Znane polskie rody na wschodzie Rzeczypospolitej: Jaroszyńscy

Znane polskie rody na wschodzie Rzeczypospolitej: Jaroszyńscy

Kontynuujemy temat rezydencji znanych rodów polskich na wschodnim Podolu. Nie sposób pominąć tu rodziny Jaroszyńskich, którzy w szczególny sposób wsławili się w drugiej połowie XIX wieku, budując liczne zakłady przemysłowe i wydając dużą cześć swego majątku na mecenat i dobroczynność.

Ród Jaroszyńskich, herbu Korczak, znany był od XVI wieku, ale prawdziwym fundamentem zamożności rodu stał się konfederat barski Zachariasz Jaroszyński, podstoli winnicki. Swoim stylem gospodarowania i pozycją polityczną doszedł do olbrzymiego majątku, co pozwoliło mu wystawić pierwszą w historii rodu prawdziwie wielkopańską rezydencję w Tywrowie i ufundować klasztory dla dominikanów i kapucynów.

Tywrów od dawna należał do dwóch rodzin: Kaletyńskich i Jaroszyńskich. Z jednej strony było to korzystne dla mieszczan, bo od pierwszych otrzymali klasztor dominikanów z olbrzymim barokowym kościołem, a drudzy wystawili tu swoją magnacką rezydencję. Z drugiej strony taka dwuwładza nie mogła nie doprowadzić do konfliktu, który w końcu nastąpił, gdy wspomniany już Zachariasz Jaroszyński siłą zajął cały Tywrów. Wtedy to, niby przez przypadek, zabił zakonnika-dominikanina z klasztoru Kaletyńskich. Pod koniec życia wykładał wielkie sumy na budowę klasztorów i kościołów, dobudował sąsiednią świątynię dominikańską i założył klasztor kapucynów w miejscowości Kuna, gdzie kazał pochować się pod progiem, a na epitafium wyryć wszystkie swoje grzechy i przewinienia. Prawdopodobnie dokonał tego jego syn, Antoni, po ukończeniu budowy świątyni.

Po śmierci Zachariasza, właścicielem pałacu został jego młodszy syn Czesław, który brał udział w zwycięskiej bitwie z Rosjanami pod Tywrowem. Wówczas rząd pozostawił majątek Jaroszyńskim, ale już nie oszczędził ich, gdy kolejny właściciel, Henryk, wziął udział w powstaniu 1863 roku. Jaroszyńscy zmuszeni byli sprzedać tywrowski pałac księciu Koczubejowi, który nie miał zamiaru dbać o olbrzymią rezydencję (większość jego majątku leżała po lewej stronie Dniepru), i przekazał go na prawosławne seminarium.

Kościół pokapucyński i pozostałości klasztoru w Kunie (fot. Dmytro Antoniuk)

Duchowieństwo, prawdopodobnie celowo, doprowadziło do pożaru pałacu, po czym rezydencję gruntownie przebudowano. W części centralnej pojawiła się seminaryjna cerkiew z półokrągła absydą, a po lewej korpus seminaryjny, nijaki pod względem architektonicznym. Po 1917 roku umieszczono tu szkołę-internat, którą niedawno przeformowano na liceum. Wszelkie zdobnictwo wewnętrzne i zewnętrzne pałacu zostało utracone. Pozostał widoczny jedynie fragment półokrągłych pilastrów, brutalnie zniszczonych przez popów przy dobudowywaniu nowego budynku.

Jeszcze mniej szczęścia miał sąsiedni klasztor. Ale może po kolei…

Jak twierdzi badacz spuścizny dominikańskiej na Ukrainie Natalia Ursu, oo. kaznodzieje zjawili się tu już w 1569 roku. Inne źródła podają datę: 1740. Wydarzenie to poprzedziła pielgrzymka chorążego bracławskiego Michała Jana Kaletyńskiego do Częstochowy. Wraz z żoną przywieźli kopię cudownego obrazu Matki Bożej, którą umieścili w kaplicy zamkowej. Legenda głosi, że pewnego razu miejscowy Żyd idąc obok kaplicy, dostrzegł, że obraz się świeci i zaczął budzić całe miasto, aby wszyscy mogli ujrzeć ten cud. Wydarzenie to przesądziło o decyzji budowy klasztoru dla dominikanów. Pierwsi czterej zakonnicy, którzy tu przybyli, zamieszkali obok kaplicy zamkowej. Budowę powstrzymało powstanie hajdamackie (Tywrów został przez kozaków zdobyty) oraz trwały spór pomiędzy Kaletyńskimi i Jaroszyńskimi o władanie miejscowością. Doszło nawet do użycia broni i strzelania z armat, podczas którego Zachariasz Jaroszyński zabił jednego z zakonników. Żeby odpokutować swój grzech, łożył potem niemałe sumy na budowę klasztoru, która trwała w latach 1752-1760 i zakończyła się wystawieniem wspaniałej dwuwieżowej barokowej świątyni p.w. św. Michała Archanioła oraz piętrowych zabudowań klasztornych, tworzących z kościołem wewnętrzny dziedziniec.

W owym czasie Michał Jan Kaletyński już zmarł i na jego cześć w świątyni umieszczono epitafium z jego portretem, rzeźbą Piety oraz urną z sercem dobroczyńcy. Nieopodal umieszczono podobne epitafium jego odwiecznych oponentów – Marianny i Zachariasza Jaroszyńskich z portretem tego ostatniego. Chlubą kościoła był olbrzymi ołtarz główny z czczoną ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej, zwanej tu Tywrowską, zasłaniany obrazem św. Michała Archanioła, 8 bocznych ołtarzy, organy, freski i ambona w kształcie łodzi Piotrowej z masztem i żaglem, wiosłami i sieciami.

Mury i wieża cukrowni Jaroszyńskich w Babinie (fot. Dmytro Antoniuk)

W historii jest opis „rzezi hajdamackiej” w Tywrowie w czasie koliszczyzny, więc prawdopodobnie klasztor ucierpiał, ale został odbudowany przez Jaroszyńskich, którzy już wówczas całkowicie władali miastem. Po powstaniu 1831 roku, gdy wojska powstańcze rozbiły pod Tywrowem Rosjan, klasztor został skasowany, a kościół przeznaczono na świątynię parafialną, mimo iż najpierw planowano przekazanie go prawosławnym na cerkiew. Ale prawdziwe nieszczęścia miały spotkać zabytek dopiero w przyszłości. W czasach stalinowskiego terroru świątynia została zamknięta, a dwie wieże zrujnowane. Później w świątyni umieszczono zakład produkcji wyrobów z plastiku i potężnymi betonowymi płytami przedzielono ją na kondygnacje. Przy tej „modernizacji” oczywiście zniszczone zostało całe wyposażenie i wystrój wnętrza. Los cudownego obrazu do dziś jest nieznany.

Byłem tu po raz pierwszy w 2009 roku, gdy przygotowywałem przewodnik po Ziemi Winnickiej. Klasztor był zamieszkany, zaś kościół ział pustką. Wewnątrz, po przedostaniu się przez otwory okienne, w prezbiterium na stropie można było dojrzeć resztki fresków z XVIII wieku. Po roku zabytek został przekazany katolickim oblatom, którzy energicznie zabrali się do odbudowy świątyni. W maju 2013 roku odbyła się tu międzynarodowa konferencja z udziałem profesorów z Politechniki Śląskiej, którzy opracowali projekt odbudowy klasztoru i świątyni. Przewidziano odbudowę wież, betonowe stropy jednak pozostawiono. Na piętrze urządzi się sale: kinową, konferencyjną i katechetyczną oraz muzeum. Zakonserwowane i odrestaurowane zostaną resztki fresków. Innymi słowy: zabytek skazany na zagładę ma przed sobą wspaniałą przyszłość.

Prawnuk Zachariasza – Józef Jaroszyński w połowie XIX wieku był znany jako przedsiębiorca i mecenas. W Babinie zachowała się jedna z jego rezydencji. W tej miejscowości dosłownie wszystko przypomina o jej dawnych właścicielach – Jaroszyńskich. Miejscowa szkoła znajduje się w dawnym szpitalu, który podczas I wojny światowej Władysław Jaroszyński przekazał rosyjskiemu Czerwonemu Krzyżowi. On też wybudował kolej z Oratowa przez Babin do Soroków.

Ojciec Władysława, Józef Jaroszyński wykupił Babin od brata Oktawiana w 1861 roku i od razu rozpoczął intensywną działalność. Już po roku powstała tu jedna z pierwszych na winniczyźnie cukrowni. Zachowała się przy centralnej ulicy do dziś. Jest to zabytek architektury przemysłowej, który swymi wysokimi murami i wieżami bardziej przypomina fortecę. Naprzeciwko cukrowni w 1863 roku stanął otoczony parkiem pałac Józefa Jaroszyńskiego. Jest, zachował się i stoi do dziś. Obecnie pełni funkcję domu mieszkalnego, w którym mieszka kilka rodzin. Opodal, w krzakach są pozostałości po wspaniałej niegdyś fontannie, a dalej przez park droga prowadzi obok budynku zarządcy, na brzeg malowniczego jeziora.

Zewnętrzne oryginalne zdobnictwo pałacu Jaroszyńskich w Tywrowie (fot. Dmytro Antoniuk)

Spokojne życie Józefa Jaroszyńskiego zostało przerwane przez Powstanie Styczniowe. Sam w powstaniu udziału nie brał, ale po fałszywym donosie został aresztowany i osadzony w twierdzy kijowskiej. Tam udało mu się udowodnić swoją niewinność i, jako kompensację za straty moralne, uzyskać pozwolenie na nabycie terenów w Imperium Rosyjskim. Polacy w tych czasach mieli zakaz takiego kupna.

Jeszcze jedną pamiątką po Jaroszyńskich jest kościół we wsi Kuna, należący do zakonu kapucynów, ufundowany przez Zachariasza Jaroszyńskiego w 1773 roku. Kiedyś w tej miejscowości stała olbrzymia rezydencja, ale została spalona przez chłopów i doszczętnie zrujnowana przez bolszewików. Takiż los spotkał zabudowania klasztorne, po których pozostały jedynie ruiny. Jednak kościół przetrwał i obecnie zwrócono go katolikom.

Podominikański klasztor w Tywrowie przed odnowieniem (fot. Dmytro Antoniuk)

Ośrodek zakonu w Kunie prawie nie ustępował temu w Winnicy. Działał tu nowicjat i wydział filozoficzny. Wiadomo, że jako 6-letni chłopak habit nowicjusza nosił tu przyszły literat Hipolit Błotnicki. Ten sam, o którym pisałem kiedyś, że „mocno bili go barscy bazylianie”. Śluby zakonne w kuńskim konwencie składał również Konstanty Podgórski – działacz religijny, zesłany na żądanie prawosławnego synodu do Archangielska, gdzie też zmarł.

Kościół pw. św. Jana Nepomucena w Kunie był konsekrowany dopiero w 1825 roku przez biskupa kamienieckiego. Jego główną relikwią był obraz św. Antoniego z Padwy. Kościół klasztorny, podobnie jak winnicki, był czynny do 1888 roku, a nawet po tym, gdy służył jako parafialny, kapucyni go nie opuścili. Na początku XX wieku służył tu ostatni gwardian winnickiego klasztoru o. Konstanty Klepacki. On to wyremontował świątynię. W okresie stalinowskim kościół służył za magazyn lokalnemu kołchozowi, a później przebudowano go na klub. Świątynię zwrócono wiernym w 1991 roku i dotychczas trwa jej nieustanny remont. Niestety, po klasztorze pozostały jedynie porośnięte krzakami ruiny, brama i resztki murów, wskazujących na teren dawnego klasztoru. Obecny proboszcz mieszka w Hajsynie.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 5 (273) 17 marca – 10 kwietnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X