Chrystus Frasobliwy – 25 m niżej Fot. z plansz wystawy

Chrystus Frasobliwy – 25 m niżej

W nr 1 „Nowego Kuriera Galicyjskiego” za rok 2024 pisaliśmy o powrocie po prawie trzyletniej konserwacji w Polsce figury Chrystusa Frasobliwego z Kaplicy Boimów we Lwowie. Na wystawie „To czego nie widać”, otwartej później w Muzeum Jana Pinsla w dawnym kościele klarysek, można było zapoznać się dokładnie z ogromem prac konserwatorskich, które w tym czasie zostały wykonane. Postaram się przybliżyć je naszym Czytelnikom, pomijając naturalnie wiele detali technicznych, zrozumiałych jedynie specjalistom tej dziedziny.

Jak stwierdziła w swoim nagraniu do zwiedzających wystawę dyrektor Instytutu Polonika Dorota Janiszewska-Jakubiak, zainteresowanie podległej jej instytucji Kaplicą Boimów istniało od początków założenia Instytutu. W 2018 r. postanowiono zając się restauracją i konserwacją tego unikatowego na skalę europejską obiektu naszego dziedzictwa kulturowego.

W 2021 r. Instytut Polonika wspólnie z władzami miasta i Lwowską Galerią Sztuki podjęły się tego ambitnego zadania. Część funduszy na renowację przekazała Wyższa Szkoła Bankowa we Lwowie. Dodatkowym impulsem do natychmiastowego rozpoczęcia prac był fakt znalezienia przez jednego z polskich konserwatorów koło kaplicy elementu metalowego. Po dokładnym przyjrzeniu się, okazało się, że jest to jeden z promieni z nimbu znad głowy Chrystusa.

Po obudowaniu kaplicy rusztowaniami i przyjrzeniu się dokładniej 400-letniej figurze Chrystusa Frasobliwego, okazało się, że jest ona w stanie awaryjnym. Groziła rozpadnięciem się na drobniejsze fragmenty lub w ogóle mogła spaść z kopuły. Na wysokości prawie 30 m nie było możliwości przeprowadzenia dokładnej renowacji i zabezpieczenia rzeźby. Postanowiono więc zdjąć ją z kopuły, przewieźć do pracowni konserwatorskich i tam ją dokładnie zbadać, odrestaurować i zabezpieczyć na tyle, by mogła bezpiecznie dla otoczenia stać na kopule kaplicy kolejne dziesięciolecia.

Już przy zdejmowaniu figury okazało się, że jej podstawa rozpadła się na dwie części. Stalowy bolec mocowania rozsadził kamień. Z głowy Chrystusa wykruszyła się również kamienna korona cierniowa i pozostało jedynie cztery stalowe bolce cierni.

Fot. z plansz wystawy

Początkowo, po podwieszeniu figury na rusztowaniu, odczepiono ją od podłoża i przesunięto na drewnianą podstawę, na której została obudowana i podparta w taki sposób, by była jak najlepiej unieruchomiona. W takiej skrzynce figurę opuszczono i przewieziono do pracowni konserwatorskiej we Lwowie, gdzie dopiero możliwe było jej właściwe zabezpieczenie. Dokonano tego zawieszając pierwszą skrzynkę na 28 sprężynach wewnątrz zewnętrznej skrzyni. Potrzebne to było, by figura w takim „stanie nieważkości” spokojnie mogła dojechać do konserwatorów w Polsce i nie rozpaść się po drodze. Wszystkie prace badawcze i konserwatorskie prowadzone były w pracowniach w Ożarowie Mazowieckim.

Nie będę tu opisywał działań konserwatorów, którzy dokonali dokładnego skanowania całej kaplicy – od podziemi po czubek krzyża i stworzyli 3D model całego obiektu, co dało możliwość dokonywania potrzebnych wizualnych przekrojów i wycięć, koniecznych do dalszych prac. Jednocześnie przebadano stan ścian, poziom zawilgocenia i zabrudzenia oraz zniszczenia poszczególnych elementów.

Dokładne badania rozpoczęto od poszukiwań materiałów źródłowych w archiwach Lwowa, Warszawy, Krakowa i Katowic. Okazało się, że w swej historii Kaplica Boimów była kilkakrotnie remontowana (trudno tu mówić o restauracji czy konserwacji obiektu). Pierwsze tego rodzaju prace miały miejsce w 1838 r. Naprawiono wówczas gzymsy na kaplicy i zamieniono stary krzyż na nowy, dębowy. Potem „dwóch malarzy” coś tam malowało i naprawiono „korpus Chrystusa”. Wykonano też mutrę i dybel do krzyża i go wygładzono. Bardziej kwalifikowane prace renowacyjne prowadzone były w latach 1926-1927 pod okiem architekta prof. Tadeusza Obmińskiego. W czasie tych prac poszukiwawczych udało się odnaleźć zdjęcia figury, na których widoczna była kompletna korona cierniowa.

Po przewiezieniu figury konserwatorzy znaleźli ślady polichromii, czyli, że pierwotnie figura była malowana, a nawet, że poszczególne warstwy farb nakładane były kilkakrotnie. Zaczęto badania składników farb wykorzystując najnowsze zdobycze techniki, chemii i fizyki: skanowanie i oczyszczanie laserowe, chromatografię, zdjęcia w ultrafiolecie, pektografię, badanie rentgenograficzne i inne metody nieinwazyjne. A przebadać trzeba było nie tylko warstwy kolejnych farb, ale i sam wapień, z którego została wykonana rzeźba i określenie kamieniołomów, z których pobrany został kamień.

W czasie badań okazało się, że figura składa się z kilku części. Mianowicie prawa ręka Chrystusa jest „doczepiana” do całości. Rentgenowskie badania rzeźby wykazały, że dokonano tego metalowymi trzpieniami oblanymi ołowiem. Często tę metodę wykorzystywano w tamtych czasach do łączenia elementów kamienia. Samo żelazo rdzewiejąc pod wpływem czynników atmosferycznych rozsadzało kamień. Dlatego oblewano go bardziej trwałym ołowiem, który dobrze łączył się z żelazem i wypełniał wybrane w kamieniu otwory. Na prawej dłoni Chrystusa widzimy takie wypełnienie połączenia.

Wspomniałem o odnalezionym zdjęciu, ukazującym sploty korony cierniowej. O renowacji tego elementu opowiada na filmie konserwator Paweł Jędrzejczyk. Zdjęcie z lat 1920. wykonane zostało z poziomu ulicy. I nie dawało pełnego wrażenia objętości korony. W tym celu komputerowo trzeba było je opracować, jakby „podnieść” do poziomu głowy rzeźby i stworzyć wizerunek objętościowy. Była to skomplikowana praca, która wiernie oddaje sploty wieńca, a ponadto wskazuje miejsca umieszczenia poszczególnych metalowych cierni (pozostało ich jedynie 4). Po obróbce zdjęcia korona cierniowa zbiegła się całkowicie z odkrytymi przy badaniach miejscami poszczególnych cierni. Aby zrekonstruować koronę i poszczególne stracone elementy figury należało dokładnie uzyskać taki sam kamień, z którego została wyrzeźbiona postać Chrystusa Frasobliwego. Opowiada o tym konserwator Paulina Zalewska. Tu też pomogły badania chemiczne i inne. Określono rodzaj wapienia, jego gramaturę, wielkość ziarna i zdolność pochłaniania wilgoci. Ważne było to, aby przy ustawieniu figury na otwartym powietrzu uzupełnione elementy były analogiczne z całością i nie odpadały.

Konserwatorom udało się odtworzyć w całości koronę cierniową ze wszystkimi metalowymi cierniami i uzupełnić utracone drobniejsze elementy. Wcześniej zdołali złączyć wszystkie potrzaskane części, takie jak fragment podstawy, prawa stopa, prawa noga rzeźby poniżej kolana.

Końcowym etapem prac było zabezpieczenie antykorozyjne samej kamiennej figury, wszystkich elementów metalowych – cierni i nimbu nad głową Chrystusa, mocowania krzyża oraz samego dębowego krzyża.

O tych wszystkich etapach prac konserwatorskich i badawczych bardziej precyzyjnie opowiadają poszczególne plansze wystawy „To czego nie widać”, a zwiedzając wystawę, mogliśmy naocznie przekonać się o wysokim poziomie ich wykonania. Dla przykładu ilustruję to przybliżonym zdjęciem korony cierniowej i twarzy Chrystusa. Twarz została jedynie oczyszczona i zabezpieczona, a korona jest zrekonstruowana ze zdjęcia od nowa. Różnicy w fakturze kamienia nie widać żadnej.

Obecnie czekamy na odpowiednie okoliczności, by można było zobaczyć odrestaurowaną rzeźbę na jej pierwotnym miejscu – na szczycie kopuły Kaplicy Boimów i zastanowić się nad napisem: „Przechodniu, pomyśl czy jest ból większy od mojego”.

Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 3-4 (439-440), 29 lutego – 14 marca 2024

X