Huculskie sianokosy Fot. Dmytro Stefluk

Huculskie sianokosy

Pod koniec lipca w huculskich wioskach zaczyna się gorąca pora – sianokosy. Siano dla koni czy innych zwierząt w górach przygotowuje na zimę każdy gospodarz.

Dziś wielu gospodarzy korzysta z kos motorowych, ale są jeszcze tacy, którzy wolą tradycyjną „ręczną” kosę. Jest to ciężka praca, chociaż może wydać się, że przynosi korzyść: praca na świeżym powietrzu, wokół pachnące trawy – tylko odpoczywać…

– Tak może pomyśleć tylko ten, kto nigdy kosą nie machał – mówi gospodarz z Werchowyny (dawn. Żabie) Dmytro Stefluk, członek Towarzystwa „Huculszczyzna”. – Między innymi kosić w górach jest o wiele trudniej, bo kosiarze mają zawsze „pod górkę”. Aby siano było dobrej jakości trzeba kosić, gdy trawy jeszcze nie kwitną, lub już po przekwitnięciu – wyjaśnia dalej pan Dmytro. – Początek sianokosów zależy od pogody w każdej miejscowości. W tym roku aura jest bardzo zmienna, a sianokosy trzeba zacząć w odpowiednim momencie, niezależnie od kalendarza.

Koszenie rozpoczyna się przed świtem, o godz. 5:30–6:30, gdy nie ma jeszcze upału, ale jest rosa. Według dawnych wierzeń, gdy owce, krowy i kozy będą jadły siano ze zroszonej trawy, będą dawały więcej mleka. Kosi się do godz.11:00–11:30. Praca trwa 5–6 godzin. Pokosy planowane są wcześniej. Do pomocy zapraszani są sąsiedzi, członkowie rodziny, znajomi. Niektórzy wynajmują kosiarzy, płacąc za dzień 400–500 hrywien i częstując obiadem. Pół hektara łąki na równinach cztery osoby skasza w ciągu sześciu godzin. Taką działkę w górach kosi się do 10–12 godzin. Czyli pracy jest na dwa dni.

Przed przystąpieniem do koszenia gospodarz ogląda łąkę, aby nie było tam dużych kamieni czy gałęzi. Obserwuje jaka trawa tam rośnie. Za najlepszą uważana jest ta, w której rosną rumianki, owies, wijąca się koniczyna i inne kwiaty. Unikać należy terenów, gdzie jest dużo piołunu, skrzypu i gorczycy. Po takim sianie mleko bywa gorzkie.

Sianokosy tradycyjnie rozpoczynają się krótką modlitwą. Pan Dmytro podkreśla, że w górach kosi się nie tradycyjnymi kosami, lecz „zbryżonymi”, czyli takimi, które mają inny kąt nachylenia. Jeżeli tradycyjna kosa nachylona jest o 300, to zbryżona ma 100. Przerabiania kosy dokonuje kowal i bierze za to 50 hrywien. Huculska kosa różni się od tradycyjnej też tym, że na stylisku ma dwie rączki. Zmieniony kąt i dwie rączki pomagają kosić niezależnie czy idzie się pod górę, czy z góry.

Za każdym kosiarzem idzie pomocnik – są to przeważnie kobiety lub dziewczęta, które rozrzucają ściętą trawę, aby lepiej przesychała. Huculi nazywają to „rozrzucaniem wałów”. Co dwie – trzy godziny skoszoną trawę się przerzuca. Przy dobrej pogodzie za dwa – trzy dni siano wysycha i zbiera się je w niewielkie stogi, po 50–70 kilogramów siana w każdym. Takie stogi na specjalnych nosidłach „wozelinkach” – żerdziach podkładanych pod stóg – przenoszone są i składowane w większe stogi.

– Te stogi ustawiane są na drewnianym podeście, o średnicy 2–3 metry, w środek którego wbija się pal o wysokości 5–7 metrów. Ten pal okładany jest sianem – wyjaśnia gospodarz. – Gdy siana jest już około metra wysokości, wówczas kobiety ubijają go udeptując. Po pierwszej warstwie nakładany jest tradycyjny wianek upleciony z suchej trawy – tzw. „kołacz”. Potem nakłada się kolejne warstwy i udeptuje, aż zapełni się cały stóg. Po wierzchu siano okrywa się folią lub brezentem. I ma się zapas paszy na zimę.

Takie pierwsze sianokosy w górach przy dobrej pogodzie trwają tydzień – półtora.

Sabina Różycka
Tekst ukazał się w nr 15 (355), 18 – 31 sierpnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X