Lwów Jana Parandowskiego Dom Jana Parandowskiego, fot. Anna Gordijewska / Nowy Kurier Galicyjski

Lwów Jana Parandowskiego

Rozmowa Anny Gordijewskiej z Mariuszem Olbromskim, muzealnikiem i pisarzem, animatorem działań kulturalnych.

Jakiś czas temu rozmawialiśmy na temat Lwów antyczny. Jedną z wybitnych postaci o której Pan wspominał wówczas był Jan Parandowski, szczególnie zasłużony dla popularyzacji kultury antycznej w Polsce i na świecie. Proponuję, aby Pan rozwinął ten temat i bardziej przybliżył nam tę postać i jej bogatą twórczość. Jako polonista, a także filolog klasyczny, ma Pan zapewne na ten temat wiele przemyśleń.

Jan Parandowski, autor nieznany, domena publiczna, commons.wikimedia.org

Jak najbardziej, to piękny temat. Zacznijmy może od tego, że Jan Parandowski był lwowianinem, urodził się u stóp Wysokiego Zamku 11 maja 1895, a więc jeszcze w zaborze austriackim, w Galicji. Był synem ks. Jana Bartoszewskiego, duchownego greckokatolickiego i Julii Parandowskiej. Dom w którym mieszkał i się wychowywał przy dawnej ulicy Domsa 5, a obecnie Piotra Wójtowicza 5, istnieje do dziś. Uczęszczał do c.k. IV Gimnazjum we Lwowie, które ukończył na rok przed wybuchem I wojny światowej. W szkole angażował się w działania artystyczne, grał w teatrze gimnazjalnym. Zaraz po maturze rozpoczął na wydziale filologicznym studia na Uniwersytecie Lwowskim, a zakres studiów jaki wybrał był imponujący, wskazywał jak bardzo rozległe miał zainteresowania. Bo były to: filozofia, filologia klasyczna, archeologia, historia sztuki i literatura polska. Później, przez całe życie, poszerzał swą wiedzę w tych dziedzinach, co zaowocowało jego wieloma jakże różnorodnymi dziełami, choć oczywiście, największe zasługi ma w przybliżaniu naszemu społeczeństwu kultury antycznej. Uczęszczał w czasie studiów we Lwowie na wykłady wybitnych znawców tych zagadnień. Wojna przerwała mu studia, został internowany i przewieziony w głąb Rosji, gdzie uczył się w szkołach w Woroneżu i Saratowie. Ale zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wrócił do Lwowa i kontynuował studia, które ostatecznie ukończył w 1923 roku z tytułem magistra filologii klasycznej i archeologii. Ta jego fascynacja wiedzą humanistyczną, w tym kulturą polską, zwłaszcza literaturą, a także antyczną i europejską trwała w jakiś niezwykły sposób do końca jego pracowitego i płodnego w cenne dzieła życia i znajdowała często bardzo wzruszający wyraz.

Proszę może podać jakiś przykład

Ostatnio sięgnąłem po jego Szkice, wydane w Państwowym Instytucie Wydawniczym w Warszawie po raz pierwszy w 1968 roku, a więc w późnym okresie jego życia. Pisarz zmarł dziesięć lat później. W tekście rozpoczynającym książkę, w którym Parandowski wraca wspomnieniem do szkolnych lat we Lwowie, a zatytułowanym Przy porannej świecy, czytamy: „Wstaję wcześnie rano jak rok okrągły. W miesiącach, kiedy jest jeszcze ciemno, zapalam świecę, nie lampę elektryczną, bo moje oczy nie znoszą zbyt ostrego światła zaraz po przebudzeniu. Okazały tom Pana Tadeusza z ilustracjami Gronowskiego ma czcionkę tak dużą i wyraźną, że nie męczy wzroku przy mdłym płomyku świecy, i on mi towarzyszy w tych godzinach rannych, póki słońce nie wzejdzie. Co rok pod chmurnym niebem listopadowym wracam do „ tych łąk zielonych, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych”. Zanim świt narzuci mi gorzką pewność, że drzewa straciły liście, a trawy zwiędły, czarodziej pozwala mi oddychać dojrzałym latem. Żadne z tych, jakie człowiek sam przeżywa, nie może się z nim równać. Myślę ze smutkiem o ludziach, którzy nie znali Pana Tadeusza albo znają go tylko z powierzchownej i roztargnionej lektury”. I dalej kontynuuje swe refleksje szczególnie podkreślając wagę lektur w wieku szkolnym i młodzieńczym. Pisze: „Równie mi żal tych, co czytają Pana Tadeusza dopiero w wieku dojrzałym, na zawsze bowiem zostało im odjęte to wielowarstwowe czytanie, gdzie każdy głos odzywa się głosem matki, czy nauczyciela albo dyszkantem, którym go deklamował chłopiec zagubiony w szumnej puszczy dzieciństwa.”(…) Następnie kontynuuje: „Wszystko co znam z Pana Tadeusza i umiem na pamięć, pochodzi z lat szkolnych”. Trudno o piękniejsze wyznanie miłości do literatury polskiej, wielkości i geniuszu Adama Mickiewicza. To ranne o świcie wstawanie, zapalanie świecy, sięganie po nieśmiertelne strofy… Pokolenie Jana Parandowskiego było wychowane we Lwowie przede wszystkim na wielkiej literaturze romantycznej i trzeba o tym pamiętać. W atmosferze kultu i podziwu dla wieszczów narodowych, chłonęło wręcz dzieła romantyków. Były one dla niego literackim objawieniem.

Wynikało to zapewne także z całej atmosfery kulturalnej i patriotycznej jaką promieniował wówczas Lwów

Tak. Lwów z jego prężnym środowiskiem intelektualnym, skupionym głównie wokół uniwersytetu, choć nie tylko, odgrywał szczególnie doniosłą rolę w tym zakresie. Jednym z wyrazów wielkiego kultu społeczeństwa polskiego dla pisarzy doby romantycznej były stawiane wówczas pomniki, często autorstwa znakomitych artystów rzeźbiarzy. Nieprzypadkowo właśnie w centrum Lwowa wzniesiono wspaniały, najpiękniejszy w świecie pomnik Adama Mickiewicza, według projektu Tadeusza Popiela, odsłonięty w 1904 roku, a dziś obłożony workami i chroniony specjalną konstrukcją, aby nie uległ zniszczeniu w czasie wojny. Tych pomników Adama Mickiewicza we Lwowie i na terenie dzisiejszej Ukrainy Zachodniej jest więcej. W samym Lwowie popiersie autora Pana Tadeusza znajdujemy na fasadzie budynku przy ulicy Iwana Franki 7, przy ulicy Akademickiej 15, czy na fasadzie dawnej Księgarni Gubrynowicz i Syn, naprzeciw katedry łacińskiej, na Placu Kapitulnym. Wędrujący po Lwowie może i dziś spotkać pomniki Mickiewicza również w niszy kamienicy przy ulicy Iwana Franki 28, albo w niszy kamienicy przy placu Teatralnym 15. Wszystko to w jednym mieście.

No, a w miastach okolicznych?

Jest tych monumentów wiele. Mimo pożogi obu wojen światowych, powojennych zniszczeń w dobie komunizmu, wciąż w wielu miejscowościach trwają pomniki Mickiewicza i zdobią te miasta. Na przykład w Borszczowie, Drohobyczu, Grzymałowie na Podolu, w Truskawcu, Podhajcach, Stanisławowie, Borysławiu, w Rohatynie i w Zbarażu. No i też powstały jeszcze liczne tablice ku czci Mickiewicza, na przykład: w Drohobyczu, Skale Podolskiej, czy w Żółkwi. Nie tylko zresztą autor Ballad i romansów doczekał się tak pięknych form pamięci. Przecież Juliusz Słowacki został uhonorowany przez mieszkańców Krzemieńca i polskie społeczeństwo wspaniałym pomnikiem, który znajduję się w kościele parafialnym w jego rodzinnym mieście. To dzieło powstało według projektu wybitnego rzeźbiarza Wacława Szymanowskiego, tego samego, który zaprojektował znany na całym świecie pomnik Fryderyka Chopina znajdujący się w Łazienkach w Warszawie. Pomnik w Krzemieńcu odsłonięto w 1910 roku. No, a we Lwowie tuż przy wejściu na Cmentarz Łyczakowski uwagę wszystkich zwraca pomnik nagrobny wybitnego pisarza romantycznego Seweryna Goszczyńskiego, autora między innymi Zamku kaniowskiego według projektu Juliana Markowskiego z 1876 roku.

Pomnik Seweryna Goszczyńskiego, fot. Andrzej Olbromski

Cmentarz Łyczakowski to wielka, historyczna metropolia. Jest tam jeszcze wiele dowodów takiej pamięci.

Tak. Na Cmentarzu Łyczakowskim znajdujemy choćby pomnik ku czci Juliana Konstantego Ordona – polskiego wojskowego , który podczas powstania listopadowego w 1831 brał udział w obronie Warszawy, a jego postać utrwalił w słynnym dziś wierszu „Reduta Ordona” Adam Mickiewicz. Pomnik został wzniesiony przez firmę Juliana Markowskiego według projektu Tadeusza Barącza. Na tak zwanej „Górce powstańczej” istnieje przecież cały cmentarz powstańców listopadowych i styczniowych z monumentem przy wejściu.

Były też we Lwowie inne pomniki związane z polskimi pisarzami doby romantyzmu i bohaterami niepodległości.

A jakże. Niegdyś ulicę Akademicką zdobił pomnik Aleksandra Fredry, którego lata życia i twórczości przypadają też na okres romantyzmu, choć nie tylko. Pomnik ten według projektu znanego rzeźbiarza Leonarda Marconiego, odsłonięty został w 1879 roku na zlecenie Lwowskiego Koła Literacko-Artystycznego. Po II wojnie światowej wywędrował wraz licznymi lwowianami  do Wrocławia i dziś jest chlubą pięknego Rynku tego miasta.

Krzemieniec, pomnik Juliusza Słowackiego, fot. Jan Skłodowski

Istniały też pomniki naszych bohaterów narodowych.

Wspomnę tylko, że Park Stryjski zdobi do dziś pomnik szewca warszawskiego Juliana Kilińskiego, bohatera powstania listopadowego. Jest to pomnik autorstwa Juliana Markowskiego. Kiedyś pisał o tym szewcu w przejmującym wierszu Uspokojenie Juliusz Słowacki:

Co nam zdrady! Jest u nas kolumna w Warszawie,
Na której usiadają podróżne żurawie
Spotkawszy jej liściane czoło śród obłoka,
Taka zda się odludna i taka wysoka!
Za tą kolumną, we mgły tęczowe ubrana,
Stroi trójca świecących wież Świętego Jana;
Dalej ciemna ulica, a z niej jakieś szare
Wygląda w perspektywie sinej Miasto Stare;
A dalej jeszcze we mgle, która tam się mroczy,
Szkła okien – jak zielone Kilińskiego oczy,
Czasami uderzone płomieniem latarni,
Niby oczy cichego upiora spod darni.

Nie mogę wymieniać wszystkich tych bardzo cennych dziś pomników, podaję tylko przykłady, aby wywiad nie zmienił się w nużącą wyliczankę. Ale chciałbym podkreślić, że te monumenty poświęcone pisarzom doby romantycznej i bohaterom zrywów niepodległościowych, które wtedy powstawały, miały dla polskiego społeczeństwa ogromne znaczenie i zarazem wielką wymowę. Choćby już te, które wymieniłem – jakże wspaniałym są świadectwem, że społeczeństwo uważało dzieła romantyków za kanon niezrównanego piękna i patriotyzmu. Kiedyś pisałem o tych pomnikach zresztą w mojej książce, która zarazem jest albumem: „Śladami słów skrzydlatych. Pomniki poetów i pisarzy polskich na Kresach Południowo-wschodnich dawnej Rzeczypospolitej” z cennymi zdjęciami, głównie mego syna Andrzeja.

Pomnik Adama Mickiewicza w Stanisławowie, fot. Andrzej Olbromski

Nie tylko pomniki świadczyły o głębokiej fascynacji społeczeństwa Lwowa twórczością naszych wielkich romantyków.

Tych inicjatyw kulturalnych związanych z romantyzmem, bardzo różnorodnych, było wiele. Wyrazem uznania dla twórczości Mickiewicza były, między innymi, lwowskie spotkania rocznicowe poświęcone autorowi Dziadów, które odbywały się prawie we wszystkich szkołach, także przed wybuchem I wojny światowej. W przywoływanym już szkicu Przy rannej świecy Jan Parandowski wspomina na przykład przebieg takiej uroczystości w swym gimnazjum, na której wygłaszał słowo wstępne przed inscenizacją Pana Tadeusza. Wystawiono fragmenty narodowej epopei, bo cała jest zbyt obszerna. Tamtego roku wybrano tekst słynnej spowiedzi Jacka Soplicy. O tym spektaklu pisze Parandowski we wspomnianym szkicu: „…na długie lata pozostał w pamięci naszego gimnazjum ten wieczór, kiedy wyjątkowo zamiast Rady inscenizowano śmierć Jacka Soplicy i młodzieniec grający tę rolę nigdy jej nie skończył, bo najpierw sam się rozpłakał, a za nim cała sala – ojcowie, matki, wujowie, ciotki – zaniosła się nieugaszonym szlochem”. Wspomina też, że w mieście trwał żywy spór ideowy między pokoleniami, który z poetów jest bliższy współczesnym obecnym czasom – Mickiewicz, czy Słowacki. Starsze pokolenie było bardziej przekonane do Adama Mickiewicza, a młodsze, w tym Jan Parandowski – do Juliusza Słowackiego, którego dzieła właśnie zaczynały ukazywać się we Lwowie. Powstawały też w tamtych latach różne pomysły, gdzie na przykład ma zostać pochowany Juliusz Słowacki, który jak wiadomo zmarł w Paryżu w 1849 roku. Gdzie mają spocząć po latach jego prochy. Jednym z pomysłów była idea, którą ponoć wysnuł Stefan Żeromski, aby sarkofag Słowackiego ustawić na Giewoncie. W czerwcu 1927 roku marszałek Józef Piłsudski, który był od dzieciństwa wychowany na literaturze romantycznej, a dzieła Słowackiego szczególnie cenił i wiele z nich znał na pamięć, zorganizował największy w naszych dziejach pogrzeb pisarza, który trwał aż dwa tygodnie. Szczątki autora Kordiana spoczęły wówczas w krypcie wieszczów na Wawelu, obok prochów Adama Mickiewicza, po uroczystościach na dziedzińcu wawelskiego zamku, na których Józef Piłsudski wygłosił swą historyczną mowę zakończoną słynnym rozkazem do generałów „Panowie generałowie, weźcie tę trumnę na ramiona i zanieście do krypty, bo duchem równy był królom”. Ale zanim to nastąpiło, we Lwowie oburzenie wzbudziła postawa Jana Gwalberta Pawlikowskiego, słynnego kolekcjonera i badacza Króla ducha Słowackiego, który uważał, że umieszczanie trumny z prochami wieszcza na Giewoncie jest złym pomysłem. Parandowski wspomina, że młodzież lwowska, jego koledzy, zamierzali wybić wtedy szyby w oknach tego zasłużonego dla naszej kultury badacza, na znak protestu. A jeśli tego nie uczynili, to tylko dlatego, że nie znali adresu jego zamieszkania. Ten dawny spór jakże dziś może nas dziwić, a wtedy był niezwykle aktualny, bulwersujący. Parandowski konstatuje we wspomnianym szkicu, że w świadomości pokoleń wraz ze zmianą sytuacji w kraju, odzyskaniem niepodległości, zmalało z czasem zainteresowanie tą epoką. Ale jednak pisze też, że w składzie delegacji polskiej sekcji PEN Clubu w 1933 roku uczestniczył w obchodach mickiewiczowskich w Nowogródku na Litwie, gdzie uroczyście oddano pamiątkowy kopiec usypany na cześć Mickiewicza. Pisał: „Niezapomniane dni! I sam Nowogródek, i jego okolice, po których jeździliśmy nie żadnymi samochodami, ale w karetach, bryczkach, dorożkach, cała ta ziemia urocza, przetkana wspomnieniami, odzywająca się co chwila wierszem – tu balladą, tam „Panem Tadeuszem” – dała nam poznać jak silnie zrośnięci jesteśmy z Mickiewiczem, i każdy albo samotnie rozmyślał, albo półsłówkami zwierzał się kolegom, jak mu wstyd tych czupurnych słów, które mu się czasem wymykały w dyskusjach kawiarnianych albo co gorsza pod piórem”. W zasadzie cały szkic Parandowskiego jest hołdem dla romantyków. Kończy go pisząc jak w okresie okupacji, po wrześniu 1939 roku, sięgał w Warszawie do mickiewiczowskiego arcydzieła, czytał go na głos dzieciom i żonie. Warto też na zakończenie wspomnieć, że Parandowski w latach 1922–1924 był kierownikiem literackim w słynnym wydawnictwie lwowskim Alfreda Altenberga, gdzie redagował serię przekładów z literatur klasycznych oraz serię Wielcy pisarze. Pracę rozpoczął, gdy był jeszcze studentem. W ramach tej ostatniej serii opublikowano wówczas utwory Jana Kasprowicza, Marii Konopnickiej, Juliusza Słowackiego i Adama Mickiewicza. Na ogół – jak wspomnieliśmy – na osobę Parandowskiego patrzy się jako na klasyka, badacza i popularyzatora antyku, filozofa kultury. Ale to postać zupełnie renesansowa, o wielu talentach. W sumie za mało znana, godna na nowo odkrycia. Rok obecny jest w Polsce ogłoszony Rokiem Romantyzmu przez Sejm PP z okazji ukazania się 200 lat temu Ballad i romansów Adama Mickiewicza, co jest uznawane za początek epoki romantyzmu w naszej literaturze. Odbywa się z tej okazji szereg uroczystości w Polsce, na Litwie, w innych krajach. Wiele koncertów, sesji naukowych, przedstawień teatralnych. Nasza rozmowa ma więc z tymi obchodami ścisły związek. Ukazuje bowiem postać i fascynacje Parandowskiego jeszcze w innym świetle, a mianowicie w blasku zapalanej już nad ranem świecy, by spojrzeć na ukochaną epopeję, chłonąć jej piękno. Stroić na tym arcydziele serce i wysoki ton własnych myśli i własnej twórczości.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja również.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 16 (404), 30 sierpnia – 15 września 2022

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

X