Co łączy Podole ze świątynią Grobu Pańskiego fot. Dmytro Poluchowycz

Co łączy Podole ze świątynią Grobu Pańskiego

Sensacyjne odkrycie podolskich krajoznawców

Na łamach „Nowego Kuriera Galicyjskiego” opisywałem projekt badawczy „Mogiły Przodków”, zapoczątkowany przez Wydział kultury Rady miasta Gródka Podolskiego wspólnie z Organizacją Społeczną „Ukraina Incognita”. Przypomnę – w projekcie mają zostać przebadane i zinwentaryzowane nekropolie na terenie gminy Gródek Podolski (polskie, ukraińskie i żydowskie). Ma to na celu zachowanie spuścizny kulturowej i popularyzację wielonarodowej kultury Podola. O dokonanych przez krajoznawców odkryciach – często sensacyjnych – pisałem wielokrotnie na łamach „Kuriera”, jak również informowałem liczne krajowe i zagraniczne media. Wynikiem projektu ma być publikacja i seria wystaw fotogramów. Pierwszą taką wystawę planuję poświęcić polskim nekropoliom. Po ekspozycji w Gródku zostanie przekazana do Sochaczewa – miasta partnerskiego Gródka Podolskiego.

Tym razem w soczewce projektu „Mogiły Przodków” znalazła się wieś, dawniej miasteczko, Kuźmin w gminie Gródek i wioska Kumanów w gminie Satanów. Ta ostatnia miejscowość z czasem podzieliła się na Kumanów i Andrijiwkę.

Znaleziska dokonane w Kuźminie okazały się nadzwyczaj interesujące, a XIX-wieczne freski, odkryte w miejscowej synagodze – po prostu sensacyjne! Na szczęście wcześniej zostały pokryte sowieckim tynkiem i dlatego przetrwały. Ale największą sensację wywołały odkrycia w Kumanowie-Andrijiwce.

Pierwszego dokonano na prawosławnym (ukraińskim) cmentarzu. Mamy tu wiele starych nagrobków w kształcie krzyży, czasami dość nietypowych dla tych okolic. Najstarsze pochówki datowane są końcem XVIII w. Najbardziej interesujące i niespodziewane są dwa, leżące obok siebie nagrobki na pochówkach dwójki dzieci – 5- i 6 –letnich. Mają jedną datę – 1877 r. Prawdopodobnie dzieci zmarły w jednym czasie wskutek wypadku lub choroby infekcyjnej. Te nagrobki odnalazł aktywny uczestnik projektu Walentyn Niszczyj.

Kamienne krzyże na dziecięcych pochówkach są interesujące ze względu na charakterystyczne dla rzymskich katolików (Polaków) zdobnictwo, różniące się od prawosławnego (ukraińskiego). Rewers krzyży ozdobiono katolickim krzyżem i literami „IHS”. Prawdopodobnie są dziełem tego samego kamieniarza i wiele takich można spotkać na katolickim cmentarzu Gródka. Jak uważa współautor projektu, kierownik Wydziału kultury Oleg Fedorow, przyczyna używania takich krzyży jest w tym przypadku oczywista:

– W tych czasach gotowce na nagrobki rozwozili po wioskach tzw. „krzyżowozy” – mówi Oleg. – Brali do realizacji gotową produkcję kamieniarza i sprzedawali ją za pieniądze bądź za ziarno. Mieli w rezerwie wyroby na wszystkie wypadki – nawet żydowskie macewy. Możliwe, że gdy „krzyżowóz” dotarł do Kumanowa,  prawosławne czy neutralne nagrobki skończyły się i rodzicom nie pozostało nic innego, jak kupić te katolickie. Prawdopodobnie wygląda też inna wersja: możliwe, że dzieci pochodziły z mieszanego małżeństwa. W tym przypadku symbolika katolicka była kompromisem.

Natomiast Walentyn Niszczyj ma swoją wersję. Krajoznawca uważa, że mógł się tu ujawnić aspekt finansowy:

– Jak widzimy, dzieci zmarły czy zginęły jednocześnie. Nie wiemy na ile zamożni byli rodzice. Kupno jednocześnie dwóch dużych krzyży mogło okazać się zbyt drogie. Wybrali dwa mniejsze, a te miały katolickie symbole… Wychodząc z założenia, że „Bóg jest jeden dla wszystkich”, kupili te tańsze.

W chwili dokonania tego odkrycia mieliśmy wrażenie, że będzie to główne znalezisko ekspedycji nad brzegami Skwiły. Ale jak się okazało prawdziwe niespodzianki miały dopiero nastąpić!

Należy zaznaczyć, że Kumaniw i Andrijiwka są bardzo oddalonymi wioskami i noga badacza-krajoznawcy jeszcze tu chyba nie stąpała. Przynajmniej w Internecie nie ma o tym żadnej wzmianki. Dostać się tu przypadkowo jest raczej niemożliwe, a nieprzypadkowo – trzeba się dobrze postarać i najpierw bardzo tego zapragnąć. Taka ignorancja wygląda na dziwną. Przyroda jest tu czarująca, krajobrazy wspaniałe – nawet na początku kwietnia. A już w maju będzie tu prawdziwy raj. Co się tyczy zabytków – tych też jest tu pod dostatkiem. Główna przeszkoda – to drogi. Dojechać tu jest dość trudno.

Ozdobą wioski jest kościół pw. Przemienienia Pańskiego, stojący na szczycie wysokiego wzgórza. Informacji o nim jest bardzo mało, a co więcej, wiadomości są sprzeczne. Jedno jest pewne – współczesny kształt kościoła pochodzi z roku 1750. i został zbudowany w miejscu świątyń wcześniejszych. Fundatorami kościoła była znana w tych okolicach rodzina Stadnickich herbu „Śreniawa”. Przez dłuższy czas kościół był centrum olbrzymiej parafii, liczącej około15 okolicznych wiosek. Po zajęciu tych terenów przez sowietów dla parafii nadeszły trudne czasy. W oczach władzy moskiewskiej i miejscowych kolaborantów Kościół okazał się podwójnie wrogi. Po pierwsze, bolszewicy wszystkie świątynie uważali za wrogie. Po drugie – była to świątynia polska (katolicka). W okresie międzywojennym głównym wrogiem sowietów była właśnie „pańska” Polska, a nie Niemcy, Brytania czy USA. Na dodatek były to tereny przygraniczne i wszyscy miejscowi Polacy (nawet robotnicy i chłopi) uważani byli za szpiegów Piłsudskiego. Nie mówiąc już o kapłanach. Jak wspominają najstarsi mieszkańcy, ostatniego księdza kumanowskiej parafii (prawdopodobnie o. Liniewicza) miejscowy Ukrainiec przeprawił za Zbrucz. Gdy władza dowiedziała się o tym – ratownika kapłana rozstrzelano.

Po zamknięciu kościoła urządzono w nim magazyn zboża, a po II wojnie światowej – nawozów sztucznych. Dopiero po uzyskaniu przez Ukrainę niezależności świątynię zwrócono wiernym i z czasem wzniesiono ją z ruin wysiłkiem słynnego księdza Władysława Wanagsa. Niestety, nie udało się odnowić bogatych sztukaterii i fresków – to drogo kosztowałoby i nie ma już tych artystów-mistrzów.

fot. Dmytro Poluchowycz

Biorąc pod uwagę wiek kościoła i nekropolii, badacze mieli nadzieję na odnalezienie nagrobków nawet z XVIII w. – przecież grzebano tu szlachtę z okolicznych 15 wiosek. Te nagrobki musiałyby być szczególne. Jednak nadzieje, związane z olbrzymim, otoczonym murem cmentarzem, nie sprawdziły się. Większość jego terenu okazała się pusta i wyglądała jak zwykły las. Nawet kamiennych ułamków nie było. Odnaleziono jedynie kilka splądrowanych podziemnych grobowców.

Jest ku temu proste i niestety smutne wyjaśnienie. Od razu po zamknięciu kościoła komuniści wywieźli z cmentarza wszystkie elementy metalowe. Industrializacja wymagała wielkich zasobów żelaza, którego na nekropolii było wiele. Według przekazów, jedynie na grobie rodziny Żukowskich (kiedyś właścicieli połowy wioski) stał żeliwny krzyż o wysokości 8 m! Oprócz tego na cmentarzu było wiele nagrobków, udekorowanych elementami z brązu.

Mieliśmy szczęście, że udało nam się odszukać około 15 starych nagrobków. Dość interesujących. Pośród nich, np. na splądrowanych grobie jednego z właścicieli wioski Gustawa Pliśniewicza (druga część wioski należała do wspomnianych Żukowskich).

Należy zaznaczyć, że kumanowska świątynia ma jedną unikalną cechę – otoczona jest olbrzymim terenem tzw. „ziemi kościelnej”, czyli terenu, należącego do parafii. Dawniej stały tu różne zabudowania: dom wikarego, szpital, plebania i inne. Aby uzmysłowić sobie wielkość tego terenu, dość powiedzieć, że piętrowa plebania, wzniesiona jeszcze w 1781 r. leżała w odległości ok. 200 m od kościoła. Jeszcze w latach 80. mieściła się w niej miejscowa szkoła, a dziś – tylko malownicze ruiny pośród zarośli. Szkoda, że tak dawny zabytek niszczeje.

A teraz przejdziemy do głównego odkrycia naszej ekspedycji podczas realizacji projektu „Mogiły Przodków”. Ba! Gdyby nie wojna, byłaby to sensacja na skalę ogólnokrajową.

Koło drogi, wiodącej do kościoła ujrzeliśmy wejście do starego lochu. Biorąc pod uwagę szereg cech – przede wszystkim charakter murowania – zrozumieliśmy, że nie był to zwykły wiejski loch. Jednak, bez specjalnego sprzętu nie mogliśmy go spenetrować. Wejście było zawalone śmieciem (prawdopodobne jak i wnętrze), było pełno rozbitego szkła. Ponadto, śmieci kilkakrotnie podpalano i wszystko pokryte było grubą warstwą sadzy. Potrzebne było gruntowne czyszczenie i kombinezony. Kiedyś na pagórku lochu – a może grobowca – prawdopodobnie stała jakaś sakralna figura, ale została zniszczona przez sowietów. Jej ślady nie zachowały się, ale złożony z bloków kamiennych postument przetrwał. Wprawdzie jest on też przewrócony.

Jakież było nasze zdziwienie, gdy oczyściliśmy pokrywający kamień mech i ukazały się nam krzyże-graffiti. Te dekoracje w literaturze fachowej noszą nazwę „krzyży pielgrzymów”. Takie znaki pozostawiali pielgrzymi po odwiedzeniu szczególnych miejsc świętych. Wyryty krzyżyk miał nie tylko świadczyć o nawiedzeniu świątyni, ale też wzmocnić odmawiane tu w różnych intencjach modlitwy. Takie najstarsze krzyże pielgrzymów pokrywają mury świątyni Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Jest ich tam dziesiątki, jeżeli nie setki tysięcy. Interesujące jest to, że wewnątrz świątyni krzyże były rzeźbione przez kamieniarzy, a na zewnątrz pielgrzymi ryli je sami. W takiej liczbie jak w Andrijiwce – a naliczono ich około trzydziestu – krzyży pielgrzymów na Ukrainie dotąd nie spotykano!

fot. Dmytro Poluchowycz

– Takie krzyże na terenach Centralnej i Wschodniej Europy datuje się w szerokim zakresie – od X w. (Murfatlar w Rumunii) do XVIII w. (klasztor skalny w Subiczu w obw. chmielnickim) – komentuje znalezisko znany podolski historyk i archeolog Pawło Neczytajło. – Biorąc pod uwagę rok 1704, wyrzeźbiony na postumencie, mamy do czynienia z XVIII w. Nie wykluczam, że niektóre z nich powstały później – na początku XIX w. Dzięki ubiegłorocznej ekspedycji w ramach projektu „Ukraina Incognita” i odnalezionemu krzyżowi na grobie Pantelejmona Kopytka (zm. 1860), który też jest pokryty krzyżami pielgrzymów, możemy sądzić, że taka praktyka trwała do II połowy XIX w.

Historyk również dodał:

– Podobne tradycje w naszych krajach były bardziej charakterystyczne dla prawosławnych klasztorów skalnych, ale zdarzały się i w świątyniach katolickich. Jednak w takiej liczbie w tradycji katolickiej nie były dotąd odnalezione. Na razie ta zagadka nie znalazła bezpośredniego wytłumaczenia.

Dlaczego taką czcią otoczona była właśnie ta figura – na razie nie wiadomo. Dlaczego otoczona była taką czcią, że pozostawiali na niej swoje krzyże pielgrzymi – na razie pozostaje tajemnicą, którą trzeba będzie dopiero rozwikłać.

Niestety, tablica z napisem nic nie jest w stanie wytłumaczyć, bo miękki wapień skruszał i napis jest nieczytelny. Udało się odcyfrować jedynie poszczególne słowa: „Novels… A Jacobes…dictions…Lingram(?)”. Możliwie, że na innej stronie postumentu też jest jakiś napis, ale trzeba ją dopiero odwrócić. Może coś wyjaśni.

Niestety, rozmowy z mieszkańcami wioski nic nie wyjaśniły – nie widzą nic o tej figurze. Nie pomógł nawet ksiądz Krzysztof, który przyjeżdża tu z Satanowa na nabożeństwa. Na prośbę krajoznawców przepytał wiernych, ale bezskutecznie. Możemy jedynie przypuścić, że loch na którym stała figura, jest grobowcem bardzo szanowanej we wsi osobistości, uważanej przez mieszkańców za świętego.

Na razie mamy kolejną zagadkę historii, którą należy rozwiązać. Może ktoś z polskich historyków wie coś na ten temat, a może zachował się jakiś zapis w archiwach…

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 7 (443), 16 – 29 kwietnia 2024

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

X