„Jesteśmy polskiej kultury sztandarem”

„Jesteśmy polskiej kultury sztandarem”

Polski Teatr Ludowy we Lwowie to zupełnie wyjątkowe zjawisko artystyczne. Zaistniał dzięki pracy Piotra Hausvatera – humanisty i artysty, poety i dramaturga, skromnego nauczyciela, wielkiego pedagoga.

Talent organizacyjny, konsekwentne działanie i poświęcenie oraz wielkie serce Hausvatera przyczyniły się do powstania zespołu. Ten „Teatr życiem płacony” – by użyć norwidowskiego określenia – to dzieło jego mądrości i uporczywej pracy wizjonera tworzone było od podstaw, choć przecież budowane na fundamentach wspaniałej tradycji teatralnej w grodzie nad Pełtwią. Stanowiąc nowy fenomen teatr ten wyrastał z wielu wieków budowania kultury scenicznej we Lwowie przez setki wybitnych indywidualności. W trudnych czasach Hausvater czerpał z tamtego dorobku, by przenieść go dalej, ubogacić, zachwycić widzów… Warto choćby lapidarnie i z konieczności wybiórczo wspomnieć o dziejach polskiego teatru we Lwowie.

Przez stulecia gród nad Pełtwią miał w tej dziedzinie wielkie osiągnięcia, znaczące dla całej kultury polskiej i europejskiej. To właśnie we Lwowie działał przez pewien okres (1795–1799) Wojciech Bogusławki wystawiając – między innymi – po raz pierwszy w dziejach polskiej sceny „Hamleta” w 1798 roku, a jego uczeń i współpracownik Jan Nepomucen Kamiński przez wiele dziesięcioleci (1809-1842) kontynuował ze świetnymi efektami pracę artystyczną w okresie zaborów. Teatr prowadzony przez niego pełnił ogromną rolę kulturotwórczą i narodową, mimo tłumiącej ducha sztuki austriackiej cenzury. Kamiński miał świadomość szczególnego zadania, jakie powinien pełnić teatr. Właśnie u niego debiutował Aleksander Fredro „Intrygą naprędce”, a później dla tego teatru pisywał przez wiele lat kolejne utwory.

(Fot. z archiwum teatru)

Spośród całej plejady dyrektorów i reżyserów lwowskich na szczególne uznanie zasłużył sobie Tadeusz Pawlikowski, który kierował nowym Teatrem Wielkim (wzniesionym według projektu Zygmunta Gorgolewskiego, obecnie gmach Opery) tworząc znakomity zespół (m.in. Irena i Ludwik Solscy, Władysław Roman, Kazimierz Kamiński, Mieczysław Węgrzyn). Do grona dramatopisarzy prezentowanych i promowanych w tym czasie na lwowskiej scenie należeli: Stanisław Wyspiański, Stanisław Przybyszewski, Gabriela Zapolska, Władysław Perzyński, Tadeusz Rittner, Jan August Kisielewski. Do wybitnych aktorów, których talenty publiczność lwowska mogła przez wiele lat podziwiać należeli: Helena Modrzejewska, Irena Eichlerówna, Wanda Siemaszkowa, Stefan Jaracz. W dwudziestoleciu międzywojennym scena lwowska należała do najciekawszych w Polsce, a prezentowane przez Leona Schillera w Teatrze Wielkim realizacje „Dziadów”, „Kordiana”, „Snu srebrnego Salomei” stały się jednymi z największych wydarzeń artystycznych tego okresu. Wilam Horzyca, współpracownik i kontynuator Schillera, także realizujący „teatr monumentalny”, wpisał się w historię lwowskiej sceny wieloma wspaniałymi spektaklami, między innymi wystawiając po raz pierwszy w 1933 roku „Kleopatrę” Cypriana Kamila Norwida. Działalność obu tych reżyserów jest do dzisiaj fascynującym zjawiskiem nie tylko dla badaczy dziejów Melpomeny, ale też wciąż inspiruje nowe pokolenia twórców teatralnych.

(Fot. z archiwum teatru)Jak w powojennym Lwowie – w którym zostały zamknięte wszystkie polskie instytucje kulturalne, a większość Polaków wyjechała – zdołał Piotr Hausvater założyć teatr, który nie tylko w tym mieście, ale i na obszarze całej sowieckiej Ukrainy był przez wiele lat jedyną polską instytucją kulturalną? Jak potrafił tego dokonać, przetrwać we Lwowie i rozwinąć działalność artystyczną i oddziaływać nią na serca i umysły pozostałych w mieście rodaków? Zafascynowany od początku lat dziewięćdziesiątych kolejnymi spektaklami Polskiego Teatru Ludowego, niepowtarzalną aurą duchową jaką tworzy ten zespół, poszukiwałem na to odpowiedzi nie tylko u aktorów, którzy pamiętali Profesora, ale też dotarłem przed laty do jego rodziny zamieszkałej w Polsce i części ocalałego archiwum, który udostępniła mi jego wnuczka Elżbieta Wawrzyńczak. Poszukiwania te przerodziły się potem w obszerną rozprawę. Choć wcześniej pisał na jego temat Zbigniew Chrzanowski w folderach Polskiego Teatru, pojawiły się lapidarne wspomnienia Adolfa Wisłowskiego „Początki Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie” w „Gazecie Lwowskiej” w 2003 roku, wspomnienia w cennej książce Janusza Wasylkowskiego „Teatr z ulicy Kopernika” oraz sekwencja w filmie Jerzego Janickiego „Bardzo mały – wielki teatr”, jednakże ta wyjątkowo zasłużona dla kultury postać nie została utrwalona. Powoli więc wyłaniał mi się niezwykły obraz, który w tym artykule jedynie naszkicuję.

Piotr Hausvater urodził się w 1894 roku, a więc w chwili odzyskania przez Polskę niepodległości był już dojrzałym człowiekiem. Jego młodość przypadła na okres międzywojenny, a przyszło mu żyć w mieście tętniącym wówczas barwnym i bogatym życiem artystycznym, naukowym, teatralnym, muzycznym. Pełnym najwspanialszych dzieł sztuki i niezwykłej architektury. Znakomicie działał teatr, także opera, operetka, filharmonia. W mieście wychodziły dzienniki, działały kina, rozgłośnia Polskiego Radia, wydawnictwa. Istniały biblioteki o wspaniałych zbiorach, ze słynnym „Ossolineum” na czele. Wybitni profesorowie z wielu dziedzin nauki i sławni artyści zaglądali do kawiarni i restauracji, z których żywą legendą był „Atlas”.

(Fot. z archiwum teatru)

Piotr Hauswater ukończył w Stanisławowie szkołę średnią, a także chlubnie szkołę muzyczną im. Stanisława Moniuszki, a potem we Lwowie Konserwatorium Muzyczne i kurs koncertowy gry na skrzypcach u prof. Cetnera. Ukończył też polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Zdobył więc bardzo wszechstronne artystyczne i humanistyczne wykształcenie. Po studiach podjął upragnioną pracę nauczyciela – miał też zamiłowania i talent pedagogiczny, który rozwijał do końca życia. Lubił pracować z dziećmi i młodzieżą. Posadę zdołał znaleźć w lwowskiej Szkole Handlowej mieszczącej się przy ulicy Franciszkańskiej 9, gdzie wkrótce opracował „Wypisy do nauki o handlu”, a także napisał – czerpiąc ze swej wiedzy polonistycznej – broszurę „Handel i przemysł w obcej literaturze powieściowej i dramatycznej”. Żywo interesował się literatura piękną, co między innymi zaowocowało wydaniem z rękopisów poszerzonego zbioru wierszy najwybitniejszego poety legionowego Józefa Mączki. Tom „Starym szlakiem” pięknie wydany w Warszawie w 1938 roku jest dziś białym krukiem bibliofilskim, a wiersze z tego tomu były wielokrotnie przedrukowywane przed wojną, a także w czasach obecnych. Stanowią kanon polskiej poezji żołnierskiej i niepodległościowej. Do wspomnianego zbioru wierszy Piotr Hausvater napisał obszerny, ciekawy wstęp. Warto też wspomnieć, że Józef Mączka był krewnym jego żony. Stąd do wspomnianego zbioru dołączył szereg nigdzie nie ogłaszanych wcześniej wierszy, znajdujących się w jego posiadaniu. We wstępie pisał: „Będąc w posiadaniu rękopisów najwcześniejszych utworów poety, nigdy dotąd nie ogłaszanych i znając szczegóły jego życia uważam za swój obowiązek podzielić się tym z publicznością, zwłaszcza z wojskiem i młodzieżą szkolną żywiącą głęboki kult dla Jozefa Mączki”. Piotr Hausvater przed wojną organizował akademie ku czci Józefa Mączki, na których wygłaszał okolicznościowe przemówienia. Warto przy okazji wspomnieć, że Lwów był miastem, w którym panował szczególny kult Legionów, jako że tu ukrywał się i przebywał przez wiele lat Józef Piłsudski, tu powstał ponad sto lat temu Związek Walki Czynnej – zalążek Legionów i polskiej armii.

O fascynacji Hausvatera teatrem napisała najpiękniej jego żona Maria. W liście udostępnionym mi przez jego wnuczkę, a skierowanym w 1968 roku do redaktora Jerzego Waldorffa czytamy o jego lwowskim okresie: „Przez jakiś czas pracował jako pierwszy skrzypek w teatrzyku prowadzonym przez Andę Kitschman pod nazwą „Czwórka”. Z zachwytem opowiadał mi o jej talentach kompozytorskich i o jej piosenkach. Gdy dyrektor Ludwik Czarnowski zaczął organizować teatry we Lwowie: operę, operetkę i dramat, Piotr Hausvater dostał się do orkiestry operetkowej.

Równocześnie zapisał się na wydział filozoficzny uniwersytetu…” We wspomnianej szkole handlowej Hausvater uczył języków i literatury. Ale swoje zamiłowania teatralne już wówczas zrealizował tworząc i prowadząc teatrzyk szkolny. Napisał dla tego teatrzyku dwa obrazki sceniczne o treści legionowej: „Bilans” oraz „Radosne święto”.

(Fot. z archiwum teatru)

Wybuchła wojna, nastała noc okupacyjna, którą przeżył wraz z żoną cudem. Utrzymywał się pracując jako nauczyciel i ucząc języka niemieckiego w przekształconej za sowietów w dwa technikumy Szkole Handlowej. Po zakończeniu wojny pozostał we Lwowie wraz z garstką przedwojennych, znakomitych pedagogów i po jakimś czasie podjął znowu pracę nauczycielską w polskiej szkole nr 24. Tam też na nowo rozpoczął pracę artystyczno-teatralną. W szkole potrafił umiejętnie przekazywać uczniom wiedzę. Lekcje ubogacał grą na skrzypcach, jakby na przekór temu co działo się wokół i w samej szkole. Założył też w dwu szkołach z polskim językiem nauczania – w szkole nr 24 i szkole nr 10 – młodzieżowe kółka teatralne, których działalność tak wspominał kilka lat temu w rozmowie ze mną Adolf Wisłowski, współpracownik Hausvatera, późniejszy kierownik administracyjny teatru: „W 1947 roku rozpocząłem naukę w szkole nr 24 na ulicy Majakowskiego 18, przed wojną Kochanowskiego, a obecnie Łewyćkoho. Przez cały okres okupacji byłem na tajnych kompletach. Uczyli nas Franciszka Płonka i ks. salezjanin Masłowski. Salezjanie wydali mi świadectwo, które pomogło mi wstąpić do szkoły nr 24. Na początku roku szkolnego profesor Hausvater zaczął nas namawiać, abyśmy założyli teatr.(…) W sali gimnastycznej nie było sceny. Woziłem swoimi końmi deski do jej urządzenia. Uczyliśmy się w dzień, urządzaliśmy scenę nocami. Dziwni byli entuzjaści teatru – uczniowie. Prawie wszyscy nie odpowiadali wiekowo klasom, do których uczęszczali, byli starsi (…) Woziłem także drewno z lasu na dekoracje. Przywoziłem książki i zeszyty z drukarni. Dyrektor szkoły Kabarowski dawał nam zeszyty do notowania tekstu ról, bo nie mieliśmy na czym pisać”. Młodzieżowe grupy teatralne, które organizował Hausvater, początkowo występowały w szkołach oraz brały udział w przeglądach osiedlowych, miejskich i obwodowych. Zespół nabierał doświadczenia, zdobywał dyplomy i uznanie, co było ogromnie ważne. W zespole panowała atmosfera nie tylko zrozumienia dla sprawy, ale także koleżeńskości i wzajemnej pomocy. Jak wspominał Wisłowski, pieniądze, które grupy uzyskiwały po spektaklach, przeznaczano na zakup butów i ubrań dla ubogich uczniów. Tak postanowił po naradzie z rodzicami Piotr Hausvater. Trzeba też podkreślić, że profesor nigdy nie czerpał korzyści materialnych z działalności teatru, chociaż po wojnie znajdował się w wyjątkowo trudnej sytuacji materialnej. Miał na utrzymaniu dużą rodzinę – troje dzieci: córki Annę i Janinę oraz syna Emila, a pensja nauczyciela była bardzo skromna. Żona jego nie pracowała. Utrzymywał się m.in. z wyprzedawania, często za bezcen, zgromadzonej przed wojną kolekcji cennych obrazów, której część zakupiła Lwowska Galeria Obrazów. W domu znajdowała się ogromna biblioteka, starodruki, wspaniałe wydania przedwojennych drukarni, które Hausvater ofiarowywał jako honoraria lekarzom, którzy bezskutecznie leczyli śmiertelnie chorego syna Emila. Nawet wtedy, gdy Polski Teatr zyskał miano „ludowego” i kiedy chciano dać Hausvaterowi etat jako kierownikowi, odmówił, chcąc widocznie zachować niezależność.

Za początek działalności teatru, który wyłonił się ze wspomnianych kółek szkolnych, uznano 19 kwietnia 1958 roku. Był to już okres, gdy zmieniła się nieco atmosfera w ZSRR. Zespół w polskiej szkole nr 10 wystawił składankę: „Rycerskość wieśniaczą” G. Verdi, fragment „Babci i wnuczka” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, „Przyjaciółki” Magdaleny Samozwaniec i „Kumoszki lwowskie” Piotra Hausvatera, później zaś Juliusza Słowackiego „Balladynę”; rok później fragmenty „Beatrix Cenci”, „Marii Stuart” i „Mazepy” oczywiście w reżyserii Hausvatera. Ten debiut artystyczny pod znakiem Słowackiego okazał się szczęśliwy. Wybór autora „Króla-Ducha” na patrona artystycznego nie był przypadkowy; wszak to pierwszy z romantycznej „szkoły ukraińskiej” i – co warto podkreślić – właśnie we Lwowie „odkrywany” z rękopisów przez wybitnych badaczy, wydawany przez znakomite oficyny, a także analizowany i popularyzowany przez polonistów. Lwów popularyzował także dzieła Słowackiego poprzez scenę – wspaniałe przedstawienia teatralne Leona Schillera.

(Fot. z archiwum teatru)

Debiut teatru Hauswatera okazał się sukcesem zespołu. Profesor konsekwentnie przez następne miesiące i lata umacniał zespół teatralny, inspirował i reżyserował nowe spektakle. „Balladynę” zaprezentował teatr jeszcze później na scenie dawnej Bagateli, pełniącej wtedy funkcję Domu Twórczości Ludowej. Występ ten zdobył uznanie widzów, ale także lwowskich urzędników od kultury. W rok później teatr przeniósł się do Obwodowego Domu Nauczyciela, co świadczy o tym, że intensywne starania Hausvatera o stałą scenę powiodły się. Za jego niewątpliwy sukces należy uznać przyznanie w grudniu 1961 roku przez republikańską Radę Związków Zawodowych polskiemu zespołowi teatralnemu tytułu „teatru ludowego”, co w nomenklaturze sowieckiej sytuowało go prawie na równi z zawodowymi. Teatr otrzymał wówczas dwa etaty i dotację na wyjazdy, a także na druk afiszy i zaproszeń. Grono zapaleńców teatralnych działało pod kierownictwem Hausvatera do jego śmierci w 1966 roku, przygotowując w tym okresie 22 premiery. W repertuarze dominowała klasyka, głównie utwory Słowackiego, Mickiewicza, Szekspira, Zapolskiej, Szaniawskiego, Żeromskiego i Bałuckiego. Teatr prezentował programy poetyckie według „Ballad i romansów”, a także wiersze Tarasa Szewczenki i Marii Konopnickiej. I choć w rzeczywistości sowieckiej niczego nie można było być do końca pewnym, to z perspektywy lat pod koniec życia, Hausvater mógł na swe dzieło spoglądać z dumą. Jego „Teatr życiem płacony” miał skromną, ale stałą siedzibę, przy ulicy Kopernika w Domu Nauczyciela (dawnym pałacu Bielskich), która do dziś pozostaje do dyspozycji zespołu. Jest tu kameralna scena i widownia na sto kilkadziesiąt osób. I zespół – grono kochających teatr utalentowanych zapaleńców. Wreszcie najzdolniejszy jego uczeń – Zbigniew Chrzanowski – po studiach polonistycznych we Lwowie ukończył wydział reżyserii przy teatrze Wachtangowa w Moskwie, bo oczywiście o studiach tego typu w Polsce nie mogło wtedy być mowy. Tak powstał zespół, który miał przed sobą trudne zadanie, ale też dużo lepsze przygotowanie do pracy artystycznej. Przede wszystkim miał już w tym okresie znaczący dorobek; zyskał uznanie szczególnie w środowisku polskim. Na stałe wpisał się w ówczesny pejzaż kulturalny Lwowa. Wśród sympatyków i bywalców teatru byli prof. Mieczysław Gębarowicz, ostatni dyrektor lwowskiego Ossolineum i wybitny historyk sztuki, a także ojciec Rafał Kiernicki, heroiczny proboszcz katedry łacińskiej. Jak wspomina wnuczka Hausvatera przychodził do domu dziadków. Odprawiał tam potajemnie msze św. Był też w przeddzień śmierci Hausvatera, aby go wyspowiadać oraz udzielić sakramentu chorych.

(Fot. z archiwum teatru)

Trzeba też wspomnieć o twórczości literackiej Profesora. Po wojnie nie miał możliwości publikacji. Tylko część dzieł pozostała w rękopisach we wspomnianym już archiwum. Pisał do szuflady dramaty i wiersze. Wiadomo, że po wojnie stworzył komedię w duchu fredrowskim „Kumoszki lwowskie”, która była grana przez teatr przez kilka sezonów. Tekst utworu, niestety, nie zachował się. Archiwalne materiały mają różną wartość literacką. Tworzył kronikę rodziny i środowiska, głównie teatralnego i szkolnego, swoiste „silva rerum”. Utwory te są różnorodne, można je pogrupować tematycznie: sztuki teatralne, wiersze okolicznościowe (akademie szkolne, na uroczystości rodzinne, jubileusze); wiersze o charakterze kabaretowym (np. „Polka pijacka”), utwory opisujące Lwów, utwory religijne; wiersze odnoszące się do teatru, pracy w nim, aktorów. W jednym z nich (bez tytułu) pisał nie bez dumy:

W szkołach, w których uczyłem języków i literatury
Stworzyłem mocne,
artystyczne placówki kultury.
Placówkami tymi kierowałem
lat prawie czterdzieści!
W nich geneza lwowskiego
Polskiego Teatru Ludowego
się mieści.

A oto zachowany fragment innego jego wiersza, który zawiera w zasadzie cały program ideowy:

Jesteśmy polskiej kultury
sztandarem,
Mamy ludzi upajać polskiej mowy czarem,
Mamy polszczyzny być dla innych wzorem,
Poezji naszej być ambasadorem…
Wielkie zadanie, prawie ponad siły…
Czarów się banie nad nami rozbiły. (….)
Przyjaciele i wrogowie, miejcie
to na względzie,
Że „zespół” nasz istnieje
i długo istnieć będzie.

Sądzę, że Polski Teatr Ludowy ze Lwowa znakomicie w minionym okresie wypełnił duchowy testament Piotra Hausvatera. Oby do tego wielkiego dzieła, do jego wielkich i chlubnych kart, każdy miesiąc i każdy rok dopisywał wciąż nowe, coraz bardziej wspaniałe…

Mariusz Olbromski
Tekst ukazał się w nr 21 (193) 15–28 listopada 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X