Lwów po polsku – tom trzeci, lecz nie ostatni

Lwów po polsku – tom trzeci, lecz nie ostatni

Doczekaliśmy już trzeciego tomu „Lwów po polsku”, autorkami którego są dwie młode, ale już zawzięte badaczki przeszłości naszego miasta.

Są to Ksenia Borodin i Iwanna Honak, Ukrainki zafascynowane starym przedwojennym Lwowem i jego zabytkami. Dla obydwu krajoznawstwo i historia są tylko pasją, na co dzień zajmują się pracą naukową, wykładają na lwowskich uczelniach wyższych, obie mają tytuł doktorski.

Dwa pierwsze tomy nie są już dostępne nie tylko w Polsce, ale też w księgarniach lwowskich. Wielbiciele tematyki lwowskiej polują na te książki i z niecierpliwością oczekiwali wydania tomu trzeciego, czekają tez na następne, bo autorki ogłosiły, że tych tomów będzie siedem. Jak napisał w swojej recenzji dr Andrij Kozyćkyj, znany historyk lwowski, „Lwowowi są już poświęcone ponad dwa i pół tysiąca przewodników, ale nic podobnego (jak książki z serii „Lwów po polsku”) dotychczas nie pojawiło się w druku”. Pomysł autorek jest zupełnie oryginalny, a poszukiwanie śladów polskości naszego miasta jest sprawą bardzo skomplikowaną, pełną przygód, odkryć i poznawania nieraz niesamowitych losów ludzkich. Autorki postanowiły uwiecznić na stronach swych książek nie tylko zachowane na murach i ulicach lwowskich stare napisy, reklamy, tablice i szyldy firmowe, ale tez opisać życiorysy odpowiednich osób, historię powstania, rozwoju, nieraz upadku różnych lwowskich (i nie tylko) firm, spółek i przedsiębiorstw. Przecież żadne z nich nie przeżyło II wojny światowej, a ich właściciele często zakończyli życie tragicznie.

Tom trzeci „Lwowa po polsku” jest poświęcony reklamom firmowym, które autorki nazwały „znakiem jakości” przemysłu lwowskiego. Największą uwagę skupiono na firmach budowlanych i branżach z nimi ściśle związanych. Dlatego książkę podzielono na dwa duże rozdziały – „Kalejdoskop budowlany, albo materiały zdobnicze” i „Kolorowe wrażenia. Metalowe historie”. Wśród kilkaset nazwisk i firm są imiona znane i zupełnie zapomniane, ale nie mniej cenne i potrzebne dla prawdziwej historii Lwowa.

Autorki prawdziwie są zafascynowane nie tylko konkretnym odnalezionym napisem czy designem zapomnianej firmy, ale przede wszystkim historią ludzi, którzy tę firmę tworzyli. Razem to składa się na całą warstwę przedsiębiorców, którzy zbudowali, stworzyli Lwów XIX – początku XX w. Na stronach książki spotykamy nazwiska Polaków, Żydów, Ukraińców, Czechów, Austriaków, Niemców. Przed nami powstaje niezwykła, ale już na zawsze utracona, zniszczona wielonarodowa, wielokulturowa, wieloobrządkowa przestrzeń miejska, wraz z jej mieszkańcami, budynkami, świątyniami… Dla autorek książki jednakowo ciekawymi i godnymi uwagi są polski architekt, ukraiński rzemieślnik, żydowski przedsiębiorca. Autorki z jednakowym zachwytem piszą o budowie gmachów Politechniki Lwowskiej, o wspaniałych witrażach zakładu S. G. Żeleńskiego i o firmie Henryka Bogdanowicza, która produkowała klozety. „Lwów jest miastem, w którym do dziś dźwięczą niedopowiedziane słowa i niedośpiewane melodie minionych wieków. One brzęczą w metalu, dźwięczą w szkle, podśpiewują w płytkach ceramicznych i odbijają się w marmurze. To podpisy znanych i zapomnianych mistrzów układają refreny do lwowskich motywów, które tworzyły harmonię i dbały o rozwój gospodarczy… Melodie miasta w każdym okresie są niepowtarzalne, różnorodne w wizerunkach, zastygłe w metalu. Spuścizna lwowskich mistrzów polskiego, ukraińskiego, żydowskiego, czeskiego, węgierskiego, włoskiego, austriackiego pochodzenia unikalnie współbrzmi z minionymi stuleciami i ze współczesnością” – czytamy w książce.

Autorki odszukały napisy ponad 35 lwowskich firm, wyroby których zachował dla nas nieubłagalny czas. Do tego dodać należy jeszcze ponad dziesięć wytwórców spoza Lwowa. Język polski nie był jedyną mową metalowych znaków firmowych: we Lwowie są dekle, latarnie czy żaluzje produkcji wiedeńskiej z napisami po niemiecku, które uzupełniają historię nowymi stronami i kontekstami. Przedstawiono w książce prawdziwy „alfabet lwowski” branży budowlanej, „skorowidz lwowskich przedsiębiorców i firm”. Obok Jana Lewińskiego, Juliana Zachariewicza, Jana Dascheka, nazwiska Abrahama Hirscha Bratteli, Józefa De Ceuta, Giovaniego Zulianiego, Bernarda Królika, Lejba Fortera, Józefa Staubera, Leona (Lejba) Appela, Gustawa Pommera, Józefa Góreckiego, Antoniego Pączka, braci Maurycego, Jakuba i Ignacego Mundów, Adolfa Kampela, Henryka Ebera, Leona i Edmunda Zieleniewskich i wielu innych. Autorki dowiedziały się o każdym z nich znacznie więcej, niż udało się umieścić na stronach książki. Bardzo często obok mężczyzn występują ich małżonki, dzielne kobiety, które potrafiły prowadzić interes nie gorzej od swoich mężów.

Krzysztof Wojciechowski z Lublina wykonał tłumaczenie książki na język polski. Lecz niestety, są w nim błędy gramatyczne i ukrainizmy. Dziwi na przykład wielokrotnie używany wyraz Pierwsza (Druga) Wojna Switowa (a nie światowa). Są też nieścisłości w nazwach i datach. Słynne dzieło architekta Alfreda Zachariewicza przy dawnej Akademickiej 17–19 określono jako dawną Izbę Gospodarczą, wtenczas, gdy jest to dawna Izba Handlowo-Przemysłowa. Nazwisko malarza Jana Henryka Rosena podawane jest w wersji J. Rozen, co jest nie tylko nieprawidłowo, ale też myli go ze znanym batalistą Janem Rosenem. Ludwik i Gustaw Kadenowie założyli swoją firmę nie w latach 80. XX wieku – jak u autorek, ale w wieku XIX.

Wartości omawianego dzieła i ogromu pracy badawczej autorek błędy wcale nie zmniejszają. Książkę wydano starannie. Wszystkie strony są bogato ilustrowane. Znaczna liczba unikalnych zdjęć wykonanych przez autorki dodaje wydaniu wymiaru historycznego i wprowadza w atmosferę przedwojennego Lwowa. Prezentacja tej bardzo interesującej książki odbyła się w Centrum Historii Miejskiej i we lwowskiej księgarni „Є”. Seria książek Ksenii Borodin i Iwanny Honak powstaje dzięki wsparciu Konsulatu Generalnego RP we Lwowie i polskiego biura turystycznego „Quand”. Autorki wyraziły szczere podziękowania dla wszystkich, kto sprzyjał ich pracy, swoim rodzinom i kolegom, pracownikom Konsulatu Generalnego RP i osobiście konsulowi Marianowi Orlikowskiemu, który od pierwszego tomu wydawanej serii pomaga radą i życzliwym wsparciem.

Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 5 (249) 18-30 marca 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X