Immersyjna wystawa we Lwowie o zniszczeniach wojennych na Ukrainie fot. Igor Rewaga / Nowy Kurier Galicyjski

Immersyjna wystawa we Lwowie o zniszczeniach wojennych na Ukrainie

„Tu był mój dom” – pod takim tytułem w Baszcie Prochodwej we Lwowie zaprezentowano największy projekt na Ukrainie, który pokazuje skutki wojny rosyjsko-ukraińskiej za pomocą panoram, zdjęć w formacie 360 stopni i wirtualnej rzeczywistości. Autorem tych zdjęć jest Dmytro Małyszew z Kijowa, który wcześniej był fotografem Google. Od początku pełnoskalowej agresji rosyjskiej wykonał ponad 1700 zdjęć panoramicznych z prawie 250 lokalizacji w 39 miejscowościach obwodu kijowskiego, charkowskiego, mikołajowskiego, chersońskiego i innych obwodów.

– Krótko mówiąc, chcę powiedzieć publiczności: Pamiętajcie! – zaznaczył w wywiadzie dla Kuriera Dmytro Małyszew. – Pamiętajcie, że na Ukrainie trwa wojna. Pamiętaj, że ludzie umierają. O tym, co robi Rosja. Pamiętaj, że jeśli Ty, widz, osobiście nie zrobisz czegoś dla zwycięstwa Ukrainy, to niestety zobaczymy, że ta wojna się nie skończy. I zapewne nie zakończy się to w ramach Ukrainy, bo widzimy, jakie są wypowiedzi Putina na temat światopoglądu i zwrotu tych terytoriów warunkowych, w tym w Europie, które były częścią Układu Warszawskiego. Dlatego chcę swoimi zdjęciami powiedzieć: Pamiętaj, widzu. A żeby zapamiętać, trzeba to wszystko zobaczyć.

Dmytro Małyszew wspomniał o pierwszych dniach po pełnoskalowej inwazji Rosjan.

– Z wojskiem ukraińskim pracowałem od 2014 roku i myślałem, że jestem gotowy do wykonania takich zdjęć, ale tak naprawdę przeżyłem wtedy szok – mówił dalej. – Przede wszystkich od rujnacji w obwodzie kijowskim. Chociażby moja przygoda z samolotem „Mrija”. W 2016 roku jako jedyny fotograf na świecie dokonałem wirtualnego spaceru po całym samolocie, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Wszystko to sfotografowałem w 2016 roku. Zawsze mówiłem: „Moja „Mrija”. A kiedy dostaliśmy zezwolenie, ażeby zrobić zdjęcia rozbitego, spalonego samolotu „Mrija”, pozostałem tam sam. Powiedziano mi, że jest tam mnóstwo amunicji, dlatego trzeba zachować się bardzo ostrożnie. Sam tam pracowałem. Powiem szczerze, że kiedy zobaczyłem to wszystko, miałem łzy w oczach. „Mrija” wyglądała, jakby żywa, jednak leżała wysadzona w powietrze. Bardzo było mi przykro, bardzo przykro. Jak to mogło się stać? Jak to można było dopuścić? Uważam, że to był nie tylko ukraiński skarb, ale i całego świata. Przecież to był jedyny taki samolot na świecie. Był to największy samolot i niestety taki był jego los. Byłem pod wielkim wrażeniem. Nadal nieustannie pracujemy. Nie planujemy kończyć tych zdjęć lub zatrzymać ten projekt. Następną podróż służbową mamy już zaplanowaną na koniec marca. Teraz przechodzimy przez proces uzyskiwania pozwoleń, bo to jest strefa frontowa w obwodach dniepropietrowskim, donieckim i zaporoskim.

fot. Igor Rewaga / Nowy Kurier Galicyjski

Razem z Dmytrem Małyszewym na otwarcie wystawy przyjechali jego małżonka Inna i syn Jarosław.

– Oni przyjechali z Kijowa, żeby wesprzeć mnie w prezentacji tego projektu – powiedział Dmytro. – Żona całkowicie zarządza procesem tworzenia oprogramowania. Ponieważ robię zdjęcia, wciąż tworzymy tę wirtualną wycieczkę. Oczywiście żona się o mnie martwi. Czasami mówi: „Nie chciałabym, żebyś jeździł tam, gdzie można znaleźć się pod ostrzałem”. Ale to jest wielka sprawa dla Ukrainy i całego świata. Należy to pokazać. Jeśli ja tego nie zrobię, to kto to zrobi? Ktoś to musi zrobić i my to robimy.

Ekspozycja wystawy jest tak zaaranżowana, żeby wśród prowizorycznych budynków, na korytarzach i klatkach schodowych można było jak najbardziej odczuć grozę wojny. Spotkaliśmy tam uchodźców, którzy znaleźli schronienie we Lwowie.

Julia Kuklina, która pochodzi z Kupiańska wzruszająco powiedziała:

– Nie widziałam tych zniszczonych budynków, ponieważ w czasie inwazji na pełną skalę byłam w Charkowie, a następnie wyjechałem na zachodnią Ukrainę. Zobaczyłam na tej wystawie zdjęcia Kupiańska, widziałam inne zniszczone miasta, zwłaszcza przez okulary VR, i to jest po prostu straszne. Widziałam zniszczony Dom Kultury, w którym tańczyłam całe dzieciństwo i gdzie dużo czasu spędzaliśmy z przyjaciółmi. A teraz patrzę na te zdjęcia przez łzy i nadchodzą wszystkie uczucia. To jest naprawdę bardzo przerażające. To jest jak coś nierealnego. To niewiarygodne, że tak może być. To są miejsca, gdzie chodziłam przez całe życie, gdzie radowałam się, a teraz ich nie ma. Zniszczono je w tak barbarzyński sposób. Dlatego takie wystawy są zdecydowanie potrzebne. Mieszkam tu, we Lwowie już drugi rok. Stale jestem angażowana do pomocy zarówno uchodźcom z Kupiańska, jak i wojsku ukraińskiemu. Wciąż towarzyszą mi te uczucia, jak to jest straszne, ten nieludzki rodzaj strachu i przerażenia. Musimy o tym pamiętać.

– Te zdjęcia i w ogóle cała wystawa przywołują wiele wspomnień, ponieważ sam mam podwójną historię przesiedleń – z Doniecka do Bachmutu w 2014 roku, kiedy zaczęła się wojna, i z Bachmutu do Lwowa – wyjaśnił Mychajło Kołestik, który jest prawnikiem. – Na otwarciu wystawy jeden z mówców radził nam, abyśmy poczuli złość. Właśnie jest odczuwana. Gniew, który nosimy w sobie, powinien nas zachęcać, abyśmy nie zapominali o tych zniszczeniach.

Lwowianka Maria Hirniak, pani w starszym wieku, przyszła o kulach.

– Tę wystawę każdy musi zobaczyć i nie dopuścić do tego, ażeby tutaj mogło dojść do zniszczenia naszych domów – zaznaczyła. – Ludzie pomagają tu wojsku. I tacy, którzy mają sto lat i w moim wieku. Tę wystawę muszą zobaczyć ludzie na całym świecie, ponieważ bardzo mało wiedzą o Ukrainie.

Taras Wolaniuk, pomysłodawca i kierownik projektu powiedział w rozmowie z nami:

– Wydaje mi się, że wielu ludzi w naszym kraju nie robi tego, co chcieliby robić. Wielu żołnierzy nie chcieliby walczyć, ale mają dość odwagi, aby walczyć. Znalazłem swój sposób na pomoc w tym konkretnym projekcie. Być może nie miałem dość odwagi, aby zgłosić się na ochotnika w pierwszych dniach wojny. Poszukiwałem, jak mogę zastosować swoje doświadczenia jako menadżera, kierownika. I wydaje mi się, że nasz projekt też jest ważny i potrzebny. Ta wystawa jest dostosowana do widzów w Ukrainie. Mówimy tu o domu. Głównym celem jest zjednoczenie Ukraińców. Podobnie jest z wystawą zagraniczną. Musimy tam też sformułować ideę, którą chcemy przekazać poprzez nasz projekt, że jesteśmy pełnoprawnymi partnerami Europy, jesteśmy częścią europejskiego świata i zawsze byliśmy. Rosja zawsze próbowała ukraść naszą historię, zniszczyć kulturę i zniszczyć Ukraińców, ale jesteśmy Europejczykami i pomoc dla nas jest częścią europejskiego obowiązku i prawdziwej przyjaźni.

Iwan Sobko, zastępca szefa administracji wojskowej obwodu lwowskiego zapewnił, że zniszczone miasta i wioski ukraińskie zostaną odbudowane, będą jeszcze ładniejsze i nowocześniejsze. Ale zawsze musimy pamiętać i modlić się za naszych obrońców, za cywilów i wszystkich zabitych przez agresora rosyjskiego.

Wystawa „Tu był mój dom” potrwa we Lwowie do 17 kwietnia. Potem będzie eksponowana w innych miastach Ukrainy.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X