Legendy starego Stanisławowa. Część 41 Hotel „Union”. Pocztówka z kolekcji Zenowija Żerebeckiego

Legendy starego Stanisławowa. Część 41

Hryć pierwszy!

Hryć Jakimeczko wygrał wyścig prawie bez spodenek. Fot. z archiwum Ihora Dejczakowskiego

Mijał trzydziesty któryś tam rok. Na stadionie Kasy Oszczędności (ob. „Ruchu”) Ukraiński Związek Sportowy zorganizował zawody kolarzy. Zawodnicy stanęli na starcie, sędzia dał sygnał i wyścig się rozpoczął.

Zwycięzca wyłonił się bardzo szybko. Został nim doświadczony rowerzysta z Jamnicy Hryć Jakimeczko. I oto, gdy wymarzona meta była już blisko, stał się przykry wypadek – ze sportowca spadły spodenki. Spadły wprawdzie nie zupełnie, a tylko się obsunęły. Ale Hryć nie stracił zimnej krwi i podbudowany gorącym dopingiem publiczności wygrał wyścig.

Powiadają, że później do końca życia nosił szelki.

Siwa głowa

W tychże latach trzydziestych ubiegłego wieku ukazywała się w Stanisławowie żydowska gazeta „Słowo”, drukowana po polsku. Przez jakiś czas w redakcji pracował Horacy Safrin i aby uzupełniać rubrykę „Kronika kryminalna” regularnie odwiedzał procesy sądowe. Jedna ze spraw tak zapadła dziennikarzowi w pamięci, że po wielu latach opisał ją w swoich wspomnieniach.

W roli oskarżonego przed obliczem Temidy stanął naiwny chłop, który przegrawszy z winy swego adwokata słuszną sprawę tak się o nim wypowiadał: „Głowa siwa, a taka głupia”…

Sędzia, w todze i berecie, nastroszył brwi i pyta:

– Oskarżony, dlaczego obrażacie swego obrońcę?

Na to roztropny chłop odpowiedział po ukraińsku:

– Wysoki Sądzie! To, że głowa siwa, widzicie sami… A że głupia, na to mam świadków!

Sędzia był osobą starszą, też miał siwe włosy i może dlatego wlepił biednemu chłopu cztery tygodnie surowego aresztu.

Edward Cesarz – wiceprezes sądu stanisławowskiego. NAC

Zagrajmy w stuk-puk

Czytając wspomnienia uczniów gimnazjum ukraińskiego w Stanisławowie z okresu międzywojennego zauważyłem, że wielu z nich wspomina tę popularną wówczas grę.

Na przykład Orest Korczak-Horodyski pisze:

– W stuk-puk też mieliśmy dobrych graczy – wspomnę chociażby braci Oleśnickich. W siedzibie „Sokoła” – spotkania, gra w stuk-puk, na pl. Czarnogóry – odbijany (siatkówka) i koszykówka.

Co to za gra w stuk-puk nikt obecnie nie wie. Nawet historycy i krajoznawcy. Szczególnie męczy mnie słowo „puk”. Mimo woli wspominam opisy zabawy bizantyjskiego cesarza Michała II Pijaka. Cesarz urządzał zawody wśród dworu z… gaszenia świec pierdnięciem. Na zwycięzcę czekała nagroda 100 złotych.

Nie przypuszczam jednak, aby wychowankowie gimnazjum wyprawiali takie rzeczy. Tajemnicę nazwy gry odkryła mi dopiero muzykolog Halina Maksymiuk. Okazuje się, że dawny stuk-puk to nasz dzisiejszy ping-pong, czyli tenis stołowy.

Rozkwit popularności stuk-puk przypadł na lata trzydzieste. Źródła internetowe

Afera z jajami

W latach 30. w Stanisławowie na przedmieściu tyśmienickim mieszkali dwaj bracia: Józio i Staszek. Zajmowali się drobnymi kradzieżami i oszukiwali naiwnych. Schemat mieli prosty, ale skuteczny.

Jeden z braci, np. Józio, szedł rano na dworzec. Wyszukiwał tam chłopa niosącego na targ jajka (czasem mięso czy jarzyny). Józio przedstawiał się jako agent handlowy wielkiej restauracji i proponował kupno towaru za cenę, która znacznie przewyższała tę, za jaką chłop mógł wszystko sprzedać na targu. Chłop, rzecz jasna, się godził i razem szli do śródmieścia.

Koło restauracji „Union” prosił zaczekać i wołał szefa kucharzy. Na ulicę wychodził solidny dobrodziej w białym chałacie – czyli przebrany brat Staszek. Obejrzawszy jaja, kazał nieść je do kuchni, a chłopa prosił zaczekać – zaraz wyniosą mu pieniądze. Na korytarzu Staszek zdejmował chałat i chłopcy uchodzili z jajami tylnym wejściem na ul. Sobieskiego (ob. Strzelców Siczowych).

Biedny chłop czekał na swoją zapłatę, a później bezskutecznie szukał oszusta–kucharza.

Najstarszy i najbardziej wysmukły

Jestem pewien, że setki lub tysiące razy przechodziliście obok i nawet go nie zauważyliście. A tymczasem – stoi w samym centrum miasta. Stoi tam już od dawna i nie każdy człowiek dożywa jego wieku. Kiedyś było ich dużo, ale z czasem ich ilość malała, aż pozostał sam jeden. Mówię tu o żelaznym słupie na skrzyżowaniu ulic Strzelców Siczowych i Czornowoła.

Zagadkowy słup w centrum Stanisławowa. Ilustracja z archiwum autora

Faktycznie jest to najstarszy słup elektryczny w naszym mieście. Teraz wygląda niepokaźnie – oklejony ogłoszeniami, wiszą na nim dwa znaki drogowe: „Przejście dla pieszych” i „Zakaz zatrzymywania”. Ale pomimo to wyczuwa się w nim szlachetność i dumę. Ułamkiem jakiej jest epoki – stalinowski (w)ampir, międzywojenna Polska czy „babcia Austria”? Odpowiedzieć na to pytanie mogą stare pocztówki i zdjęcia.

Na zdjęciu z 1967 roku, gdzie pozują dwie francuskie pięknotki, widać go na tylnym planie, z głośnikami na górze. Na pocztówkach austriackich słupa jeszcze nie ma. Nie ma go i na polskiej pocztówce wydanej przez „Ruch” w 1927 roku. I na pocztówce z 1930 roku – też go nie widać. Podobne słupy są też na innych widokówkach ze Stanisławowa. Jeden z nich widoczny jest na zdjęciu z defilady wojskowej z 1928 roku, które w swoim archiwum posiada Wołodymyr Szulepin. A więc ten słup stanął na rogu Czornowoła w latach 1930.

Teraz pozostało wyjaśnić – po co? Pierwsze, co przychodzi na myśl – to lampa elektryczna. Ale po co te 10 metrów wysokości? Jest mnóstwo zdjęć latarni ulicznych, które niewiele przypominają nasz słup. Są znacznie mniejsze, mają inny kształt i zakończone są wspornikiem mocowania lampy elektrycznej.

Defilada wojskowa w 1928 roku. Zdjęcie z kolekcji Wołodymyra Szulepina

Rebus ten pomogła mi rozwiązać polska widokówka z widokiem na ul. Belwederską. Widzimy na niej małe słupy z latarniami i kilka „bliźniaków” naszego słupa bez latarni. Ich przeznaczeniem było podtrzymywanie drutów elektrycznych. A więc nasi miejscy elektrycy mogą śmiało zawiesić na nim tablicę pamiątkową, oczywiście doprowadziwszy najpierw wszystko wokół do porządku. Byłby to interesujący turystyczny rodzynek, bo pomników latarni jest pełno, ale słupa elektrycznego – nie ma!

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 7 (371), 16–29 kwietnia 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X