Poeta, który mówi… z Wysokiego Zamku Zmierzch nad Łyczakowem, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Poeta, który mówi… z Wysokiego Zamku

O Zbigniewie Herbercie w 25. rocznicę jego śmierci

28 lipca 2023 r. mija 25 rocznica śmierci Zbigniewa Herberta, lwowianina o autorytecie i sławie międzynarodowej, wybitnego poety, eseisty, dramaturga. Jego postać i twórczość przypominają we Lwowie dwie tablice: w kościele św. Antoniego, gdzie przyszły pisarz w latach szkolnych był ministrantem oraz na fasadzie pobliskiej kamienicy przy ulicy Łyczakowskiej 55, w której przed wojną mieszkała rodzina Herbertów. Rodzinny grobowiec Herbertów znajduje się na Cmentarzu Łyczakowskim. Poeta po długich cierpieniach zmarł w Warszawie, został pochowany w dniu 31 lipca1998 r. na Cmentarzu Powązkowskim, a żegnał go ogromny tłum, w tym rodzina i przyjaciele, pisarze na czele z noblistami Wisławą Szymborską i Czesławem Miłoszem. Także przedstawiciele władz państwowych z marszałkiem Sejmu RP Alicją Grześkowiak, premierem rządu RP prof. Jerzym Buzkiem, ministrem Kultury Joanną Wnuk-Nazarową. Wcześniej w kościele pod wezwaniem św. Karola Boromeusza, mszę żałobną w intencji zmarłego celebrował prymas Polski Józef Glemp. Twórczość autora „Pana Cogito” jest dziś jednym z kanonów współczesnej kultury polskiej i europejskiej. Rodzinnemu miastu, jakże bogatemu w osiągnięcia artystyczne wielu minionych wieków, przydaje szczególnego, nowego splendoru.

Tablica pamiątkowa na budynku, w którym urodził się Zbigniew Herbert, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Herbert na drogach swego życia widział i przeżył wiele tragedii, a jako myślący i wrażliwy artysta nigdy nie zaznał spokoju w świecie targanym przez okrucieństwa totalitaryzmów. I nie tylko. Stąd, jak można sądzić, jednym  z wracających, wręcz stałych motywów w jego twórczości było cierpienie i właśnie śmierć, którą lwowianin poznał szczególnie blisko i w formach nader okrutnych po napadzie hitlerowskich Niemiec i ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 roku w rodzinnym, ukochanym mieście. Kiedy wybuchła wojna miał zaledwie kilkanaście lat. Był w tym szczególnym wieku, kiedy postrzega się rzeczywistość ze wzmożoną wrażliwością, a zarazem z możliwością dojrzałego już osądu otaczającej rzeczywistości. Rodzina Herbertów przeżyła we Lwowie wszystkie cztery tragiczne odsłony okupacji : pierwszą hitlerowską we wrześniu 1939 roku,  następnie sowiecką w tym samym roku. Później znów hitlerowską po uderzeniu wojski Wermachtu na ZSRR w czerwcu 1941 roku, a następnie ponowne wkroczenie armii  Stalina do Lwowa w zwycięskim marszu na Berlin. Każdy z tych okresów jest dziś utrwalony i opisany zarówno przez historyków, jak i we wspomnieniach, a literatura przedmiotu jest bardzo obszerna i wstrząsająca. Nie będę więc przywoływał tamtych na ogół znanych faktów.

Tablica pamiątkowa w kościele św. Antoniego, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Przyszły poeta otrzymał od losu pięć lat szkoły życia, gdzie – jak większości mieszkańców miasta – nie szczędzono mu niczego, co mogło go upewnić o zorganizowanym, ale też indywidualnym bestialstwie okupantów. Już w 1939 roku zmieniła się cała rzeczywistość sowieckiego Lwowa, całe miasto, dotychczasowe życie, zmieniła się jego szkoła, która z polskiej, ze świetnego VIII Państwowego Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego, przemianowana został na dziesięciolatkę z zakłamanym, sowieckim i antypolskim programem nauczania. A później w czasie nocy hitlerowskiej – zamknięto już wszystkie szkoły ponadpodstawowe, bo wiedza – w przekonaniu hitlerowców – nie była potrzebna narodom niższym rasowo i przeznaczonym wyłącznie do służenia panom z wyższej rasy aryjskiej. A więc zostały się tajne komplety, tajne nauczanie, potajemnie zdawana matura. Konspiracja, ciągłe zagrożenie, wywózki, rozstrzeliwania, głód. Ojciec na początku wojny został aresztowany przez NKWD, ale cudem udało mu się jednak wydostać, wrócić do domu. A młody Zbyszek, by przeżyć i mieć „ausweis” karmił wszy w Instytucie Weigla w czasie okupacji niemieckiej. Gdy rodzina Herbertów z trudem przeżyła okupację i wyjechała ze Lwowa, do Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej – państwa wasalnego wobec ZSRR i – jak dziś to w pełni wiemy – zupełnie mu we wszystkich prawie dziedzinach podporządkowanego – rozpoczynał się nowy etap spotkania z totalitaryzmem, z odmienioną na pokaz jego twarzą, z nową, a przecież starą szkołą zakłamania, gdzie znaczenia słów zostały odwrócone lub wypaczone. Zbigniew Herbert był bardzo pojętnym uczniem historii.

Klatka schodowa w budynku przy ul. Łyczakowskiej 55, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Jego twórczość, często pełna jakże gorzkiej ironii, różnych jej odcieni, jest rodzajem konsekwentnie prowadzonej przez lata walki. I to tej najważniejszej, bo o prawdę historii, o pamięć o bohaterach i faktach z nimi związanych. Ta twórczość ma jakże często charakter demaskatorski, wobec sztukmistrzów kłamstwa, grabarzy znaczeń. Była i jest uporczywą walką o umysły, o serca, tych którzy sięgali do kart jego książek, którzy spotkają na drogach swego życia jego słowo – wiersze pozornie proste, prozy pozornie łatwe w odbiorze. Bo Herbert zawsze unika łatwego dydaktyzmu. Stawia problemy, przedstawia sceny jak na przykład tę o walce Apollona z Marsjaszem. Uczy postrzegać uważnie otaczający świat, zmienną rzeczywistość. Otwiera drogi do własnych przemyśleń czytelnika i do własnych wniosków. Jego utwory mają często charakter przypowieści ubranych w szaty antyczne, greckie lub rzymskie, by mogły być lepiej zrozumiałe nie tylko przez czytelników w Polsce, ale wszystkich tych, dla których kultura śródziemnomorska jest wspólnym kodem znaczeń. Herbert był w dziejach naszej kultury w XX wieku, obok Jana Parandowskiego, również lwowianina, najznakomitszym znawcą, a zarazem krzewicielem wiedzy o antyku. Potrafił ożywiać podania i mity antyczne, nadać im walor aktualności, wskazać że pewne fakty, sytuacje w dziejach naszej cywilizacji, powtarzają się – w różnych modyfikacjach – ciągle.

Już w pierwszym utworze „Dwie krople” otwierającym debiutancki jego tomik „ Struna światła”, który ukazał się tuż po „polskim październiku” w 1956 roku, w okresie pewnych pozytywnych przemian w naszym kraju po śmierci Stalina, w czasie nadmiernych oczekiwań społeczeństwa i jego nowych złudzeń, spotkamy temat śmierci i cierpienia. To scena, którą podobno kiedyś Herbert faktycznie ujrzał i zapamiętał  na samym początku wojny w podlwowskich  Brzuchowicach, gdzie wojna zastała rodzinę. Przywołana została w tym utworze chwila, gdy wielu uciekało do schronu podczas bombardowania, a zapatrzeni w sobie i zakochani całowali się; i zginęli tragiczną śmiercią:

do końca byli podobni
jak dwie krople
zatrzymane na skraju twarzy

W „Trzech wierszach z pamięci” z tegoż tomu, odnajdujemy zmetaforyzowany obraz rodzinnego miasta poety, choć nie pada tam słowo „Lwów”. Przypomniana jest w tym utworze śmierć i to dzieci:

Podwórze z widokiem na mieszkanie Herbertów przy ul. Łyczakowskiej 55 (1 piętro), fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Kobiety z naszej ulicy
były zwykłe i dobre
nosiły cierpliwie z placów
jarzyn pożywne bukiety
Dzieci z naszej ulicy
utrapienie kotów (…)
Dzieci z naszej ulicy
śmierć mały bardzo ciężką
gołębie spadały lekko
jak zestrzelone powietrze(…)

Niekiedy Herbert w tym tomie przywołuje obrazy śmierci utrwalone w sztuce starogreckiej. W wierszu „Fragment wazy greckiej” opisuje namalowane na naczyniu odchodzenie z tego świata młodzieńca, przypuszczalnie żołnierza, chwilę zatrzymaną przed wielu wiekami przez greckiego artystę. Statyczny z pozoru obraz w interpretacji Herberta ożywa, jest przejmujący, tragizm śmierci podkreślają powtórzenia pewnych zwrotów:

zamknął oczy wyrzeka
się nawet Eos (…)
zamknął oczy
wyrzeka się zbroi miedzianej(…)
zamknął oczy
wyrzeka się świata

W utworze „Nike która się waha” Herbert przedstawia dylemat każdej wojny. Antyczna bogini Nike wie, że nie ma zwycięstwa bez poświęceń, często bez śmierci. Patrzy na młodzieńca podążającego w bój. Jest pełna współczucia, „drżą jej skrzydła”, właśnie „waha się” i w tej postawie zastyga, bo:

Rozumie dobrze
że jutro o świcie
muszą znaleźć tego chłopca
z otwarta piersią
zamkniętymi oczyma
z cierpkim obolem ojczyzny
pod drętwym językiem.

W tym debiutanckim tomie nieprzypadkowo znalazł się też wiersz „Troja”, o mieście starożytności, którego dzieje – jak wiemy – uwiecznił Homer w „Iliadzie”, a które stało się symbolem niezłomnego oporu i zarazem kompletnej zagłady miasta jak i jego mieszkańców. To jest też utwór o niemożności wyrażenia w pełni tragedii Troi, a u nas tragedii naszej stolicy po powstaniu warszawskim w 1944 roku:

za mało strun
potrzebny chór
lamentów morze
i łoskot gór
kamienny deszcz (…)
Poeta walczy z własnym cieniem
Poeta krzyczy jak ptak w pustce

Wnętrze kościoła św. Antoniego, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Trudno w tym krótkim szkicu przywołać różne refleksje Wielkiego Lwowianina o epoce w której żył. Nie były one z pewnością pogodne. W wierszu skierowanym do wybitnego filozofa i swego mistrza z okresu studiów z Torunia, „Do Henryka Elzenberga w stulecie Jego urodzin” z tomu „Rovigo” (1992), pisał:

Żyliśmy w czasach które zaiste były opowieścią idioty
Pełną hałasu i zbrodni
Twoja surowa łagodność delikatna siła
Uczyły jak mam trwać w świecie niby myślący kamień
Cierpliwy obojętny i czuły zarazem

Trudno też w tym krótkim szkicu przywołać refleksje i nakreślone obrazy odchodzenia z tego świata, zbiorowe i indywidualne, przywoływane wielokrotnie przez Herberta w jego wierszach, w dziewięciu tomach. Także w dramatach – szczególnie w „Jaskini filozofów” – której głównym bohaterem jest skazany na śmierć Sokrates. Również w prozie, jak choćby w „Labiryncie”, gdzie spotykamy się z rozważaniami o zaginionej cywilizacji kreteńskiej, zniszczonej nagłym kataklizmem. Twórczość Herberta wieńczy tom poezji „Epilog burzy”, który ukazał się w maju 1998 roku, trzy miesiące przed śmiercią poety. To przejmujące i wspaniałe pożegnanie twórcy z tym światem. Wiersze z tego tomu w większości powstawały, gdy pisarz był już w złym stanie zdrowia, podłączony do respiratora, miał świadomość, że to jego ostatnie teksty, pożegnanie; swoista coda. W tomie znajdujemy cykl czterech wierszy „Brewiarz”, utwory utrzymane w tonie religijnej zadumy i pokory. W pierwszym z nich autor wyraża wdzięczność Panu za rzeczy pozornie błahe, lecz konieczne do życia cierpiącemu, a zarazem wciąż odchodzącemu z tego świata pisarzowi:

 

Panie,
dzięki Ci składam za cały ten kram życia, w którym
tonę od niepamiętnych czasów bez ratunku śmiertelnie
skupiony na ciągłym poszukiwaniu drobiazgów. (…)
Panie,
dzięki Ci składam za strzykawki z igłą grubą i cienką
jak włos, bandaże, wszelki przylepiec, pokorny kompres,
dzięki za kroplówkę, sole mineralne, wenflony, a nade wszystko
za pigułki na sen o nazwach jak rzymskie nimfy,
które są dobre, bo proszą , przypominają, zastępują
śmierć.

W następnym „Brewiarzu” prosi o „zdolność układania zadań długich jak oddech” , a więc o dar i możność dalszego tworzenia, ale i jednak życia. W ostatnim zaś utworze z tego cyklu wyznaje, że kończą się dni jego życia:

Panie
wiem że dni moje są policzone
zostało ich niewiele
Tyle żebym jeszcze zdążył zebrać piasek
którym przykryją mi twarz (…)

Medytuje też, dlaczego jego życie nie upłynęło w harmonii i ładzie, żałuje między innymi za to, iż nie zdoła już zadośćuczynić skrzywdzonym przez siebie. We wspomnianych wierszach dominuje ton ściszonego bólu, powagi i pokory, pogodzenia się ze śmiercią.

Ul. Łyczakowska, w budynku pod nr 55 urodził się poeta, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

Badacze jego twórczości zauważają też, że wiersze z „Epilogu burzy” są po części powrotem do samego początku jego twórczości poetyckiej. Tak jak w pierwszym, debiutanckim tomie, znajdujemy w „Epilogu burzy” wiersze poświęcone Lwowowi, z tym, że po raz pierwszy nazwanemu po imieniu. W zbiorze znajdujemy miedzy innymi utwór: „Babcia, poświęcony Marii z Bałabanów, określonej wymownym epitetem „moja przenajświętsza babcia”. Była ormiańskiego pochodzenia, a w swej mądrości oszczędziła bólu wnukowi i przemilczała w opowieściach snutych codziennie tragiczne historie swego narodu obfitujące w tragedie i śmierć:

(…)
Nie zdradza mi tylko swego pochodzenia
babcia Maria z Bałabanów
Maria Doświadczona
nic nie mówi
o masakrze
Armenii
masakrze Turków
chce mi zaoszczędzić
kilku lat złudzenia
wie że doczekam
i sam poznam
bez słów zaklęć i płaczu
szorstką powierzchnię
i dno
słowa

Kaplica Męki Pańskiej na dziedzińcu katedry ormiańskiej, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

W tomie tym znajduje się także inny wiesz poświęcony Lwowowi, a mianowicie utwór „W mieście”, zaczynający się od frazy: „W mieście kresowym do którego nie wrócę / jest taki skrzydlaty kamień/ lekki i ogromny”. To także „Pan Cogito. Lekcja kaligrafii” w którym autor wspomina nauczycielkę ze szkoły im. Świętego Antoniego na Łyczakowskiej, panią Bombową, uczącą dzieci pisania, akuszerkę przepięknej litery b , którą wówczas nakreślił; nauczycielkę, którą pochłonęła wojna.

Skrzydlaty lew na frontonie kamienicy Massariego przy Rynku 14, dawnej rezydencji konsula Republiki Weneckiej, która jest zaliczana do najcenniejszych zabytków renesansowych we Lwowie. Poeta w swoim wierszu pt. „W mieście” pisał: „W mieście kresowym do którego nie wrócę / jest taki skrzydlaty kamień lekki i ogromny / pioruny biją w ten kamień skrzydlaty (…)”, fot. Maria Basza / Nowy Kurier Galicyjski

No i wreszcie szczególnie poruszający „Wysoki Zamek” z sugestywnym opisem podróży pod górę tramwajem, który „spala się/ w ekstazie/ na dachu/ kometa / z fioletowym ogonem /, a poniżej trwa „odbity w szybach/ucichły / Lwów / spokojny/ blady / świecznik łez”. Wiersz kończy konstatacja, że: „nas niedługo / zabiorą / na wieczornych skrzydłach/ (…) na inny / jeszcze wyższy / wysoki/zamek. To w tym wierszu zakodowana jest, moim odczuciu, tęsknota powrotu do rodzinnego miasta. Ale też szczególne myślenie lwowianina, dla którego zaświaty, rodzaj otchłani i raju, kojarzą się właśnie z Wysokim Zamkiem, właśnie tym „innym wysokim zamkiem”, miejscem szczególnym, wzniosłym skąd najlepiej widać panoramę i życie Lwowa. Wspomniany wiersz zaczyna się słowem: „w nagrodę”.

Za życia do Lwowa Herbert po II wojnie światowej nigdy nie wrócił, nie dlatego, że tego nie pragnął. W okresie stalinowskim było to zupełnie niemożliwe, później, gdy zaczął wędrówkę, czy raczej tułaczkę na Zachodzie i począł tworzyć utwory obnażające istotę totalitaryzmu, stało się to niebezpieczne i jeszcze bardziej niemożliwe. Po rozpadzie ZSRR, upadku komunizmu, pisarz był już w na tyle złym stanie zdrowia, że nie mógł myśleć o podróży za wschodnia granicę.

Kiedy w dniach 16 i 17 marca 2002 roku – miałem honor współorganizować symboliczny, a zarazem realny powrót Herberta do rodzinnego miasta, odnosiłem wrażenie, że jest to wydarzenie wielkiej wagi, jakby pośmiertne dopełnienie losu Wielkiego Lwowianina. Została wówczas w kościele świętego Antoniego odprawiona msza św. za jego duszę, a uroczystej koncelebrze przewodniczył metropolita lwowski ks. Marian kardynał Jaworski. Przez siostrę Halinę Herbert Żebrowską i Jej syna Rafała zostały odsłonięte dwie wspomniane tablice, które następnie zostały poświęcone. Odbył się świetny koncert wielkiego barda Piotra Szczepanika, w oparciu o teksty autora „Struny światła”, a na uniwersytecie miała miejsce sesja naukowa poświęcona twórczości autora „Barbarzyńcy w ogrodzie” z udziałem wybitnych postaci ze świata kultury polskiej i ukraińskiej. Ukazały się też wówczas w dużym nakładzie i po raz pierwszy we Lwowie „Poezje” Zbigniewa Herberta, starannie wydane przez lwowskie Wydawnictwo Kamieniar, ze wstępem piszącego te słowa. Wydanie było bilingwiczne, a przekładu na język ukraiński dokonał Wiktor Dmytruk. Książka, licząca grubo ponad 600 stron, rozeszła się błyskawicznie w mieście, poeta „zamieszkał” więc w niejednym domu. Dopełnieniem uroczystości była piękna wystawa „Epilog Burzy” przygotowana przez kustosz Dorotę Pieńkowską z Muzeum Literatury w Warszawie.

Rys. Zbigniew Herbert

Dziś, po 25 latach od śmierci Herberta, kiedy poeta zamieszkał na „wysokim zamku”, jego twórczość, w moim odczuciu, jest nadal szczególnie ważka i aktualna dla wszystkich mieszkańców Lwowa, całej Ukrainy i nie tylko. Bo uczy przywiązania do wartości podstawowych na jakich zbudowana jest cała cywilizacja europejska: do wolności,  do demokracji, do poszanowana różnorodności i praw każdego człowieka, do tolerancji i do solidarności. Do pochylenia się nad cierpiącymi i ginącymi, do wiernej pamięci o zmarłych, a szczególnie tych, którzy polegli za swą ojczyznę. Do pomocy cierpiącym. Do wierności tym ideałom. Zresztą w jego twórczości Lwów został zmitologizowany i stał się miastem – symbolem, stolicą tych wszystkich wartości. Zarazem miastem wciąż oblężonym przez hordy barbarzyńców. Do mieszkańców miasta, pisanego przez duże M, kierował niegdyś w swym słynnym wierszu „ Przesłanie Pana Cogito” słowa:

Bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych (…)
Bądź wierny idź

Kiedyś w Polsce, w stanie wojennym, a później w bardzo trudnej dla nas dekadzie lat osiemdziesiątych XX wieku, fragment tego utworu z tomu „Pan Cogito” stał się jednym z haseł środowisk patriotycznych, bo wzywał do oporu, dążenia do niepodległości, mimo wszelkich ofiar i mimo – jak się zdawało – beznadziejnej sytuacji. Ale twórczość Herberta ma charakter uniwersalny i nie jest skierowana do jednego pokolenia, jest ponadczasowa. Także dziś jakże aktualne są słowa kierowane przez niego już z „wysokiego zamku”: „Bądź wierny idź”.

Mariusz Olbromski

X