Legendy starego Stanisławowa. Część 66 Gmach przy ul. Czornowoła 49, zdjęcie autora

Legendy starego Stanisławowa. Część 66

Tu nie mieszkał Łukawiecki

Obecna ulica Czornowoła nr 49. Na murze kamienicy widzimy tablicę pamiątkową o tym, że w latach 1940. mieszkał tu wybitny malarz Jarosław Łukawiecki (1908–1993). Ale nie jest to takie jasne.

Tablica pamiątkowa poświęcona Jarosławowi Łukawieckiemu, zdjęcie autora

Architekt Zenowij Sokołowski wspomina, że razem z nim we Lwowie studiował młodszy syn Łukawieckiego Żdan. Przez niego poznał ojca. W 1951 r. malarza aresztowano po donosie, że niby miał namalować portret Hitlera, który wisiał w stanisławowskim teatrze. Po powrocie z obozu Jarosław Łukawiecki zamieszkał w Śniatyniu i pracował w rejonowym wydziale architektury. W sprawach często jeździł do Frankiwska i zatrzymywał się wówczas u Sokołowskich. Podczas jednego ze spacerów po mieście pokazał budynek przy ówczesnej ul. Puszkina i powiedział:

– Tu mieszkałem, gdy byłem naczelnym scenografem w stanisławowskim teatrze.

Tego gmachu już dziś nie ma. Został rozebrany, gdy stawiano obecny szpital położniczy. A co z tablicą pamiątkową?

A nic! Została przymocowana do tego, co ocalało – czyli do muru sąsiedniego budynku, gdzie artysta nigdy nie mieszkał, chociaż bywał w sąsiedztwie.

Banderowska dzielnica

Iwano-Frankiwsk oficjalnie podzielony jest na kilka dzielnic. Nazwa każdej z nich kryje jakąś lokalną historię. Niektóre z nich zachowały swe nazwy sprzed setek lat, jak Majzle, Górka czy Belweder. Większość nazw przywiązana jest do nowych osiedli, jak BAM, Kaskada czy Pozytron. Niektóre są pozostałością po wioskach, które dawno pochłonęło miasto: Pasieczna, Kniahinin, Zofiowka. Są też dzielnice, których nazw już nie się używa – Leonówka, Ulbrychówka czy Zabalachy. Nazwy zaś tego rejonu nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy miasta.

Ul. Fota Wołodymyrskiego, dawna Towarowa, zdjęcie autora

Przy ul. Szuchewiczów zachowała się niewielka uliczka Fota Wołodymyrskiego, dawna Towarowa, zwana tak od leżącego opodal jeziorka o tej samej nazwie. W okresie międzywojennym nazywała się Szkarpowa, ponieważ kończyła się nasypami, którymi ograniczał się przejazd kolejowy. Po II wojnie światowej uliczką zaopiekowało się NKWD – większość mieszkańców wysiedlono, a na ich miejsce wprowadzili się nowi lokatorzy. NKWD najpierw wyniszczało podziemie UPA, a w końcu wykorzystywało niektórych, jako agentów. Było ich około 40 osób. Osiedlono ich wszystkich na Szkarpowej, uważanej za dalekie przedmieście.

W archiwach zachował się tajny raport stanisławowskiej bezpieki z roku 1951, gdzie wspomniany jest ten rejon: „Budynki tam są usytuowane tak niekorzystnie, że nie tylko wszyscy agenci znają się nawzajem, ale stale ze sobą kontaktują”.

Miejscowa ludność też wiedziała, że mieszkają tam byli bandyci, którzy współpracują z organami i tę część ulicy nazywała „osiedlem banderowskim”.

Krwawe kontrforsy

Z ul. Halickiej można dostać się na pl. Szeptyckiego przez zaułek bez nazwy koło budynku nr 29. Do historii miasta ta kamienica weszła jako pierwsza trzypiętrowa budowla, wystawiona w 1835 r. na zamówienie Abrahama Regensztrajfa.

Boczna ściana kamienicy wzmocniona jest potężnymi kontrforsami (nazywają je jeszcze „byki”). To z nimi powiązana jest tragiczna historia.

Te podpory wybudowane tu nieprzypadkowo, zdjęcie autora

W 1952 r. nagle zawaliła się część ściany, wychodzącej na ten zaułek. Akurat przechodziła tędy studentka Akademii Medycznej. Dziewczyna zginęła na miejscu. Wypadek stał się głośny w mieście. Ścianę wyremontowano i podparto podporami. Dom prawdopodobnie ocalał, gdy w 1980 r. rozbierano i przebudowywano całą dzielnicę.

Pisanki

Nasze Muzeum krajoznawcze powstało w oparciu o przedwojenne polskie Muzeum Pokucia. W jego zbiorach zachowała się kolekcja pisanek.  Nie tak, rzecz jasna, bogata, jak w Kołomyi, ale też interesująca. Pisanki leżały w wielkiej skrzyni w trocinach.

Pisanki z ekspozycji Muzeum krajoznawczego, zdjęcie z archiwum Muzeum krajoznawczego

W 1950 r. Muzeum otrzymało wytyczne o zwolnieniu zbiorów z elementów, związanych z kultem religijnym. Jako pierwsze widniały na liście właśnie malowane jajka. W ich obronie stanęła jednak zdecydowanie pracownica muzeum. Była to potężna, leciwa już kobieta.  Na wieść o możliwości zniszczenia tego zbioru, dosłownie wczepiła się w skrzynię i nie puszczała jej. Wszelkie nakazy i rozkazy dyrekcji kobieta ignorowała. Wkrótce obok niej zebrał się tłum muzealników, a wśród nich młody Petro Arsenicz (od niego dowiedziałem się o tym wydarzeniu). Ludzie powiedzieli, że pisanki nie są elementem kultu, lecz sztuką ludową i udało im się przekonać dyrekcję. Tym sposobem udało się uratować stanisławowski zbiór pisanek.

Pomnik Lenina w Parku Pionierskim, pocztówka z kolekcji autora

Przyjaciel pionierów

Wielu z przyzwyczajenia dzisiejszy Park Weteranów Wojny nazywa Parkiem Pionierów. Tak był nazywany w okresie sowieckim i tam faktycznie przyjmowano młodzież w szeregi tej organizacji.

Była to wówczas bardzo uroczysta ceremonia, do której rzetelnie się przygotowywano. Obrządek inicjacji przebiegał nie gdzieś tam w krzakach, a na centralnej alei, u stóp pomnika Lenina, wystawionego tu w 1952 r. Pomnik nie wyróżniał się artyzmem i był jednym z dziesiątków tysięcy na całym terytorium ZSRR.

Pomnik ten miał jeden szczegół. Gdy w innych miejscach Iwano-Frankiwska Lenin stał na własnych nogach, to w Parku pionierów opierał się od tyłu na coś nieokreślonego. To coś wywoływało całą masę dowcipnych komentarzy i między sobą ludzie nazywali „pionierskiego” Lenina – „zasrańcem”.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 5 (417), 16 – 30 marca 2023

X