Zanim zostaniemy sami Alexas Fotos/Pixabay

Zanim zostaniemy sami

Nie opadł jeszcze kurz po pośpiesznym opuszczeniu Afganistanu przez Amerykanów. Dziwny to kurz, gdyż nie wiadomo, kto go wzbudził. Samochody i wozy pancerne zostały na miejscu. Nikt nie zapalił nawet silników. Sprzęt wojskowy, często wysokiej klasy pozostał nietknięty. Nikt nie wydał rozkazu: „zniszczyć broń”. W pamięci są sceny z filmów z II wojny światowej – nie można oddać broni w ręce wroga. Czasem wystarczy jeden kanister, tymczasem wyjście z Afganistanu wprawiło w zdumienie cały świat. W kategoriach prestiżu międzynarodowego hegemona była to kompletna porażka.

Kurz jeszcze nie opadł, ale tlą się natrętne myśli, co z tego wynika dla nas? Pośpieszne wyjście mocarstwa z przestrzeni, którą było zainteresowane przez 20 lat. Niemalże z dnia na dzień. Czy może to się powtórzyć gdzie indziej? Czy któregoś dnia zostaniemy sami? Już tak kiedyś było. Zwycięskie imperium ze wschodu w pochodzie przez Europę Środkowo-Wschodnią przeciw faszyzmowi zadeptało wszystko, co miało na swojej drodze. Alianci nawet nie specjalnie udawali, że są zainteresowani obroną swego najlepszego sojusznika, który z dnia na dzień stał się niepotrzebnym sojusznikiem. Klamka zapadła. Kurtyna została opuszczona. Zostaliśmy sami.

W czasie II wojny światowej mieliśmy za sobą doświadczenie ludobójstwa Polaków na Wołyniu i w Galicji. Ciężko było się w takich warunkach bratać z Ukraińcami… Jednak powstał mały lokalny sojusz taktyczny AK-WiN i UPA, który zakończył się odbiciem więźniów z komisariatu w Hrubieszowie. Jak się rzekło, sojusz był taktyczny. Nikt nikomu tu nie ufał i patrzył na ręce znienawidzonemu partnerowi. Przyniosło to jednak wymierny skutek. Co chyba najważniejsze, mogła odetchnąć z ulgą ludność cywilna.

Po I wojnie światowej też praktycznie zostaliśmy sami. W czasie nawały bolszewickiej pewnej pomocy udzielili Rumuni – szykował się już sojusz polsko-rumuński i bratankowie – Węgrzy. Poza tym byliśmy w porozumieniu z Ukraińską Republiką Ludową. W polityce nie ma idealnych sojuszy, ale ten sprzymierzeniec okazał się wierny do końca. Można zaryzykować tezę, że nawet wbrew instynktowi samozachowawczemu. Znowu można powiedzieć, że był to sojusz taktyczny, ale jego skutki dla Rzeczypospolitej były dobre.

Poeta, który wychował się we Lwowie, napisał:

Ci, których spotkało nieszczęście są zawsze samotni.

Obrońcy Dalajlamy, Kurdowie, afgańscy górale (znów Afganistan!).

Należy pamiętać te słowa. To co dzieje się ostatnio na zachodniej i północnej granicy Białorusi nie napawa optymizmem. Prowadzona jest przeciwko nam wojna. Kinetyczna przeciw Ukrainie, hybrydowa przeciwko zachodnim państwom NATO, w tym Polsce. Zanim zostaniemy znów sami, nie dajmy się sprowokować. Lista krzywd jest długa. Pierwszy z brzegu to chociażby kościół Marii Magdaleny we Lwowie, ale wyciągnijmy wnioski z historii.

Nic nie poradzimy na to, że jesteśmy sąsiadami. Z sąsiadami można mieć na pieńku, ale gdy płonie dom sąsiada, wszyscy chwytają za wiadra, bo w rezultacie ogień może przejść na nasze domostwa. Zatem zanim zostaniemy sami, nie pozwólmy byśmy byli osobno.

Albert Iwański

Tekst ukazał się w nr 17 (381), 17–30 września 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X