Na broni i technice – kwiaty zwycięstwa Helikopter, rozmalowany w "petrykowskie" kwiaty, z archiwum autorki

Na broni i technice – kwiaty zwycięstwa

Petrykowskie ludowe wzory, uważane za wizytówkę Ukrainy, teraz artyści malują na broni i sprzęcie wojskowym. Uważają, że będą one talizmanem dla żołnierzy. Pomimo wojny Muzeum Sztuki Ludowej w Petrykiwce w obw. dniepropietrowskim jest otwarte, a jego pracownicy prowadzą lekcje malowania dla rannych żołnierzy i wierzą, że Ukraina zwycięży wroga.

– Dopóki nie zobaczyłaś Petrykiwki, można uważać, że u nas nie byłaś – twierdzili mi podczas mojej kolejnej delegacji na wschód koledzy z obw. dniepropietrowskiego. Nie mogłam wobec tego nie skorzystać z okazji i nie zwiedzić kolebki sztuki ludowej, która rozsławiła Ukrainę na cały świat. Na własne oczy przekonałam się, jak się żyje na brzegach Dniepru w czasie wojny.

Zima na południu jest zupełnie nie podobna do poleskiej. Deszcz jest tu częstszym gościem niż śnieg. W dniu, gdy wybierałam się do Petriwki, siąpił drobny deszczyk. Mimo to za oknami autobusu widziałam wspaniale dekorowane przystanki autobusowe, takież chaty i nawet zabudowania gospodarcze. W samej Petrykiwce, pomimo niepogody, wszystko grało kolorami: apteki, sklepy, domy i nawet płoty.

– Co pani tu robi? – zauważam obok siebie wojskowego, który zobaczył, że fotografuję wymalowaną w kwiaty siedzibę Rady wioski. Po zapewnieniach, że jestem dziennikarką i mam odpowiednie pozwolenia na robienie zdjęć, mężczyzna poszedł swoją drogą. I tu od razu spadam z niebios na ziemię – przypominam sobie, że jestem około 50 km od linii frontu, gdzie każdy dziesiąty mieszkaniec jest uchodźcą, a każdy piąty – żołnierzem na froncie. Tu praktycznie codziennie huczą alarmy. Przestaję napawać się pięknem, a ruszam na poszukiwania muzeum. Tam już na mnie czekają.

Palec, „kotek”, kwiat-cebulka i „kędzierzawka”

Ze względu na bliskość frontu najcenniejsze eksponaty zostały z muzeum wywiezione już na początku wojny. Jednak placówka nadal przyjmuje turystów i – proszę wierzyc mi na słowo – ma czym się pochwalić. Ekspozycja zaczyna się od sali, przedstawiającej wnętrze wiejskiej chaty z przełomu XIX-XX wieku. Haftowane obrazy na ścianach, zegar z kukułką, łóżko z haftowanymi nawleczkami na poduszki i kołdry, tkane chodniki. Przez chwilę zdało mi się, że jestem w domu mojej babci na Polesiu. Cudowny jest piec, udekorowany jaskrawym kolorowym ornamentem – bezcennym spadkiem poprzednich pokoleń Ukraińców.

– Znawcy twierdzą, że nasze wzory mają już ponad trzysta lat – opowiada przewodnik Ołena Arbuzowa-Tereszczenko. – Jako pierwszy w tej okolicy osiadł kozak Petryk – stąd wzięła się nazwa miejscowości, Petrykiwka. A już potem obok niego osiedlali się inni. Chaty kobiety bieliły i na białym tle malowały wzory, aby każda chata odróżniała się od sąsiedzkiej. Farby produkowano z wywarów roślinnych, sadzy, gliny. Pierwszym instrumentem malarza był palec, potem zaczęto wykorzystywać źdźbła tataraku, który rósł na brzegach rzeki. Następnie pojawił się pędzelek – „kotek”. Jest niepokaźny i wyrabiano go z sierści kotów, którą wystrzygano zwierzątkom na piersiach pomiędzy przednimi łapkami. Sierści na jeden taki pędzelek trzeba było niewiele, dlatego stworzonka nie cierpiały zbytnio.

Gdy robi się pociągnięcia takim „kotkiem” – jak mówi Ołena, – będzie miało ono kształt kropelki z ostrym czubkiem. Jest to jedna z cech petrykowskich wzorów. Takimi kropelkami zazwyczaj dekorują fantastyczne kwiaty – tzw. „cebulki” lub „kędzierzawki”. Od dawna uważano, że każdy element wzoru ma znaczenie sakralne.

– Część centralna każdego pieca nazywana jest „zwierciadło” – kontynuuje opowieść Ołena. – Tu zazwyczaj malowano drzewo życia, jak to widzicie przed sobą. W dolnej części widzimy kitki kaliny, skierowane ku dołowi. Symbolizują one pokolenia gospodarzy, które już odeszły w zaświaty. Kolejne kwiaty – to symbol życia. Na nich siedzą ptaki – symbol dobra, szczęścia i pokoju. Proszę zwrócić uwagę, że wszystkie są jednego wymiaru, jednakowo malowane i na jednym poziomie. To symbolizuje równość i harmonię, a zwrócone są do siebie parami, co oznacza – miłość. Powyżej jest nasz kwiatek „kędzierzawka”, którego płatki przypominają cebulki. Dokładnie wymalowane ziarenka – to dzieci. Trzy kółka nad kompozycją – to duchowość, związek z Bogiem. Przedstawione czosnek i cebula po bokach – to amulety, chroniące piec-matkę od wszelkiego zła.

Lista UNESCO i dziesięć rekordów – w Petrykiwce

W grudniu 2013 r. UNESCO podjęło decyzję o wpisaniu wzorów petrykowskich na Listę niematerialnej spuścizny ludzkości. Nasze dziedzictwo kulturowe zostało uznane na całym świecie. Setki zawodowych artystów i amatorów tworzą w naszym stylu wzory na drzewie, tkaninach, porcelanie. Póki trwa wojna, najcenniejsze eksponaty można zobaczyć na zdjęciach i video. W ekspozycji dziś przedstawione zostały rysunki na papierze znanych mistrzów pędzla i ich uczniów. Prawie wszystkie obrazy są o tematyce, zaczerpniętej z kozackich pieśni ludowych z obw. dniepropietrowskiego, które też trafiły na Listę UNESCO.

– Trzy pierwsze prace – hymn Ukrainy, pieśni „Hej, kozacy…”, „Jechali kozacy na jarmark” i „Zielony dąbku” stworzyli utalentowani malarze – Ołena zapoznaje mnie z eksponatami. – Jest tu też nasz hymn zwycięstwa „Oj, w jarze czerwona kalina”. W muzeum mamy też reprodukcje dziesięciu (!!!) rekordów Ukrainy, które zostały zaznaczone w Petrykiwce. Pośród nich jest najdłuższa papierowa taśma, malowidło ścienne, płot i nawet byk, udekorowany petrykowskimi wzorami, jest też największy talerz – 4,5 m średnicy.

Bachmut – ukraiński, a Krym – to Ukraina

Całą ścianę w muzeum zajmują znane ukraińskie amulety – lalki-motanki. Jak okazuje się tę kolekcję przekazały muzeum w Petrykiwce artystki z Bachmutu. Wspaniałego ukraińskiego miasta, które raszyści starali się zetrzeć z powierzchni ziemi, zmieniając go w przedsionek piekła. Z tymi artystkami pracownicy muzeum byli na festiwalu artystycznym „Czerwona Kalina”, który przebiegał w 2012 r. na Krymie (symboliczny zbieg okoliczności).

Przewodniczka Ołena Arbuzowa-Tereszczenko

– Pierwsza grupa lalek, to lalki-zabawianki – wyjaśnia Ołena Arbuzowa-Tereszczenko. – Małym dzieciom podoba się, gdy lalka wydaje jakieś dźwięki. Czyjaś mama wymyśliła lalkę-grzechotkę. Wewnątrz umieszczano ziarenka lub dzwoneczek. A ta lalka – z cukierkami uraduje każde dziecko.

 

Kolejna grupa – to lalki-amulety. Są wśród nich rodzinne – matka z dzieckiem. Jest amulet domowy – „dzień i noc” – jest to dwustronna lalka, którą gospodyni obracała zależnie od pory dnia i prosiła, aby wszystko udało jej się zrobić w dzień, a z drugiej, nocnej strony – aby domownicy rano zbudzili się zdrowi. Jest też maleńka lalka z węzełkiem – to podróżniczka.

Dużą część kolekcji tworzą lalki obrzędowe. Na wesele darowano nierozłączki, w niedzielę palmową – wierzbową gołąbkę. W kolekcji są lalki bożonarodzeniowe i wielkanocne. Przypominająca dwa złożone placuszki – to lalka na zapusty, która miała przywoływać wiosnę. W lalki-ziarnowuszki kładziono ziarenka. Taką lalkę robiono na jesieni i dawano bawić się dzieciom. Dzieci mają na wszystko dobry wpływ, również podczas zabawy na ziarno. Gdy się je zasieje na wiosnę, dadzą dobry urodzaj.

Do wnętrza lalki-trawiaczki wkładano aromatyczne zioła, które wcześniej leżały przed ikoną. Jej zadaniem było oczyszczanie powietrza w izbie. Takimi lalkami bawiły się chore dzieci. Dziecko wdychało aromaty i szybciej wracało do zdrowia. Z najlepszymi życzeniami robiono lalkę-życzeniuszkę z ziarenkiem w ręku, które symbolizowało dostatek w domu. W kolekcji kobiet z Bachmutu są lalki dla wszystkich kobiet w rodzinie.

– Ukraińskie rodziny były duże, więc w chacie mieszkało czasem kilka pokoleń kobiet – wyjaśnia przewodnik. – Dla nich robiono jedną lalkę – dziewczyna-baba. Tworzono ją tak, że z jednej strony wygląda jak młoda dziewczyna, a z drugiej – jak babcia. Prosiły ją o pomoc starsze kobiety.

 

Dyrektor muzeum Lubow Juchymenko

Petrykiwka pracuje na zwycięstwo

 

Jak twierdzi dyrektor Muzeum Lubow Juchymenko, od pierwszych chwil wojny muzeum zaprzestało działalności. Po wysłaniu w bezpieczne miejsce cennych eksponatów, jego pracownicy zaczęli działać jako wolontariusze i pleść siatki maskujące. Po jakimś czasie jednak otworzyliśmy muzeum – ludzie przyzwyczaili się do nowych realiów i wielu potrzebne były pozytywne emocje.

– Prowadzimy wycieczki, szkolenia w malowaniu naszych wzorów, lalkarstwie, pisankarstwie, tworzeniu wyrobów ze słomy – mówi Lubow. – Najpopularniejsze są lekcje malowania. Nawet małe dzieci próbują to robić. W naszym przedszkolu uczymy tradycyjnego malowania dzieci od wieku trzech lat. Ale ograniczeń wiekowych nie ma.

Art-terapia w muzeum pozwala szybciej wrócić do zdrowia naszym żołnierzom. Lekcje rysunku dają wspaniałe wyniki w pokonaniu stanów lękowych i stresu. Jak twierdzi Lubow, wdzięczni wojskowi przekazali do muzeum sztandar 128 brygady Obrony Terytorialnej z podpisami żołnierzy. Ten rodzaj zajęć poprawia nastrój naszych obrońców na froncie, gdzie są i nasi rodacy. Tradycyjnymi wzorami dekorują helikoptery i inny sprzęt wojskowy.

Pracownicy muzeum, nie zważając na alarmy i częste wyłączanie światła, nadal kontynuują pracę: przyjmują wycieczki, prowadzą zajęcia, organizują przedstawienia teatralne. Marzą o tym, żeby jak najprędzej nastał pokój i powróciły wszystkie wywiezione eksponaty. Przed wybuchem wojny – opowiadają pracownicy – muzeum odwiedzili turyści z 42 krajów świata. Mają nadzieję, że po zwycięstwie zainteresowanie petrykowskimi wzorami wzrośnie.

Niedawno dzięki działaniom polskiej akcji humanitarnej zostało odnowione „Centrum socjalnej obsługi”. Partnerzy z Polski po raz kolejny udowodnili, że w jedności jest siła.

Ludmiła Pryjmaczuk

Tekst ukazał się w nr 5 (417), 16 – 30 marca 2023

X