Co czytać?

Kilka lat temu, po kolejnym „zgwałceniu” mego umysłu przez tekst w pewnej gazecie, wiedziony naiwnym idealizmem napisałem do przyjaciół list.

Prosiłem w nim by oni, przecież mądrzejsi ode mnie i bardziej doświadczeni, poradzili mi. By pomogli znaleźć taką gazetę, w której będzie można przeczytać jeśli już nie obiektywne, to zróżnicowane światopoglądowo teksty, w której nagłówki będą miały związek z zatytułowanymi nimi tekstami, która będzie szanowała moje prawo do własnych ocen i opinii. List napisałem, zamieściłem w internetowej sieci społecznościowej i… nic!

Od prawie dwudziestu lat mieszkam na Ukrainie, kocham Ukrainę i żyję Ukrainą, ale to absolutnie nie przeszkadza temu, że jestem Polakiem, kocham Polskę i żyję Polską
Tymczasem to sprawa niebywale dla mnie ważna. Od prawie dwudziestu lat mieszkam na Ukrainie, kocham Ukrainę i żyję Ukrainą, ale to absolutnie nie przeszkadza temu, że jestem Polakiem, kocham Polskę i żyję Polską. Mało tego! Te moje „dwie miłości” się wspierają, uzupełniają, jedna drugiej służą. Pisałem o tym wielokrotnie – Polska jest dla mnie „matką”, Ukraina „żoną”. Obydwie kocham, obydwie są dla mnie najważniejsze, dla obydwu żyję. Właśnie dlatego, że Polska zajmuje w moim sercu tak ważne miejsce i pomimo wielu lat spędzonych poza Nią, jest Ona dla mnie tak ważna, chcę „być w kursie spraw” – czyli może nie na poziomie eksperta i politologa, ale przynajmniej ogólnie orientować się w tym, co się w kraju dzieje. Więcej – chcę wiedzieć jak z „polskiej perspektywy” wyglądają sprawy „wielkiego świata”.

Niestety, minęły lata i wszystko się zmieniło – także gazety
Poczynając z 2003 roku (wtedy wyjechałem z kraju) wiedzę swoją czerpałem z najpopularniejszych i cieszących się szacunkiem kilku gazet. Poza tym, że codziennie czytałem ich internetowe wersje, to pierwszą rzeczą, którą robiłem po „wjeździe” do Polski, było kupienie na przemyskim dworcu jednej z tych gazet „na papierze”. Zanim pociąg dojechał do Rzeszowa – miałem ją już przeczytaną. Niestety, minęły lata i wszystko się zmieniło – także gazety. Po pierwsze, zmieniło się pojmowanie wartości uniwersalnych – takich jak „prawda” na przykład. Relatywizm przestał być czymś niegodnym. Szacunek dla wielu praw przeszedł ze sfery realnej – w deklaratywną jedynie. To będzie komunał, ale życie polityczne uległo skrajnej polaryzacji i uplemiennieniu, przybierając drastyczne formy. Wreszcie – zmienił się zawód „dziennikarza”, stał się on bardziej dostępny i przez to mniej profesjonalny, bardzie „biznesowy” i przez to mniej niezależny

Moja ulubiona gazeta przestała informować i wyjaśniać
Moja ulubiona gazeta przestała informować i wyjaśniać. Zaczęła mnie pouczać, nauczać, ganić. Czytając ją (i kilka innych także) znajdowałem w niej całą feerię erystycznych chwytów, pogardę dla prawdy (jeśli ta nie jest użyteczna), lekceważenie intelektu i wiedzy czytelnika. Coraz mniej otrzymywałem informacji, a coraz więcej komentarza. Niekiedy nietrudno było zauważyć, że sama informacja była „podrasowana” tak, by służyła właśnie „takiemu” komentarzowi. Do tego sam komentarz był zazwyczaj tendencyjny, upolityczniony i… niekiedy prostacki. Oczywiście wszystko to działo się powoli – moje „ulubione” gazety nie zmieniły się „z dnia na dzień”. Proces trwał lat kilka, po trochu, po trochu, aż… w końcu doszedł do punktu, w którym pozostanie przeze mnie wiernym „ulubionym” tytułom stało się niemożliwe.

Zrozumiałem – pora na zmiany
Próbowałem, szukałem, „żeglowałem po falach” Internetu – i nic! Niczego nie potrafiłem znaleźć! Jak tylko zaczynałem przyglądać się jakiemuś tytułowi, to albo okazywał się mieć przypadłości właściwe wszystkim poprzednim, albo jego poziom był właściwy gazetce szkolnej. Tak więc, w taki sposób znalazłem się w trudnej sytuacji – szukam informacji, szukam ciekawych felietonów, szukam uczciwych komentarzy, a nie ma skąd ich wziąć. Dlatego przyznaję, że będąc w rozpaczy, napisałem list do przyjaciół i poprosiłem ich o radę. Niestety, nic z tego nie wyszło.

Takich tekstów, takich właśnie informacji szukam
Część przyjaciół w ogóle nie potrafiła zrozumieć na czym polega mój problem. Wydawało im się, że to moje przekonania (przeróżne) uprzedzają mnie do określonych tytułów. Tymczasem – zapewniam – to nie tak! Moją dezaprobatę wywołują nie teksty sprzeczne z moimi przekonaniami (chociaż oczywiście to moje przekonania uważam za słuszne), lecz sposób w jaki owe przekonania się w nich manifestują. Chociażby to, że ich autorzy uważają, że cel uświęca środki. Chociażby to, że z tych tekstów aż „bije” pogarda dla wiedzy i inteligencji czytelnika. Tak, polemizuję, spieram się, dyskutuję z poglądami, których nie uważam za słuszne, ale robię to przestrzegając reguł dyskusji, uczciwie i bez złości. Takich tekstów, takich właśnie informacji szukam – nawet jeśli mym poglądom przeczących, to uczciwie „podanych”.

Nikt nie potrafił mi doradzić co warto czytać
List napisałem, w sieci społecznościowej umieściłem i chociaż wielu przyjaciół i znajomych go skomentowało, dobre rady napisało, zrozumienie bądź niezrozumienie wyraziło – to w sumie, efekt był żaden. Z grona tych, którzy zrozumieli czego szukam, nikt nie potrafił mi doradzić co warto czytać. Co ciekawe, większość z radzących, nawet tych „silnie politycznie zdeterminowanych”, przyznawała się – mam nadzieję, że było to szczere – do podobnych problemów. Zwyczajnie – ci, którzy chcą i lubią podejmować wysiłek samodzielnego myślenia i oceniania, są zdegustowani nie tylko poziomem dzisiejszych gazet, ale całego polskiego dziennikarstwa. Dlatego, wielu chętnie przyłączało się do mojego biadania, ale gdy próbowałem zachęcić ich do przejścia do konkretów – rada co czytać – byli bezradni.

Czytam „to” wszystko, potem biorę w ręce miotłę i „wymiatam” z mego umysłu oczywiste manipulacje, relatywistyczne oceny, erystyczne chwyty
Próbując problemowi zaradzić, czytam więc (w Internecie) tytuły „od Sasa do lasa” – czyli kilka przynajmniej. Czytam te „pro” i te „anty”, z lewa i z prawa, feeryczne i apokaliptyczne – dużo czytam. Mój każdy dzień się od tego zaczyna – „prasówka” (polska i ukraińska – czasami, choć rzadko, inna). Czytam „to” wszystko, potem biorę w ręce miotłę i „wymiatam” z mego umysłu oczywiste manipulacje, relatywistyczne oceny, erystyczne chwyty. Dopiero nad tym co po takiej „czystce”, nad tym co zostaje się pochylam, myślę, własne buduję oceny. Niestety, uważam, że jeśli chce się zobaczyć w miarę prawdziwy obraz świata – dzisiaj inaczej się nie da.

…polska prasa jest dla mnie bardzo ważna – pisałem, dlaczego – to z powodu jej stylu i poziomu najbardziej mnie dusza boli, największy dyskomfort odczuwam
Oczywiście rozumiem to, że opisane powyżej to nie tylko polskiego dziennikarstwa choroba. Rozumiem też to, że chociaż skoncentrowałem się na prasie, to podobnie jak ona działają też dzisiaj radio, telewizja i Internet. Rozumiem też, że przyczyny choroby są liczne i nie tylko pośród redakcji i dziennikarzy szukać ich należy. Jednak chyba dlatego, że polska prasa jest dla mnie bardzo ważna – pisałem, dlaczego – to z powodu jej stylu i poziomu najbardziej mnie dusza boli, największy dyskomfort odczuwam. Zdaję też sobie sprawę z tego, że w czasach deprecjacji pojęć i wartości, w czasach skrajnego relatywizmu i upolitycznienia wszystkich i wszystkiego, w czasach niebywałej merkantylizacji oczekiwane na to, że znajdzie się uczciwa, profesjonalna i rzetelna redakcja gazety codziennej – to naiwność. Cóż, niestety takie są koszty idealizmu…

Co nieco zabawne – dzięki opisanym wyżej perypetiom coraz bardziej Kurier Galicyjski cenię
Co nieco zabawne – dzięki opisanym wyżej perypetiom coraz bardziej Kurier Galicyjski cenię (wiem – kryptoreklama). Oczywiście wiem – to dwutygodnik, ze specyficzną tematyką i specyficzną grupą czytelników. Jednak właśnie w nim można znaleźć różne opinie, różne oceny, różne punkty widzenia. Teksty w nim zamieszczane szanują różnorodność i prostacką propagandą nie „gwałcą” umysłów czytelników. Może warto się więc zastanowić nad powstaniem we Lwowie „Akademii Rzetelnego Dziennikarstwa im. Mirosława Rowickiego” – takiej dla „słynnych” i „wielkich” redaktorów z Polski?

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 23 (363), 15–28 grudnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X