Legendy starego Stanisławowa. Część XVII Dzielnica Leonówka na planie z 1919 roku (ze zbiorów autora)

Legendy starego Stanisławowa. Część XVII

Defekty dykcji

W 1893 roku dyrektorem stanisławowskiego teatru został Władysław Antoniewski. Był wesołego usposobienia, lubił żarty i stale naigrywał się z kolegów-aktorów.

Pewnego razu teatr wystawiał „Wernyhorę”, gdzie pan dyrektor grał główną rolę. W trupie teatralnej był młody aktor R., który nie wymawiał połowy alfabetu. Na przykład, zamiast powiedzieć: „Nie żyje”, wymawiał – „Nie szyje”. Jasne, że osobę z taką wymową należało trzymać daleko od sceny, ale teatr stanisławowski był biedny i nie mógł sobie pozwolić na angaż znanych aktorów. Jak głosi mądrość ludowa – mamy co mamy.

Otóż temu panu R. w przedstawieniu dostała się rola drugiego planu. W finale, gdy umiera główny bohater, aktor miał zbliżyć się do niego i powiedzieć swoją replikę: „Wernyhora nie żyje”. Zabrzmiało – „…nie szyje”. Tu Antoniewski nie wytrzymał, otworzył oko i głośnym szeptem mówi: „Nie szyję, nie szyję, bo nie mam igły!”.

Leonówka
Na starych stanisławowskich mapach jedna z dzielnic nazwana jest „Leonówką”. Odpowiada ona mniej więcej dzisiejszym ulicom Tarnawskiego, Lermontowa i Makohona.

Dzielnica Leonówka na planie z 1919 roku (ze zbiorów autora)

Ponieważ dzikich lwów w okolicach Stanisławowa nie było, miano przy tej nazwie na myśli konkretnego Leona. Był nim deputowany austro-węgierskiej Rady Państwa, a z czasem minister finansów, niejaki Leon Biliński (1846–1923). Gdy w 1894 roku zrodziło się pytanie, gdzie ma stanąć nowa siedziba dyrekcji kolei – w Stanisławowie, Czerniowcach czy Kołomyi – pomiędzy tymi miastami zawiązała się ostra konkurencja.

Dzięki deputowanemu Bilińskiemu Stanisławów zwyciężył i zaczęły napływać tu potężne inwestycje. Na cześć lobbysty wdzięczni mieszkańcy nazwali niebawem jego imieniem ulicę (dzisiejsza Sacharowa), ale tym się nie ograniczono.

Gdy do Stanisławowa zaczęli przybywać urzędnicy kolejowi, zarabiający nie najgorzej, w okolicach dworca wyrosła niebawem dzielnica mieszkaniowa eleganckich willi. Mieszkańcy nazwali tę dzielnicę „Leonówka” i z czasem ta nazwa przyjęła się jako oficjalna.

Ul. Słowackiego była główną magistralą Leonówki (pocztówka z kolekcji Zenowija Żerebeckiego)

„Słoneczni panowie”
W centrum naszego miasta jest wiele starych kamienic, posiadających swe tajemnice. Jedna z nich stoi przy ulicy Łesia Kurbasa 2. Kamienica powstała w 1894 roku i dziś mieszczą się tu tak szacowne instytucje jak Urząd Podatkowy, Fundusz Własności Komunalnej, Centralny Urząd Pracy i Ubezpieczeń Socjalnych.

Gdy wejdziemy na drugie piętro, zobaczymy na klatce schodowej popiersia dwóch mężczyzn. Powiadają, że umieszczono je tam nie od parady. Architekt projektując kamienicę z matematyczną dokładnością zadbał o dekoracje. Gdy na dworze jest zima, słońce w południe oświetla jedno popiersie. Gdy nastaje upalne lato – promienie padają na drugą rzeźbę. Nie wiem, czy to jest prawdą, ale okno naprawdę znajduje się dokładnie naprzeciwko popiersi.

„Słoneczni panowie” (ze zbiorów autora)

Kamienna księga miasta
Przyznam się, iż dotąd uważałem, że różne tam kolumny, portyki, i sztukaterie architekci tworzą ku ozdobie swoich dzieł. Ale gdy przeczytałem eseje znanego dziennikarza z Frankiwska, metafizyka (obecnie jeszcze i polityka) Olega Hołoweńskiego, zrozumiałem, że nie wszystko jest takie proste. Hołoweński zabrał się za rozszyfrowanie symboliki dekoracji na przykładzie austriackiej kamienicy na naszym deptaku (ul. Niezależności 14), którą wybudowano w 1894 roku dla kupcowej Machnowskiej.

– Klasyczna dwupiętrowa architektura centralnej części Stanisławowa ma zakodowaną symbolikę drogi duchowej człowieka – pisze Hołoweński. – Partery wykonane są z ciosanego kamienia, co symbolizuje człowieka egoistycznego, materialistycznego, nastawionego na zaspokajanie własnych lub kolektywnych potrzeb zmysłowych.

Kamienica przy ul. Kurbasa (ze zbiorów autora)

Pierwsze piętra symbolizują człowieka, który poznał jedność świata duchowego i metafizycznego. Pitagorejska czwórka – prostokątne okno – symbolizuje świat materii, trójkąt zaś nad nim – Trójjedyność Stwórcy. Zdarza się też inna dekoracja – łuk lub segment koła, symbolizujący Boga Jedynego.

Drugie piętra symbolizują stan oświecenia. „Korona” (lub rozerwanie gzymsu) nad oknem drugiego piętra przedstawia etap duchowego rozwoju człowieka, gdy zaczyna on dostrzegać niematerialne wartości i siły wyższe. Adepci twierdzą, że wówczas „otwiera się niebo”. Gzyms i okno pod nim – to świat materialny. Korona – rozerwanie gzymsu – otwarcie „trzeciego oka”, widzącego rzeczy metafizyczne i otrzymującego bezpośrednio od wyższych sfer uniwersalne wiadomości, czyli gnosis.

– Jest to zbyt zawiłe – powie sceptyk. Możliwe, ale warto pamiętać, że wielu budowniczych było masonami i kodowało postulaty swej nauki w architekturze wielu miast europejskich. Czy Stanisławów miał być gorszy?

Walka o Szewczenkę
Stanisławów był miastem wielonarodowym, gdzie mniej więcej pokojowo współżyli mieszkańcy różnych narodowości. Narodowa pstrokacizna odczuwalna była również w nazwach ulic.

Niemcy dumni byli z placu Franciszka Józefa, ulic Ferdynanda i pastora Zeklera. Ormianie mieli swoją Ormiańską i Antoniewicza. Polacy – plac Mickiewicza, ulice Karpińskiego, Sobieskiego i inne. Żydowskie korzenie miały ulice Żydowska, Berka, Majselsa i barona Hirscha. Jedynie Ukraińcy nie mieli żadnej „swojej” ulicy. Ale miało to swoje przyczyny.

Moda na nadawanie ulicom nazwisk znanych osobistości rozpoczęła się w latach 80. XIX wieku i w kolejnych latach stała się praktyką. W lutym 1895 roku radny Rady miasta pan Stachiewicz zaproponował magistratowi nazwać uliczkę pomiędzy ulicami Lipową i Gołuchowskiego (ob. ul. Szewczenki i Czornowoła) na cześć Tarasa Szewczenki.

Przeciwko temu wystąpił zdecydowanie polski duchowny Ludwik Ajselt, który przypomniał poemat „Hajdamacy” i w ogóle uznał poetę za wroga wiary katolickiej. W obronie Kobzarza stanęli Ukraińcy lekarz Jurij Konkolniak i radca sądu krajowego Władysław Łuckij. Zawiązała się ostra dyskusja, do której dołączyli inni radni polscy i żydowscy. Niestety ukraińscy sympatycy poety byli w mniejszości. Większością głosów decyzję postanowiono odroczyć. W 1896 roku tę niewielką uliczkę nazwano imieniem ormiańskiego biskupa Isakowicza (ob. ul. Sabata).

Ulica Szewczenki (pocztówka z kolekcji Zenowija Żerebeckiego)

Jednak Ukraińcy nie poprzestali na tym. Zasypywali austriackie okręgową i krajową administracje petycjami i postawili na swoim. W 1900 roku w eleganckiej dzielnicy Leonówka pojawiła się ul. Szewczenki. Dziś jest to ul. Lermontowa.

Wprawdzie w 1920 roku Polacy przemianowali ją na cześć swego drugiego prezydenta – Stanisława Wojciechowskiego.

Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 4 (320) 28 lutego – 14 marca 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X