Ekshumacje – likwidowanie białych kart historii

Ekshumacje – likwidowanie białych kart historii

Jesienią 2014 roku Konsulat Generalny RP we Lwowie wspólnie z Fundacją „Wolność i Demokracja” zorganizował akcję ekshumacji szczątków żołnierzy WP, poległych we wrześniu 1939 podczas walk na terenach obecnego obwodu lwowskiego.

Do akcji włączono wolontariuszy ze Lwowa oraz harcerzy. Z grupą uczestników badań pracuje historyk Marcin Demcio. O pracach ekshumacyjnych z Marcinem Demciem rozmawiał Krzysztof Szymański.

Czy od razu przyjąłeś propozycję wzięcia udziału w akcji?
Organizatorem całej akcji z ramienia konsulatu był konsul Marcin Zieniewicz i gdy zaproponował mi udział w niej zgodziłem się bez wahania. Dla mnie jako historyka (ukończyłem studia historyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim) było to podejście do historii z innej strony. Praktyczne wypełnianie białych plam najnowszej historii naszego narodu. Było to dla mnie coś nowego, coś, co daje inne spojrzenie na historię. Pisząc różne prace głównie opieram się na źródłach pisanych – akta, archiwa, czasopisma. Z racji mojej pracy doktoranckiej o szkolnictwie w woj. lwowskim, najbardziej interesuje mnie okres dwudziestolecia międzywojennego..

Czy miałeś wizję tego co będziesz robił, z czym przyjdzie ci się zetknąć?
Właściwie tak. Początkowo nasza praca polegała na prowadzeniu wywiadów środowiskowych. W wytypowanych miejscowościach wyszukiwaliśmy ludzi, którzy mogą pamiętać tamten okres i posiadali wiadomości o pochówkach polskich żołnierzy. Wspólnie z wolontariuszami z Polski i ze Lwowa byliśmy podzieleni na małe grupy i w poszczególnych miejscowościach prowadziliśmy te wywiady.

Naszym największym problemem jest czas. Od tych wydarzeń minęło już prawie 76 lat. Osoba, która coś pamięta z tamtego okresu dobiega 90. Wiadomo, że pamięć się zaciera i dość trudno przypomnieć sobie niektóre fakty. Ale mieliśmy szczęście – są jeszcze osoby, które wiele pamiętają o tamtym wrześniu i pokazały nam kilka pochówków. Np. starsza pani z Dobrostanów wskazała nam miejsce zbiorowej mogiły żołnierzy WP. W tym miejscu ekshumowaliśmy 44 szczątki prawdopodobnie żołnierzy 38 Rezerwowej Dywizji Piechoty, która prowadziła działanie w tych okolicach.

Czy mieliście wytypowane miejscowości, gdzie prowadziliście swoją kwerendę?
Mieliśmy pewną bazę danych, gdzie toczyły się najbardziej zaciekłe bitwy i gdzie można było spodziewać się masowych pochówków żołnierskich. Są to jednak jedynie dane teoretyczne, bo nie ma dokładnych wskazań miejsc pochówków. Naszym zadaniem było zdobycie konkretów, gdzie mamy szukać i dokonywać ekshumacji. W czasie tego pierwszego etapu ta lista stale jest uzupełniana, dochodzą nowe informacje.

Jak wyglądają wasze prace?
Po określeniu miejsca, robimy wstępne badania, mające na celu sprawdzenie, czy faktycznie są tam szczątki ludzkie. Nie dokonujemy od razu ekshumacji, bo wymaga to odpowiednich zezwoleń. Początkowo robimy próbne odkrywki, na które potrzebne są jedynie zezwolenia władz lokalnych. Następnie tak określone miejsce jest wskazane w prośbach o zezwolenie do władz wyższych instancji. Dopiero po uzyskaniu tych dokumentów, możemy przystąpić do ekshumacji. Właściwie z uzyskaniem zezwolenia nie ma większych przeszkód, ale przejście przez wszystkie instancje biurokratyczne…

Czy oprócz rozeznania pośród miejscowej ludności macie jakiś sprzęt do określenia pochówków?
Przede wszystkim musimy dotrzeć do osoby, która wskaże nam przybliżone miejsce pochówku. Potem archeolog przyjeżdża z urządzeniem i już bardziej precyzyjnie określa miejsce. Tam kopiemy próbny wykop. Jeżeli przyniesie wynik pozytywny – zaznaczamy miejsce i staramy się o pozwolenie. Najgorzej jest gdy wskazują nam miejsce na cmentarzu. W Czarnokońcach wskazano nam miejsce pochówku na starym cmentarzu przy kościele. Kościół jest w ruinie, znaków grobów czy krzyży na cmentarzu brak, a pochówków jest tam dużo i jak tu odnaleźć ten właściwy grób?

Jak wygląda taki zbiorowy pochówek?
Z zasady był to dół, do którego znoszone i składane były zwłoki. Grzebano ich bez trumien – jedne obok drugich.

Nie zawsze te mogiły są na cmentarzach. W miejscowości Mużyłowice wskazano nam grób na prywatnej posesji. Tu jest dodatkowa trudność, że geografia się zmienia: droga się przesuwa, zmieniają się działki, ich granice i też tu trzeba dokładnie sprawdzać opowieści ludności. Gdyby ta nasza akcja przebiegała 10 czy 20 lat wstecz, to żyło więcej ludzi, pamiętających tamte wydarzenia dokładniej.

Czy koncentrujecie się na miejscowościach, o których wiadomo, że były tam walki, czy działacie też w terenie bezludnym?
Mieliśmy też taką informację o mogiłach w lasach. W okolicach Nowojaworowska wskazano nam grób 6 żołnierzy. Właściwie nie był to grób, a jedynie okop, w którym ich przysypano ziemią. Odkrył tę mogiłę tzw. „czarny archeolog”, który wykopał hełm z czaszką wewnątrz. Na szczęście był na tyle sumienny, że zakopał z powrotem. Oznakował miejsce i dzięki temu mogliśmy ekshumować szczątki w stanie nienaruszonym. Szczątki były przeplecione ze sobą i nie wiadomo, czy tak polegli i ich zasypano, czy przysypała ich po prostu ziemia po wybuchu pocisku czy bomby.

Co czujesz, gdy pokazują się pierwsze oznaki pochówku, guziki z orzełkiem, sprzączki, fragmenty umundurowania?
Ogromną radość i satysfakcję, że ta praca, którą wykonaliśmy, ten wywiad w środowisku odnosi konkretny skutek. Że dzięki temu udało się ekshumować szczątki i w przyszłości ci żołnierze będą mieli godny pochówek na planowanym cmentarzu wojskowym żołnierzy września 1939.

Czy trafiliście na mogiły zbiorowe, czy są to zwykle pojedyncze pochówki rozrzucone na większym terenie?
To zależy. W Dobrostanach była zbiorowa mogiła 44 żołnierzy. Na wiosnę tego roku mamy około 40 miejsc do sprawdzenia. Np. w miejscowości Nowosiółki na lokalnym cmentarzu jest usypany kurhan, zwieńczony ułamanym krzyżem drewnianym. Według miejscowych może tam spoczywać do 100 osób.

Trzeba tu zaznaczyć, że ludność miejscowa podchodzi do naszych działań ze zrozumieniem. Zdają sobie sprawę, że pośród żołnierzy polskich we wrześniu 1939 roku byli również Ukraińcy, Żydzi, Białorusini i oddali swe życie za ich ojczyznę.

Czy ekshumowane szczątki są nienaruszone, czy zdarzają się przy nich nieśmiertelniki?
Były różne wypadki. W Dobrostanach mieliśmy nienaruszony grób 44 żołnierzy. Znaleźliśmy tam między innymi hełmy, fragmenty umundurowania, guziki. Jeżeli chodzi o nieśmiertelniki – to jest to największa radość, gdy taki się znajdzie, bo od razu zwłoki przestają być nieznane, a jest to konkretna osoba, która ma imię i nazwisko. Mieliśmy parę takich znalezisk. Jednak w zdecydowanej większości wypadków nieśmiertelników brakuje. Różne są teorie, dlaczego żołnierze niechętnie nosili te żetony. Panował zabobon, że jeżeli się go nie nosi, to wróci się do domu. Ale są zdania, że przy pochówkach były zabierane przez Niemców lub ludność miejscową, która miała zamiar po wojnie przekazać je do jednostek. Ale po przyjściu władzy sowieckiej woleli się tego pozbyć. Różnie bywało.

Czy wyobrażałeś sobie, jak mogą wyglądać szczątki ludzkie po ponad 70 latach?
Jestem historykiem z wykształcenia, a nie archeologiem. Za dużo o szczątkach nie wiedziałem. Po raz pierwszy z ludzkimi szczątkami zetknąłem się podczas tej akcji.

Czy chciałbyś temat wojny obronnej 1939 roku na naszych terenach kontynuować zawodowo?
Tak, jak najbardziej. Stale rozwijam się zawodowo. I jestem tematem zainteresowany. Jest to dla mnie olbrzymia satysfakcja, że brałem udział w badaniach. Wielu jest pasjonatów historii, którzy jej nie studiowali, ale ten temat interesuje ich bardzo.

Temat wojskowości podczas studiów nie pociągał mnie. Ale obecnie widzę jego znaczenie. Materiały ustne, które zbieramy są wspaniałą podstawą do pracy naukowej. Ale brakuje nam oficjalnych źródeł, na które można by się powołać. Jeżeli są jakieś oficjalne materiały tych wydarzeń, to mogą one znajdować się w Londynie w Instytucie Sikorskiego. To właśnie historycy współpracujący z Fundacją „Wolność i Demokracja”, wybierają się do Londynu, aby pracować w Instytucie Sikorskiego, szukać danych w aktach, we wspomnieniach czy innych materiałach. Może ta praca podpowie nam gdzie są kolejne miejsca do poszukiwań.

Jest to niewątpliwie temat niezwykle interesujący, przez wiele lat przemilczany i jest to wspaniałe pole działalności dla wielu pokoleń historyków. Być może też się tym zajmę, bo teraz mam do tego osobiste podejście. Ale najpierw doktorat.

Istnieje wiele wspomnień i opisów walk w okolicach Lwowa.
Nie zawsze te dane są dokładne. Wojna toczyła się błyskawicznie, wróg napierał i pozycje naszych wojsk zmieniały się szybko. W opisach strat mamy nawet w miarę dokładne dane o poległych oficerach: są imiona, nazwiska. Ale w stosunku do szeregowych to mamy takie sformułowania, jak „znaczne straty”. Nie mówi nam to o niczym: ile żołnierzy zginęło i gdzie zostali pochowani? Nie wiemy. W niektórych wypadkach oddziały szły naprzód na Lwów, z tyłu napierały wojska niemieckie i powrót na teren walki po rannych czy zabitych nie był możliwy. Stad nie sposób określić strat.

Jest opinia, że na naszych terenach zginęło od 1 do 2 tys. żołnierzy. Rozrzut tych cyfr jest ogromny. Byłbym bardziej powściągliwy w opiniach, bo może ich być znacznie więcej. Musimy wziąć pod uwagę fakt, że wielu oficerów, uczestników tych walk, dostało się do niewoli rosyjskiej i później zginęło w Katyniu. Nie napiszą już pamiętników i nie podadzą żadnych konkretnych danych.

Te nasze badania i ekshumacje zapełniają tę lukę w historii. Nie uda się odnaleźć wszystkich poległych, ale postaramy się, żeby było ich jak najwięcej.

Czy dalej będziesz uczestniczyć w tych pracach?
Tak, jak najbardziej. Teraz czekamy na pogodę, żeby trochę się ociepliło i podeschło. Myślę, że jak zrobi się wiosna ruszymy w teren.

Rozmawiał Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 3 (223) za 17-26 lutego 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X