Czy Polska potrzebuje Bariery Bezpieczeństwa na Wschodzie

Pytanie zasadnicze, jakie sobie sam zadaję od jakiegoś czasu to – czy rzeczywiście jest nam potrzebny płot graniczny na wschodniej granicy a jeśli tak to jak ma on wyglądać. Innym zagadnieniem jest czy owa mityczna konstrukcja nie zrazi do nas naszych sąsiadów.

I tak, żeby płot udało się postawić, potrzebna jest specustawa, zakładająca masowe wywłaszczenia. Znając nasze realia zajęłoby to z poprawkami w ekspresowym tempie od 12 do 24 miesięcy.

Płot mierzyłby 1200 km. Płot miałby się zaczynać przy Zalewie Wiślanym, a kończyć w Bieszczadach. Metalowa siatka, taka jak te zabezpieczające autostrady przed zwierzętami, oddzieliłaby Polskę od Federacji Rosyjskiej, Białorusi i Ukrainy.

Pierwszym pomysłem tego typu był projekt ministerstwa rolnictwa, w którym powstał projekt specustawy w tej sprawie, zbudowanie gigantycznego płotu miałoby kosztować 235 mln złotych.

Ministerstwo chciało, aby pieniądze na inwestycję pochodziły z budżetu państwa; konkretnie ze środków przeznaczonych na inwestycje w poszczególnych województwach, rezerw celowych i pieniędzy przeznaczonych na usuwanie skutków klęsk żywiołowych. Projekt dopuszczał także finansowanie budowy i utrzymania płotu przez samorządy.

Zdaniem resortu rolnictwa, bariera miała powstrzymać dziki zza wschodniej granicy kraju. A co za tym idzie, pomóc powstrzymać rozprzestrzenianie się ASF. Ta zabójcza dla świń choroba przywędrowała do Polski cztery lata temu za sprawą dzików właśnie zza wschodniej granicy. Projekt specustawy zakładał uproszczenie procedur administracyjnych potrzebnych przy budowie.

Właściciele gruntów, na których miałaby powstać bariera, byliby traktowani tak jak przy budowie dróg czy linii wysokiego napięcia. Grunty byłyby zajmowane, a niezadowoleni z wyceny właściciele mogliby dochodzić swoich roszczeń przed sądem. Ale już po fakcie, czyli po przejęciu gruntu.

Drugim pomysłem i poważnym argumentem był napływ uchodźców w pierwszej połowie 2015 roku. Znacznie wzrosła liczba imigrantów przybywających na Węgry. W 2014 roku zarejestrowano w Biurze Imigracyjnym i Obywatelskim 42 777 wniosków o udzielenie azylu. Liczba ta w pierwszej połowie 2015 r. przekroczyła 57 tysięcy. Do połowy lipca granicę przekroczyło nielegalnie 78 tys. osób, z czego 77 600 przybyło od strony Serbii, znajdującej się poza strefą Schengen.

Rząd węgierski 17 lipca 2015 zdecydował o tym, że podobnie do granicy grecko-tureckiej i bułgarsko-tureckiej, zamknie zieloną granicę na odcinku węgiersko-serbskim. Zgodnie z przyjętą uchwałą rządu, należy wybudować tymczasowy płot o długości ok. 175 km i wysokości 4 m w celu zabezpieczenia granicy.

Węgierskie Zgromadzenie Narodowe w dniu 6 lipca 2015 roku przyjęło poprawkę ustawy dotyczącej granicy państwowej, zgodnie z którą wprowadza się, licząc od granicy Węgier, 10 metrowej szerokości pas przeznaczony do budowy, montażu i eksploatacji „urządzeń zapewniających ochronę porządku na granicy”.

Państwo ma prawo do korzystania ze znajdujących się tam nieruchomości ze względu na interes publiczny, a ich właściciele otrzymają odpowiednie odszkodowanie.

Budowę pierwszego odcinka płotu w okolicy Mórahalom rozpoczęły 13 lipca 2015 pododdziały węgierskiej armii. 18 lipca ukończono 175-metrowy odcinek próbny.

Na posiedzeniu z 21 lipca 2015 roku rząd węgierski zdecydował o budowie płotu zgodnie z drugą wersją, oprócz 30–40 km trudno dostępnego odcinka, gdzie będą leżały zwoje drutu ostrzowego. Wzdłuż ogrodzenia umieszczone będą tablice informujące migrantów o położeniu przejść granicznych, a również o tym, że nielegalne przekraczanie granicy jest przestępstwem.

Według badania fundacji Századvég Alapítvány przeprowadzonego 21 lipca 2015 roku na tysiącu osób, 97% Węgrów zna plan budowy ogrodzenia, a większość z nich (61%) zgadza się, że w ten sposób próbuje się zmniejszyć imigrację. Planowi przeciwnych jest 27%, a 12% nie wyraziło opinii.

Trzeci argument podali nam nasi dobrzy sąsiedzi ze wschodu, a konkretnie Federacja Rosyjska. Podczas ostatniego majdanu stratedzy kremlowscy świetnie wychwycili drobne niuanse związane z brakiem odpowiednich zabezpieczeń na granicach byłego Układu Warszawskiego.

I takim sposobem zaczęto uprawiać turystykę podrzucając tzw. „zielone ludziki”. Tak było na Krymie, potem w Doniecku i Ługańsku.

Pomysł budowy ogrodzenia na granicy między Ukrainą a Rosją wysunął ówczesny gubernator obwodu dniepropietrowskiego na wschodniej Ukrainie i jeden z najbogatszych obywateli kraju Ihor Kołomojski. Zaproponował on zbudowanie na granicy z Rosją płotu na wzór tego istniejącego między Izraelem a Autonomią Palestyńską.

Zabezpieczenia mają obejmować długość granicy około 2000 km na linii Sumy – Charków – Donieck – Ługańsk. Na szczególnie zagrożonych odcinkach mają powstać rowy czołgowe, drut kolczasty, zasieki, płot pod napięciem, detektory ruchu oraz system flar i min. Dodatkowo co 20 km mają się znajdować wieżyczki strażnicze wraz z kamerami.

Jeśli projekt uda się zrealizować będzie to największa ufortyfikowana granica w całej Europie (dla porównania linia Maginota wynosiła 450 km). Oprócz problemów wynikających ze skali przedsięwzięcia istotną przeszkodą jest oczywiście trwający konflikt w części separatystycznych regionach: Doniecku i Ługańsku przez które musi przebiegać linia obserwacyjna dla zupełnej szczelności granic.

I tu mamy zarówno dość długi odcinek granicy z Federacją Rosyjską, jak i jej sojusznikiem wojskowym – Białorusią. Nie zapomnijmy też, że Rosjanie mogliby wykorzystać odcinek granicy polsko-ukraińskiej do przerzucenia ludzi w cywilu na teren naszego kraju.

Czwartym argumentem już w zasadzie powtarzającym się jest nowa fala uchodźców z Azji, która została sztucznie stworzona przez rząd turecki. I tu tzw. „Szlak Bałkański” został tak naprawdę zamknięty zarówno przez Węgry, jak i mniejsze kraje, które w ten czy inny sposób ufortyfikowały i uszczelniły swoją granicę.

Realnym zagrożeniem jest pojawienie się alternatywy dla „Szlaku Bałkańskiego” będzie to nowy kierunek, wiodący przez Bułgarię, Rumunię i Ukrainę do granicy ze Słowacją i Polską.

Tak czy inaczej, do sprawy trzeba podejść poważnie. Wydaje mi się, że sprawa powinna zostać poruszona zarówno przez opinię publiczną, jak i na szczeblu rządowym.

Tomasz Kossakowski
Tekst ukazał się w nr 7-8 (347-348), 27 kwietnia – 14 maja 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X