Góra gór

Filateliści uważają go za jeden z najładniejszych znaczków szwajcarskich ostatnich lat.

Pochodzi z wyemitowanego w 2013 r. bloku i przedstawia dolinę Matter w Alpach Walijskich w zimowym krajobrazie, w tle widnieje „górą gór” – tak Helweci nazywają Matterhorn, ikonę kraju, niemal narodową świętość. Właśnie mija 150. rocznica postawienia na jej dziewiczym do 1865 r. szczycie ludzkich stóp.

Lato 1860 roku. Wśród licznych turystów przybyłych do Zermatt, miejscowości zaliczanej do najpopularniejszych ośrodków turystycznych w Szwajcarii, pragnących tu nasycić oczy wspaniałą panoramą Alp, a zwłaszcza przyjrzeć się samotnie strzelającemu swym szczytem w niebo Matterhornu, uformowanemu w ciągu setek lat poprzez procesy erozyjne w strzelistą, niemal perfekcyjną piramidę, znalazł się także 20-letni Anglik Edward Whymper. Przyjechał niejako służbowo, był bowiem utalentowanym rysownikiem, artystą, któremu pewien londyński wydawca zlecił przygotowanie szkiców Alp z pogranicza szwajcarsko-włoskiego. Whymper po raz pierwszy zobaczył najwyższy łańcuch górski Europy i był tym co ujrzał, oczarowany. Najbardziej zafascynował go Matterhorn. Kiedy dowiedział się, że mająca 4 478 metrów góra jest jednym z trzech czterotysięczników jeszcze nie zdobytych (ogółem Szwajcaria ma 24 góry o takiej wysokości), był tą informacją bardzo zaskoczony. Jak to, jeszcze nikt nie zdołał na szczycie postawić stopy? Dlaczego? Tłumaczono mu, że jest on wyjątkowo nieprzystępny, odstraszający nawet największych śmiałków gotowych zaryzykować wspinaczkę, bo nie tylko trzeba się liczyć z koniecznością pokonania lodowych ścian, zdradliwych grani, lecz także z często zsuwającymi się ze zboczy lawinami kamieni, a także pogodą zmieniającą się tu błyskawicznie.

Niemniej nie można powiedzieć, że nie było żadnych prób pokonania leżącej na granicy szwajcarsko-włoskiej góry (jej helwecka nazwa wywodzi się od niemieckiego Matte oznaczającego łąkę, i Horn – róg, Włosi nazywają ją Monte Cervino, a Francuzi – Mont Cervin, w obu wypadkach źródłosłowem jest tu łacina, z której słów, cervus i inus utworzono pojęcie miejsce jeleni). Pierwsze próby zdobycia podjęli w 1857 r. Włosi, od ich strony, ale niesprzyjające ich zamiarom okoliczności zawsze zmuszały ich do odwrotu. W lipcu i sierpniu 1860 r. na podbój Matterhornu wyruszyły dwie ekipy angielskie, pierwsza dotarła do wysokości 3 700 metrów, druga – aż do 3 900 metrów, po czym musiały zawrócić.

Whymper trwał przy swojej powziętej już w 1860 r. decyzji, że zmierzy się z górą. Pierwszy raz na spotkanie z nią wyruszył w 1861 r., ze szwajcarskim przewodnikiem. Po drodze zetknęli się z dwoma włoskimi przewodnikami, ci jednak nie zamierzali dzielić się ewentualnym sukcesem z Anglikiem i sami parli naprzód. Oba zespoły musiały się jednak wkrótce poddać. W następnym roku Whymper znowu wystawił swe siły na próbę i dotarł – sam – do wysokości 4 000 metrów, ale totalnie wyczerpany, musiał zawrócić. W tym samym roku zmierzył się także z górą wybitny irlandzki filozof przyrody John Tyndall z dwoma towarzyszącymi mu alpinistami, ale już bardzo blisko szczytu stanęła im na drodze głęboka rozpadlina, która uniemożliwiła kontynuowanie wspinaczki. W 1863 r. Whymper ponownie rzucił wyzwanie górze (do spółki z włoskim przewodnikiem Carrelem), ale i tym razem się nie poddała: z powodu nagłego sztormu utknęli w połowie drogi, gdzie czekając na poprawę pogody spędzili w namiocie 26 godzin, po czym zrezygnowani zeszli w dół.

Potem dał sobie spokój na dwa lata. Pojawił się znowu u podnóża Matterhornu w 1865 r., z nowym planem ataku. Rozpoczął go 21 czerwca wespół ze szwajcarskimi przewodnikami. Góra jednak znowu się skutecznie obroniła, zsyłając w dół kamienistą lawinę. Także to niepowodzenie nie zniechęciło upartego Anglika. Zaczął montować nową ekipę, która wreszcie osiągnęła sukces. Tak się złożyło, że w Zermatt pojawili się nowi amatorzy upokorzenia góry, gotowi w tym celu zewrzeć siły: szkocki górołaz lord Francis Douglas, zadurzony w górach anglikański pastor Charles Hudson i jego przyjaciel, niemający prawie żadnego doświadczenia w obcowaniu z górami, Douglas Robert Hadow. Do tej czwórki dokooptowano trzech przewodników – Francuza Michela Croza i dwóch Szwajcarów – ojca Petera i syna Petera Taugwalderów.

Wyruszyli w drogę o świcie 13 lipca 1865 r. Przenocowali na zboczu piramidy, po czym przystąpili do decydującego szturmu. Pierwsi o godzinie 1:40 na szczycie stanęli Whymper i Croz. Po chwili dołączyli do nich pozostali. Ułożyli pamiątkowy kamienny kopczyk i po godzinie rozpoczęli schodzenie. Prowadził Croz, za nim szli Hadow, Hudson i Douglas, zamykali od góry korowód Taugwalder – ojciec, Whymper i Taugwalder – syn. Wszyscy zachowywali daleko posuniętą ostrożność. Cóż, kiedy nagle Hadow pośliznął się i zsuwając się upadł na Croza, a siła ich rozpędu pociągnęła także w przepaść Hudsona i Douglasa, którzy nie mieli szans utrzymać się na grani, bo zerwała się lina łącząca Douglasa z pozostałą trójką. Przerażeni Whymper i Taugwalderowie zamarli w bezruchu. Nawoływali swych towarzyszy, ale daremnie, bo wszyscy zginęli. Ciała trzech z nich pochowano na cmentarzu w Zermatt, szczątków Douglasa nigdy nie odnaleziono. Na wieść o katastrofie królowa Wiktoria zamierzała zabronić swym poddanym uprawiania alpinizmu, ale po zasięgnięciu opinii miłośników gór, zrezygnowała z tego zamiaru.

Oczywiście, władze kantonu Valais wszczęły dochodzenie mające ustalić szczegóły tragicznego zdarzenia. Jedna z wersji sugerowała, że trzech alpinistów się uratowało, bo w krytycznej chwili Taugwalder – ojciec, widząc, że jest to jedyna szansa na uratowanie się, przeciął linę, ale nigdy nie zdołano mu tego udowodnić. Niemniej odbiło się to na jego dalszych losach: stracił autorytet znakomitego przewodnika i już nikt z jego usług nie chciał korzystać. Wiele zarzutów skierowano również pod adresem Whympera, głównie, że niedostatecznie zadbał o bezpieczeństwo wyprawy (m.in. nie wiadomo dlaczego, owa pośrednia lina, która się zerwała, była zapasowa i najsłabsza z zabranych na wyprawę).

Już trzy dni po sukcesie Whympera i jego ekipy szczyt Matterhornu zdobyła wyprawa włoska. Potem sukcesywnie inni alpiniści, wciąż poszukujący prowadzących nań bądź łatwiejszych, bądź trudniejszych dróg graniowych czy ścian, tak, że dziś nie ma już dziewiczych szlaków ku wierzchołkowi góry gór, przy czym odnosi się to do wszystkich pór roku. Wejście na Matterhorn, mimo że w wielu miejscach umieszczono ułatwiające wspinaczkę liny, wciąż nie należy do najłatwiejszych. Od 1865 r. zginęło tu ponad 500 alpinistów (obecnie przeciętnie rocznie około 10–12), najczęściej podczas schodzenia!

{gallery}gallery/2015/gora{/gallery}

Ikona Szwajcarii przyciąga również amatorów rekordów. Sprawny alpinista potrzebuje na wejście na górę i zejście z niej od siedmiu do dziewięciu godzin (zależy to od wyboru drogi). Z kilku ostatnich rekordów wymieńmy rezultat Katalończyka Kiliana Jorneta, który 21 sierpnia 2013 r. zaliczył trasę tam i z powrotem w ciągu 2 godzin, 52 minut i 2 sekund!

Także Polaków kusi szwajcarski szczyt. Pierwszy był na nim w 1894 r. fizyk Marian Smoluchowski. Obecnie nasi rodacy niemal zawsze są obecni wśród około 3 000 alpinistów pragnących tu corocznie zdobyć laury pogromców Matterhornu. Dotąd, jeśli się nie mylimy, siedmiu przypłaciło to życiem.

Historia wspinaczki na Matterhorn jest znakomicie udokumentowana na kilku filmach, z których pierwszy nakręcili Niemcy w 1928 r. z udziałem słynnego alpinisty Luisa Trenkera (film był niemy, w nowej udźwiękowionej wersji pojawił się na ekranach w 1938 r.). Także Anglicy opisali zmagania z górą na filmowej taśmie.

No i filatelistyka. Wiele znaczków pokazuje słynną górę, przedstawiamy tu zarówno szwajcarskie, jak i wydane przez inne poczty.

Tadeusz Kurlus
Tekst ukazał się w nr 20 (240) 29 października – 16 listopada 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X