Kto uratuje żółkiewską synagogę?

Kto uratuje żółkiewską synagogę?

Stała sobie przez ponad trzysta lat – przeżyła wojny, pożary, nawet wytrzymała próbę wysadzenia jej w powietrze przez Niemców. Synagoga żółkiewska, postawiona przy wsparciu Jana III Sobieskiego, może zniknąć z powierzchni ziemi przez obojętność ludzką. Jak się okazało, prawie nikogo nie obchodzi los tego zadziwiającego zabytku architektury.

Społeczność żydowska była największa
Pierwsi Żydzi pojawili się w Żółkwi jeszcze w czasach Stanisława Żółkiewskiego, który w roku 1600 pozwolił, by wybrali miejsce, na którym mogliby się osiedlić. Pierwszymi budowlami żydowskimi były: łaźnia, studnia i browar. Dopiero w roku 1625 została postawiona synagoga drewniana – tak było taniej i nie trzeba było uzyskiwać specjalnego pozwolenia. Niestety, w krótkim czasie bożnica spłonęła i kolejny właściciel Żółkwi, Stanisław Daniłowicz, zezwolił na wybudowanie synagogi kamiennej. Budowa została jednak rozpoczęta znacznie później – dopiero w roku 1692. Pomógł król Jan III Sobieski, którego lekarzem nadwornym był Żyd o imieniu Simhe Menahem. Właśnie jemu udało się uzyskać pożyczkę królewską dla wybudowania nowej świątyni. Poza tym, król potrafił zachęcić do pracy Piotra Bebera, swego nadwornego architekta.

Król wymienił trzy warunki, które powinna spełnić budowla przyszłej synagogi. Po pierwsze, synagoga nie miała być widoczna z Rynku. Po drugie, miała być niższa, niż kościół. Po trzecie, musiała pełnić funkcje obronne. Przestrzegając tych warunków, fundamenty bożnicy wyłożono pod ziemią – aby wejść do niej, trzeba zejść siedem stopni w dół. Jeśli chodzi o funkcje obronne, miały je spełniać potężne mury z oknami, umieszczonymi wysoko, a także otwory strzelnicze na dachu, do których, nie wiadomo dlaczego, nie prowadziły schody. W roku 1698 w Żółkwi została wybudowana jedna z najpiękniejszych synagog na świecie okresu późnego renesansu; a jej fasadę zdobiły herby Polski oraz Sobieskich. Była szósta pod względem wielkości i stała się wzorem dla innych podobnych budowli. Dziś istnieje pięć kopii synagogi żółkiewskiej – cztery w Izraelu i jedna – w Brazylii.

Od czasów Stanisława Żółkiewskiego aż do II wojny światowej w Żółkwi mieszkało cztery i pół tysiąca Żydów. Była to największa społeczność etniczna – Polaków i Ukraińców razem było ponad cztery tysiące osób. Mieszkało tu wielu wybitnych Żydów – rabinem był dziadek światowej sławy reżysera, Jerzego Hofmana. Jego przodkowie po kądzieli uciekli w XVI w. z Hiszpanii do Polski. Była to dynastia rabinów. Do 1939 r. w ich rodzinie zachowały się listy-podziękowania Jana III Sobieskiego za udział w wojnie z Turkami.

Fot. radiownet.plNiemcy zniszczyli świątynię

Wszystko się zmieniło z chwilą rozpoczęcia II wojny światowej. Następnego dnia po wkroczeniu do miasta wojsk niemieckich, żołnierze próbowali wysadzić bożnicę w powietrze. Wybuchł pożar. Nie wiadomo – czy to cud, czy budowali tak dobrze – synagoga się nie zawaliła, chociaż nie ocalało nic, co było wewnątrz. Niestety, wobec społeczności żydowskiej los nie był tak łaskawy – niemalże wszyscy Żydzi, mieszkający przed wojną w Żółkwi, zginęli w getcie, przeżyło zaledwie 70 osób.

Po wojnie władze sowieckie mało się przejmowały losem tego obiektu sakralnego. Spalone wnętrza, częściowo zniszczona budowla nie wzbudzały entuzjazmu. O odnowieniu synagogi przez dłuższy czas nawet mowy nie było, natomiast powstał pomysł, by ją rozebrać i zwolnić trochę miejsca dla nowych budowli. Chciano uczynić tak, jak w przypadku innych budynków w Żółkwi, które ucierpiały na skutek działań wojennych. Gdyby nie Andrij Szular, naczelny architekt Ziemi Lwowskiej, synagogę spotkałby los innych budowli sakralnych, które władze sowieckie bezlitośnie niszczyły, stosując materiały wybuchowe i ciężki sprzęt. Pan Andrij nalegał, żeby synagoga została zachowana oraz wywalczył pieniądze dla prowadzenia niektórych prac konserwatorskich. W latach 50. sporządzono dokumentację projektową, odbudowano kolumny i sklepienie, zrobiono tymczasowy dach nad częścią zachodnią oraz główną.


Zamiast bożnicy – muzeum
Tego, czego nie mogli uczynić żołnierze niemieccy, dokonał czas, który okazał się być mniej litościwy wobec zabytku architektury. Lata mijały, a żadne prace nie były prowadzone – z roku na rok synagoga niszczała coraz bardziej. Kto wie, czy stałaby dziś, gdyby nie wielki entuzjazm Mychajły Kubaja, zastępcy dyrektora Państwowego Rezerwatu Historyczno-Architektonicznego w Żółkwi. W roku 1999 zaapelował do Fundacji Zabytków Światowych w Nowym Jorku z prośbą, aby synagoga w Żółkwi została wpisana na listę „stu zabytków architektury, znajdujących się w stanie opłakanym”. Fundacja nowojorska przyjęła zgłoszenie i w krótkim czasie przyznała pieniądze, dzięki którym ten zabytek architektury można by było wyprowadzić ze stanu, określanego jako „ostry awaryjny”.

„Pieniądze przekazywano w trzech ratach – opowiada Mychajło Kubaj. – Pierwsza – 20 tys. USD, druga – 25 tys., trzecia – 4 tysiące USD. Dzięki tym pieniądzom oczyściliśmy wnętrza ze śmieci budowlanych, wykonaliśmy badania archeologiczne, odkopaliśmy resztki przybudówki południowej, umieściliśmy tymczasowy dach, odnowiliśmy ścianę południową, wykonaliśmy dokumentację projektową dachu nad pomieszczeniem głównym, rozebraliśmy stary dach, oczyściliśmy strych oraz dla jednej trzeciej dachu zrobiliśmy pokrycie – miedziane”. Niestety, bardzo szybko część miedzi zniknęła – drogi metal przyciągnął złodziei-małolatów. Uczniowie podjęli decyzję, że zerwą nowe pokrycie dachu i sprzedadzą je. Złodzieje zostali złapani. Stało się to w roku 2003, a sprawa sądowa trwała, więc nie można było pokryć szkód.

Obecny stan synagogi (Fot. globtroter.pl)Łatwo się domyśleć, że przyznanych pieniędzy pewnie by nie starczyło do wykonania tak wielkiego zakresu prac. Wiele wykonano na zasadach społecznych. Wedle wstępnych obliczeń, odbudowa synagogi wymaga od 5 do 8 milionów hrywien. Nie mieliśmy co liczyć na pieniądze z budżetu państwa, ponieważ były przekazywane jedynie na obiekty, związane z EURO-2012.

Mychajło Kubaj w swoim czasie zwracał się do organizacji żydowskich na Ukrainie, jednak wszelkie jego działania w tym kierunku spełzły na niczym. Żydzi z Ukrainy oraz Izraela nie mają zamiaru ratować swej świątyni. W planach jest natomiast utworzenie w bożnicy Muzeum Kultury Żydowskiej Galicji, jako sekcji Instytutu Narodoznawstwa we Lwowie. „Nie wystarczy w tym celu odbudowa synagogi, – mówi pan Mychajło. – Gdyby odnowić pomieszczenia dawnej szkoły żydowskiej, można by tam ulokować administrację muzeum. Jednak, prawowierni Żydzi potrzebują też specjalnego hotelu, a także miejsca, w którym byłyby przyrządzane koszerne potrawy oraz wielu innych rzeczy”.

Synagoga nie przypomina dostojnej budowli sakralnej. Remont fasady, rozpoczęty kilka lat temu, nie został ukończony, ponieważ zabrakło pieniędzy. Bez śladu zniknęły pyszne odlewy z brązu, nadal są niszczone wnętrza. Jedyne, co pozostało – to Tora żółkiewska, przechowywana obecnie w Muzeum Historii Religii we Lwowie. W trakcie prowadzenia prac wykopaliskowych znaleziono również menorę.

Od czasu do czasu w pobliżu synagogi można spotkać turystów. Przewodnicy opowiadają im o dawnej świetności budowli. Możemy też zobaczyć chasydów, którzy modlą się przy ścianach swej bożnicy, a ich stopy są zanurzone w śmieciach i brudzie.

Oksana Dudar
Tekst ukazał się w nr 8 (132) 29 kwietnia – 12 maja 2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X