Kalinowe mosty na Warmii i Mazurach

Kalinowe mosty na Warmii i Mazurach

W rozgłośni radiowej w Olsztynie (Fot. Agnieszka Ratna)Jakie nagrody otrzymali dziennikarze z Polski?

Polscy dziennikarze, w przeciwieństwie do ukraińskich, bardzo wyraźnie dotrzymywali się tematyki konkursowej. Przez to polskich prac było mniej. Dziennikarze Radia Rzeszów powiedzieli o rozwoju ukraińskich szkół i stowarzyszeń kulturalnych na ziemi Przemyskiej. Audycja „U nas, w Moczulkach” regionalnej rozgłośni w Olsztynie otrzymała dyplom drugiego stopnia. Program Stefana Migusa „Zabrali mojego ojca” zwyciężył w nominacji w kategorii „Deportacje lat 44-46 oraz akcja Wisła”. Jest to również opowieść kobiety bez dziennikarskiego komentarza, ale w jej monologu jest wszystko – i nieopisany ból i szczera dusza, i mądrość minionych lat. Trzeba powiedzieć, że ta nominacja nie była popularna, co oznacza, że ukraińscy dziennikarze nie mają odwagi do odkrywania historii ukraińsko-polskich konfliktów etnicznych. Zamiast tego, jak wiemy, polskie media aktywnie drążą ten temat. Ostatnie pikiety ukraińskich konsulatów w Polsce, świadczą również o tym, że na Ukrainie wciąż brak państwowej polityki w zakresie badań nad własną historią. To już dawno mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.

Czy odczuwałaś do siebie jakąś wrogość, w związku z zaszłościami historycznymi?
Absolutnie nie. I nasi polscy koledzy, i jurorzy, i urzędnicy-samorządowcy, z którymi spotykałam się i zwykli Polacy, z którymi rozmawiałam po ukraińsku na ulicach polskich miast, byli przyjaźni. W swej większości Polacy, jak i Ukraińcy, rozumieją, że opłaca się być dobrymi sąsiadami. Ale to nie tyle trzeźwa kalkulacja, ile głębokie poczucie narodowego pokrewieństwa. Nawiasem mówiąc, Polacy bardzo przejęli się żartami swoich dziennikarzy radiowych, którzy niesmacznie zażartowali z ukraińskich kobiet podczas Euro 2012. A jeszcze wyrażali całkowity brak zrozumienia z decyzji Rady Najwyższej, która przyjęła nową ustawę o językach. To są reakcje w kraju, gdzie dzisiaj znajduje się 50 ukraińskich klas i pięć pełnych ukraińskich szkół – i to bez zbędnych przepisów „o języku regionalnym”, ten język rozwija się i państwo wydaje na jednego ukraińskiego ucznia dwa razy więcej pieniędzy, niż na naukę w języku polskim. Odwiedziliśmy te szkoły w Bartoszycach i Gurowie Iławieckim. Pierwsze wrażenie, zwłaszcza dziennikarzy ze Wschodu Ukrainybyło takie: „Pojechaliśmy do Polski i trafiliśmy na Ukrainę”. Wielu z nich dziwiło się, że tak wielu ludzi w północnej Polsce mówi po ukraińsku. Dzisiaj obserwuje się nawet tendencję do posyłania do ukraińskich klas dzieci rodziców Polaków. W rzeczywistości wszystko jest o wiele bardziej proste: przyszłość widzą oni w umacnianiu kulturalnych i gospodarczych więzi pomiędzy obu krajami.

W jakim języku rozmawiali dziennikarze ze wschodu Ukrainy?
Wyłącznie po ukraińsku, niektórzy z nas znają polski, a przeważająca większość – rozumie. Niestety, niektórzy uczestnicy nie spełniali warunków konkurencji programu językowego, który miał być tylko w języku ukraińskim i polskim. Oznacza to, że nie dokonano dubbingu. To, że niektóre z ich audycji znalazły się poza konkursem, było jednym z powodów, że organizatorzy postanowili angażować do kolejnych festiwali prywatnych nadawców. Wtedy wzrośnie konkurencja i jakość programów. Mam nadzieję, że ich poziom znacznie się poprawi.

Czy program kulturalny festiwalu był ciekawy?
Tym razem skupił się na ekologicznych obiektach Warmii i Mazur. Nasz przyjazd zbiegł się z obchodami Dnia Środowiska. A że na Mazurach skoncentrowała się czwarta część powierzchniowych wód w Polsce, zaczęliśmy od wody. Zapoznaliśmy się ze stacjami oczyszczania wody w Olsztynie oraz Mikołajkach, rozmawialiśmy z założycielami Fundacji Wielkich Jezior Mazurskich, odwiedziliśmy „Eko-Marinę”, przepłynęliśmy kaskadą jezior, wzięliśmy udział w konferencji prasowej maskulińskiego leśnictwa. Wędrowaliśmy statkiem po lądzie przez Kanał Elbląski. Ta niezwykła atrakcja – wynalazek niemieckiego inżyniera – wcześniej była ważną arterią wodną dla lokalnych mieszkańców. Teraz jest atrakcją dla turystów. Kiedy statek nagle wychodzi z wody i płynie wśród łąk – czuję się jak bajce z Polesia. Właśnie poleskiej, bo przyroda w warmińsko-mazurskim jest bardzo podobna jest do naszych wołyńskich krajobrazów. A jeszcze odwiedziliśmy największą w Polsce (prawdopodobnie i w Europie) pasiekę na 2,5 tys. uli, którą posiada Ukrainiec z pochodzenia Stefan Tkaczuk i Hutę szkła artystycznego, której właścicielem jest Ukrainiec ze Lwowa Taras Krynicki.

Zakończyliśmy naszą wycieczkę w Ostródzie – mieście, które jest znane z Mistrzostw Świata w wioślarstwie i kajakarstwie. Oprócz korzystnych rzeczy w zakresie ochrony środowiska, to gminy mają też wiele możliwości w przyciągnięcia funduszy na rozwój swych terenów. O dotacje, choć nie tak potężne jak te z UE w Polsce, mogą walczyć również i rejony ukraińskie.

I jakie to wrażenia z wizyty były najbardziej wyraziste?
Wiesz, pierwszy raz widziałem czarne bociany. Mówią, że spotkać je można też na Polesiu, a zobaczyłam je w polskiej wsi Żywkowa. To przysiółek znany jest w Europie, ponieważ na kilka domów mieszka tutaj ponad sto bocianów. A teraz ta symbioza – bocian-człowiek – zapadła mi w serce najbardziej. Właściciel stoczni Władysław Andrejew i jego żona – przesiedleńcy z akcji „Wisła”, Ukraińcy – żartuje, że co czwarty bocian – jest Polakiem, a co drugi – Ukraińcem. Niesamowici ludzi. Myślę, że on wie więcej o bocianach niż jakikolwiek uczony-ornitolog. Stworzył muzeum bociana. To ciekawe, że często wpadają do Żywkowa i byli właściciele, eksmitowani stąd Niemcy. Warmia i Mazury to dawne Prusy Wschodnie. Przyleciał tu z Niemiec obrączkowany w Berlinie bocian. Bociany – jak ludzie starają się wrócić do swoich korzeni, do swoich domów rodzinnych. I co roku próbują uczynić swe gniazdo bardziej komfortowym.

Myślę, że każdy, kto wrócił w tych dniach z polskiej ziemi do rodzimych stron, wyniósł z tego wyjazdu i festiwalu trzy najważniejsze rzeczy. Po pierwsze aby czuć się komfortowo we własnym domu, trzeba przede wszystkim mieć własną godność. Po drugie opierać się na własnym języku, kulturze i tradycjach. Po trzecie – mieć pragnienie, by żyć w zgodzie i szacunku z sąsiadami. To rzecz pozornie prosta. A my, dziennikarze będziemy mieli do promowania pierwszy wielki projekt – przywrócenie porządku w naszym Domu – Ukrainie.

Agnieszka Ratna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X