Komunizm mógł zniszczyć wszystko, ale nie Polaków Rodzice, Halina i Feliks Malinowscy, niedługo po ślubie

Komunizm mógł zniszczyć wszystko, ale nie Polaków

Wspomnienie Edwarda Malinowskiego

Mieszkam w Żytomierzu, dawnym polskim mieście, któremu prawa miejskie nadał w 1444 roku król Polski Kazimierz Jagiellończyk. Mamy w Żytomierzu stary polski cmentarz, na którym spoczywa także mój ojciec. W każdą niedzielę chodzimy do kościoła pw. św. Jana z Dukli. Żytomierz to jeden z głównych ośrodków Polaków na Ukrainie. Uczymy się polskiego w Żytomierskim Obwodowym Związku Polaków na Ukrainie. Tak, dzisiaj już możemy to robić. Jednak w czasach komunistycznych zachowanie polskości nie było takie proste. Prześladowania, represje i rosnący strach zbierały swoje żniwo. W 1939 roku nocą przyszli po mojego dziadka, zabrali nie wiadomo dokąd. Nie wiemy, co się z nim stało i gdzie jest jego grób. W tym samym roku rozstrzelano dziadka mojej żony, kowala, jako wroga narodu sowieckiego. Kościoły zamieniano w magazyny albo w sale gimnastyczne. W naszym kościele seminaryjnym tam, gdzie był ołtarz, są drzwi, a tam, gdzie drzwi – ołtarz. Na Wszystkich Świętych zawsze jeździliśmy z rodzicami na grób dziadka Hipolita, zapalaliśmy świeczkę, bo zniczy nie było i szybko czytaliśmy modlitwę, tak, żeby nikt nie zauważył, że się modlimy. To mogło być niebezpieczne.

Pamiętam, jak dziadek opowiadał o cierpieniach ludzi w obozach koncentracyjnych. Dwa systemy: totalitarny i komunistyczny mogły zniszczyć wszystko, ale nie Polaków. Wyróżniał nas wielki patriotyzm, solidarność i silne poczucie tożsamości, przywiązanie do wiary i do ziemi. Polacy byli bardzo dobrymi gospodarzami.

Polskiego uczyłem się od dziadka i taty, rano i wieczorem. Dziadek Hipolit czytał mi dużo książek, uczył wierszy na pamięć, których znajomość potem sprawdzał. Pamiętam „Pieśń filaretów” i „Rozum i wiarę” Mickiewicza czytane przez dziadka i Pismo Święte, które czytałem z ojcem. Dzisiaj jestem tłumaczem i lubię czytać polską poezję; jednym z moich ulubionych utworów jest wiersz Szymborskiej „Nic dwa razy się nie zdarza”.

Moi rodzice byli inżynierami. Tato Feliks walczył w II wojnie światowej, brał udział w bitwie o Warszawę. Za zasługi na polach bitew otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi, Odznakę Grunwaldzką, Medal za Warszawę, Medal za Odrę, Nysę, Bałtyk. Jestem z niego bardzo dumny. Dzisiaj, kiedy nie ma go już z nami – zmarł w 2002 roku, to ja opowiadam o bitwach i walkach, w których brał udział, o losach dziadków i pradziadków, tak samo jak on to kiedyś czynił.

Po dziadku Hipolicie pozostał mi zegarek, który teraz noszę, wcześniej miał go mój tata, a potem będzie go nosić moja najstarsza córka. Przywołuje w pamięci wspomnienia o ludziach bardzo ważnych w moim życiu.

Lubię Żytomierz, bo tutaj się urodziłem, wychowałem, tutaj pracuję i mam rodzinę. Czuję, że tutaj bije polskie serce.

Anastazja Malinowska
Tekst ukazał się w nr 23-24 (339-340), 20 grudnia – 16 stycznia 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X