Znad Dniepru pod Tatry. Część 2 Feliks Gwiżdż (ze zb. rodz. S.P.)

Znad Dniepru pod Tatry. Część 2

O zapomnianej poetce Sławie Pruszyńskiej i drogach jej życia

Rok 1907 okazał się bardzo ważny w życiu Sławy: zamknęła pierwszy okres swej poetyckiej twórczości, dającej wyraz jej wewnętrznemu mocowaniu się z samą sobą, i poślubiła najprawdopodobniej rok później wspomnianego już Feliksa Gwiżdża. Pod wpływem męża, nie tylko literata, ale też społecznika-socjalisty i przyszłego piłsudczyka, odchodzi od poezji ku ideom niepodległościowym.

W przededniu „wielkiej wojny”
Droga prowadząca Poetkę do postawy czynnej splatała się z zawirowaniami jej życia osobistego. – Sława w rok po ślubie opuściła męża (którego nie umiał również zaakceptować jej ojciec, kresowy arystokrata, mawiający, że nazwisko swego plebejskiego zięcia „mógłby tylko zagwizdać”). Przebywała na przemian w Kozarynówce i Zakopanem, gdzie mieszkała w „Chochliku”, „Dworku”, „Stamarze” i „Lilianie” wraz ze swą córeczką Krystyną Anną (urodzoną w 1909 w Krakowie), a nękającą ją chorobę próbowała pokonać lekturą Janeta, Tetmajera oraz tłumaczeniem Schillera; wiernym i bliskim towarzyszem jej zmagań był Edmund Rupniewski, lubelski lekarz, współdziałający z Gwiżdżem na polu narodowowyzwoleńczym.

Drugą z kolei ważną datą w życiu Sławy był rok 1920, a praca w charakterze sanitariuszki w przyfrontowym szpitalu stała się skutecznym antidotum na własne rozterki. Bezpośrednie przeżywanie ludzkiego cierpienia oraz lektura twórczości E. Słońskiego, E. Małaczewskiego i najwybitniejszego legionowego poety, S. Długosza, nastroiły jej poetykę na inną, nową nutę.

Odnajdziemy ją w zwrotkach z pochodzącego z tego czasu wiersza Obrazek święty:

Wśród listów i kartek z pola
Malutki obrazek leży.
Dał mi go ktoś ze szpitala,
Jadących we świat żołnierzy…

Kto dał obrazek ten – nie wiem…
…Był zachód – czas przedwieczerzy –
Ktoś z chorych dał go w szpitalu,
Z jadących we świat żołnierzy…

Poetka tedy, która dawniej za wszelką cenę starała się znaleźć w oku cyklonu, wydostała się z niego na zewnątrz i teraz jest już tylko jego obserwatorką.

Przesilenie nastąpiło. Sława przemogła siebie i choć jej myśl była nadal nostalgiczna, stała się nieco pogodniejsza, nawet smutek czyniąc „dobroczynnym”. Poetka pogodziła się z istnieniem cyklonu, a on sam złagodniał: dni stały się już „dobrotliwe”, a świat otaczający postrzegany jako miejsce, gdzie można i nawet trzeba poszukiwać piękna. W wierszu Dal wyznała:

Kusi mnie życia jasna dal
Urocza – jak kwiat czereśni –
Dobra – jak snów dziecięcych żal –
Jak wiosną – pieśni…

Zwrotka ta pochodzi z wiersza zawartego w zbiorze powstałym w Lublinie i Zakopanem pod znamiennym tytułem Tęcze pogody (wydanego przez Gebethnera i Wolffa w 1922 r.). Był to trzeci i ostatni tomik jej poezji, nie oznacza to jednak, że pisać przestała.

W Zakopanem
Sława, która pod Tatrami znalazła trwałą przystań, była jednym z wielu tamtejszych twórców uzależnionych trwale od zakopianiny wzmocnionej widokiem Giewontu, publikowała też okazjonalnie swe utwory w miejscowych periodykach (np. Zakopane) – przykładem niech będzie wiersz o podtatrzańskiej zimie pt. Śnieg – oto jedna z jego zwrotek:

Śnieg – śnieg, co w górach jest najbardziej cichy
I bardziej słodkim jest w każdym powiewie,
Wie o błąkaniu wiele – lub nic nie wie…

Wtedy to, w latach międzywojnia, ale też i późniejszych, wojennych, napisała pod pseudonimem S. E. [Stanisławy Edwardy] Rawiczówny liczne cykle wierszy, które zamierzała wydać w zbiorach zatytułowanych „Wiersze zbyteczne” i „Dym”. Nadal, choć nie tak jak niegdyś, nawiązywały one do dawniejszych, młodopolskich klimatów bezradnego smutku, przemijania i rozterek duchowych nawiedzających Poetkę, częściej przeto w nich jest o jesieni niż o wiośnie, o pożółkłych liściach niż o kwiatach. Odnajdziemy również utwory będące wyznaniem porywów serca – zwiewne, zawoalowane mgiełką niedomowienia wiersze miłosne, ale też niekiedy w swej puencie naznaczone śmiałym znamieniem erotyku. Znaleźć tu można i utwory inspirowane fantastyką dziecięcych baśni o bohaterze świata wyobraźni Poetki – zaczarowanym królewiczu, którego (bez wątpienia?) czuje się towarzyszką. Świat baśni jest bezpiecznym schronieniem, zwłaszcza dla wrażliwości duszy, ale może też Poetka przeczuwała nadciągająca katastrofę? – utwór powstał 30 sierpnia 1939 roku, a dni po nim następujące nieodwołalnie burzyły beztroskę każdej zresztą baśni. Pojawiają się też inne w nastroju i wyrazie wiersze, gdy duszę Sławy wypełniały „uśmiechnięte nieba”, skłaniające ją do optymistycznego, lecz zawsze refleksyjnego postrzegania otaczającej górskiej przyrody. Znamienne natomiast, że zwykle wersy swych utworów kończyła wielokropkiem – czy miał on być jedynie świadomym niedopowiedzeniem, warsztatowym zabiegiem dla podkreślenia, że wyjawiła nie wszystko co gra w duszy, a może także stanowiącym zaproszenie czytelnika do wspólnego snucia ciągu dalszego zaanonsowanej poetyckiej wizji?

W rękopisie pozostały także jej tłumaczenia poezji autorów obcych, więc z francuskiego – Ch. Baudelaire’a, P. Géraldy’ego i P. Verlaine’a, z niemieckiego – G. Brittinga, F. J. Demla, H. Heinego, H. K. Hessego i H. Lastiboudois, wreszcie z rosyjskiego – S. J. Nadsona, którego smutek i pesymizm tak bardzo był bliski jej własnym poetyckim nastrojom i wizjom.

Willa „Limba” przy ul. Zaruskiego (d. Ogrodowa 7) w Zakopanem – stan w 2015, fot. Jan Skłodowski

Ostatnie lata życia, a jednocześnie okres okupacji hitlerowskiej, spędziła w willi „Limba”, tej samej, w której trwały wspomnienia dawnych pobytów Karłowicza i Szymanowskiego i do której okien bezustannie zaglądał Giewont. Tworzyła regularnie, choć z przerwami, nieustannie za to znosiła nędzę wojennego bytu, od której odskocznią były częste wspomnienia bezpowrotnie utraconej Ukrainy – kraju jej dziecinnych i młodych lat; nastrój ten zaś wyraziła pełną nostalgii mową wiązaną w takich wierszach jak Kraj dzieciństwa:

Wiśniowe białe sady, kwiaty, kwiaty, kwiaty –
I topole wysmukłe – i wierzby nadrzeczne,
Cały ten świat we słońcu, cały świat upalny,
Dzieciństwo me najbardziej beztroskie i sprzeczne.

Każda ławka, krzew każdy zapyta: pamiętasz,
Tu się bawiłaś w deszczu rozchlapując błoto,
To są te stare świerki, w trawnikach jaszczurki,
Noce gwiezdne: tęsknoty pierwszej elementarz.

Jakże mi bezpowrotnie, gorzko, żal bez granic…
Tęsknoto, zbyt mą duszę poniosłaś kaleką –
Tyś jest winna, że cały kraj ten dałam za nic
I odbiegłam od dni tych szorstko i daleko.

czy Przodkowie:

Wpośród przesądów żyliście zabawnych,
Ale ojczyznę czciliście niezmiennie –
I dwory swoje, i swe łany pszenne,
I wiem – poetów kochaliście dawnych.

Prababko – w sukni głęboko wyciętej,
Jak płoną jeszcze twych policzków róże!
A dziadek obok – wysoki, młodzieńczo
Opięty w dawnym wojskowym mundurze.

Tarcze herbowe wasze i pieczęcie,
Ukochań waszych, dni waszych motyle,
Jakeście żyli i wierzyli święcie –
W ksiąg heraldycznych ledwo znaczne pyle.

W przeszłość odległą, w chaosie pamiątek,
Dzięki wam wracam w owe mgliste wczoraj –
Za ów zniszczony, a drogi zakątek,
Dzieciństwa uśmiech, który wróg zaorał.

Za tę ukochań głębię, co wyrosła
W rozkołysaniu drzew najstarszych szumem –
Za wzrost nie nikły, za tęsknoty wiosła,
Że choć żebractwem zgięte – ale dumne.

Na tych portretach kilka słów wytartych,
Przeżycia jakieś, bolesne, jaskrawe –
I jakieś rady: tak i tak żyć warto –
A przecież imion waszych nie znam nawet…

Jakże mi bezpowrotnie, gorzko, żal bez granic…
Tęsknoto, zbyt mą duszę poniosłaś kaleką –
Tyś jest winna, że cały kraj ten dałam za nic
I odbiegłam od dni tych szorstko i daleko.

Pozostały wreszcie, oprócz wspomnień, ostatnie znamiona dawnego dostatku – kilka naczyń podróżnych wiernie jej towarzyszących na wszystkich drogach życia i wreszcie fotografia Żeromskiego z odręczną dedykacją: „Błogosławiony niech będzie dzień, w którym poezję jako kobietę spotkałem”. Jak wiadomo, łatwiej żyć poezją niż z poezji, zwłaszcza w czas wojny, więc egzystować Sławie Pruszyńskiej pomagała dawna służąca, ostatni żywy symbol minionych dostatnich lat, która, sama też nędzarka, wychodziła do miasta, by zdobyć coś dla swej pani. Zaostrzenie choroby w ostatnich dniach wojny sprawiło, że nie dane jej już było ujrzeć nowych tęcz i pogód, a przeczucie to zawarła w ostatnim swym wierszu z pierwszych dni mroźnego stycznia 1945 r. – tak brzmi ostatnia jego zwrotka:

Usta co dzień chcą chleba okruszyn,
Jako ptaki wśród mroźnej zawiei –
Głód nam pisze słowa beznadziei –
I jak popiół już są nasze dusze.

W kilka dni później, 7 stycznia, już nie żyła, zacierając uprzednio wszelkie znaki, mogące umiejscowić ją w historii i ludzkiej pamięci jako Sławę Pruszyńską. Dopilnowała za życia, by po śmierci stać się Stanisławą Rupniewską (niby, dla szukających obyczajowego skandalu, siostrą Edmunda), po której pozostanie tylko data ostatnia. Ale nie dziwmy się, że miała fantazję kreowania swych ról także po „tamtej stronie” – poeci mają przecież do wszystkiego prawo.

Niech więc złożone przez Sławę Pruszyńską strofy poprowadzą Czytelnika do Jej ojczyzny – poezji, która rodziła się na szlaku wiodącym Ją znad Dniepru pod Tatry, która stanowiła treść oraz sens Jej życia i której do końca była wierną.

***
Pozostawione przez Poetkę w autografie, nigdy dotąd niepublikowane wiersze – tak jej autorstwa jak i przekłady – trafiły do rąk Czytelników w tomiku Wiersze zbyteczne (Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2016), złożonym i nazwanym tak przez wyżej podpisanego, jak uczyniła to Sława Pruszyńska wobec jednego z cykli niewydanych dotychczas utworów. Uznał on, że Poetka zaakceptowałaby taki właśnie tytuł, jak i dokonany wybór utworów.

Autor dziękuje Wnukom Poetki – Pani Monice Gębicz oraz jej Rodzeństwu za udostępnienie do druku wybranych z rodzinnego zbioru archiwalnych fotografii.

Jan Skłodowski
Tekst ukazał się w nr 11 (351), 16 – 29 czerwca 2020

Znad Dniepru pod Tatry. Część 1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X