Defilada lwów przed ratuszem

Drugiego września na Rynku lwowskim miało miejsce niecodzienne wydarzenie.

Przed Ratuszem wystawiono 20 gipsowych lwów, o wymiarach 1,2 x 1 m, każdy z nich wymalowano na inny sposób. Organizatorem swego rodzaju festiwalu lwów była artystka malarka Aleksandra Nowacka. Lwy będą zdobiły Rynek do 22 września. Tego dnia zostanie ogłoszony najładniejszy, najpopularniejszy, czyli taki, który otrzyma „nagrodę publiczności”.

{gallery}gallery/2007/lwy{/gallery}

Pokaz farbowanych lwów wzbudził wielkie zainteresowanie wśród lwowian i gości miasta. Zebrał się prawdziwy tłum ludzi. Nie zmniejszył się on także 3 września. Nie brakowało młodzieży, matek z małymi dziećmi, a także turystów. Od dawna nie widziałem w centrum naszego miasta tylu uśmiechniętych twarzy, tylu beztroskich ludzi! Żadna poważna wystawa dzieł sztuki w galeriach i muzeach lwowskich nie zbierała tak licznej i sympatycznej publiczności. Było na co popatrzeć!

Komitet organizacyjny tej niezwykłej akcji zaprosił do udziału w niej znane osoby — malarzy, pisarzy, przedstawicieli show-biznesu. Stanął tam lew wymalowany według inwencji znanego pisarza Jurija Andruchowycza. Inny zaś — wedle pomysłów Olega Skrypki. Był lew od znanego artysty Włodzimierza Kostyrki i „lew piłkarski” — symbol lwowskich „Karpat.” Niezwykle ciekawego lwa — z polskim akcentem — zaprezentował znany lwowski malarz Jurko Koch. Lew ten reklamuje piwo lwowskie i lwowski browar, wykorzystując przy tym starą przedwojenną reklamę: „Kto piwo lwowskie pije — ten sto lat żyje”.

Organizatorka imprezy A. Nowacka wystawiła lwa kawowo-czekoladowego, parafrazując znaną lwowską sentencję: „Jak nie ma kawy — nie ma zabawy!”. Nawet mer Lwowa Andrij Sadowy wraz ze swymi dziećmi rozmalował lwa, którego nazwano „Tato-lew”. Był też lew porcelanowy, słoneczny, „Lew-Luks”. Wszystkie one zostaną sprzedane na aukcji. Cena wywoławcza — 1000 hrn.

Jednym słowem, 2 września zabawa naprawdę się udała! „Defiladzie” lwów patronował Lwowski Browar i można było się napić dobrego lwowskiego piwa.

Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 3 (45) 17 września 2007

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X