Kościół rzymskokatolicki na terenie obwodu stanisławowskiego w latach 1945–1991. Część 3 Sambor, msza św. prymicyjna ks. Kazimierza Halimurki (od lewej ks. Kazimierz Mączyński,

Kościół rzymskokatolicki na terenie obwodu stanisławowskiego w latach 1945–1991. Część 3

W kręgu kardynała Mariana Franciszka Jaworskiego

W sprawozdaniach państwowych z 1960 roku zapisano, że 10 kwietnia 1960 roku pełnomocnik Rady ds. Religijnych Kultów I. Ruban usunął z państwowej rejestracji proboszcza stanisławowskiego kościoła ks. Jozuasa Pawilonisa jakoby za złamanie radzieckiego prawa w sprawach kultów, a mianowicie za systematyczne kontakty z niejakim pokutnikiem, dawnym greckokatolickim kapłanem o. Ignacym Sołtysem, okazywanie finansowej pomocy niezarejestrowanemu greckokatolickiemu duchowieństwu, zbieranie funduszy poza kościołem na jego remont oraz przygotowanie dzieci do Pierwszej Komunii św.

Stanisławów, kościół św. Józefa

Po usunięciu z rejestracji ks. Pawilonis miał przez pewien czas mieszkać w Stanisławowie i sprawować nabożeństwa w domach prywatnych tutejszych mieszkańców zarówno obrządku rzymskokatolickiego, jak i greckokatolickiego. O tym miał dowiedzieć się pełnomocnik, który wezwawszy na rozmowę ks. Pawilonisa zakomunikował mu, że za dalsze prowadzenie takiej działalności będzie pociągnięty do odpowiedzialności kryminalnej. To wówczas miało sprawić, że ks. Pawilonis wyjechał ze Stanisławowa do Sambora, gdzie został zarejestrowany w 1961 roku. Wobec braku dodatkowych materiałów nie ma jednoznacznych informacji o prawdziwości tych, gdyż, jak wiadomo, pełnomocnicy często podawali nieprawdziwe informacje, chcąc tym samym podkreślić własne zaangażowanie w rozwój ateizacji danego regionu, licząc na awans od władz centralnych.

Z dużą ostrożnością i niedowierzaniem do ks. Pawilonisa odnosili się również kapłani. Tak ks. Franciszek Krajewski z Czerniowiec w 1961 roku do ks. Chomickiego na temat obsadzania wolnych parafii i poszukiwań księdza do Szarogrodu tak o nim pisał: „Jest wolny w Stanisławowie – ale co do niego to radziłbym pytać naszych kanoników we Lwowie, czy już teraz dają swój placet, bo przed kilku laty powiedzieli mi ujemnie o nim. To jest na ich terenie, więc oceniam po swojemu człowieka i jego pracę”. W Samborze ks. Pawilonis pozostawał do 1968 roku.

Pod wpływem narastającego niezadowolenia i napięć w parafii Sambor na terenie obwodu lwowskiego postanowiono odwołać ks. Jozuasa Pawilonisa i skierować go do parafii pw. Matki Bożej z Lourdes w Leningradzie, gdzie pracował do 28 maja 1991 roku. Ostatni rok życia spędził w Grodnie, gdzie też zmarł.

Kościół Chrystusa Króla w Stanisławowie
Wnętrze kościoła Chrystusa Króla w Stanisławowie

Narastający konflikt w Samborze wiązał się z tym, że ks. Pawilionis z nakazu władz miał niedbale odprawiać nabożeństwa, zabraniać w nich uczestniczyć dzieciom i młodzieży, a pewnego razu miał wypowiedzieć się w trakcie homilii, że z racji zmniejszenia liczby wiernych w Samborze należałoby pomyśleć o zamknięciu świątyni. Delegacja z Sambora niezwłocznie udała się do Rygi do ówczesnego bpa Julijansa Vajvodsa z prośbą o zmianę księdza w Samborze.

W tym czasie chęć wyjazdu na Ukrainę wyraził ks. Kazimierz Mączyński, który w tej sprawie otrzymał już odpowiednie zezwolenie od urzędnika wyznaniowego. Jego to właśnie biskup skierował do jednej z największych parafii na Ukrainie. Odpowiednie pismo apostolski administrator ryskiej metropolii bp Julijans Vajvods 20 kwietnia 1966 roku skierował do N. Sawiczewa, przewodniczącego Rady ds. Religijnych Kultów obwodu lwowskiego, gdzie informował, że „Ksiądz ryskiej metropolii ks. Pawilonis Jozuas syn Jana zarejestrowany przy religijnej wspólnocie rzymskokatolickiego kościoła w Samborze został przeniesiony na stanowisko proboszcza w Leningradzie. Proboszczem w katolickim kościele Sambora został mianowany ksiądz Mączyński Kazimierz syn Ignacego”.

Delegacja powróciła do Sambora wraz z nowym proboszczem, który „zimno został przyjęty przez ks. Pawilionisa”. Dzięki temu posunięciu udało się zażegnać konflikt w Samborze, ale i tym samym świątynia została uratowana przed zagrożeniem jej zamknięcia, jak to miało miejsce w Stanisławowie w 1961 roku.

Ks. Jozuas Pawilonis w czasie uroczystości pogrzebowej w Biskowicach k. Sambora. (fot. 1961)

Przy tej okazji należałoby ustalić czas zwerbowania ks. Pawilonisa przez służby. Możliwe że nastąpiło to w czasie jego posługi w Stanisławowie, gdyż nie dysponujemy wcześniejszymi informacjami z czasów łotewskich. O zwerbowaniu w Stanisławowie przekonujące argumenty podawał wspominany Andruchiw, według którego w latach 1958–1960 władze znacząco wpływały na jego osobę. Pod koniec lat 50. XX wieku kościół stanisławowski potrzebował remontu, a władze nie chciały się podjąć tych czynności. Komitet kościelny postanowił samodzielnie zbierać fundusze na remont świątyni. O tym dowiedział się pełnomocnik i oskarżył ks. Pawilonisa o łamanie prawa, za co został pozbawiony rejestracji. Dalej historyk dodał, że „oprócz tego zajęły się nim organy KGB”.

W tym samym czasie bez powiadomienia pełnomocnika Biuro Architektury i Budownictwa w Stanisławowie wszczęło postępowanie sądowe przeciw parafii i jej proboszczowi z powodu braku prac remontowych w świątyni. W dokumentach jasno wskazano, że sąd odbył się w „w celu niedopuszczenia zniszczenia świątyni, która jest zabytkiem w XVII wieku, będącą pod ochroną państwa”. Mimo że władze nie miały na celu ratowania zabytku, a jedynie przyśpieszenie procesu sekularyzacji obiektu, jednak z tego dokumentu jasno widać, że w Stanisławowie rzymskokatolicy korzystali do 1962 roku z kolegiaty, a nie z kościoła pw. Chrystusa Króla. W trakcie procesu wymagano również ściągnięcia od wspólnoty 442 301 rubli grzywny, którą miano przeznaczyć na odnowienie kościoła.

Pod pretekstem znikomej liczby wiernych 1 października 1958 roku wyrejestrowano wspólnotę w Bukaczowcach, a 19 grudnia 1959 roku w Bolechowie.

Sąd odbywający się nad wspólnotą katolików w Stanisławowie zawyrokował jedynie o ściągnięciu grzywny z ks. Pawilonisa w wysokości 3 000 rubli. Duchowny po wypłaceniu mandatu i wymęczony licznymi przesłuchaniami wyjechał ze Stanisławowa do Sambora, a wspólnota w Stanisławowie jeszcze 21 czerwca 1960 roku została rozwiązana.

Już po zamknięciu ostatniego kościoła w obwodzie stanisławowskim katolicy w Stanisławowie wielokrotnie podejmowali starania o przywrócenie działalności kościoła. Takie prośby były kierowane do władz w latach 1963–1964. Jednak pełnomocnik pozostał nieugięty i nie miał zamiaru rejestrować wspólnoty, a przybywających na rozmowy katolików straszył represjami, namawiając do zaniechania starań o rejestrację i ponowne otwarcie zamkniętych i zamienionych na cele świeckie świątyń.

Nabożeństwa bez udziału księży – Bolechów i Bursztyn

Pozbawione duchowieństwa wspólnoty na terenach obwodu stanisławowskiego w pierwszych powojennych latach starały się opiekować kościołem w ramach własnych możliwości. Ludzie przychodzili pod zamknięte drzwi kościoła. Tam składano kwiaty, zapalano świece i się modlono. Z tymi praktykami urzędnicy komunistyczni walczyli wszelkimi możliwymi metodami.

W dwóch kościołach Bolechowa i Bursztyna wierni gromadzili się na modlitwę bez udziału kapłana. Na temat takich „suchych mszy” w Bolechowie tak relacjonował ks. Wacław Szetelnicki: „Sądzę, że w tym miejscu należy jeszcze zaznaczyć, jak zachowali się Polacy w parafii bolechowskiej po wyjeździe tamtejszych księży w 1945 roku do Polski. Gromadzili się oni nadal w świątyni parafialnej i w oryginalnej formie organizowali nabożeństwa. Wiele w tym pomocy wnosił Michał Bielec, starszy pracownik salinarny, ojciec 4 córek, z których jedna Stefania wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP starowiejskich jako s. Urszula.

Michał Bielec, pod nieobecność księży przewodniczył nabożeństwom w kościele parafialnym, w którym podobnie jak dawniej gromadzili się wierni. Na ołtarzu stawiano krzyż i szaty liturgiczne, wśród łez i wzruszeń śpiewano pieśni religijne oraz odmawiano modlitwy. Do tych Polaków dołączyli wkrótce Ukraińcy i ewangelicy”.

Osoba Michała Bielca w tej sytuacji nie mogła być pominiętą w sprawozdaniach aparatu komunistycznego. W sprawozdaniu za IV kwartał 1950 roku o życiu Kościoła rzymskokatolickiego zanotowano: „Wspólnota od 1946 roku i do czasów obecnych obchodzi się bez księdza. W tym czasie prób zaproszenia do kościoła stałego księdza ze strony wiernych nie było. Nabożeństwo w kościele miasta Bolechowa prowadzi 75-letni emeryt Bielec M. On niejako wypełnia funkcję księdza. Odwiedzają nabożeństwa w kościele przeważnie starcy i staruszki. Młodzież w kościele nie bywa”. Ostatecznie rzymskokatolicką wspólnotę w Bolechowie wyrejestrowano w 1957 roku, a kościół przeznaczono na świeckie cele.

W Bursztynie kościół był czynny do 1952 roku. Tutaj sporadycznie przybywał ks. Olszowski. W kościele co najmniej do 1949 roku był przechowywany Najświętszy Sakrament. W niedzielę i święta ludzie również gromadzili się na prywatne nabożeństwa bez udziału kapłana. Z 1948 roku pochodzi wiadomość, że członkini komitetu kościelnego niejaka A. Moskwitina przy spotkaniu z urzędnikiem powiedziała, że na Wielkanoc „w naszym kościele zebrało się blisko 150 osób wierzących Polaków, oprócz tego około 200 Ukraińców, którzy przyszli posłuchać i zobaczyć jak my wierzący Polacy świętujemy Wielkanoc”.

Obwód bez księży i kościołów

Po zamknięciu ostatniego kościoła na terenie obwodu stanisławowskiego oficjalnie nie odbywały się tu żadne nabożeństwa katolickie, a każde przenikanie katolicyzmu było likwidowane przez urząd komunistyczny. Prowadzono walkę z mieszkającymi na tych terenach księżmi greckokatolickimi, którzy nie przeszli na prawosławie.

Przedstawicielami hierarchicznego Kościoła rzymskokatolickiego na terenie obwodu stanisławowskiego były dwie siostry służebniczki starowiejskie w Stanisławowie oraz dwie siostry Franciszkanki Rodziny Maryi w Zamulińcach.

Temat działalności zakonów i zgromadzeń żeńskich w okresie komunistycznym na terenie archidiecezji lwowskiej oraz dawnej diecezji przemyskiej pozostaje ciągle mało znanym tematem i nie posiada całościowego opracowania. Z tej też racji zasługuje on na uwzględnienie, gdyż w każdym obwodzie archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego, za wyjątkiem Bukowiny, przez pewien czas pozostawały siostry zakonne, które bądź to we własnych klasztorach lub mieszkające u zaprzyjaźnionych rodzin, podtrzymywały życie religijne miejscowej ludności.

Mimo zakazów pracujące siostry nauczały religii, przygotowywały do przyjmowania sakramentów, a decyzja o pozostaniu na miejscu wiązała się często z heroizmem, gdyż były skazane na poniewierkę i prześladowania. Jedynie nielicznym udało się przetrwać w domach zakonnych. Większość w przebraniu świeckim poszukiwała zatrudnienia, chcąc zarobić na utrzymanie. Mimo że same niewiele posiadały, umiały się dzielić z potrzebującymi.

Służebniczki Starowiejskie do Stanisławowa przybyły w 1947 roku po wypędzeniu z Hermakówki w obwodzie tarnopolskim. Były to s. Jadwiga Gładkowska (+1983) oraz s. Eleonora Plebanek (+1961). Siostry w Stanisławowie zamieszkały najpierw na plebanii, a gdy kościół zamknięto i wyjechał ostatni kapłan, w bloku, w przydzielonym siostrom mieszkaniu. Obie siostry zajmowały się obsługą kościoła (s. Eleonora grała na organach) i pracą parafialną.

W latach 50. XX wieku siostry miały możliwość wyjazdu do Polski wraz z kolejną falą repatriacji. Zachęta była kierowana również ze strony przełożonej generalnej. Polacy jednak, którzy zostali w Stanisławowie, na czele z księdzem proboszczem prosili zgromadzenie, aby pozwoliło siostrom pozostać z nimi. O sytuacji Służebniczek Starowiejskich w Stanisławowie w 1959 roku przełożona prowincji krakowskiej matka Eleonora Dulska informowała również abpa Eugeniusza Baziaka, prosząc o radę. Arcybiskup polecił, aby siostry prowadziły nadal apostolat i podtrzymywały wiarę wśród tych, którzy pozostali na Kresach, jednocześnie radził, by przyjeżdżały do Polski na rekolekcje zakonne oraz w miarę możliwości utrzymywały łączność ze zgromadzeniem i przełożonymi.

Misja sióstr służebniczek w Stanisławowie trwała do lat 80. XX wieku. Po śmierci s. Eleonory Plebanek w 1961 roku pozostała tam jedynie s. Jadwiga Gładkowska. W 1967 roku chcąc kontynuować działalność służebniczek, czyniła bezskuteczne starania u władz państwowych o przeniesienie s. Dominiki Wojtasiewicz ze Starej Soli k. Sambora do Stanisławowa. Jej samotna misja wśród stanisławowian, a zwłaszcza wśród chorych, trwała do końca życia. Siostra Jadwiga odwiedzała chorych i staruszków, modliła się z nimi i przygotowywała na śmierć, a po ich śmierci „odprawiała” pogrzeby. Na cmentarzu śpiewała pieśni żałobne, kropiła zwłoki wodą święconą. „Wierni darzyli ją wielkim szacunkiem, wspomagali materialnie, a w chorobie otaczali troskliwą opieką. W ostatnich miesiącach życia s. Jadwiga Gładkowska otrzymała pomoc od greckokatolickiej zakonnicy, która pielęgnowała ją w chorobie oraz od zaprzyjaźnionych kobiet, które po jej śmierci w 1983 roku zajęły się przygotowaniem pogrzebu. Kosz biało-czerwonych róż z napisem Od przyjaciół, który pojawił się na grobie siostry, był wyrazem wdzięczności za jej posługę i misję wśród najbardziej potrzebujących”.

W Zamulińcach pow. Kołomyja od 1908 roku siostry Franciszkanki Rodziny Maryi prowadziły ochronkę. Na stałe pracowało tu trzy siostry zakonne. Po zakończeniu II wojny światowej w domu dawnej ochronki pozostało dwie siostry: s. Katarzyna Stanisława Daszkiewicz (1875–1966) – przełożona oraz s. Aniela Karolina Kubacka (1896–1980). Na podstawie zapisu w kartotece personalnej s. Katarzyny wiadomo, że „nie chciała wyjeżdżać z siostrami do Polski. Pozostała na miejscu z s. Anielą Kubacką”. Przez wszystkie lata siostry utrzymywały kontakt listowny ze zgromadzeniem. Po śmierci przełożonej, która nastąpiła 22 stycznia 1966 roku w Zamulińcach, s. Aniela Kubacka rozpoczęła starania o powrót do Polski i wyjechała 8 sierpnia 1966 roku, tym samym kończąc historię Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Zamulińcach.

Sporadycznie na tereny obwodu stanisławowskiego udawali się również zarejestrowani w innych miastach kapłani. Do takich należał długoletni proboszcz lwowskiej bazyliki metropolitalnej o. Rafał Władysław Kiernicki OFM Conv, który szczególnie w latach 50. XX wieku samochodem udawał się aż do Równego czy też Stanisławowa. Kierowcami byli wówczas zaufani parafianie katedralni. W wielu miastach, oddalonych od Lwowa, aby umożliwić wiernym częste przystępowanie do sakramentów, organizował kaplice, gdzie przechowywano Najświętszy Sakrament, a specjalni szafarze roznosili go chorym. Możliwe, że dzięki siostrom mieszkającym w Stanisławowie udawało się docierać z posługą duszpasterską do najbardziej potrzebujących, a ich dom był jedną z takich nielegalnych kaplic domowych. W księdze chorych lwowskiej katedry tylko z lat 1985–1986 zanotowano, że w 1985 roku o. Rafał w Stanisławowie odwiedzał jednego chorego, a już w 1986 roku ta liczba wzrosła do 5 osób.

Ks. Kazimierz Halimurka

Odrodzenie kościelne w latach 1989–1991

Odrodzenie Kościoła katolickiego na terenach Ukrainy w tym także w obwodzie stanisławowskim nastąpiło dopiero pod koniec lat 80. XX wieku dzięki rozpoczętym przemianom w Związku Radzieckim realizowanym w ramach tzw. pierestrojki. To dało możliwość starania się o zwrot zamkniętych dawnych świątyń katolickich. W 1989 roku pod opieką i kierownictwem proboszcza w Stryju ks. Augustyna Mednisa (1932–2007), w Iwano-Frankiwsku (przemianowany w 1962 roku) zrodziła się „inicjatywa wszczęcia starań o reaktywację lokalnej parafii i rewindykację stanisławowskiej świątyni”. W marcu 1989 roku przewodnicząca komitetu kościelnego Maria Mosiężatowa otrzymała klucze od zamkniętego kościoła pw. Chrystusa Króla. Na pierwszego proboszcza odrodzonej wspólnoty parafialnej w Iwano-Frankiwsku 10 czerwca 1989 roku został skierowany samborzanin, absolwent Wyższego Seminarium Duchownego w Rydze ks. Kazimierz Halimurka (ur. 1959), który dotychczas przez krótki okres posługiwał w Kijowie na Swiatoszynie. W Stanisławowie ks. Halimurka pracował do 2010 roku, po czym został przeniesiony do Jaremczy. Na temat początków jego pracy w Iwano-Frankiwsku tak podawał prof. Zenon Błądek: „Stan przekazanego kościoła był przerażający tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Wnętrze kościoła było przedzielone stropami, tworzącymi dwukondygnacyjny zestaw pomieszczeń magazynowych, ciągów komunikacyjnych poziomych i pionowych, w tym wydzielony szyb dźwigu towarowego”.

Obrazek prymicyjny ks. Kazimierza Halimurki

Po wstępnych przygotowaniach kościół został ponownie poświęcony 24 czerwca 1989 roku przez ks. Jana Olszańkiego (1919–2003) z Kamieńca Podolskiego. Jeszcze 27 czerwca 1990 roku do Iwano-Frankiwska przybyły dwie pierwsze siostry Urszulanki Unii Rzymskiej. Były to zarazem pierwsze zakonnice, które powróciły na teren tego obwodu. Formalnie do oficjalnego odnowienia struktur Kościoła katolickiego na Ukrainie w 1991 roku udało się odzyskać i poświęcić zamknięte kościoły na terenach obwodu stanisławowskiego w następujących miejscowościach: Kołomyja (3.11.1990), Husiatyn (24.11.1990), Bołszowce (1990) i Bursztyn (1990). Wiernym zwrócono kościoły w Kałuszu, Dolinie, Nadwórnej. Również w Stanisławowie w 1989 roku dawny kościół św. Józefa przekazano katolikom, jednak już w następnym roku został on przekazany zielonoświątkowcom, co było wyrazem wzlotów i upadków starań w sprawie odzyskania dawnej własności na ziemiach przesiąkniętych spustoszeniem i bezbożnym ateizmem w okresie komunistycznym.

Marian Skowyra

Tekst ukazał się w nr 11 (375), 15 – 28 czerwca 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X