosłownie – jako góry, ale też w nazwie sanatorium, mieszczącego się w zamku myśliwskim hrabiów Schoenborn.

Policzymy kominy?
Między stacjami kolejowymi Swalawa i Mukaczewo jest malutka stacyjka „Sanatorium „Karpaty” z bardzo sympatycznym budyneczkiem dworca. Szkoda tylko, że dziś wewnątrz niego jest zupełna ruina. Myślę jednak, że wszystko, co zobaczymy dalej, z nawiązką zrekompensuje pierwsze wrażenie po nieco smutnym widoku. Od razu za budyneczkiem i trasą rozciąga się przepiękny park z mnóstwem rzadkich drzew i kwiatów, między którymi tam i siam można zobaczyć skaczące wiewiórki. Jeśli nie będziemy nigdzie skręcali ze starannie wymoszczonej drogi, doprowadzi nas akurat do zamku, którego wieże widać za drzewami już od dworca. Tabliczka przy jednym z wejść, informująca o tym, iż jest to zabytek chroniony przez państwo, myli się o całe stulecie, jak to często bywa na Ukrainie: zamiast XVIII wieku ma być data 1890 rok.
Herb hrabia na wieży zegarowej (Fot. Dmytro Antoniuk)Pozostawmy jednak historię i zajmijmy się matematyką, czyli policzmy okna, kominy i wejścia. Dzięki zabawnym zachciankom hrabiów zamek ma dokładnie 365 okien, 52 kominy i 12 wejść, – co odpowiada ilości dni, tygodni i miesięcy w roku. Kolejny szczegół architektoniczny zespołu pałacowo-parkowego jest związany z nauką, tym razem – z geografią. Sadzawka zamkowa ma kształty, dokładnie odpowiadające kształtom imperium austro-węgierskiego, przedstawianym na mapach z końca XIX wieku.

 

Na zamku nie ma, co można by zakładać, żadnego muzeum. Już od ponad 60 lat mieści się tu sanatorium. Co prawda, jak opowiadają starsi mieszkańcy, od razu po ostatniej wojnie przyjeżdżał tu na polowania Nikita Chruszczow. Dawny majątek hrabiów Schoenborn został jednak przekazany medycynie, a nie zamieniony w kolejną rezydencję nomenklatury partyjnej. Na zamek można wchodzić i robić zdjęcia. Jedynym pomieszczeniem, do którego nie są wpuszczani turyści, jest kaplica, której witraże są widoczne na pierwszym piętrze.

Proszę nie próbować wejść do środka przez wejście paradne – z niejasnych powodów jest stale zamknięte. Wymarzone otwarte drzwi są w mało zauważalnym rogu budowli. Po przejściu przez kilka korytarzy i kilkadziesiąt schodków można (i trzeba) trafić do sali kominkowej. Poza kominkiem, co jest oczywiste, główną atrakcją tej sali jest żyrandol. Między rogami pięknego jelenia, zabitego przez jednego z hrabiów Schoenborn, ułożyła się pięknie wykonana w drzewie syrena, podobna do tych, które ozdabiają dzioby statków konkistadorów hiszpańskich.

 

Niestety, to wszystko, co pozostało po dawnym pięknie. Chyba, że jakiś drobiazg zachował się w gabinecie lekarza naczelnego sanatorium. Jednak, żeby ten drobiazg zobaczyć, trzeba, co najmniej, się zapisać na konsultację do niego. A propos, jest to całkiem realne, jeśli zadecydują Państwo o tym, żeby trochę podreperować tu swoje zdrowie. Sanatorium specjalizuje się w leczeniu chorób układu nerwowego, patologii sercowo-naczyniowych oraz układu trawiennego. Konsultację można uzyskać, dzwoniąc pod te numery telefonu: + 38 03131 5-44-33, 2-10-88.

Zamek rodu Perenich w Czynadijewie (Fot. Dmytro Antoniuk)Szkielety w murach
Formalnie sanatorium mieści się w miasteczku Czinadijewe (do roku 1944- Saint Miklosch). W rzeczywistości, jednak, do tego miasteczka jest sześć kilometrów. Więc, jeśli Państwo nie przybyli własnym samochodem, lepiej zaczekać na busik-marszrutkę obok mini-dworca.

Do Czinadijewa trzeba zajechać, jeśli się chce obejrzeć kolejny zamek, który jest pięćset lat starszy od „sanatoryjnego”. Co prawda, mieszkańcy Czinadijewa będą patrzyli na Państwo ze zdumieniem, gdy będziecie ich pytali o to, jak można tu odnaleźć zamek z XV wieku. Tylko miejscowy artysta-malarz I. Bartosz, mieszkający w pobliżu wiaduktu kolejowego, pewnym krokiem doprowadzi Państwa do zamku. Nawet otworzy Państwu drzwi, bo przecież to właśnie on jest gospodarzem zamku baronów Pereni, ponieważ wziął go od państwa ukraińskiego w wieloletnią dzierżawę. Obecnie w średniowiecznej budowli, na którą wielokrotnie nacierano, którą odbudowywano lub zamieniano w więzienie, jest całkiem pokojowy warsztat malarski. Od czasu do czasu miłośnicy średniowiecznej egzotyki obchodzą tu jakieś święto.

Po dawnych czasach nic tu już nie zostało, jedynie obramowania renesansowe niektórych okien i koszmarna historia o tym, jak w trakcie prac konserwatorskich znaleziono tu zamurowany szkielet. Nie wiadomo, czyj on był, jednak miłośnicy legend od razu określili, że są to szczątki córki jednego z baronów Pereni, która, jak to bywa, wbrew woli ojca zakochała się w młodzieńcu z warstw niższych, za co musiała tak słono zapłacić. Po przerobieniu kursu matematyki i geografii zamkowej mogą Państwo zająć się też mitologią.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 11 (63) 20 czerwca 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X