Literackiego Nobla otrzymała Polka

Polska pisarka Olga Tokarczuk otrzymała literacką Nagrodę Nobla – koniec, kropka! W tabelkach z zestawieniami nazwisk osób nagrodzonych literackim Noblem pojawi się kolejny polski proporczyk i to jest moim zdaniem w tym wszystkim najważniejsze.

To piąta, a jak chcą niektórzy (ci którzy wliczają Isaaka Bashevisa Singera) szósta Literacka Nagroda Nobla dla Polski. Dla mnie i – mam nadzieję – dla mego kraju to wielka radość! Gratuluję Pani Oldze Tokarczuk, gratuluję polskiej literaturze, gratuluję rodakom! Skąd we mnie taki entuzjazm? Proste – każda Nagroda Nobla dla Polaka czy Polki to przypomnienie o naszym kraju, jego nobilitacja w oczach świata, to świetny i usprawiedliwiony pretekst dla promowania naszej Ojczyzny. Dlatego cieszę się i tyle!

Oczywiście, traktuję tę moją radość jako coś bardzo osobistego i absolutnie nie zamierzam nikogo z tych, którzy czują i myślą inaczej pouczać, namawiać, krytykować, zachęcać czy zniechęcać. Kochani, „róbta (z tym „Noblem”) co chceta”! Jednakże bardzo proszę – nie próbujcie ograniczać mnie w moich prawach na własne chęci, własne zdanie, własne odczucia. Dlaczego tak piszę? Ano, piszę tak, bo ledwie dwa dni minęły od ogłoszenia decyzji Szwedzkiej Akademii, a internetowa i medialna przestrzeń kipi krytyką, afirmacją, połajankami, pouczeniami, lekceważeniem i deprecjacją, próbami upolitycznienia, zbicia kapitału, wykorzystania itd., itp., itd. Wszystko to, chociaż często totalnie sobie przeczące, to w jednym zgodne w stu procentach – jedynie słuszne i odsądzające od czci i wiary tych, którzy śmieją się daną oceną nie zgadzać. Właśnie dlatego, że nie chcę się „wpisywać” w podobną retorykę, pisząc ten tekst, z jednej strony się zastrzegam, że jest on moją osobistą opinią, do której mam prawo, a z drugiej strony precyzuję, że nikogo nim nie pouczam, nie krytykuję, nie szantażuję.

Napisałem i piszę ponownie – uważam, że Literacka Nagroda Nobla dla Polki to powód do radości i dumy – to coś, co wchodzi na zawsze w światową historię i rozsławia imię naszej Ojczyzny. To właśnie uważam za główne, najważniejsze i istotne. Nie znaczy to wcale, że cała „reszta” nie istnieje – istnieje. Uważam jednak, że myśląc w kategoriach zdrowego rozsądku warto zachować umiejętność dostrzegania w zdarzeniach tego co najważniejsze, tego co mniej ważne i tego co nieistotne. Oczywiście zaraz pojawi się pytanie o to z jakiego punktu widzenia to coś ma być „najważniejszym”, „mniej ważnym” i „nieistotnym” – pytanie o punkt odniesienia. W przypadku przyznania Oldze Tokarczuk Literackiej Nagrody Nobla, dla mnie, zatwardziałego idealisty i pro państwowca, tym punktem odniesienia jest dobro Polski.

Zapewne, po przeczytaniu powyższego, dla wielu to będzie zaskoczeniem, ale Olga Tokarczuk nie jest kimś z „mojej bajki”. Tak, szczerze się cieszę i gratuluję Jej z całego serca (patrz powyżej) otrzymanej nagrody. Cieszę się, tym bardziej że pani Tokarczuk nie tylko jest „reprezentantką” Polski, ale także jest związana z „moją” Ukrainą i co więcej, bywa w „moim” ukochanym Drohobyczu. To dla mnie ważne, istotne, miłe. Jednakże niezależnie od wszystkiego napisanego powyżej, niezależnie też od tego, że napisane poniżej powyższego w najmniejszym stopniu nie zmienia, uczciwość każe mi przyznać, że twórczość Olgi Tokarczuk „nie porwała” mej duszy.

Tradycyjna uwaga dla czytających inaczej – zadeklarowane powyżej w żadnym wypadku nie jest próbą umniejszenia wielkiego osobistego sukcesu Olgi Tokarczuk, sukcesu polskiej literatury i sukcesu Polski, a także nie jest krytyką zasadności przyznania pani Tokarczuk Literackiej Nagrody Nobla. To tylko i wyłącznie opis moich czytelniczych wrażeń odniesionych podczas czytania (zeszłej zimy) „Ksiąg Jakubowych”. Mam nadzieję, że ci, którzy czytając tę książkę odnieśli inne wrażenia uszanują moje prawa na to bym odpierał przeczytane i myślał o nim „po swojemu”. Najkrócej – o gustach się nie dyskutuje i cóż ja mogę poradzić na to, że milszy mi jest styl pisania np. Umberto Eco, Michaiła Bułhakowa, czy też wspomnianego już powyżej Singera. Zgoda, nie jestem literaturoznawcą, krytykiem, wyrocznią. Jestem zwyczajnym czytelnikiem i mam odwagę się przyznać do tego co jest, a co nie jest w „moim guście” – nic więcej. A o gustach się nie dyskutuje i tyle!

Pozwolę sobie (nieczęsto to czynię) na niewielką złośliwość. Ciekaw bardzo jestem tego ilu z apologetów i ilu z krytyków twórczości Olgi Tokarczuk nie przeczytało żadnej z jej książek? Gdy czytałem liczne wpisy i komentarze, szczególnie te w internetowych sieciach społecznościowych, narodziło się we mnie podejrzenie, że w ocenie tak nagrody, jak i samej twórczości pani Tokarczuk, dla wielu jej twórczość jest właściwie bez znaczenia – liczą się „wątki poboczne”. Inną kwestią budzącą mą ciekawość jest to, jak wiele osób „rzuci” się teraz do czytania jej książek i uczyni to nie ze zrozumiałej ciekawości czy „z potrzeby serca”, a po to jedynie by „popieścić” własny snobizm lub po to by „w towarzystwie” móc się chwalić „przeczytaniem noblistki”. Ostatnim ze „złośliwych pytań” jest to, jak wiele osób pomimo otrzymania przez Olgę Tokarczuk Nagrody Nobla, pomimo całego rwetesu dookoła tego – nie przeczyta ani słowa z jej książek, a i tak będzie się wymądrzać, krytykować, chwalić itd.?

Co więcej, kilkakrotnie byłem już świadkiem (w sieci) swoistego wykorzystania przyznania pani Oldze Literackiej Nagrody Nobla. Otóż niektórzy i to z różnych przyczyn, skonstruowali pewien mechanizm. W streszczeniu działa on tak: Olga Tokarczuk otrzymała Literacką Nagrodę Nobla, czyli Olga Tokarczuk Wielką Pisarką Jest, ipso facto kto nie czytał jej książek i kto się nimi nie zachwyca to cham i prostak niewarty uwagi, a tym samym on/ona i jego/jej opinie, przekonania i oceny są „funta kłaków” warte. Oczywiście podobne postawienie sprawy jest bezsensowne, ale już kilkakrotnie „wyłapałem” podobne. Cóż, o niedyskusyjności gustów już pisałem więc dodam tylko, że mimo całej mojej radości z otrzymania przez panią Olgę Literackiego Nobla, mimo wdzięczności za rozsławienie imienia Polski, przeczytanie czy też nieprzeczytanie książek jej autorstwa nie będzie używanym przeze mnie kryterium oceny kogokolwiek.

Jak już wspomniałem, czytając przeróżne komentarze faktu otrzymania przez Olgę Tokarczuk Literackiej Nagrody Nobla zauważam, że większość z nich koncentruje się na wątkach pobocznych. Dokładnie tak! Uważam, że gdy rozpatruje się sprawę przyznania pani Tokarczuk tej nagrody w kategoriach dobra Polski, to kwestia wagi i zasadności przyznawania tejże nagrody (w kolejnych latach i poszczególnym literatom) Literackiej Nagrody Nobla może i nie jest nieważna, ale nie jest najważniejsza i jest w tej historii wątkiem pobocznym. Tak samo zajmowanie się, w kontekście otrzymania przez Polkę, kondycją Szwedzkiej Akademii jest wątkiem pobocznym. Tak, Akademia ma reputację nadszarpniętą zeszłorocznym skandalem. Tak, decyzje podejmowane przez jej członków mogą budzić i często budzą kontrowersje. Ale to przecież nadal jest Nagroda Nobla. I w mało interesujących się literaturą środowiskach i w nie zawsze orientujących się „gdzie ta Polska leży” krajach główną, „przebijającą się” informacją będzie to, że Literackiego Nobla otrzymała Polka i nikt nie będzie zwracał uwagi na dywagacje na temat zasadności przyznania nagrody i literackiej wartości jej książek oraz nikogo nie zainteresują opowieści o problemach Szwedzkiej Akademii. Tak po prostu będzie i tyle! Wątki poboczne…

Tak samo, moim zdaniem, ma się sprawa z „poza literacką” działalnością Olgi Tokarczuk. Nie znam pani Olgi osobiście, nigdy z nią nie korespondowałem i jej poglądy są mi znane jedynie z przekazów prasowych, telewizyjnych i internetowych. Na ile się zdołałem zorientować – nie są to poglądy, z którymi się godzę. Uważam jednak, że to nie poglądy pani Tokarczuk, nawet te najbardziej dla mnie kontrowersyjne, stanowią problem. Problemem stało się to, że pani Tokarczuk, z uwagi na jej zaprawdę imponujący dorobek literacki i międzynarodowe uznanie, przez niektórych jest przedstawiana Polakom jako światopoglądowa, historyczna i polityczna alfa i omega, wzorzec, niepodważalny autorytet, wyrocznia, jedynie słuszna i niepodważalna.

Niestety, podobnie się dzieje często i nie tylko w przypadku pani Olgi. Światowej sławy bokser, który „nie błyszczy” jako prezydent jednej z europejskich stolic. Świetny muzyk, który zawiódł polityczne nadzieje. Wielkiej klasy aktor i jednocześnie przegrany człowiek. Błyskotliwy filolog i żałosna, wzywająca do agresji polityk. Żeby było jasne – to wszystko „nie z polskiego podwórka”. Sukces w jednej dziedzinie nie jest warunkiem wystarczającym by osiągnąć podobny sukces w innej. Bycie świetną pisarką, uznaną i nagradzaną nie daje certyfikatu politycznej nieomylności.

Tak właśnie jest, przynajmniej moim zdaniem, z panią Tokarczuk. Świadczy chociażby o tym jej już „słynna” i absurdalna wypowiedź o „kolonizatorach” i nie tylko ona. Przyznaję, że pani Tokarczuk ma prawo do własnych „obrazów świata” i opinii o nich – nawet jeśli są one błędne i absurdalne. Nawet jeśli bazują one nie na wiedzy, a na mniemaniach tylko. Uważam też, że nie ma co się na nią oburzać za to, że się nimi dzieli. Oburzać się należy na tych, którzy używają pani Olgi jako oręża w polsko-polskiej wojnie. To oni bowiem, czyniąc z autorki książek polityczną i moralną wyrocznię, przedstawiając jej osobiste poglądy jako wzorce, „wystawiają” ją na ciosy krytyki. Tak więc znowu powtórzę, poglądy pani Olgi, w kontekście otrzymanej przez nią nagrody, są dla mnie wątkiem pobocznym.

Niestety, już od przedwczoraj odnoszę wrażenie, że właśnie owe „wątki poboczne” coraz bardziej dominują w dyskursie o Nagrodzie Nobla dla Olgi Tokarczuk. Tak, zgoda – nie są one bez znaczenia. Jednak w tym wypadku nie są one najważniejsze i uważam, że wielkim błędem i szkodą byłoby zapomnienie, w imię walki o taktyczne zwycięstwo w polsko-polskiej wojnie, o tym co najważniejsze – Polka otrzymała nagrodę Nobla. To chyba dla Polski dobrze…?

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 19 (335), 16–28 października 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X