Gródek Podolski – Sochaczew. Prawdziwe braterstwo wypróbowane przez wojnę Dary dla przyjaciół. Niestety, futerał po pocisku trzeba było zostawić. Fot. Dmytro Poluchowycz/

Gródek Podolski – Sochaczew. Prawdziwe braterstwo wypróbowane przez wojnę

Dlaczego dyrektora Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą rozczuliła zwykła cegła?

Gródek Podolski w obw. chmielnickim znany jest ze swej społeczności polskiej i jest swego rodzaju polskim centrum obwodu. Wybitnie utrwalono to w nieformalnej nazwie „mała Warszawa”. Od 1992 r. Gródek jest miastem partnerskim Sochaczewa w woj. mazowieckim. Tradycją współpracy stały się coroczne wzajemne wizyty na obchody „Dnia miasta”. Delegacje były zazwyczaj dość liczne, ale teraz, w warunkach trwającej wojny, delegacja władz Gródka składała się z czterech osób: wicemera Dmytra Warszawskiego z małżonką, kierownika Wydziału Kultury Olega Fedorowa i dyrektor Centrum rozwoju oświaty Żanny Maksymowej.

Burmistrz Sochaczewa Piotr Osiecki przekazuje przedstawicielom Gródka pamiątkowe medale 50-lecia Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą. Fot Oleg Fedorow

Żanna Maksymowa przyjechała tym razem nie tylko na obchody, ale miała omówić przyjazd w lipcu do Sochaczewa na obóz harcerski 50. dzieci z Gródka – dzieci rodzin miejscowych i rodzin uchodźców. Wymagało to rozwiązania kilku spraw organizacyjnych.

Na święto nie jedzie się z pustymi rękoma. Delegacja Gródka przywiozła gospodarzom dwa obrazy miejscowej malarki Alony Marczuk, nazwane „Chata polskiego pradziadka”. Na jednym widzimy typowy domek polskiego wieśniaka, a na drugim – pusty pejzaż tego miejsca, gdzie stał domek. Podstawą do obrazów było zdjęcie, które przechowuje rodzina Marczuków. Obrazy zostały przekazane burmistrzowi Sochaczewa Piotrowi Osieckiemu i marszałkowi sejmiku Sylwestrowi Kaczmarykowi.

Na gospodarzach wrażenie zrobił obraz młodej artystki Ksenii Bujanowej, lat 16, „Moje serce – twój bunkier”. Poświęcony jest obrońcom Ukrainy, na których powrót oczekują rodziny. Obraz został przekazany Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą. Do Muzeum przekazano jeszcze jeden dar. Niby prosty, ale tragiczny. Gdy odbierał go dyrektor Michał Górniak, wzruszył się bardzo. Była to niby zwykła cegła, ale… właśnie „niby zwykła”.

Wicemer Gródka Podolskiego Dmytro Warszawski i dyrektor Muzeum Michał Górny. Fot. Oleg Fedorow

Gmina Gródka Podolskiego, jak większość podobnych gmin na Ukrainie, wraz z wybuchem wojny stała się schroniskiem dla tysięcy uchodźców. Jedni przyjeżdżali na kilka dni i jechali dalej. Inni osiadali na długo. Uchodźcom pomagali wszyscy – zwykli mieszkańcy, wspólnoty religijne i, naturalnie, władze lokalne. Uchodźców wspierał również Wydział kultury władz Gródka.

– Opiekowaliśmy się rodziną, której udało się uciec z Bachmutu – opowiada kierownik Wydziału Oleg Fedorow. – Pomagałem ładować pomoc humanitarną do ich auta, gdy zobaczyłem tam dwie cegły, wyraźnie stare, jeszcze z czasów carskich. Zdziwiłem się – po co wam to?

Kobieta z Bachmutu wyjaśniła – gdy wyjeżdżała z miasta, wzięła dwie cegły z rozbitego przez Rosjan rodzinnego budynku (przez cały czas chowali się w piwnicy) jako wspomnienie zniszczonego domu. Opowiadała, że był to bardzo piękny dom. Bachmut – przypomnę – przed całkowitym zniszczeniem przez agresora słynął starą zabudową i miał status „donbaskiego Lwowa”.

– Jedną z cegieł wyprosiłem u niej – ciągnie dalej Oleg. – Biorąc pod uwagę znaczną pomoc, która nadeszła dla uchodźców z Sochaczewa, pomyślałem, że tę cegłę ze starą i tragiczną historią warto przekazać do muzeum naszych partnerów.

Niestety, delegacja musiała zrezygnować z jeszcze jednego symbolicznego prezentu. Mowa tu o futerale na pocisk do haubicy. Uczniowie szkoły udekorowali go własnymi rysunkami o tematyce polsko-ukraińskiego braterstwa. Stało się tak, ponieważ rząd polski zakazał wwożenia do kraju wszelkich przedmiotów związanych z uzbrojeniem. Zdarzyło się bowiem że jeden „wojskowy souvenir” wybuchł. Futerał to właściwie wielkie blaszane pudło. Ale, by uniknąć nieporozumień na granicy, prezent pozostawiono w Gródku. Nie są to ostatnie odwiedziny w Sochaczewie i może przy następnej okazji zostanie przekazany władzom tego miasta.

Interesujące dla redakcji „Nowego Kuriera Galicyjskiego” jest to, że kilka egzemplarzy gazety również znalazło się w darach. Były to numery z artykułem o Tadeuszu Grabiance – najbardziej znanym Polaku Ziemi Gródeckiej. Jeden z egzemplarzy podarowano władzom miasta, drugi – Muzeum Ziemi Sochaczewskiej.

Dyrektor Michał Górniak ucieszył się nim, nie mniej niż cegłą, zwłaszcza, gdy dowiedział się, że materiał o Grabiance przygotował mieszkaniec Gródka. – Bardzo miło, że w Gródku szanują i badają karty związane z polską historią miasta – powiedział.

O samych obchodach opowiadać oddzielnie nie warto – podobne uroczystości przebiegają standardowo (z lokalnymi niuansami).

Chciałbym tu jednak opisać stosunek Polaków do gości z Gródka, którzy reprezentowali Ukrainę:

– Byłem pod wrażeniem solidarności Polaków z Ukrainą, która dziś walczy ze znienawidzoną ordą rosyjską – opowiadał wicemer Dmytro Warszawski. – Tę solidarność i wsparcie odczuwamy stale, zarówno na imprezach oficjalnych, jak i przy przypadkowych spotkaniach na ulicy czy w sklepie. Szczególnie uderza wiara Polaków w nasze zwycięstwo. Ani razu nikt nie poddał w wątpliwość, że może stać się inaczej.

To wsparcie nie ograniczyło się jedynie słowami. Dmytro Warszawski opowiedział, że przyjaciele z Sochaczewa przekazali gminie w Gródku pomoc o wartości 50 tys. złotych. Są to trzy duże pralki dla centrów higieny we wsiach gminy (centra są dla uchodźców, by mogli uprać swoje rzeczy), środki higieny, leki, śpiwory, żywność i inne rzeczy. Część z tego zostanie przekazana na front – powerbanki przekażą mieszkańcom gminy, którzy walczą na froncie. W okopach jest to rzecz bardzo pożądana.

– Pomoc z Sochaczewa to nie tylko rzeczy pożyteczne i potrzebne gminie – mówi mer Gródka Podolskiego Neoniła Andrijczuk. – Ważne jest dla nas jej znaczenie duchowe – wiedza, że nasi polscy przyjaciele nie zapominają o nas i wspierają. Słuszne jest przysłowie, że „przyjaciół poznaje się w biedzie”. Jesteśmy bardzo wdzięczni gminie Sochaczew za solidarność i pomoc, którą nam stale okazuje – zaznaczyła mer miasta.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 12 (424), 30 czerwca – 27 lipca 2023

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

X