Kijowska „Krynica” nigdy nie drukuje tekstów, które mogłyby kogoś urazić

Krynica to kwartalnik, który jest zdecydowanie zbyt mało znany, a godny jest tego, by o nim mówić i pisać. Krynica to po polsku źródło, po ukraińsku – studnia, w obu przypadkach jest to źródło czystej wody. Krynica zatem to źródło czystej, nieskażonej, bardzo przyzwoitej informacji.

Z Dorotą Jaworską, redaktor naczelną Krynicy, rozmawiał Wojciech Jankowski.

Od jak dawna ukazuje się Krynica?
To już 27 rok… Teraz będzie 107 numer, a jeśli się wydaje kwartalnik, to długo się czeka na setny numer [śmiech].

Krynica w dużym stopniu jest poświęcona Polakom związanym z Kijowem, biografiom kijowskich Polaków, historiom kijowskim?
Nie tylko Kijów! To tak nominalnie, bo tu zawsze była redakcja. Krynica zawsze pokazywała to, co jest dobre w stosunkach polsko-ukraińskich. Pokazywała Polaków, którzy urodzili się tutaj albo działali na terenie Ukrainy, czyniąc jakieś dobro. Pismo zostało założone przez dominikanina ojca Wojciecha Jezienickiego i realizowaliśmy w nim od początku ideę chrześcijańską w tym sensie, że nigdy nie zamieszczaliśmy tekstów, które mogłyby kogoś urazić, obrazić, wywołać jakąś burzę. Jak powiedział jeden z naszych starszych czytelników – to jest jedyne pismo, które można przeczytać od początku do końca i ciśnienie jest ciągle to samo.

Ta idea chrześcijańska nie polega na tym, że drukujemy teksty religijne – tego nie robimy. Natomiast realizujemy tę ideę przez realizowanie rzeczy dobrych, które łączą, ale nigdy nie dzielą.

Na przykład na czym, na kim się skupiacie?
To są na przykład różni malarze, jak Siemiradzki. Są osoby, których tata był Polakiem, albo mama była Polką. Nasi poeci, którzy bywali tutaj, albo wręcz urodzili się tutaj, tacy jak tenże Słowacki. Kijów oczywiście stanowi ogromną część naszych materiałów, z racji tego, że współpracujemy z sekcją wychowanków Politechniki Kijowskiej w osobie Janusza Fuksy. Przez wiele lat wydawali oni wspomnienia polskich studentów, którzy w różnych latach, w tym przed rewolucją październikową, uczyli się w Kijowie. Naturalnie, że sięgamy po te materiały.

Pierwszym redaktorem naczelnym i osobą, która tworzyła Krynicę, był Stanisław Panteluk, redaktor naczelny Dziennika Kijowskiego. To jemu pismo zawdzięcza swoją nazwę. Idea była taka: krynica to po polsku źródło, po ukraińsku studnia, w obu wypadkach jest to źródło czystej wody. Krynica zatem to źródło czystej, nieskażonej, bardzo przyzwoitej informacji.

Krynica ma stałych czytelników. Czy piszą do redakcji?
Ludzie u nas jeszcze do tej pory piszą listy. Piszą nie maile, a właśnie listy. Są one pełne wdzięczności za to, co robimy. A czasem sami przysyłają teksty. Mamy jedynie ten problem, że czasem ludzie mając świadomość, że nie radzą sobie dobrze z językiem polskim, boją się przysłać jakiś materiał, albo przepraszają, że nie dadzą rady. My zawsze zachęcamy, żeby przysyłali materiały nawet po ukraińsku czy po rosyjsku. Przetłumaczymy je, bo informacje zwłaszcza z małych miejscowości mają szczególne znaczenie.

Dokąd Krynica dociera?
Praktycznie na całą Ukrainę, ponieważ dystrybucja wygląda w sposób następujący. Dostarczamy zawsze do ambasady i konsulatu w Kijowie. Poza tym wysyłam do wszystkich konsulatów na Ukrainie, gdzie dociera mnóstwo Polaków. Oprócz tego pismo otrzymuje Federacja Organizacji Polskich na Ukrainie, Związek Polaków na Ukrainie i wszystkie polskie organizacje w Kijowie. Oprócz tego mamy indywidualnych czytelników, którym wysyłamy pocztą.

W Polsce jest zainteresowanie czasopismem? Też są czytelnicy?
Są zainteresowani, ale właściwie nie mamy prawa wysyłać do Polski, zgodnie z zasadą, która mówi, że jeśli polska fundacja daje pieniądze przeznaczone na prasę na Ukrainie, to nie powinniśmy wysyłać jej poza Ukrainę. Natomiast osobom zainteresowanym i autorom zawsze parę egzemplarzy do Polski wysyłam. Zainteresowanie jest bowiem ogromne. Czasem szkoda, że tych materiałów nie można jeszcze gdzieś opublikować, gdyż są one w większości unikatowe.

Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych stu numerów!

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 16 (356), 1 – 14 września 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X