Wspomina Danuta Stefanko
Urodziłam się w 1944 roku w moim ukochanym Stanisławowie [w II RP stolica województwa stanisławowskiego, dziś na Ukrainie, nazywa się Iwano-Frankiwsk]. Mieszkało tu wielu Polaków. Trzymali się zawsze razem. Co nas wyróżniało? Kultura. Mężczyźni zawsze całowali kobiety w rękę. Co jeszcze? Wyborne poczucie humoru.
Kobiety najczęściej prowadziły gospodarstwo domowe, a panowie pracowali w fabryce skór Margoszesa. Przy tej fabryce działało przedszkole, do którego i mnie zaprowadzono, ale uciekłam, tak mi się w nim nie podobało.
W moim rodzinnym mieście była polska szkoła nr 7, chodziłam do niej siedem lat, dopóki nie została zamknięta w 1956 roku i przekształcona w szkołę ukraińską. A uczyło się w niej ponad 400 uczniów. Wszystkich przedmiotów uczono po polsku.
W mieście był browar parowy Sedelmeyera, pałac Potockich, do dziś stoi pomnik Adama Mickiewicza. Była także kolegiata Najświętszej Maryi Panny, którą kiedyś odwiedzał sam król Jan III Sobieski, przysięgę małżeńską składał w niej premier II RP Władysław Sikorski. Dopóki była, chodziliśmy zawsze do niej na nabożeństwa, potem modliliśmy się w rodzinnym gronie.
Czas świąt to był także czas wspomnień. Rodzice opowiadali o przeszłości rodziny, o Polsce. A na stole na Boże Narodzenie był barszcz, kutia i opłatek przysłany przez rodzinę z Polski. Na Wielkanoc zaś moja mama zawsze przygotowywała miodownik z goździkami. Wszyscy rozmawialiśmy wyłącznie po polsku, bo to był polski dom, z polskimi książkami, pacierzem, z koły-sankami śpiewanymi po polsku i z nasłuchiwaniem informacji z Polski. Mój tata po nocach słuchał Radia Wolna Europa, gromadził polskie czasopisma. Szczególnie boleśnie w mojej rodzinie przyjęto informację o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce.
W moim domu pieczołowicie są przechowywane pamiątki rodzinne: srebrna chochla i łyżka, rzeźbiona kasetka, portret mojej babci zrobiony we Lwowie w 1921 roku i grzybek do cerowania, który liczy ponad 150 lat. Są także dokumenty i liczne fotografie.
Mój tata został powołany do wojska w 1944 roku. Był łącznikiem przy sztabie 4 Frontu Ukraińskiego. Koniec wojny zastał go w Morawskiej Ostrawie i stamtąd wrócił do domu. Na szczęście, nikt z moich bliskich nie zginął w czasie wojny i po jej zakończeniu, chociaż zdarzały się pogróżki. Moja mama usłyszała od sąsiada: „Jesteś Polką, więc w razie czego, ciebie pierwszą zabiję”. Kiedy po studiach wyjechałam do pracy w górach w powiecie kosowskim, dostałam zapiskę, żebym się wynosiła, bo inaczej wysadzą mnie w powietrze. Dzięki Bogu do niczego nie doszło.
Ze Stanisławowem są związane najpiękniejsze wspomnienia i chwile w moim życiu. Jestem dumna, widząc, jak piękne jest to miasto i dumna, że jestem Polką ze Stanisławowa.
Danuta Stefanko
Tekst ukazał się w nr 4 (344), 28 lutego – 16 marca 2020