Fenomen profesora Stanisława Niciei

Fenomen profesora Stanisława Niciei

Dyrektor Myrosław Romaniuk (od lewej) i prof. Stanisław Nicieja (Fot. Jurij Smirnow)Stanisław Nicieja mówił do zebranych przez 1,5 godziny bez przerwy. Na sali panowała niezwykła cisza. Uwaga wszystkich była przykuta nie tylko do jego słów, ale też do jego postaci. Nie był to akademicki wykład profesora, ale występ aktorski. Profesor mówił niezwykle barwnie, ekspresywnie, demonstrując wysoki styl wypowiedzi, literacki talent, poetycką duszę. Ekspresywna gestykulacja, żywa mimika twarzy znacznie wzbogacały jego wypowiedź. Był to na prawdę nie tyle referat naukowy, co występ artystyczny. To cały prof. Nicieja! Uczony, badacz dziejów biograf, a również utalentowany literat z poetycka duszą i błyszczącymi oczyma.

Prelegent przedstawił zebranym swój życiorys, opowiadał o swoich rodzicach, swojej przygodzie ze Lwowem, z Kresami. Sam o sobie mówił, ze jest szczęściarzem, że trafił na taki temat i spotkał w swoim życiu takich ludzi, jak Jerzy Janicki, Jerzy Michotek, czy Andrzej Hiolski. „Fenomenem było wysiedlenie ze Lwowa 120 tys. ludzi, których przerzucono na Dolny Śląsk i inne województwa Zachodnie – powiedział Nicieja. – Ale żadnemu pisarzowi w powojennej Polsce nie udało się opisać dramatu tych ludzi, epopeji ich życia. Nie było żadnego filmu, który by potrafił ten dramat pokazać. W powojennej polskiej literaturze zabrakło ludzi skali Elizy Orzeszkowej lub Bolesława Prusa.

Wydanie moich książek wywołało burzę listów, telefonów. Ludzie przysyłali rodzinne materiały, fotografie – zebrałem już całe własne archiwum. Jest to archiwum unikatowe – takich rodzinnych dokumentów nie ma w żadnym archiwum państwowym. A kiedy zaczynałem zbierać materiały we Lwowie, nie puszczano mnie do archiwum, do działu rękopisów Biblioteki im. Stefanyka. Na Cmentarzu Łyczakowskim śledziła mnie milicja, wzywano do KGB, Na Cmentarzu Łyczakowskim zrobiłem 12 tys. zdjęć. Jest to naprawdę miejsce unikatowe – na 500 tys. pochówków tam leży około 20 tys. znanych, wybitnych ludzi. Każdy z niuch zasługuje na swoją historię. Jakbym nawet chciał, nie mogę wszystkich opisać na stronach moich książek. Wśród nich nieskończone tysiące ludzi zapomnianych. Wyciągnąć pamięć o nich z mroku historii jest zadaniem niezwykle trudnym, ale fascynującym. W ciągu ostatnich dwudziestu lat powstało ponad 500 książek o Lwowie. I to wciąż za mało. Piszą Polacy i Ukraińcy. Jest też oczywiście spór miedzy nimi o to miasto i jego historię. Ale to spór między ojcem i matką na temat kto ma większe prawa do wspólnego dziecka. Ten spór nie ma rozwiązania. Każdy po swojemu ma swoja prawdę.

 

Adolf Juzwenko (Fot. Jurij Smirnow)Ale Lwów był i pozostaje „wyjątkowo przyjemnym miastem”, jak pisał jeszcze przed wojną  Stanisław Wasylewski w latach 1870-1918 był fenomenem w tle zrusyfikowanej Warszawy lub zniemczonego Poznania. Ludzie, którzy mieli w państwie austriackim opinię przestępców państwowych, jak np. Franciszek Smolka, doprowadzili do autonomii galicyjskiej, do polonizacji Lwowa. Ale i państwo to też było fenomenem ówczesnej Europy. Gimnazja galicyjskie gwarantowały bardzo wysoki poziom wykształcenia, a Uniwersytet i Politechnika Lwowska znajdowały się na poziomie europejskim. W Galicji wykształciła się wysokiej klasy kadra urzędnicza, administracyjna. To ona budowała niepodległą Polskę. Skąd politycy i ministrowie miary Grabskiego, Kwiatkowskiego, Mościckiego, Bartla? Teraz każdy wie, że to ludzie ze Lwowa. Lwów miał talentów nadmiar. Wysiedlone pokolenia wyniosły ból i żal po tym mieście w szeroki świat. Wśród nich byli Stanisław Lem, Marian Hemar, Włada Majewska…

Tysiące nazwisk nie można przytoczyć w żadnej nawet bardzo grubej książce. To było miasto otwarte, miasto otwartych ludzi. Po wielu latach sztucznego zamknięcia ono znów wraca do tego stanu, a razem z nim jego współcześni mieszkańcy. O wielkości tego miasta trzeba nie tylko pamiętać, ale też chronić! Tak bardzo zmieniło się we Lwowie przez dwadzieścia lat. Teraz tutaj mogę mówić otwarcie, bez cenzury, bez autocenzury. Zmieniła się też Europa, zmieniła się Polska. Teraz w moim Opolu panują całkiem inne stosunki między Polakami i Niemcami. Między naszymi państwami  jest też normalna, otwarta, przyjazna granica. Bardzo chcę, żeby jak najszybciej było tak między Polską i Ukrainą.”

Po zakończeniu wykładu prof. Stanisław Nicieji nie było dyskusji, nikt nawet nie podjął próby by wstąpić z nim w spór naukowy. Nie było nawet pytań – na tyle jego wykład był wyczerpujący. Były tylko podziękowania, oklaski i długa kolejka po autografy. Wielu zebranych już od wielu lat są znajomymi profesora. Każdego razu są na nowo przez niego oczekiwani. Profesor Nicieja jest człowiekiem bardzo pracowitym i wymagającym, jednak to za mało do powstania fenomenu. Trzeba jeszcze tego przysłowiowego „bakcyla” – i tego „bakcyla” profesor z Opola złapał we Lwowie.

 

Jurij Smirnow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X